Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 16:40, 09 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

W kwaterze Czarnej Pani nastała cisza. Narcyza opierała się o oparcie, coraz głębiej pogrążając w swoich myślach. Voldemort nauczał ją by była silna i odporna na wszystkie uczucia, ale panująca sytuacja ją przerastała. Nie mogła się pogodzić z myślą, że wykorzystała swojego przyjaciela -Severusa, i pozwoliła złożyć mu przysięgę. Poniekąd wiedziała, że rozpad ich związku był jej przyczyną.
Jednak to nie było dla niej najcięższe. Malfoy cierpiała myśląc, że przez dążenie do władzy straciła męża i syna. Kiedyś, kiedy Czarny Pan zaproponował jej dziedziczność jego urzędu, odmówiła, ale kiedy zagroził zabiciem Lucjusza, nie mogła się nie zgodzić. Od tego momentu, straciła wszystko. Nie odeszła od rodziny, bo ich nie kochała. To właśnie miłość, stała się przyczyną, dla której postanowiła poświęcić się czarnej magii.
- To teraz tak wygląda twoje życie? - zapytała Lily z ironią myśląc o ich incydencie. Wplotła jedną rękę w włosy i przygryzła wargę zdając sobie sprawę z nie najlepszej kondycji psychicznej swojej towarzyszki.
- Nie rozumiem co masz na myśli - odburknęła Narcyza nalewając sobie do kielicha większą część trunku znajdującego się w butelce.
Upiła trochę i uniosła brwi na znak kontynuacji wywodu Greegrass.
- Wykorzystujesz wszystkich, włącznie ze mną - naprowadziła na właściwy trop i wstała. Przyjrzała się kilka portretom i prychnęła. Nie rozumiała, dlaczego cała ściana była zajęta obrazami Lucjusza. Myślała, że przez swój urząd, chciała się od niego uwolnić i zostawić go, bez hańby i utraty godności.
- Myślałam, że tego chciałaś - rzuciła jakby ich pocałunki była najnormalniejszą rzeczą na świecie. Oblizała usta i westchnęła głośno zwracając na siebie większą uwagę.
- To niczego nie zmienia - wytłumaczyła Lily i wskazała Narcyzie ścianę z portretami. Rzuciła pytającym spojrzeniem i usiadła daleko od niej, by sytuacja się nie powtórzyła.
- Tylko tak mogę z nim rozmawiać - wyszeptała Narcyza zamykając swoje oczy. Tylko tak mogła znowu z nim być. Za każdym razem kiedy pogrążała się w swoim świecie wyobraźni, Lucjusz był przy niej. Ten sam uśmiechnięty, młody i zakochany w niej Lucjusz.
- Severus? - zapytała Lily widząc, że na końcu znajduje się portret Snape`a.
Malfoy zaśmiała się głośno.
- Kiedy mam problem z eliksirem zawsze pytam o zdanie - Narcyza odpowiadała na każde pytanie Lily, jakby to było jej obowiązkiem. Tak naprawdę, czuła ulgę, że w końcu ktoś się nią zainteresował i ma podobne problemy.
- Czy mogę wziąć ten portret? - zapytała Greegrass i niepewnie spojrzała na blondynkę.
Narcyza nie miała nic przeciwko, dlatego zruszyła ramionami.
- Bierz co chcesz - mruknęła, wypijając wino do końca. - Mi się już nic z tego nie przyda.
- Nie przyda, wybierasz się gdzieś? - zapytała Lily.
Malfoy wstała i przyłożyła swoją różdżkę do skroni. Następnie zamknęła oczy i zaczęła o czymś intensywnie myśleć, wylewając morze łez. Na sam koniec przeciągnęła swoje myśli do fiolki i odłożyła naczynie na stół.
- Oddaj to Lucjuszowi - wyszeptała wskazując rudej na małą fiolkę.
- Sama mu to daj, ja zamierzam…
- Już niedługo Severus znowu będzie cie kochał bezgranicznie - wyszeptała.
- Co? - warknęła.
- Zaufaj mi, znowu będziesz jego. Kiedy ja… Przysięga wygaśnie, a potem oddasz do Lucjuszowi, tylko o to proszę - wyszeptała i zniknęła w jednej ze swoich komnat, zostawiając Lily pogrążaną w myślach.

Lucjusz uśmiechnął się nieznacznie i skinął przecząco głową wątpiąc w to, że któreś z dzieci mogło ich zobaczyć. Pociągnął Mariettę do środka, lecz jeszcze w salonie, wyminął ich rozwścieczony Draco, a następnie za nim pobiegła Lia, uderzając w zimne powietrze znajdujące się na zewnątrz.
Malfoy chciał się zwrócić do młodzieży, lecz Rosier ścisnęła jego ramie.
- Proszę, nie rób tego. Dadzą sobie radę - wytłumaczyła przypominając ich wcześniejszą rozmowę.
Następnie kobieta obeszła dookoła Lucjusza, aż w końcu osiedliła się na sofie. Splotła swoje dłonie na piersi i spojrzawszy na Malfoya oczekująco, wskazała mu miejsce obok siebie.
- Możemy wyjechać stąd już teraz? - zapytała szybko rozglądając się dookoła. Wtedy zdała sobie sprawę, że nie muszę organizować wiele rzeczy. Jedyne co potrzebowała Rosier to swoją walizkę, która była w ich sypialni. Reszta należała do wyposażenia domku.
- Nawet teraz, ale dzieci… - zaczął, a Marietta wywróciła oczyma. Przysunęła się do Lucjusza i oparła swoją głowę o jego ramię, delikatnie wciskając swoje palce w jego tors.
- Napiszmy im list… - szepnęła. - Ja chcę już ruszać, proszę - mruknęła niewinnie, choć Malfoy doskonale wiedział, dlaczego jej się spieszy.
Blondyn zaśmiał się i pogłaskał ją po głowie. Również chciał już ruszać, ale obawiał się, że Draco może nie trafić do celu. Bowiem Lucjusz, wybrał niespodziewaną lokalizację na ich kolejną kwaterę. Najchętniej wróciłby do Malfoy Manor, ale wiedział, że Narcyza bez problemu będzie mogła do nich dotrzeć.
Pomyślał chwilę i kiedy już wiedział, gdzie się udają, odrzekł:
- Dobrze - odpowiedział wyciągając i spisując krótki list. Zostawił go na stoliku w salonie i zaczarował tak, by każdy kto wejdzie do środka go zauważył. Następnie pociągnął Mariettę do sypialni i pozwolił spakować wszystko co chciała. Kobieta ze względu na to, że od kilku dni trzymała wszystko w walizce, była gotowa już po kilku minutach.
- Gdzie mnie zabierzesz? - zapytała jak nastolatka, by po chwili przekląć w myślach, za swoje głupie pytanie.
- Chciałem pojechać do Hiszpanii, ale Narcyza zna tę lokalizację, a skoro zna wszystkie przypuszczalne miejsce, gdzie mógłbym cię zabrać… Wrócimy do Malfoy Manor - wyszeptał zamykając oczy na wspomnienie swojego domku, w którym spędził większość swojego życia.
- A twoja żona? - zapytała Marietta, martwiąc się o to, że Narcyza w każdej chwili może się deportować do dworu.
- Jest słaba, sama widziałaś - rzucił i kontynuował po krótkim namyśle - zmienię zabezpieczenia domu i nie dostanie się do jego wnętrza - wyjaśnił przyciskając Rosier do siebie.
Kobieta choć była przeciwna jego słowom, milczała. Chciała, bowiem, jak najszybciej opuścić ten mały dom, który z dnia na dzień przytłaczał ją coraz bardziej i powodował depresję.
Deportując się na tereny Wiltshire, kobieta dostrzegła wielkie oblicze Malfoy Manor. Uśmiechnęła się do siebie i zmierzając do willi, szeptała coś niezrozumiałego.
Kiedy obydwoje weszli do wielkich i zimnych komnat od razu poprawiło się ich samopoczucie. Marietta zmieszała się, doskonale wiedząc, że Narcyza nadal uważa ten budynek za swój dom, lecz później te myśli ją opuściły. Za sprawą Lucjusza, oczywiście.
- Chodź - szepnął, ciągnąc ją po wielkich schodach. - Jesteśmy sami w tym wielkim domu - dopowiedział w biegu ściągając swój zimowy płaszcza. Koszulę rzucić gdzieś niedaleko swojej sypialni, by następnie oprzeć swoje dłonie o ciało Marietty.
- Lucjuszu - zaczęła Rosier. Bardzo tego chciała, ale bała się ściągnąć swoją sukienkę Wyglądała inaczej, niż wtedy kiedy Malfoy potrzebował pocieszenia.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, zapytał o co chodzi, lecz kobieta milczała. Po kilku minutach dyskusji, którą przeprowadzili patrząc na siebie, Marietta rozebrała się, wskazując na swój zniekształcony brzuch.
- To skutki tych wszystkich zaklęć, kiedy… chciałam się zabić - wytłumaczyła, szybko wciskając się w koszulę i odchodząc do łazienki.


Camelia otarła policzki i wzięła kilka głębszych wdechów. Wiedziała, a raczej przypuszczała, że nie może być tak dobrze. Kiedy ona przestała grać i poświęciła wszystko dla prawdy i Dracona, on ponownie ją oszukał i tylko grał. To było jedyne na co było go wstać w takiej sytuacji. Dziewczyna zamknęła oczy, teraz doskonale zdała sobie sprawę ze swojego bólu i naiwności. Sama stosowała podobne sztuczki na początku ich naiwności, a później, kiedy oczekiwała od chłopaka miłości, on ją oszukał i zostawił samą.
To właśnie tak się teraz czuła, samotna.
Pozostając kilka chwil w pokoju, wybiegła z niego z wielkim hukiem, mijając po drodze Mariettę i Lucjusza. Nie zwróciła na nich większej uwagi, rzuciła tylko okiem na ich zdezorientowane miny i pognała na dwór, gdzie spotkał ją chłód i przerażające zimno. Lia nie miała ochoty wracać po coś ciepłego, pomimo iż, jej bluzka była odpięta, a spódnica ledwo trzymała się na jej biodrach. Teraz już wiedziała, że w życiu są ważniejsze sprawy niż dobry wizerunek i eleganckie ubranie.
- Draco - szepnęła, biegnąc za nim. W biegu zapinała koszulę, ponieważ zaczęło jej doskwierać zimno.
Wtedy zauważyła Malfoya na horyzoncie, który nadal biegł w stronę największej góry w okolicy. Bała się, że to właśnie szczyt tego wzniesienia jest dla niego celem.
- Jak śmiałeś - krzyknęła za nim i gwałtownie stanęła. Zaczęła grząźć w świeżym śniegu. Oblizała wargi, które były sine i zimne. Nott nie czuła już swoich stóp i palców, bała się, że kolejne kroki nasilą jej ból.
Draco odwrócił się na moment, ale nie zamierzał rozmawiać z dziewczyną. Chciał jej w końcu pokazać jak się czuł, kiedy bawiła się z nim jak przeciętna nastolatka. Młody Malfoy wiedział, że zrobił źle. Kiedy wyznali sobie ( poniekąd! ) co czują, przyznali również, ze skończyli ze swoimi grami. Dla dziewczyny jego wyznanie było zafałszowane.
- Porozmawiaj ze mną! - krzyknęła żałośnie oczekując wyjaśnień. Nie mogła zostać w pokoju i płakać. Potrzebowała jego słów, potrzebowała jakiegoś pocieszenia… czegokolwiek, by tylko on przyznał, że to była pomyłka.
Nagle Draco jakby zmienił zdanie. Odwrócił się na pięcie i z miną terrorysty zaczął iść w stronę Camelii. Był zakłopotany i wściekły na siebie, ale nie mógł stchórzyć i uciec. Skoro dziewczyna nie mogła zostać w pokoju, on nie mógł pozwolić sobie na pospolita ucieczkę.
- Czego chcesz? - syknął stając naprzeciwko dziewczyny.
Lia przełknęła ślinę i popatrzyła na niego wystraszona. Tak bardzo przypominał swojego ojca, kiedy się złościł, że Lia, niemal pomyliła go z Lucjuszem Malfoyem.
- Zostawiłeś mnie… - mruknęła schylając głowę i widząc, że w pośpiechu źle zapięła koszulę. Szybko przycisnęła palce do koszuli i naprawiła swój błąd.
- Tak samo jak ty mnie… kiedyś - wytłumaczył z nonszalancją, ogrzewając ramiona dłońmi.
- Myślałam, że wszystko sobie wyjaśniliśmy! - krzyknęła. - Przestałam grać dawno temu, Draco - wyszeptała. Myślała, że rzekoma ciąża zmieniła och oboje. Ale pomyliła się co to Malfoya.
- To prawda - warknął, wyładowując swoją złość na dziewczynie. - Gdybym od ciebie nie odszedł, prędzej, czy później rzuciłbym się na ciebie. A przecież nam nie wolno - odparł sarkastycznie wskazując na dom, w którym panowało jakieś zamieszanie. Co chwila było słychać głosy i trzaskające drzwi.
- Zostawiłeś mnie, kontynuując nasz układ - wytłumaczyła i szybko dodała - który jest zakończony!
Lia nie lubiła, kiedy musiała wszystko tłumaczyć i robić z siebie ofiarę. Nie mogła przeboleć myśli, że to ją porzucono i odtrącono.
- Mogłaś zaznaczyć, że to zakończone - pisnął wyniośle maszerując do domku.
Lia skoczyła za nim i szła krok w krok za Draconem.
- Wyjaśnij mi w co pogrywasz - krzyknęła. - A jeśli nie, pożałujesz - syknęła, wracając do swojego tonu, który wykorzystywała przed kilkoma miesiącami.




Weeeny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pią 18:00, 09 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 20:33, 09 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Kobieta zamknęła za sobą drzwi i przez chwilę stała oparta o nie. Kiedy rzucała te zaklęcia, chciała zakończyć swoje życie, a teraz do końca swojego istnienia, zdeformowany brzuch będzie jej o tym przypominał. Gdyby przypomniała sobie o tym kilka godzin temu, zapewne zrobiłaby wszystko, by Lucjusz nie zobaczył tego kawałka jej ciała.
Usiadła na wannie i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała, gdyż wiedziała, że to nie zmieni sprawy. Urazy spowodowane czarną magią były trwałe, więc i blizn nie pozbędzie się tak jakby chciała.
- Marietto? – usłyszała zdezorientowany głos Lucjusza, dochodzący zza drzwi. Podniosła głowę i zerknęła w stronę drzwi. Przełknęła głośno ślinę i przez chwilę zastanawiała się co powinna zrobić.
- Otwórz drzwi – poprosił cicho mężczyzna, naciskając na klamkę. Rosier szepnęła kilka słów do siebie, po czym podeszła do drzwi.
- Proszę – powiedział Malfoy, a jego głos zaczął jakby odsuwać się od drzwi. Marietta westchnęła, wiedząc, że w końcu będzie musiała opuścić to pomieszczenie i delikatnie uchyliła drzwi. Wyjrzała na korytarz i wyszła z łazienki.
- Wyszłaś – Lucjusz uśmiechnął się lekko, wyciągnął ręce w stronę kobiety, dając jej możliwość wyboru.
- Owszem – mruknęła, unosząc wysoko brodę. Malfoy zaśmiał się, lecz po chwili zamilkł.
- Coś się stało, kochanie? – zapytał widząc skwaszoną minę swojej towarzyszki. Pokiwała głową i spojrzała na swoje nogi. Palcami dotknęła swojego brzucha, przez materiał koszuli. Doskonale mogła wyczuć każdą fałdkę jej zniekształconej skóry.
- O to chodzi? – wyszeptał, a kobieta momentalnie oderwała rękę od swojego ciała. Zerknęła na niego przelotnie i przeniosła wzrok na wazę stojącą nieopodal.
- Tak – mruknęła, zaciskając oczy. Kiedy chodziła w sukienkach, mogła ukryć zdeformowany brzuch i tylko ona wiedziałaby o tym fakcie, ale w sytuacjach intymnych nie mogła tego ukryć. Po prostu nie da się. Czuła, że łzy zbierają się w kącikach jej oczu. Lubiła czuć się piękna, a blizna burzyła jej poczucie estetyki.
- Dalej jesteś piękna – oznajmił Lucjusz.
- Nie kłam – rzuciła. – Nie chcę słuchać Twoich kłamstw!
- Dlaczego zarzucasz mi kłamstwo? – spytał spokojnie, patrząc jej prosto w twarz.
- Nie jestem piękna – krzyknęła. – Starzeję się! Mam…
Mężczyzna zamknął jej usta pocałunkiem.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza – szepnął. – Nie przeszkadza mi blizna, nic mi nie przeszkadza.
Marietta spojrzała na swoje starzejące się dłonie i kiedy chciała coś powiedzieć, pojawił się przy nich skrzat.
- Panna Greengras mówi, że musi się koniecznie z panem zobaczyć, sir!


Chłopak wzruszy ramionami i dalej szedł w stronę domku. Lia chciała pobiec za nim, ale zmarznięte stopy umożliwiały jej zaledwie powolny spacer.
Kiedy tylko udało jej się wejść do domu opadła na podłogę przy kominku. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, zerknęła na swoje ręce i stopy. Były zaczerwienione i bolały. Pociągnęła nosem.
- Wracamy do Malfoy Manor – usłyszała za sobą zimny głos Dracona. Nie pomyślała nawet, że stać go na taki ton. Skinęła powoli głową. Mogła się tam sama teleportować, dlatego też najpierw chciała się ogrzać, poza tym czuła, że zaczyna mieć podwyższoną temperaturę.
- Za pół godziny teleportujemy się stąd – dodał chłopak podchodząc do kominka. Przelotnie zerknął na dziewczynę i przez chwilę chciał jej jakoś pomóc, ale druga część jego osoby, mówiła, że dobrze jej tak, że mogła założyć płaszcz.
Lia powoli podniosła się z ziemi, krzywiąc się, tępy ból nadal wychodził z jej palców u rąk i nóg. Rzuciła chłopakowi dumne spojrzenie (na tyle ile było to możliwe, wzrokiem pokazującym, że gorączka zaczyna ją gnębić) i weszła do swojej sypialni. Zmieniła sukienkę na swoje jedyne spodnie i naciągnęła na siebie gruby sweter. Szybko wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do walizki i przeklęła, stwierdzając, że eliksir pieprzowy został w domu. Za pomocą czarów zmniejszyła swój bagaż i zeszła do saloniku. Czuła się coraz gorzej i nie zważając na towarzystwo Dracona, opadła na kanapę, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Miała nadzieję, że ta będzie jej choć trochę cieplej, bo dreszcze nadal przechodziły przez jej ciało. Przymknęła oczy, a głowa pulsowała jej z bólu. Przez zamknięte powieki nie mogła zauważyć zaniepokojonego spojrzenia Dracona. Chłopak chciał grać, tak jak to wcześnie robiła Lia, ale nie potrafił, wykrzesać z siebie choć odrobiny wyrafinowania, by zadrwić z jej stanu. Bąknął coś pod nosem i podniósł się z kanapy.
- Wstawaj – rzucił i kiedy dziewczyna delikatnie podniosła się i stanęła obok niego, skomentował jej głupotę.
- Przestań – wyszeptała, nie chciała słuchać jego oskarżeń, w ogólne nie chciała mieć z nim nic wspólnego, teraz kiedy zawiodła się na nim tak mocno. Myślała, że będzie mogła na nim polegać, okazała mu swoje uczucia, a on zdeptał je, na nowo rozpoczynając zakończoną dawno grę.
- Uwierz, że bawię się bardzo dobrze, kochanie – przyłożył dłoń do jej policzka, choć dziewczyna odebrała ten gest jako kolejny element jego zabawy, on skorzystał z tego i sprawdził orientacyjnie wysokość temperatury dziewczyny.
- Nie dotykaj mnie, Malfoy – warknęła cicho, odtrącając jego rękę. – Nie chce mieć z tobą nic wspólnego.


Lily zerknęła na fiolkę i ostrożnie wzięła ją do ręki. Obróciła ją w rękach, stwierdzając, że są to wspomnienia kobiety, które ma przekazać jej mężowi. Westchnęła cicho i wyszeptała:
- Jak mam ich teraz znaleźć? - mruknęła wlewając sobie do pucharka sok dyniowy. Upiła łyk i sięgnęła ręką po kilka winogron. Musiała się zastanowić jak może ich znaleźć. Podniosła się gwałtownie i zaśmiała się. Nott pewnie siedzi we Francji i wie gdzie jest jej ciotka, a wraz z nią musi być Lucjusz.
Wsunęła fiolkę do kieszeni spodni i deportowała się z siedziby Czarnej Pani. Kiedy stanęła przed wejściem do wiejskiego domku, coś jej nie pasowało. I choć nie widziała żadnych świateł, podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Kiedy jej ustąpiła, weszła nieśmiało do środka i rozejrzała się. Zapaliła światło i zaczęła wsłuchiwać się w ciszę.
- Jest tu ktoś? - zawołała, ale odpowiedziało jej tylko echo. Wściekła usiadła na kanapie i oparła głowę na zgiętej ręce. Nie była w domku w Szwajcarii, dlatego też nie mogła tam się bezpiecznie teleportować. W pierwszej chwili chciała wezwać do siebie, któregoś ze skrzatów, ale uzmysłowiła sobie, że to w niczym jej nie pomoże. Kożystając z faktu, że zostawiła tutaj swoją walizkę, udała się na górę i przebrała się w wygodne spodnie i flanelową koszulę, którą dostała na urodziny od Severusa.
- Gdzie oni mogą teraz być – myślała głośno, zastanawiając się jak może ich znaleźć. Korzystając z chwili wolnego, przygotowała sobie kanapkę i razem z nią obeszła cały dom w poszukiwaniu jakiegokolwiek powiadomienia, gdzie ich może teraz szukać.
Stanęła na środku salonu i uderzyła się dłonią w czoło.
- Malfoy Manor, oczywiście! - zaśmiała się i szybko połknęła ostatni kęs kanapki. Chwilę później stała przed bramą prowadzącą do posiadłości Lucjusza Malfoya.
Szybkim krokiem zaczęła iść w stronę ogromnej posiadłości, w myślach ciesząc się, że jej dom jest przytulniejszy niż ten, pełen pustych, nigdy nie używanych komnat. Stanęła przy drzwiach, a te odczytując jej pokojowe intencje i chęć wejścia do środka, wpuściły ją. Stanęła w holu zastanawiając się gdzie ma teraz iść – kiedy mieszkała tutaj, Severus eskortował ją do każdego miejsca, do którego chciała dotrzeć. Rozejrzała się, szukając jakiegoś znajomego korytarza, ale za nim na dobre to zrobiła – poczuła, jak coś szarpie ją za nogawkę spodni.
- Panna Greengras – zapiszczał skrzat, kłaniając się przed nią nisko. - W czym mogę pani pomóc? - elf zgiął się w pół, a nosem niemalże dotykał podłogi.
- Muszę się zobaczyć z Lucjuszem Malfoyem – powiedziała, siląc się na władczy ton.
- Oczywiście, Skarpeta, przekaże panu, że pani przybyła, madame! - zwierzątko zapiszczało i prosząc o chwilę cierpliwości, zniknęło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 7:53, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 10:14, 10 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia jeszcze przez długi czas mierzyła się wzrokiem z Draconem, lecz w końcu przegrała i spojrzała na ogień tlący się w kominku. Była nie tylko wyczerpana, ale również zła, na całą sytuację. Nie miała pojęcia, że ich szczęśliwe życie, zmieni się koszmar, z powodu jednego ruchu. Wszystko co kiedykolwiek sobie powiedzieli, na dzień dzisiejszy nie istniało.
- Zostaw mnie - krzyknęła po raz kolejny, czując ciepłą dłoń Dracona na swoim ramieniu. Nie miała ochoty, by znowu zaczął z nią pogrywać zabawiając siebie. Dziewczyna warknęła coś pod nosem i opadła na sofę. Było jej zimno i źle, czuła, że temperatura jej ciała podwyższa się z każdą kolejną minutą.
- Musimy się deportować - odpowiedział jej z podobnym tonem. Malfoy był zły na siebie, wiedział, że gdyby kontynuował swoją grę do końca, teraz najprawdopodobniej leżeliby wtuleni w siebie, ale nie mógł tego zrobić. Pomimo, iż wielokrotnie złościł się na ojca, uważał jego słowa za świętość, toteż zamierzał postąpić tak jak mu nakazał.
- Ty musisz - odburknęła nie przejmując się minami Dracona, który sugerował jej, że jest w błędzie.
- Za kilka godzin ten dom zniknie z powierzchni ziemi, by zatuszować po nas ślady, chyba nie chciałabyś zostać w środku? - zapytał retorycznie uśmiechając się pod nosem.
Następnie Draco odszedł od dziewczyny i zaczął zbierać z pomieszczenia wszystkie rzeczy, które trzeba było uratować przed samozniszczeniem się domku.
- A jeślibym chciała, to ty nie masz na to żadnego wpływu - drażniła się z młodym Malfoyem dopóki nie zakaszlała i spostrzegła na swoich dłoniach krwi. Gwałtownie wstała i zniknęła w łazience. Wiedziała, że to przez zimno, nikt o zdrowych zmysłach nie wychodzi w środku alpejskiej zimy na dwór w połowie nago. Nott zaklęła pod nosem i próbowała ratować siebie kilkoma zaklęciami. Niestety z marnym skutkiem.
- Idziemy! - krzyknął Draco mając nadzieję, że dziewczyna będzie posłuszna i zrobi to co jej każe.
- Współczuję twojej przyszłej żonie - syknęła wkładając swoją zmniejszoną walizkę do kieszeni. Nie chciała dotykać Malfoya, sama doskonale dałaby sobie radę podczas deportacji do Malfoy Manor.
Draco nie skomentował tego, ponieważ przeniósł ich oboje do swojego domu. Oczywiście dziewczyna nie dotknęła go, chłopak zmusił ją pociągając w swoją stronę. Kiedy obydwoje dotarli na wielki dziedziniec dworu w Wiltshire, Lia w końcu mogła odetchnąć ciepłym powietrzem. Pomimo, iż z jej ust wydobywała się para, to Camelia nie czuła ogarniającego ją chłodu.
- Przyszłej żonie? - zapytał Malfoy pozwalając skrzatowi prowadzić ich do domu. Usadowił swoje rzeczy w przedpokoju i stanął przed Nott.
- Tak Malfoy, współczuję twojej żonie - odparła i ścisnęła się płaszczem, nie miała zamiaru rozgaszczać się w Malfoy Manor. Chciała odnaleźć siostrę i wrócić do ich domu, gdzie mogła robić co jej się podoba.
- Ty będziesz moją żoną - powiedział pewny siebie i kazał skrzatom nalać sobie wina.
Camelia prychnęła na jego słowa i skierowała się do wyjścia.
- O nie, kochanie… - zaczęła, a następnie wyszła na zewnątrz szykując się do deportacji. - Pomyliłeś mnie z kimś innym. Żegnaj - mruknęła i zniknęła w gęstej mgle okalającej ogrody dworu Malfoy`ów.

Marietta ruszyła za Lucjuszem, ale mężczyzna kazał jej na siebie poczekać w sypialni. Rosier skinęła głową, ale potajemnie wymknęła się za Malfoyem i podążając za nim, aż do salonu, przystanęła koło wielkiej marmurowej figury i przyglądała się całej sytuacji.
Greegrass uśmiechnęła się blado na widok Lucjusza i bez żadnego zbędnego słowa przekazała mu fiolkę. Blondyn zdziwił się, bowiem nie wiedział co to jest.
- Jej myśli - wytłumaczyła.
- Czyje? - zapytał Lucjusz, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Lily Greegrass była ostatnią osobą, której spodziewał by się zobaczyć w swoim domu i to jeszcze bez Severusa.
Kobieta wywróciła teatralnie oczyma i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Narcyyyyyzy - przeciągnęła i zrobiła taką minę, jakby mówiła Malfoyowi; „ Nie pytaj mnie o nic więcej”.
Lucjusz ani myślał milczeć. Oddał małe naczynie Lily.
- Nie wiem jak to dostałaś i kto ci powiedział, że to są jej myśli, ale przekaż, że Narcyza dla mnie umarła - odparł odważnie.
Rosier, która stała oparła niedaleko ich, westchnęła uśmiechając się lekko do siebie. Dziękowała w duchu, że Lucjusz nie kłamał. Naprawdę była dla niego ważna. Marietta od dawna bała się, że Malfoy nadal kocha Narcyzę, a uczucie do niej, jest po prostu uspokojeniem swoich myśli.
- Czy ty nie rozumiesz? - zaśmiała się ironicznie Lily. Towarzystwo Narcyzy nauczyło ją tego, że można być wyrafinowanym i sarkastycznym rozmawiając z mężczyznami. - Dała mi to twoja żona, wyciągnęła te myśli przy mnie - warknęła ponownie wkładając fiolkę w dłonie Lucjusza.
Mężczyzna oburzył się, ale tym razem schował naczynie z myślami żony do kieszeni.
- Gdzie Severus? - zapytał odruchowo Malfoy. Nie miał pojęcia co tutaj się dzieje. Ostatnim razem, kiedy miał spotkać Snape`a on nie przybył do Szwajcarii i od tego czasu nie miał od niego żadnych wiadomości.
Lily wzruszyła ramionami.
- To tu, to tam. - mruknęła. - Sama nie wiem - dopowiedziała, choć coś ścisnęła w jej sercu. Nie mogła mu wytłumaczyć, że oddała mu pierścionki, a rozmowa o Wieczystej Przysiędze doprowadzał ją do szału.
- Oszukał nas - warknął Malfoy. - Znowu stchórzył - wyjaśnił przypominając sobie ich umowę.
Greegrass skrzywiła się i zaczęła żuć swoją wargę.
- Nie oszukał - syknęła przez zęby. - Nawet nie wiesz co się stało. Weź sobie te myśli i zobacz, zanim ona… - przerwała sama nie do końca będąc pewną co zamierza zrobić Narcyza.
- Nie obchodzi mnie ona - żachnął się chcąc wrócić do sypialni.
Po raz kolejny Marietcie ulżyło, niestety musiała przygotować się na cios.
- A powinna, nawet nie wiesz jak ona… Na Merlina! - krzyknęła przypominając sobie cała ścianę w jego portretach i słowa Malfoy po ich pocałunkach.
Greegrass nigdy nie lubiła Rosier, więc jej szczęście ją nie obchodziło. W porę zaś poznała Narcyzę, która pomimo wielu błędów w życiu okazała jej przyjaźń i zaufanie. Musiała jej pomóc, tak jak ona chciała pomóc jej - zabijając siebie dla skończenia przysięgi.
- Myślałem, że jesteś po naszej stronie - odrzekł Lucjusz. - Ale Narcyza? - zaśmiał się gardząc swoją żoną.
- Nie twoja sprawa po której jestem stronie, prosiła, żebym to dostarczyła - przyznała. - Więc jestem - mruknęła siadając na kanapie. Wiedziała, że na razie nie może wrócić do kobiety, ponieważ ta chciała pobyć sama. A skoro nie miała się gdzie podziać, postanowiła „zabawić” trochę u Malfoyów. Poniekąd chciała się dowiedzieć, co Narcyza przekazała Lucjuszowi.
Kiedy Lily siedziała w salonie Malfoyów i częstowała się trunkami z ich winnicy, zobaczyła Dracona, który kilkakrotnie wchodził i wychodził z pomieszczenia, najwyraźniej nie wiedząc gdzie ma się podziać.
W tym samym czasie Lucjusz przeklął pod nosem i poszedł do swojego gabinetu, gdzie miał myśloodsiewnię, wersję dla prywatnych gospodarstw. Gwałtownym ruchem wyciągnął fiolkę z kieszeni i ponownie klnąc na Narcyzę wylał całą obfitą zawartość do misy. Różdżką zamieszą myśli i wziął kilka głębszych wdechów.
Marietta stała za uchylonymi drzwiami i przyglądała się całej scenie. Choć było jej trudno przyznać się do słabości, była zazdrosna. Bała się tego co jego była żona mógł przekazać mu w myślach.
Na początku myślała, że Lucjusz zrezygnuje doglądania zawartości fiolki, ale najwidoczniej miał sentyment do tej kobiety.
Zanurzył głowę w cieszy i przez kilka minut z wielkim zaangażowanie przeglądał myśli, nagle jakby coś go odrzuciło na drugą stronę pokoju. Marietta chciała wbiec do środka, ale usłyszała szloch dorosłego mężczyzny. Wychyliła się nieznacznie i zobaczyła Lucjusza Malfoya płaczącego jak małe dziecko. Szybko wybiegł z gabinetu i skierował się na północ. Rosier cały czas podążała za nim. Nagle zorientowała się, że jeszcze nigdy nie była w tej części dworu. Lucjusz stanął przed wielkimi drzwiami i zrzucił z nich materiał. Wszedł do środka i zniknął kobiecie z oczu.
W końcu stanęła w drzwiach i popatrzyła na blondyna.
Teraz już wiedziała, że to była ICH sypialnia. Wielkie pomieszczenie z gigantycznym łożem na środku, które ozdabiało cały pokój. Po prawej stronie stała toaletka, która zapewne należała do Narcyzy, kosmetyki były nieładzie, co sugerowało, że Lucjusz od jej zniknięcia nic nie ruszył.
Teraz jakby się przełamał chwycił szczotkę do włosów i przytknął ją sobie do nosa, jakby chciał poczuć jej zapach. Wtedy Marietta weszła do pomieszczenia.
- Lucjuszu - wyszeptała widząc jego łzy.
Mężczyzna odwrócił się tak, by kobieta nie widziała jego grymasu. Nie odezwał się do niej, tylko wybiegł z sypialni i pognał do salonu.
Rosier próbowała go dogonić, ale jej nie słuchał.
- Co się stało? - zapytała, ale Malfoy uciszył ją głośnym chrapnięciem. Kiedy byli już blisko salonu Lucjusz zaczął krzyczeć:
- Greegrass! Greegrass!
Lily podskoczyła na sofie i odwróciła się za siebie. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale kiedy zobaczyła Malfoya w stanie krytycznym, postanowiła się nie odzywać.
Przez głowę Lily przetoczyło się mnóstwo myśli, nie miała pojęcia, ani pomysłu jakie myśli mogło doprowadzić go do takiego stanu.
- Zaprowadź mnie do niej - błagał prawie klęcząc przed Greengrass.
Ruda zaśmiała się z tego widoku, w życiu nie pomyślałaby, że Malfoy jest do tego zdolny. Lucjusz ani myślał ukryć co teraz czuje. Właśnie dowiedział się, że Narcyza odeszła od niego przed ślubem, bo Czarny Pan potrzebował ich małżeństwa, a ona nie chciała narażać Lucjusza na niebezpieczeństwo. Przez jej poświęcenie on zaplątał się w romans z Rosier. Potem, kiedy miłość Narcyzy wygrała z jej bojaźnią, wróciła do niego, ale cały czas żyła w strachu, że Voldemort nawiedzi ich w nocy i skrzywdzi. Malfoy widział sceny, kiedy Narcyza jako młoda matka i żona ( jak mu się wydawało szczęśliwa) była wykorzystywana i katowana przez jego mistrza. Od lat młodości wypierała się wszystkiego by utrzymać ich związek i miłość. Potem kiedy nastały mroczne czasy i wszyscy ruszyli na wojnę, on kazał jej, pod groźbą śmierci Lucjusza, zastąpić Voldemorta po jego przypuszczalnej śmierci. Ale to nie był koniec, zaznaczył, że nawet po jego śmierci, będzie ją nękał każdej nocy, by nie zaznała spokoju jako Czarna Pani. Prócz obrazów z jej życia, zobaczył również ścianę w jej kwaterze i noce, które spędzała sama płacząc do poduszki i szepcząc jego imię. Myśli, które dotyczyły jej cierpienia, kiedy dowiedziała się o dziecku Lucjusza i o tym, że on jej nie kocha, uważa, że umarła.
- Zaprowadź mnie do niej! - warknął Malfoy, a Marietta ujęła jego dłoń. - Zaprowadź zanim zabije się przeze mnie! - krzyknął zdesperowany.
Lucjusz odepchnął Rosier.
- Greegrass zrobię wszystko - wyszeptał. Lily przewróciła teatralnie oczyma i zgodziła się na jego propozycję. Złapała jego ramię. Rosier nie mogąc tego przeżyć, chwyciła Lily, po czym Greegrass deportowała cała trójkę do siedziby Narcyzy.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 11:13, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 20:38, 10 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Draco patrzył zdezorientowanym wzrokiem w stronę, w którą udała się dziewczyna. Przeklął głośno uzmysławiając sobie słowa Lii. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Twierdziła, że pomylił się myśląc, że zostanie jego żoną. Kopnął w ścianę z całej siły i kazał zanieść do swojego pokoju przygotowane przez skrzaty wino. W biegu wyminął swojego ojca i Rosier, ale zupełnie nie zwrócił na nich uwagi. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim apartamencie.
Pluł sobie w brodę za to co zrobił. Istniało tysiąc innych możliwości by nie dopuścić do ich zbliżenia, a on wybrał najgorszy z możliwych. Wiedział, że zakończyli tę grę, a mimo wszystko brnął w nią dalej, nieświadomie niszcząc to, co zbudowali między sobą. Upił łyk wina z lampki przyniesionej przez skrzaty i odstawił je na stolik, każąc je zabrać.
Poza tym powinien zatrzymać Camelię. Doskonale widział, że miała gorączkę i w takim stanie nie powinna zostawać sama. Dochodził jeszcze fakt, iż nie wiedział do czego jest zdolna dziewczyna, po tym co jej zrobił.
Chwilę później przypomniał mu się moment zanim dziewczyna uciekła do łazienki. Choć szybko schowała ręce, mógłby przysiąść, że miała na nich krew. Zaklął i po chwili deportował się w jedyne miejsce jakie przyszło mu do głowy.

Lia opadła na kanapę w salonie swojej ciotki. Kazała rozpalić ogień i przynieść sobie eliksiry z domowej apteczki. Zwinęła się w kłębek i okryła kocem, który któraś z nich zostawiła zanim wyprowadziły się do Malfoy Manor. Przymknęła oczy i przez chwilę po prostu starła się nie myśleć o tym co się wydarzyło. Bardziej niż Draconem i tym co zrobił, chciała się martwić krwią, którą wypluła. Wiedziała, że tym razem nie obejdzie się bez wizyty uzdrowiciela.
Zasnęła na chwilę zmęczona wysoką gorączką, lecz obudził ją duszący kaszel i kolejna porcja krwi, którą wypluła z siebie. Umyła ręce i spostrzegając fiolkę z eliksirem pieprzowym, zażyła go mając nadzieję, że to pomoże. Oparła głowę o nałokietnik kanapy i westchnęła głośno.
Nie myślała, że Draco może posunąć się do takiego zachowania. Była w nim, w jakimś stopniu zakochana, ale wiedziała, że jeśli kiedykolwiek będą razem, cały czas będą grać. Nawet jeśli nie razem, to jedno z nich to będzie robić. Przekonała się o tym, kiedy ona przestała grać, a chłopak wykorzystał ją po raz drugi. Co gorsza nie wiedziała, w którym momencie Malfoy zaczał kłamać. Teraz brała jego wyznania, obietnice i propozycje za element gry, do której dała się wciągnąć i którą, co gorsza sama rozpoczęła. Chciałby cofnąć czas ale nie mogła tego zrobić. Musiała ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, nawet jeśli to oznaczało, że nigdy nie zostanie żoną Dracona. Uśmiechnęła się słabo. Miała na tyle silną pozycję w towarzystwie, że mogła przebierać w kandydatach na męża, tak jak Draco mógł wybrać sobie odpowiednią matkę dla swojego potomka. Przygryzła wargę, kuląc się jeszcze bardziej. Zerknęła na zegarek, eliksir powinien zacząć już działać, a ona nadal z każdą minutą czuła się gorzej.
Wiedziała, że gdyby nie kłótnia, teraz najprawdopodobniej leżeliby obok siebie, szepcząc sobie słodkie słowa. Ta słodka wizja, jedynie popsuła jej jeszcze bardziej humor.


Greengras przeniosła ich do pomieszczenia, w którym wcześniej była z Narcyzą. Pokój nadal był oświetlony tylko przez świeczki, a pan Malfoy zerkał na gości ze ściany zapełnionej jego obrazami.
- Wariatka – mruknęła Rosier, widząc ścianę będącą jedną wielką mozaiką stworzoną z oblicz Lucjusza. Mężczyzna puścił jej słowa płazem, musiał odszukać swoją żonę i powstrzymać jej plany. Lily podeszła do stolika i wzięła z tacy kilka winogron, nie wiedziała o co chodzi, ale szykowało się niezłe widowisko. Lucjusz i dwie kobiety, o które zabiegał. Zaśmiała się pod nosem i opadła na fotel.
- Gdzie ona jest? – zapytał cicho Malfoy, rozglądając się po pomieszczeniu. Nagle melodia grana na fortepianie umilkła.
- Tu jestem – odpowiedział im słaby kobiecy głos, w drugim końcu pokoju.
- Narcyza! – wyszeptał blondyn i zrobił kilak kroków w stronę swojej żony. Teraz kiedy wiedział czym się kierowała, czuł się winny temu. Gdyby nie fakt, że on był śmierciożercą, Voldemort nigdy by się nią nie zainteresował. Znalazłby inną ofiarę, a jego rodzina wiodła by spokojne, szczęśliwe życie.
- Myślałam, że już nie uda nam się porozmawiać – szepnęła, sięgając po kieliszek z winem. Upiła łyk i przejechała palcami po klawiszach. Marietta patrzyła to na jedno, to na drugie. Była o nią chorobliwie zazdrosna, już raz odebrała jej Lucjusza, a teraz miała duszę na ramieniu, mając wrażenie, że stanie się coś, co sprawi, że się załamie.
- Nie rób tego – błagał mężczyzna, padając na kolana przed swoją żoną. Kochał ją bezgranicznie. Była matką jego jedynego dziecka i kiedy obraz stał się dla niego jasny, nie wyobrażał sobie życia bez niej. Czuł się winny tego do czego dopuścił się z Rosier, gdyby wiedział wszystko wcześniej nigdy nie posunął by się dalej niż do wyswatania ich dzieci.
- Muszę, Lucjuszu – powiedziała cicho kobieta, ujmując jego twarz. Pogładziła jego policzek i starła z niego łzy. – To wszystko mnie przerasta – przyznała.
Marietta czuła, że po raz kolejny traci ukochanego mężczyznę. Widziała jego wzrok, kiedy patrzył się na Narcyzę – na nią tak nie patrzył. Słyszała jego głos, którego ton aż kipiał od uczuć, a przede wszystkim od miłości. Łzy bezsilności płynęły po jej policzkach. Wiedziała, że nic nie może zrobić, po raz kolejny przegrała. Kolejna porażka była dla niej ogromnym ciosem.
- Błagam, nie rób tego – powtórzył, kładąc głowę na jej kolanach. Kobieta nachyliła się nad nim i pocałowała jego włosy, delikatnie je zmierzwiła i czule poprawiła niedbałe związanie.
- Nie rób tego dla mnie, dla Dracona! – zawołał, myśląc, że ten argument odsunie ją od tego planu.
- Lucjusz – zaczęła, ale on nie chcąc słyszeć jej wymówek delikatnie musnął jej usta. W tym momencie Marietta zachłysnęła się powietrzem i spojrzała na zadowolona z obrotu spraw Lily. Greengras nie lubiła Rosier i jej siostrzenicy, wiedziała, że to nie wypada, ale była niezwykle zadowolona, że choć jednej z nich coś nie poszło po jej myśli. Uśmiechnęła się złośliwie do Marietty i z powrotem spojrzała na Narcyzę.
- Kocham cię – szepnął mężczyzna, a Rosier poczuła, ze traci grunt pod nogami. Wiedziała teraz dlaczego miała złe przeczucia związku z przybyciem do kwatery Malfoy. Przymknęła oczy, a przecież jeszcze kilka godzin temu mówił, że Narcyza się dla niego nie liczy, że ja kocha, że jest piękna. Przycisnęła rękę do klatki piersiowej. Ta sytuacja przewyższała ją, miała tego dosyć. Miała dosyć zawodów, które w ostatnim czasie spadały na nią po kolei. Nie bacząc na fakt, że Narcyza i Lucjusz po raz kolejny delikatnie się całują, deportowała się z tego tajemniczego miejsca. Chciała odpocząć od tego wszystkiego, dać sobie czas na spokojne przemyślenie. Deportowała się do domku w Norwegii, który kupiła kilka lat temu, kiedy jasne się dla niej stało, to, że resztę życia spędzi samotnie.

Lily jeszcze przez chwilę obserwowała małżeństwo, a kiedy zaczęli rozmawiać o czymś przyciszonym głosem, ona zaśmiała się cicho z zachowania Marietty i sama deportowała się do swojego domu, mając nadzieję, że spotka tam Severusa.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 21:49, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Nie 19:48, 11 Wrz 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Draco stanął przed domkiem Marietty Rosier. Było to jedyne miejsce, które przyszło mu głowy i, w którym mogła przebywać Lia. Zapukał do drzwi. Nie odpowiedział mu żaden głos. Ponowił pukanie i usłyszał, że ktoś powoli zbliża się do drzwi, by po chwili je otworzyć. Draco ujrzał zmęczoną twarz Camelii.
- Lia…
- Wyjdź stąd.
Dziewczyna nie chciała z nim rozmawiać. Chciała zamknąć rozdział jakim był Draco Malfoy. Chciała także zamknąć drzwi, ale chłopak powstrzymał je nogą.
- Chciałbym porozmawiać.
- O czym? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina?
- Wiem. Ale… Chciałbym porozmawiać o… tobie.
- O mnie? Zrobiło ci się mnie żal Malfoy? Nie masz powodu. Idź szukaj sobie lepiej przyszłej żony i nie trać czasu, by, jak to ująłeś, martwić się o mnie – Lia powiedziała to z przekąsem, zakaszlała krótko i znów spróbowała zamknąć drzwi, ale Draco jej to nadal udaremniał.
- Lia… Gdy staliśmy w pokoju ty zakaszlałaś… I potem… Miałaś krew na rękach.
Camelia przyjrzała mu się dokładnie i uniosła dumnie głowę.
- Musiało ci się coś zdawać, Malfoy – jego nazwisko wycedziła z odrazą.
- Nie ukryjesz tego, a ja nie chcę żebyś znowu trafiła przeze mnie do św. Munga! – wyciągnął rękę do przodu i dosłownie musnął ręką czoło dziewczyny, bo ona natychmiastowo się odchyliła w bok.
- Nie dotykaj mnie! – wycedziła Nott przez zaciśnięte zęby.
- Ty masz rozpalone czoło! Brałaś Eliksir Pieprzowy, albo coś…
- Teraz się mną przejmujesz? Żałosny jesteś. Zejdź mi z oczu. – i nagle napadł ją męczący kaszel. Przykryła sobie usta i gdy odkryła je - spojrzała na rękę. Widniały na niej plamy krwi. Camelia chwyciła się ramienia zszokowanego Malfoya, który po chwili wrócił do siebie i chwycił dziewczynę tak, żeby się nie przewróciła.
Lia poczuła, że jej nogi robią się miękkie i przed oczami widzi ciemne plany. Po chwili straciła świadomość w ramionach Malfoya.

Marietta deportowała się do swojego domku w Norwegii. Było tam trochę zimno, ale Rosier zdecydowała się na spacer, by mogła przemyśleć swoje położenie. Zaczęła stąpać po śniegu i nawet nie patrzyła, w którą stronę idzie. Znów straciła miłość swojego życia. A wszystko miało zacząć się układać. Lucjusz ją tak zapewniał, że ją kocha, że Narcyza to już przeszłość. A przyszła ta głupia Greengass i wszystko zepsuła. Jak zawsze z resztą. Severus jest biedny, że z nią musi być. Pierwszy raz go żałowała. A Lucjusz?! Gdy tylko usłyszał, że Narcyza chcę ze sobą skończyć to aż błagał Lily na kolanach, by mu powiedziała tylko gdzie jego żona jest. Zachował się żałośnie. Rosier kopnęła kupkę śniegu, która przed nią leżała i zaczęła mówić na głos nie przejmując się tym, że ktoś może ją usłyszeć.
- Zachował się żałośnie! To był zupełnie inny Lucjusz.
Inny Lucjusz ją całował, dotykał… Inny Lucjusz mówił do niej czułymi słówkami… A potem… potem wszystko się zmieniło. Jednak Narcyza była ważniejsza, a ona była tylko odskocznią od przytłaczającej szarej codzienności Malfoya.
- Byłam jego zwykłą… dziwką. Malfoy miała rację.
Po policzkach Marietty popłynęły łzy i nagle usłyszała w małym lasku przed sobą jakieś szeleszczenie. Natychmiastowo wyciągnęła różdżkę i skierowała ją przed siebie.
- Kto tam jest? – jej głos obił się o głuchą ciszę, ale po chwili znowu usłyszała szelest i trzask gałęzi – Odezwij się, albo będę atakować.
Marietta powoli posunęła się w stronę lasu i zacisnęła mocniej różdżkę, którą trzymała w dłoni. Szelesty robiły się coraz głośniejsze, więc nieznajoma osoba się zbliżała. Rosier już dawno przestała płakać i jej twarz była już sucha. W ogóle się nie bała. Była dzielną kobietą, która nie jedno widziała. Krzyknęła ostatni raz i potem zamierzała zaatakować w ciemno.
- Pokaż się.
Ujrzała poruszającą się postać. Był to mężczyzna.

Lily stanęła w przedpokoju swojego domu i spojrzała z wyższością na skrzata, który zjawił się przed chwilą u jej stóp.
- Panna Greengass – ukłonił się.
- Przynieś mi do salonu butelkę wina wraz z kieliszkiem. Natychmiast!
Ściągnęła z siebie płaszcz i rzuciła go na szafkę, po czym udała się do salonu i ze stoickim spokojem nalała sobie wino, które przyniósł jej skrzat. Po chwili ujrzała, że przed nią stoi Severus z dość zdenerwowanym wyrazem twarzy:
- Mogę wiedzieć gdzie ty byłaś?
- A co cię to obchodzi, Snape? Nie jesteś ani moim mężem, ani ojcem, więc nie masz prawa mnie kontrolować. – powiedziała z wielką wyższością jakiej Severus u niej nigdy nie słyszał.
- Lily… Martwiłem się.
- O mnie? A niby po co? Lepiej martw się o Narcyzę, ponieważ chcę sobie odebrać życie. Nie daje sobie rady – zaśmiała się chłodno.
Severus zrobił szerokie oczy:
- Skąd o tym wiesz?
- Jakby to ująć? Spotkałam się z Narcyzą… I gdy wylała z siebie wszystkie swoje smutki, postanowiła skończyć z sobą. Oddała mi swoje wspomnienia, które miałam przekazać Malfoyowi, więc to zrobiłam. Nigdy nie widziałam takiej desperacji w oczach twojego drogiego przyjaciela Severusie. Lucjusz błagał mnie wręcz na kolanach bym zaprowadziła go do Narcyzy, a Rosier… Widać, że doznała szału i szoku na raz. Deportowała się bardzo szybko zostawiając Malfoyów samych.
I ja…Wróciłam i chcę mieć teraz spokój.
Severus zamilkł i w głowie już powoli układał sobie plan. Zaczął grać co robił doskonale.
- Gdzie oni są?
- A co… Chcesz pomóc Cyzi? – imię kobiety wypowiedziała z odrazą.
- Gdzie są?! – krzyknął.
- Już dobrze. Spokojnie. Zapewne zostali w jej Kwaterze Głównej.
- Gdzie to jest? – warknął swoim groźnym głosem Severus.
Lily westchnęła teatralnie:
- Przeniosę cię tam. Podaj mi rękę.


Weny Ciss! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Nie 21:16, 11 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 19:20, 12 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Malfoy przyglądał się przez chwilę Lii leżącej w jego ramionach. Podniósł ją delikatnie i dziękował w duchu, że przynajmniej teraz Nott nie wyraża zdania o nim. Doskonale zdawał sobie sprawę, że postąpił karygodnie. Gdyby Lia wrobiła go w podobną sytuację, sam zachowałby się jak ona, najprawdopodobniej chciałby stracić kontakt z dziewczyną. Lecz teraz prosił ją by jednak mu wybaczyła.
- Lia - szepnął i w pierwszej chwili chciał wezwać uzdrowiciela. Z jej ust wydobywała się dziwnie wyglądająca ciecz. Usadowił dziewczynę na sofie i otarł jej ręce.
Przeraził się nie na żarty. Nie dość, że byłą chora, było to widać na pierwszy rzut oka. To jeszcze musiał ja wpędzić w takie kłopoty, które na pewno nie były łatwe do przeżycia, dla obydwu stron.
Kiedy chłopak chciał już wzywać lekarza, Lia zaczęła się budzić. Najprawdopodobniej doznała kolejnego ataku na tle stresowym.
Nott otworzyła oczy i niemrawo uśmiechnęła się do Malfoya. Chłopak widząc jej minę, pogłaskał jej policzek, lecz dziewczyna speszona jego ruchem od razu pokazał swój charakter.
- Wyjdź stąd - warknęła ledwo sił.
Z Dracona odeszło powietrze, myślał, że może teraz będzie wszystko w porządku.
Ona mi nigdy nie wybaczy, pomyślał i wstał ocierając kolana. Desperacko i żałośnie zaczął krążyć po salonie Rosier.
- Lia, posłuchaj - zaczął widzą wyraźną poprawę zdrowia Camelii.
- Nie chcę cię widzieć.
Malfoy głośno westchnął i usiadł obok dziewczyny, próbując delikatnie ująć jej dłonie. Lecz dziewczyna cały się wyrywała stosując swoje sztuczki w postaci eleganckich uników.
Chora, lecz jak zawsze na poziomie, mówił do siebie w myślach i lekko chichotał, choć tak naprawdę nie było mu do śmiechu.
- To był mój błąd, ale sama chciałaś mnie… - Nott mu ucięła, głośnym kaszlnięciem.
Kolejna porcja czerwonej krwi wymieszanej z dziwnie wyglądającą cieszą wypłynęła z jej ust. Draco odskoczył od brunetki. Próbował sobie przypomnieć jakieś zaklęcie, albo choćby eliksir. Ale wiedział, że właśnie w tej chwili wszystkie nauki jego matki poszły na marne. W stresie chłopak się kompletnie gubił.
- Wyjdź! - syknęła, odwracając się od niego i szybko ocierając twarz.
- Nie! Słuchaj…
- Malfoy! - krzyknęła ile sił w płucach. Energicznie wstała i pożałowała swojego ruchu. Zachwiała się na nogach, lecz podparła się przy kominku. - Dla mnie już nie istniejesz - wytłumaczyła i podała Draconowi list od młodzieńca, który oświadczył jej się kilka godzin temu.
- Chyba nie zamierzasz… - zaśmiał się.
- Wysłałam już potwierdzenie - mruknęła opadając na pobliskie siedzisko.


Rosier stała jak sparaliżowana i patrzyła uważnie na mężczyzna. Wysoka, szczupła, lecz lekko umięśniona postać powoli zbliżała się do Marietty odsłaniając swoją twarz.
- Co do… - wyszeptała kobieta wytrzeszczając swoje czerwone oczy od płaczu. Szybko przetarła twarz, poprawiając zmyty makijaż i ugryzła wolną wargę, cicho piszcząc.
- Witaj, kochanie - odpowiedział mężczyzna ustawiając się przed Rosier. Idąc w jej kierunku kiwał się z boku na bok, pokazując swoją perfekcyjną sylwetkę.- Kupę lat!
Brunetka cofnęła się kilka kroków do tyłu, próbując oddalić się od swojego towarzysza.
To nie mogła być prawda, myślała. Przełknęła głośno ślinę celując różdżką w mężczyznę.
- Chyba ja powinienem być zły? - zapytał retorycznie i uśmiechnął się radośnie. - A nie ty, Marietto - dokończył. W jego zdaniu było ziarno prawdy. Z niewiadomych przyczyn Rosier próbowała się przed nim bronić, a to przecież ona myślała, że go zabiła dwadzieścia lat temu.
- To nie możliwe - szepnęła. - Jestem chora… To na pewno choroba psychiczna - mówiła do siebie.
Z dwojga złego wolałby być schizofreniczką, niż ujrzeć go ponownie.
- Tylko na tyle cię stać po dwudziestu latach? - zapytał dotykając przelotnie jej ramienia. - Nie jestem na ciebie zły, a chyba powinienem?
- Rossssier - zasyczała Marietta w stronę Evana i rzuciła na niego jakimś zaklęciem. - Jak śmiesz, pokazywać mi się na oczy, ty… ty…
- Ja? - zaśmiał się. - To ty próbowałaś mnie zabić, jak widać z marnym skutkiem - podskoczył do kobiety i obnażył swoje uzębienie.
- Nie jesteś prawdziwy - oznajmiła i chwyciła się za czoło. Czuła się fatalnie, cały czas przed oczami przelatywały jej obrazy Lucjusza i Narcyza. Jego słowa i gesty, kiedy klęczał przed kobietą i wyznawał jej miłość. Ich pocałunki i objęcia…
Marietta wzdrygnęła się na samą myśl i wróciła do rzeczywistości.
- Wiesz w świetle prawa jesteś moją żoną, a ja twoim mężem. Skoro nie umarłem… więc… - kontynuował oblizując swoje wargi -… pora być uwierzyła. Swoją drogą dawno nie odwiedzałaś naszego domku w Norwegii, żyłem tu kilkanaście lat, czekając aż się kiedyś pojawisz - wytłumaczył.
Marietta skrzywiła się, ale w duchu przyznała mu rację. Nie lubiła tego domu, dlatego tu nie przyjeżdżała. I właśnie „ nie lubienie” tej okolicy zaważyło na tym by tu przybyć po gorzkiej prawdzie.
- Odejdź - mruknęła drżąc z przerażenie. Przecież widziała jego ciało, widziała krew wypływającą z jego ust, kiedy uderzyło go zaklęcie. To było fizycznie nie możliwe.
- Odejdź, odejdź - Evan cytował swoją żonę, wywracając teatralnie oczyma. - Widzisz, nie jestem na ciebie zły. Byłaś młoda, niedojrzała i chciałaś się pozbyć własnego męża. Rozumiem - szepnął przybliżając się do Marietty.
- Odejdź! - krzyknęła bojąc się, że Evan może być tylko złudzeniem.
- Malfoy chyba nie usłyszał tych słów od ciebie? - zapytał po raz kolejny, nie będąc na nią zły. Cały czas naśmiewał się z kobiety.
- Malfoy? - zapytała Marietta nie mając ochoty słuchać niczego co ma związek z Lucjuszem. Wtedy Evan głośno odetchnął i zaśmiał się gardłowo, po raz kolejny.
- Tak, Narcyza wspominała co nieco o was i dziecku…


Zdesperowana Lily pociągnęła Severusa w swoją stronę, po czym deportowała ich przed Kwaterę Główną. Mężczyzna uważnie się rozglądał, by w razie potrzeby mógł się sam przenieść w to miejsce. Greengrass spojrzawszy na niego chichotała, bowiem jego mina zdradzała wszystko. Musiał grać, lecz nie mógł oszukiwać siebie, a do czasu kiedy Narcyza żyła, był jej niewolnikiem i oddanym sługą.
Kobieta widząc zażenowanie Snape`a, po wejściu do salonu, zakaszlała głośno.
W tej chwili Lucjusz delikatnie odsunął się od Narcyzy. Nie byli w niezręcznej pozycji. Wyglądali jak kochające się małżeństwo. Narcyza w połowie leżała na sofie wtulając głowę w ramię Lucjusza. Ten natomiast miał ukrytą twarz w jej włosach.
Kiedy Severus minął próg pokoju słyszał jak cicho szeptają do siebie. Kobieta była zdesperowana i smutna, od razu wychwycił jej łkanie i szlochanie, które było zagłuszane przez przyciskające ją do siebie ramiona Malfoya.
- Severus - wychlipała ledwo słyszalnie blondynka, a Lucjusz machnął na nią ręką. Nie chciał by się odzywała, jemu wystarczałoby, by tylko tam siedziała. I tak wiedział, że kobieta jest już na tyle słaba z powodu kilku zażytych eliksirów, że ledwo trzymała się na nogach. Nie były to jakieś czarno magiczne eliksiry, lecz zwykłe lekarstwa na uspokojenie, które usypiały człowieka. Podał je, zaraz po przybyciu do jej nowego mieszkania.
- Severus - powtórzyła za nią Lily z bardziej sarkastycznym tonem i opadła na kanapę, jakby była swoim domu. Po tym co zrobiły z Narcyzą, Greegrass czuła się w tym pomieszczeniu jak w swoim pokoju.
- Czego chcecie? - syknął Lucjusz nie mając ochoty na koleżeńskie pogawędki. Teraz chciał porozmawiać z żoną, a skoro nie miał okazji zrobić tego przez ostatni rok, to miał nadzieję, że tego wieczoru nikt im nie będzie przerywał.
- Ja chcę Severusa, a skoro on nie może mieć mnie… - warknęła Greegrass, nie przejmując się już siłą Malfoy. Teraz kiedy obydwie zwierzyły się sobie, a Narcyza popadła niejako w letarg, Greengrass czuła się silniejsza. - Cyziu, wiesz po co przyszłam - zaśmiała się.
- Chcesz żebym umarła… - wyszeptała cicho pani Malfoy. - Dlatego tak chętnie zaniosłaś moje myśli Lucjuszowi? - zapytała smutno, choć z jakąś nadzieją.
- Między innymi - odparła lekceważąco i widząc, że sprawa jest po jej stronie uniosła różdżkę i skierowała ją w stronę Narcyzy.
- Greengrass! - krzyknął Lucjusz, a Severus jakby stanął pomiędzy swoją miłością, a Narcyzą.
- Snape! Zdecyduj się - ponaglała. Miała dość tego, że udawał. Potrzebowała mężczyzny, a nie dziecka, czy nastolatka, który przez całe życie nie potrafi się zdecydować.
- Severusie, ja nie mogę… - mruknęła Narcyza, tłumacząc swojemu przyjacielowi, że nie może się teraz zabić.
- Wiem - rzucił. Rozejrzał się szybko, jakby próbował przeszukać swoje myśli. - Złóż przysięgę! - błagał Narcyzę.
Lucjusz nie zgodził się odciągając swoją żonę od tego zbiegowiska, ale ta szepcząc mu coś do ucha, odsunęła go i podeszła do Severusa.
- Jeśli zastąpisz mnie na moim stanowisku Severusie, będziesz miał swoją nagrodę - wyznała tajemniczo. Następnie wytłumaczyła pozostałych szczegóły ich przysięgi. Lily śmiała się gardłowo, ponieważ Przysięga dotyczyła wielu spraw, nie tylko miłości do Malfoy.
- Kochanie - zaczął Lucjusz kierując swoje słowo do swojej żony. Ruda na ten gest wywróciła teatralnie oczyma, po czym zwróciła się do Snape`a.
- Czekam! - syknęła mu do ucha i wyciągnęła różdżkę.
Następnie dokonało się kolejne przyrzeczenie złożone przez Severusa, gdzie po zrzeczeniu się władzy przez Narcyzę, zasiadał na jej miejscu, a jego dotychczasowe obietnice wygasły. Snape był wolny, Lily była zadowolona, a Narcyza z Lucjuszem w końcu mogli wrócić do dawnego życia, zapominając o wszystkim co miało wspólnego ze Śmierciożercami.





Weeeny Olu Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Wto 18:52, 13 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 18:56, 14 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta przysunęła rękę do twarzy, cofając się w szoku.
- Narcyza – wyszeptała, wypuszczając powietrze z płuc. Nie rozumiała dlaczego wszystko co działo się wokół niej, miało związek z Malfoy. To ona przekazała Lii informacje o jej korzeniach, to ona sprawiła, że poroniła, to ona po raz kolejny odebrała jej miłość życia.
- Widzisz, gdyby nie ona, dawno już bym nie żył – zaśmiał się mężczyzna, widząc jej zagubioną minę. Pamiętam Mariettę jako wyrafinowaną i pewną siebie kobietę, a teraz wyglądała tak, jakby świat jej się załamał, a ona nie potrafiła odbić się od dna.
- Jak to? – warknęła, nagle ożywiając się. Ręką wygładziła sukienkę i wyprostowała się, patrząc mu odważnie w oczy.
- Och… kochanie, pozwolisz, że to będzie moja słodka tajemnica – mówiąc to, chciał pogłaskać kobietę po policzku, ale ta zatrzymała jego rękę, zanim ta dotknęła jej twarzy.
- Zabiłam cię – żachnęła się. Była pewna, że tego dokonała.
- Marietto – zaczął – nic się nie zmieniłaś. Dalej wyglądasz olśniewająco – mruknął, zmieniając temat.
- Zabiłam cię – powtórzyła z uporem.
- Kochanie, już tłumaczyłem ci, że nie zabiłaś mnie – zaśmiał się. – Widzisz powinniśmy wrócić do naszego domu w Anglii – oznajmił. – Poza tym słyszałem, że wychowałaś potomkinię Le Fay.
- Nic ci do tego, Rosier – warknęła, odsuwając się jeszcze bardziej od niego.
- Dlaczego się złościsz? – zapytał retorycznie, wzruszając ramionami. – Chcę się dowiedzieć, co robiłaś przez prawie dwadzieścia lat – wytłumaczył. – Chcę wiedzieć, co robiła moja żona – poprawił się. Marietta czuła, że ma gulę w gardle. Przez ostatnie dwie dekady, była pewna, że jest wdową, a teraz nagle spotkała swojego męża. Osobę, która nie powinna żyć od tylu lat.
- Nie zamierzam ci się tłumaczyć – powiedziała, siląc się na normalny ton. Była już zmęczona tymi wszystkimi zawirowaniami wokół jej życia. Teraz chciała po prostu odpocząć od tego wszystkiego i zastanowić się co powinna dalej ze sobą zrobić.
- A powinnaś, kochanie – zadrwił Rosier podchodząc do kobiety.

Lia patrzyła jak zmienia się wyraz twarzy Dracona, od zdziwienia, do wściekłości. Westchnęła cicho, marząc o zniknięciu chłopaka i wizycie uzdrowiciela.
- Nie możesz – warknął nagle i zmiął w rękach list. – Zresztą jak to wygląda! Jak umowa – żachnął się, przypominając sobie poszczególne punkty opisane w liście.
- Draco, nie ważne za kogo bym nie wyszła, musiałabym urodzić mu dziedzica – wyszeptała spokojnie, to była dla niej rzecz oczywista.
- Ale… - zaczął, ale zaraz porzucił swoją myśl. – Będziesz moją żoną – rzucił z naciskiem. Nie widział innej dziewczyny na tym miejscu, poza tym wiedział, że żadnej nie będzie traktował tak jak Lii – na równi ze sobą.
- Nie będę, będę żoną Jamesa – powiedziała, a niewielki grymas przemknął przez jej twarz.
- Nie kochasz go – powiedział Draco, wiedząc, że i on nie jest jej obojętny.
- I co z tego? – żachnęła się. Chciała żeby ta rozmowa się skończyła, nie chciała się tłumaczyć chłopakowi dlaczego tak postąpiła.
- Lia – zaczął, kucając przed nią. Tym razem złapał jej dłonie i trzymał na tyle mocno, by nie mogła mu się wyrwać. – Wyjdź za mnie – powiedział.
Dziewczyna zaśmiała się krótko, gdyż przerwał jej kolejny atak kaszlu. Kiedy już uspokoiła się i otarła krew z ust zerknęła na chłopaka.
- Draco, jestem zaręczona – wyszeptała. – Nie będziemy ze sobą, to nie ma sensu.
- Dlaczego?
- Jaką mogę mieć pewność, że teraz nie grasz? – odpowiedziała pytaniem, chcąc go naprowadzić na swój tok myślenia. Oparła głowę o oparcie fotela i przez przymknięte oczy zerkała na chłopaka.
- Zaufaj mi – wyszeptał, klnąc w myślach swoje wcześniejsze zachowanie.
- Nie potrafię – wyznała i ukryła twarz w dłoniach. Najchętniej wysłałabym odmowę, a wcześniejszy list wytłumaczyła gorączką, ale nie mogła. Musiała wyjść za mąż, a Draco, jeszcze nie dorósł do małżeństwa.
- Nie pozwolę ci wyjść za niego – rzucił nagle, zaciskając dłonie w pięści.
- Po prostu pogódź się z tym – poprosiła. – Jeśli mnie kochasz, powinieneś chcieć żebym była szczęśliwa – mruknęła.
- Żebyś była szczęśliwa ze mną – warknął i zostawiając dziewczynę w osłupieniu deportował się z salonu. Lia westchnęła cicho, zastanawiając się co chłopak planuje. Jednak kiedy po raz kolejny wypluła krew, kazała przyprowadzić uzdrowiciela.


Lily uśmiechnęła się złośliwie do Malfoy.
- Masz to co chciałaś – wyszeptała Narcyza, wsuwając swoją dłoń w dłonie męża. Zerknęła na niego przelotnie i z powrotem utkwiła wzrok w Greengras. Ta wzruszyła jedynie ramionami i zaśmiała się krótko.
- Widzisz Narcyzo – zaczęła Lily, ale Severus jej przerwał.
- Powinnaś wrócić do domu i odpocząć – powiedział i skinął głową na Lucjusza. Ten mruknął coś do swojej żony.
- Sev – zaczęła blondynka, a ruda prychnęła. – Wiesz gdzie znajdują się wszystkie schowki. Gdybyś miał jakieś pytania… - mężczyzna przerwał jej.
- Wszystko wiem, Narcyzo – powiedział i uśmiechnął się do niej ciepło. Kobieta skinęła głową i wyszeptała w stronę mistrza pół-krwi jeszcze kilka zdań, które Lily kwitowała prychnięciami. Zupełnie tak jakby teraz czuła się wyżej w hierarchii niż Malfoyowie. Lucjusz nie miał ochoty komentować jej zachowanie, chciał tylko zabrać Narcyzę do ich domu i opowiedzieć jej wszystko co działo się w jego i Dracona życiu od chwili, w której ich zostawiła. Malfoy, jako matka chciała dokładnie wiedzieć co dzieje się z jej synem, a jako kochająca żona, starała się wybaczyć Lucjuszowi jego zachowanie. Prawdę mówiąc nie mogła mu mieć tego za złe – przecież sama upozorowała swoją śmierć.
- Wracamy do domu – szepnął jej Lucjusz do ucha i razem deportowali się z kwatery głównej, zostawiając za sobą całą tę historię.
Lily zerknęła na Snape’a ciesząc się, że w końcu zostali sami.
- W końcu mamy spokój – szepnęła, uśmiechając się do mężczyzny. Ten odwzajemnił jej gest i stanął bliżej kobiety. Wyciągnął z kieszeni pierścionek, który ofiarował jej przed kilkoma miesiącami.
- Wiem, że kłamałaś, wtedy w swoim domu – powiedział cicho, a Lily zerknęła na niego zaskoczonym wzrokiem.
- Skąd…? – zaczęła, ale po chwili przeklęła. – Oklumencja – warknęła. – Ale mimo tego uwierzyłeś mi.
Severus odwrócił wzrok, wiedząc, że jest winien kobiecie wyjaśnienia.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 20:46, 14 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 18:57, 15 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta szybko odsunęła się od mężczyzny, lecz ten złapał ją gwałtownie za ramię, pociągając falbankę sukienki. Kobieta usłyszała ciszy szelest i rozejrzała się dookoła. Dopiero kilka samotnych nitek wystających z jej rękawa uświadomiło ją o tym, że Rosier rozerwał jej kreację.
Marietta wciągnęła powietrze do płuc i mocno zacisnęła zęby.
- Czego chcesz? - warknęła nie przejmując się już faktem, że Rosier żyje. Dla niej Evan umarł wieki temu, dlatego nie chciała do tego wracać.
- Ciebie - wyszeptał najsłodziej jak umiał i pogłaskał gołą skórę, która odkrył poprzez pociągnięcie rękawa.
Brunetka prychnęła owijając się szczelnie szalem. Nagle puściła się biegiem w stronę wielkiego domu stojącego na zboczu góry. Evan pomknął za nią, popchnął ją na pobliskie drzewo, by przeszkodzić jej w ucieczce.
Marietta zatoczyła się i upadła na zaspę. Starła śnieg z twarzy, po czym wypluła resztę ze swoich ust. Spojrzała do tyłu na Evana.
- Niezdarna jak zawsze - zaśmiał się, ale Mariettę to nie rozśmieszyło.
Kobieta podniosła się i szybko podniosła różdżkę, którą opuściła. Wycelowała w Evana z tą samą miną, kiedy „zabiła” go dwadzieścia lat temu.
- Nie zabijesz mnie żadnym zaklęciem - mruknął opowiadając całą historię jego nadzwyczajnego powrotu do zdrowia.
Marietta dowiedziała się, że Rosier umarł na jej oczach, lecz kiedy jego nie wszystek duszy, opuścił dusze, znalazła go jego kuzynka i szkolona przez Czarnego Pana, zdołała go ocalić. Evan przez kilka lat żył w nieludzkiej formie, dopiero przed kilkoma miesiącami odzyskał pełną kontrolę nad swoim ciałem.
- Przed kilkoma miesiącami? - zapytała kobieta, zdziwiona faktem, że Evan egzystował w półludzkiej formie przez około dwadzieścia lat. Marietta mimowolnie zadrżała, a uśmiech spełzł z jej twarzy.
- Tak - skwitował krótko, jakby jego dobry humor uleciał w ciągu kilku sekund.
Brunetka zamknęła oczy, pomimo, iż od zawsze życzyła mu źle, to nie wyobrażała sobie męczarni jakich przeżył. Zabijając go w najprostszy sposób chciała darować cierpienia i niepotrzebnych myśli, a w ten sposób skazała go prawie na wieczne życie w nieludzkiej formie.
- Nie przypominam sobie, żebym poznała twoją kuzynkę - stwierdziła Marietta, jakby Evan stał się jej normalnym znajomym do popołudniowych pogawędek.
- Kochanie - pisnął, kiedy powrócił mu nastrój. - Znałaś ją tyle lat, była w podobnej sytuacji do mojej… No może ciut innej, ale jej mąż wyprawił jej pogrzeb na jaki zasługiwała - wytłumaczył zachwycając się pięknem ceremonii pogrzebowej.
- Nie mów tak do mnie! - syknęła, ale on ją zignorował.
- Kochanie, po tylu latach małżeństwa, należą mi się pewne przyjemności - szepnął chcąc być bliżej swojej żony.
Kobieta wybuchnęła, ale Rosier przywrócił ją do porządku.
- Wiesz, wypadałoby, abyś ty jako moja żona podziękowała mojej kuzynce - wyjaśnił, czym zaskoczył Mariettę. Nie miała pojęcia o jakiś krewnych Evan.
W końcu Rosier chwycił żonę za ramię i deportował ich do dworu swojej kuzynki. Marietta zachłysnęła się powietrzem, a Evan na widok kuzynki i jej męża rozłożył szeroko ramiona.
- Narcyzo, nie przeszkadzamy? - zapytał łagodnie widząc, że jego krewna jest w strasznym stanie.


Lia nagle zmartwiła się swoim stanem. Zapominając przez chwilę o swoich zaręczynach i Draconie, nakazała przyprowadzić uzdrowiciela. Po kilku minutach skrzat wprowadził starego mężczyznę z długiej brodzie, który łudząco przypominał Dumbledore`a.
Dziewczyna zaśmiała się na jego widok, by po chwili przybrać poważny wyraz twarzy.
Po nagłych gestach i słowach otuchy lekarz przeszedł do dokładnych oględzin Camelii.
- Ostatni pobyt? - zapytał, a Nott przyjrzała się mu badawczo. Nie mogła powiedzieć, że w małym domku w Szwajcarii, musiała wymyślić coś co nie wzbudza podejrzeń, ale powie lekarzowi o jej warunkach.
- Wakacje w Alpach - rzuciła na jednym wdechu, odurzona kolejnym krwiopluciem.
Uzdrowiciel przyjrzał się wydzielinie i machnął kilkakrotnie różdżką w kierunku klatki piersiowej brunetki. Lia zmarszczyła się czując dziwnie zimno, a po chwili ciepło.
- Pospolita pneumonia - szepnął w stronę Camelii, przepisując jej przy tym kilka ziół i eliksirów.
- Pneumonia? - zakaszlała głośno popijać coś co podał jej uzdrowiciel.
Mężczyzna zaśmiał się i pogładził swoja długą brodę. Następnie palcem poprawił swoje okulary.
- Zapalenie płuc, najzwyklejsze zapalenie płuc. Groźne, oczywiście. Ale szybko wykryte nie zrobi krzywdy - wytłumaczył żartobliwie jakby był spokrewniony z profesorem Slughornem uczącym eliksirów w Hogwarcie.
Lia zaśmiała się niemrawo i zaczęła prosić w duchu, by lekarz po zakończeniu wypisywania recept opuścił jej dom.
Na szczęście Nott nie musiała długo czekać, by jej życzenie się spełniło. Kiedy tylko skrzat odprowadził mężczyznę do drzwi, Lia zjechała na sofie.
Uderzyła się w swoje czoło i powędrowała myślami do Dracona. Poniekąd było jej wstyd, że musiała przyjąć czyjeś zaręczyny, by zdenerwować chłopaka. Wiedziała również, że ciotka ( siostra, lecz Lia nie potrafiła przestawić się na ten tok myślenia! ) nie będzie z niej zadowolona. Chociaż Nott zdawała sobie sprawę, że w życiu Rosier nie jest kolorowo i sama ma mnóstwo problemów, to dla spraw Camelii zawsze znalazła czas.
Dziewczyna nigdy nie chciała być pośmiewiskiem w swoim otoczeniu, dlatego przełknęła głośno ślinę i błagała niebiosa, by nikt się nie dowiedział, że przyjęła te zaręczyny w pośpiechu i bez zastanowienia.
Teraz nie obchodziło ją nic prócz tego jak rozwiązać tę sprawę. Zdenerwowała już Dracona, więc mogła przestać, ale z drugiej strony nie mogła ponownie zaufać Malfoyowi. Gdyby teraz zaczęła z nim normalnie rozmawiać, pokazałaby swoją naiwność i słabość. Lia tego nie chciała, choć jej organizm naprawdę był osłabiony przez męczącą ją chorobą.
- Lia! - krzyknął Draco wbiegając do salonu z jakimś małym kartonikiem.
Dziewczyna zmieszała się i wzięła kilka tabletek ze stolika. Musiała przyjąć te leki, zanim kolejna porcja krwi opuści jej płuca.
- Nie chcę cię widzieć - rzuciła ostro siląc się na naprawdę nie miły ton.
- Daruj sobie - odpowiedział siadając obok Nott i wkładając jej w dłonie niewielką karteczkę. Brunetka spojrzała na niego pytająco.
- To oznacza, że wydałem wielką część naszego majątku - odrzekł tajemniczo.
- Majątku? - zapytała Lia, nie wiedząc o co może mu chodzić.
- Ojciec mnie zabije, że przekupiłem ich rodzinę, za unieważnienie waszych zaręczyn, ale… Lia możemy być razem - oznajmił z entuzjazmem, a dziewczyna zaśmiała się gorzko.
- To są twoje oświadczyny? - zapytała w pośpiechu, a chłopak automatycznie kiwnął głową.

Sewerus poprawił swoją szatę wędrując jak nauczyciel po Sali sprawdzając czy uczniowie dobrze rozwiązują swoje zadania. Lily bardzo nie lubiła jego służbowego wzroku i zachowania. Obserwowała go przez chwilę, a kiedy zestresowała się jak zwykła uczennica, zakaszlała cicho, dając mu znać, że jest znudzona jego postawą.
- Wiem, że należą ci się wyjaśnienia - rzekł spokojnie i opanowanie.
Greegrass prychnęła na jego słowa, zgadzając się z nim całkowicie. Nie wyobrażała sobie, jednak jak Snape wyjaśnia jej wszystko od początku.
- Chyba nie mam ochoty - oparła. - W tej chwili - wytłumaczyła.
Nie potrafiła teraz myśleć o tych wszystkich ciężkich chwilach, kiedy myślała, że straciła Severusa na zawsze.
- Lily, starałem się chronić… - uciął w połowie zdania, jakby obawiał się reakcji swojej towarzyszki.
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, nie pokazując po sobie gniewu i rozczarowania. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Snape grał podwójnego agenta, ale to nie zmieniało faktu, że skierował w jej stronę mnóstwo obraźliwych słów.
- Oczywiście wiem, że chroniłeś wszystkich wokoło - warknęła siląc się na potulność. - Ale ta uległość w stosunku do Narcyzy - syknęła przez zęby dając upust swojej złości.
Od jakiegoś czasu nie była zła na Malfoy, kiedy zaczęły rozmawiać jak przyjaciółki, a potem kiedy ta ją pocałowała. Coś między nimi się stało, żadna z nich tego nie powiedziała na głos, ale obydwie mogły to zobaczyć w swoich oczach. Ta sytuacja martwiła ją ze względu na Severusa. Zdawała sobie sprawę, że w tej sposób chciał sobie zaskarbić ufność Narcyzy, ale nie musiał się posuwać do tak desperackich czynów.
- Temat Narcyzy dostał zamknięty, oddała urząd, wróciła do męża - wyszeptał, na co Lily zaśmiała się gardłowo.
Sama nie potrafiła sobie wyobrazić tego tragicznego trójkąta, z Malfoyami i Rosier. To było coś tak oddalonego i abstrakcyjnego, że same myślenie o tym, doprowadzało ją do wewnętrznej zguby.
- Chyba nie został zamknięty - mruknęła tajemniczo oblizując wargi.
Snape nie chciał jej dłużej wysłuchiwać. Jej oskarżenia choć prawdziwe, przyprawiały go o falę wstydu.
Przyciągnął kobietę do siebie i spragniony jej ust, pocałował ją lekko, przenosząc do jakiegoś miejsca, którego Lily nie znała. Greengrass warknęła, ale Severus uciszył ją wskazując druida, który ma przeprowadzić ceremonię zaślubin.
- Narcyza to przygotowała - wyszeptał, a Lily tupnęła nogą.
- Czy ktoś może jej nie stawiać na piedestale? - krzyknęła zdenerwowana. Z kim się nie spotkała, ten mówił o niej jak o bóstwie. Dopiero teraz do niej dotarło, że Rosier mogła mieć rację, nie lubiąc tej kobiety.
- Mówię, że powinniśmy być jej wdzięczni - odrzekł, w międzyczasie załatwiając z mężczyzną kilka spraw dotyczących ich małżeństwa.
Lily nie wiedziała, czy akurat w tej chwili chce wyjść za mąż. Serce podpowiadało jej, że to ta chwila, ale rozum kazał się zastanowić.
- Severusie - wyszeptała nagle kobieta otulona tą błoga atmosferą.
- Taak? - zapytał Snape ujmując jej dłonie. Lily musiał o coś zapytać Severusa, wiedziała, że to właśnie ta chwila.
- Można kochać dwie, tak różne od siebie osoby?



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 19:44, 15 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pią 21:03, 16 Wrz 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Lucjusz był zszokowany. Evan Rosier przecież nie żył, a teraz stoi tu przed nim i tuli jego żonę jak starą znajomą.
- Wytłumaczy mi ktoś co się tutaj dzieje?
Lucjusz przelotnie spojrzał na Mariettę, która stała nieopodal Evana, w podartej sukience. Rosier przygarnął, do siebie, ramieniem swoją żonę i spojrzał na Lucjusza:
- Wraz z Mariettą przybyliśmy odwiedzić rodzinę.
- Rodzinę?! – parsknął Malfoy.
Marietta wyrwała się z objęć swojego… męża. Nadal nie mogła tego pojąć jak on przeżył i nie zamierzała dalej brać udziału w tym przedstawieniu.
- Wracam do domu! – jednak Rosier chwycił ją za rękę i udaremnił jej deportację.
- Zostań. Nie chcesz się dowiedzieć w jaki sposób przeżyłem? – uśmiechnął się ironicznie.
- Oboje mamy wam coś do wyjaśnienia… - zaczęła Narcyza.
- Ja z chęcią posłucham – Lucjusz wyprostował się w fotelu i spojrzał wyczekująco na Rosiera oraz swoją żonę.
Evan zwrócił się do Marietty:
- Usiądziesz?
- Nie mam zamiaru słuchać ani Ciebie, ani tej… Malfoy.\
- Narcyza jest moją kuzynką, więc kochanie, proszę, nie obrażaj jej.
- Przestań się do mnie tak zwracać. Nic nas już nie łączy!
Pan Malfoy poderwał się z fotela:
- Jak to jest twoją kuzynką!?
- No właśnie to chcieliśmy wam z Evanem wytłumaczyć. Możemy już zacząć? – spojrzała z rozdrażnieniem na Mariettę, a ta założyła ręce na piersi i wywróciła oczyma:
- Zaczynaj, bo zamierzam wrócić do domu! I to bez ciebie Evanie. Nie będzie miało wpływu nawet to co tutaj usłyszę!
Narcyza westchnęła i zaczeła opowiadać spokojnym głosem historię jej oraz Evana.

- Czy ty oszalałeś? A spytałeś może mnie o zdanie?
- Ja wiem, że ty tego chcesz i wiem też, że nigdy się do tego nie przyznasz. Już taki twój charakter.
- A skąd ty wiesz jaki jest mój charakter? – przykryła się szczelniej kocem i spojrzała z wyrzutem na Dracona.
- Wiem już co nie co o tobie. Kwestia czasu. Dużo ze sobą - chwycił jej rękę – przeżyliśmy.
- My?! To najczęściej mi coś się działo. I ja najczęściej cierpiałam!
Draco nie wytrzymał. Miał już dosyć.
- Mam dość! Dosłownie! Udajesz kogoś kim nie jesteś!
- A skąd wiesz jaka jestem naprawdę?!
- Wiem z tych kilku chwil kiedy byliśmy sami. Potrafisz być miła i… Lia ja cię kocham. Kocham cię najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym! Zrozum to wreszcie! I może przyznaj się przed samą sobą co tak naprawdę do mnie czujesz! Przyznaj się przed czym uciekasz!
Nott zatkało. Nigdy nie usłyszała tylu pięknych słów z ust Malfoya.
- I co teraz powiesz? Teraz milczysz.
- Draco… Ja… Nie wiem co powiedzieć…
Malfoy chwycił jej ręce w swoje i spojrzał jej w oczy:
- Mi wystarczy, gdy w końcu przestaniesz grać. Gdy w końcu będziesz tą normalną Lią.
- Normalną…
- Powiedz tak szczerze… Kochasz mnie?
- Ja… sama nie wiem co czuję.
- Ale ja wiem co ty czujesz… Kochasz mnie i tymi zaręczynami chciałaś mi tylko zrobić na złość. Przyznaj się…
Nott… Siedziała i zastanawiała się co ma mu odpowiedzieć.

Severus absolutnie nie wiedział o co jej chodzi.
- Mogłabyś jaśniej. Bo jeżeli jest ktoś inny…
Lily dołożyła swoją rękę do jego policzka.
- Nie… Nie denerwuj się… Chodzi mi o to, że… - nie wiedziała jak to ubrać w słowa.
- A możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? – spytał szeptem Severus. Szeptem, który zawsze doprowadzał Lily do zachwytu, ale tym razem było inaczej.
- Nie! Chcę o tym porozmawiać teraz, jeżeli mamy dalej ze sobą być.
- Dobrze… Więc usiądźmy. Wskazał jej zielony fotel, na którym usiedli. Lily wbiła wzrok w swoją koszulę.
- Nie wiem od czego mam zacząć… - Greengass zaczęła w palcach gnieść swoją koszulę.
- Najlepiej od początku…
- To nie jest takie proste.
- A co miałaś na myśli pytając mnie o kochanie dwóch różnych osób na raz?
- Chodziło mi o ciebie.,.. - Severus był zszokowany, ale Lily kontynuowała – Chodzi mi o to, że w tobie tak naprawdę drzemią dwie osoby i ja pokochałam te dwie osoby.
- Jak to…
- Po prostu raz zachowujesz się jak ostatni cham i drań, a kiedy indziej jesteś czuły i kochany. Czasami też wiesz czego chcesz, jesteś pewien siebie a czasami zachowujesz się jak zwykłe dziecko i sam nie wiesz czego chcesz.
- Wypraszam sobie, ażebym …
- Severusie… Ja chcę być z pewnym siebie mężczyzną, a nie... Wiesz czego tak naprawdę chcesz? Czy ty w ogóle mnie kochasz?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Sob 14:36, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 17:45, 17 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta skrzyżowała ręce na piersi i słuchała opowieści Narcyzy. Czuła się upokorzona swoim wyglądem. Makijaż miała rozmazany, włosy w nieładzie, a sukienkę porwał jej szanowny małżonek. Nie obchodziły jej powiązania rodzinne Rosiera, w tym momencie chciała tylko odejść z tego domu i zaszyć się w jednej ze swoich posiadłości.
- To wszystko – szepnęła Malfoy uśmiechając się ciepło do Evana, przez wiele lat narodziła się między nimi nić porozumienia.
- Widzisz kochanie, nawet nie wiedziałaś, że nasze rodziny są spokrewnione – zaśmiał się mężczyzna, wyciągając dłoń w stronę Marietty, jednak ta niezważając na towarzystwo odtrąciła jego rękę.
- W takim razie Lia i Draco… - zaczął powili Lucjusz, zastanawiając się jak wielki błąd popełnili popychając w swoją stronę dzieci. Narcyza zaśmiała się krótko i pogładziła dłoń swojego męża.- To siódma woda po kisielu – wyjaśniła i uśmiechnęła się do Malfoya. Marietta wywróciła oczami, skręcało ją od słodyczy jaka panowała między państwem zarządzającym domem. Czuła, że do Lucjusza nie pasowała ta słodka otoczka w jakiej teraz przebywał. Ona zawsze widziała w nim silnego mężczyznę, który tylko w chwilach intymnych bywa czuły i miękki. Poza tym dalej miała w pamięci jego wściekłą minę, którą widziała nie dalej niż tego ranka.
- To dobrze – mruknął mężczyzna i kazał przynieść skrzatom ciasta i wino z ich winnicy. W myślach wymieniał roczniki, które powinien tam mieć i wybrał jeden z tych, przeznaczonych na codzienny użytek.
- Zapraszam do jadalni – powiedział Lucjusz, kiedy w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza.
Zerknął na Mariettę i pomyślał, że wygląda jak siedem nieszczęść. Delikatnie rozmazany makijaż i podarta suknia, z której wystawały nitki, sprawiały, że wyglądała jak kobieta po bardzo ciężkich przeżyciach. Sekundę później uświadomił sobie, że tak właśnie było. Odkąd byli ze sobą bliżej, kobieta straciła kolejne dziecko, kłóciła się z nim i próbowała się zabić. Choć nie wątpił w jej silną psychikę, wiedział, że spotkanie męża było dla niej ciosem.
- Marietto usiądź obok mnie – poprosiła miło Narcyza, Rosier mruknęła coś pod nosem, ale posłusznie zajęła wskazane miejsce. Jej mąż zajął krzesło stojące obok Lucjusza. Mężczyźni po chwili zagłębili się w rozmowie na jakiś, znany tylko sobie, temat. Jednak ich spojrzenia co chwilę uciekały w stronę kobiet.
- Powinnyśmy porozmawiać – powiedziała Narcyza, chcąc grać „tą dobrą”. Poza tym, że powinna pokazać kobiecie gdzie jest jej miejsce (i że nie jest to miejsce u boku Lucjusza), a poza tym czuła miłe łechtanie na samą myśl, że potomkini Le Fay będzie jej synową.
- Mam nadzieję… - zaczęła, ale brunetka jej przerwała.
- Oczywiście nie będę was niepokoić i zagrażać szczęściu waszej rodziny – oznajmiła bezuczuciowo, chcąc jak najszybciej skończyć farsę Malfoy. Nigdy jej nie lubiła, a teraz tylko potwierdzała swoje wcześniejsze odczucia.
- Och, oczywiście – powiedziała Narcyza i przez chwilę milczała. – Mam jednak nadzieję, że pomożesz w przygotowywaniu ślubu swojej młodszej siostry – zawołała, mocno gestykulując rękami.
- Z tego co wiem, Draco jeszcze nie prosił Camelii o rękę – powiedziała zimno, zastanawiając się ile jeszcze czasu będzie musiała tu spędzić.


Lia prychnęła i zrzucając koc z ramion podniosła się z kanapy. Stanęła naprzeciwko chłopaka, szukając na jego twarzy cienia zrozumienia, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Draco jednak jedynie ciskał w jej stronę wściekłymi spojrzeniami. Owszem to nie były zaręczyny o jakich myślał, ale i tak nie były najgorsze.
- Nic nie rozumiesz – zawołała żałośnie, opadając na fotel przy kominku. – Zupełnie nic!
-Ależ wszystko rozumiem! – powiedział. – Zaręczyłaś się żeby zrobić mi na złość, udało ci się. Ale rozwiązałem tą sytuację – wyjaśnił, najwyraźniej dumny z siebie, Malfoy.
- Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? – zapytała gorzko, zastanawiając się kiedy w końcu Draco zrozumie, o co jej chodzi.
- O co ci chodzi, Lia? – odpowiedział pytaniem, na jej pytanie. Dziewczyna westchnęła, próbując zebrać swoje myśli.
- Dlaczego myślisz, że jestem kolejną rzeczą, którą możesz kupić za pieniądze ojca? – wyszeptała, opierając się na oparciu fotela.
- Nie chcę cię kupić – wyjaśnił, nie do końca wiedząc do czego pieje dziewczyna. Wiedział, że nie jest jedną z tych dziewczyn, z którymi umawiał się jeszcze w szkole. Była bardziej wyrachowana, miała wysokie mniemanie o sobie, zbudowane przez ciotkę.
- Ależ owszem – powiedziała i wskazała ręką na kartonik, który kilkanaście minut temu wsunął jej w dłonie.
- O to ci chodzi – wyszeptał.
- Nie chodzi mi tylko o to – przyznała. – Choć to przeważyło szalę.
Draco spojrzał na Lię, miała hardy wyraz twarzy, wiedział, że teraz kiedy gorączka już spadła, tak łatwo nie pożuci tego tematu.
- Nie tylko o to? – zapytał, wstając z sofy i siadając na krześle niedaleko dziewczyny. Chciał ująć jej dłoń, położoną na oparciu, ale ona, tak jak to miała w zwyczaju, uniknęła jego dotyku stosując jeden z eleganckich gestów, wpojonych jej przez siostrę.
- Nie rozumiem, dlaczego nauczyli cię, że możesz zdobyć wszystko za pieniądze – wyszeptała z nutą rezygnacji, kiedy zrozumiała, że chłopak nie wie o co jej chodzi.
- Bo tak jest – powiedział szybko, marszcząc brwi.
Lia zakaszlała krótko, po czym roześmiała się.
- Czy to daje ci prawo, żeby bawić się ludźmi jak zabawkami. Raz bawisz się nimi, a za chwilę rzucasz w kąt, by po kilkunastu minutach znowu wrócić do nich z jakimś nowym wymysłem?
Malfoy spojrzał na nią zaskoczony. Początkowo chciał zrozumieć jej aluzję do zabawek. Owszem, jako dziecko szybko tracił zainteresowanie rzeczami… z resztą tak było też teraz. Nie potrafił wytrzymać w związku z kimkolwiek. Wolał zmieniać swoje towarzystwo raz na jakiś czas, nie bacząc na uczucia innych. Z resztą Malfoyowie rzadko patrzyli na uczucia innych. I tą dewizę wpajano mu odkąd pamiętał.


Severus zmarszczył brwi i przez chwilę zastanowił się jak może ubrać w słowa, to co czuje do kobiety. Jaki ma do niej stosunek. Co prawda myślał, że urządzenie ceremonii za pomocą Narcyzy wszystko wyjaśni, lecz teraz doskonale widział, że tak nie było.
- Czekam – westchnęła Lily, wygładzając ręką swoją koszulę. Kobieta zaśmiała się w myślach, na myśl o tym, jak bardzo jej stój jest niestosowny do zbliżającej się uroczystości.
- Widzisz Lily – zaczął Snape, by po chwili znowu zamilknąć. ?”
- Widzisz Lily – ruda zaczęła go przedrzeźniać. Chciała w końcu wiedzieć na czym stoi, a tymczasem Severus milczał, wyrzucając z siebie dwa nic nie znaczące słowa.
- Daj mi powiedzieć – warknął, czując, że zachowanie Greengras zaczyna go irytować. Znała go tak długo, że powinna wiedzieć, jak trudno mówić mu o uczuciach.
- Ależ cały czas możesz mówić – zaśmiała się, uśmiechając się do niego.
- Lily, to nie jest takie proste – rzucił, kiedy znowu zapadła między nimi cisza. – Dlaczego nie możemy porozmawiać o tym później?
Kobieta zaśmiała się, sięgając po winogrono.
- Widzisz Severusie – zaczęła, wsadzając sobie do ust owoc – doskonale wiem, że to nie jest łatwe, ale jak już mówiłam – potrzebuję mężczyzny, a nie nastolatka, który nie wie czego chce – wyjaśniła wzruszając ramionami, a Snape’a uderzyła zmiana jaka zaszła w kobiecie. Nigdy nie pomyślał, że potrafiłaby zdobyć się na ton, pasujący bardziej do wyrachowanej Rosier niż do niej, spokojnej i cichej kobiety.
- Lilianno – wyszeptał, używając jej pełnego imienia. Greengras spojrzała na niego z wyczekiwaniem. – Poprosiłem cię o rękę, nie dlatego, że jesteś mi obojętna – powiedział cicho, pochylając się w jej stronę. Przez twarz kobiety przemknął niewielki uśmiech.
- Kontynuuj – poprosiła.
- Co mogę ci jeszcze powiedzieć? – zapytał rozdrażniony.
- Czego chcesz – podpowiedziała mu. Severus westchnął i zacisnął dłonie na swojej czarnej szacie. Przymknął oczy i przez chwilę milczał, mając nadzieje, że kobieta pożuci ten temat.
- Nie myśl, że ustąpię – powiedziała zerkając spod rzęs na swojego towarzysza.
- Będziemy mieli dużo czasu na rozmowy – szepnął, nie patrząc na Lily.
- Ale ja chcę wiedzieć na czym teraz stoję – mruknęła.

Weny Ciss!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 18:24, 17 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 18:21, 18 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Rosier zaśmiała się gorzko, kiedy Narcyza na jej słowa wygięła usta w podkowę. Malfoy była pewna, że Draco już się oświadczył Lii, ale nie chcąc brnąć w ten temat, wróciła do poprzedniego tematu.
- Więc Marietto… - zaczęła, dyskretnie wskazując na Lucjusza.
Pan Malfoy stał niedaleko kominka z Rosierem. Obaj panowie śmiali się, wspominali dawne czasy i popijali wino. Kobiety stały na drugim końcu salonu zawzięcie o czym dyskutując.
- Tak wiem, Narcyzo - szepnęła siląc się na miły ton. - Jest twoim mężem - mruknęła ledwo słyszalnie i poprawiła swój wygląd za pomocą różdżki. Przywróciła sukience dawny wygląd, a swojej twarzy nadała jeden kolor, bez rozmazanych cieni i linii, które wyznaczały drogę łez.
- Ależ Lucjusz był moim mężem, kiedy wy… - kobieta skrzywiła się, a Marietta zaobserwowała na jej twarzy kilka kropel.
Malfoy choć chciała grać twardą, to na skutek przeżytych lat w stresie, nie mogła pohamować swoim łez, kiedy mówiła o Lucjuszu.
- Już jesteście szczęśliwi, więc ma o czym mówić - odparła Rosier przez zaciśnięta zęby.
Co chwila odwracała się w stronę swojego męża, lecz zamiast skupiać się na jego wyglądzie i na nim samym, dyskretnie podglądała Lucjusza. I kiedy myślała, że to działa w dwie strony pan Malfoy odwzajemnił uśmiech Narcyzy, co świadczyło o tym, że to ona stała się obiektem jest westchnień i ukrytych spojrzeń.
- Mamy propozycję dla ciebie i mojego kuzyna - rzuciła nagle Narcyza i złapała Mariettę za ręce. Ta oburzona jej gestem odsunęła się gwałtownie.
- Tak? - zapytała po chwili.
- Chcemy odkupić wasz dom, to znaczy dla Dracona i Lii. Wiem, że pierwsze miesiące będą chcieli spędzić we dwoje… Sami - skwitowała.
- Dla Dracona i Lii? - warknęła kobieta.
- Oj, mam na myśli, że chcą się wyszaleć. Nie chcę, żeby się krępowali w naszym towarzystwie, a ja nie mam zamiaru opuszczać Malfoy Manor, jak to zrobił ojciec Lucjusza, kiedy my wzięliśmy ślub - wytłumaczyła cicho wzdychając.
- Nadal nie rozumiem - szepnęła zrezygnowana Marietta. Jej opowieść nie była logiczna, nie rozumiała dlaczego Malfoywie mieliby kupić, akurat jej dom, w którym mieszkała przez większość życia. Wtedy przypomniała sobie swoje piętro i wiedziała już, że nie odsprzeda domu.
- Nie zgadzam się - powiedziała nagle, ale zanim dokończyła myśl, mężczyźni dołączyli do swoich żon.
Lucjusz podszedł i stanął obok Narcyzy nie patrząc na Mariettę. Rosier zaś objął swoją żonę i pocałował jej policzek.
- Wszystko załatwione - mruknął. - Sprzedaliśmy nasz dom, kochanie - odparł, a Marietta otworzyła szeroko usta.
- Mieszkałam tam przez tyle lat… Moje piętro, mój pokój - mówiła i patrzyła na Lucjusza. Chciała złapać jego spojrzenie, ale on ani razu nie zerknął w jej oczy.
- Możecie zamieszkać z nami, dopóki nie znajdziecie czegoś nowego - wyjaśnił spokojnie Lucjusz.
- Dlaczego nie kupiliście im nowego domu, tylko chcecie nasz?
- Chciałam mieć Evana pod swoimi skrzydłami, kiedy jego stan jest niestabilny. Poza tym sam zaoferował kupno domu - rzekła pani Malfoy posyłając skrzata po dokumenty sprzedaży.
- Lucjuszu - szepnęła Marietta ocierając kilka łez z policzka. - Przecież wiesz o moim piętrze, że ja nie potrafię… - mówiła, ale pan domu jej uciął.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł zmuszony wzrokiem swojej żony.


Draco patrzył na dziewczynę próbując sobie uświadomić jej słowa. Na początku nic do niego nie dotarło, ale kiedy zobaczył jej minę, wiedział, że to nie są żarty. Nie znał innego zachowania, od dzieciństwa był świadkiem jak jego ojciec używał pieniędzy by zdobywać zaufanie ludzi, ich mienie , a później ich samych. Bawił się nimi jak zabawkami, kiedy ktoś go zawiódł albo znudził, odrzucał go, pozostawiając na pastwę losu. Czasami zastanawiał się nad swoimi rodzicami i choć często w jego głowie krążyły myśli, że jego ojciec kupił matkę, starał się to wymazać z pamięci.
- Dotarło? - zaśmiała się Lia, kiedy Malfoy zrezygnowany opadł na kanapę.
Do jego głowy popłynęły myśli związane z jego urodzinami. Nie mógł sobie wyobrazić, że stał się owocem kupna, bądź sprzedaży. Wystraszył się.
Draco zbladł, a jego warga zaczęła drżeć. Poczuł się słaby i bez życia. Wszystko co działo się wokoło niego nie miało sensu. Chłopak ścisnął swoje dłonie na koszuli i przegryzł wargę. Nigdy nie posądził rodziców o to, że źle go wychowali. Był z nich dumny, tak samo jak z siebie.
To była dewiza Malfoyów, nie mógł inaczej postąpić. Ale nie wyobrażał sobie, że on także mógł być kupiony przez swojego ojca, który przekupić matkę.
Chłopak odwrócił się do dziewczyny.
- Przepraszam - szepnął. - Nie zastanawiałem się nad tym - skwitował i wyciągnął z jej ręki kartonik. Przeciął go na kilka części i wyrzucił za siebie.
Nigdy nie zastanawiał się nad swoim, czy czyimś szczęściem, ale teraz zależało mu na Lii. A skoro ona przyjęła oświadczyny kogoś innego, on nie mógł się w to angażować i przekupywać kogoś.
- Co masz na myśli? - zapytała widząc zdeterminowanie Malfoya.
- Skoro chciałaś tych zaręczyn i sądzisz, że cię kupiłem… Wszystko naprawię, jeszcze dzisiaj będziesz z nim - szepnął i gwałtownie wstał.
Okrążył kilkakrotnie salon i popatrzył na Camelię. Kochał ją całym sobą, ale nie potrafił jej tego okazać. Wyznawał jej swoje uczucia, ale ona nadal uważała go za egoistycznego typa, który myśli wyłącznie o sobie. Nie chciał nim być. Potrzebował jej szczęścia, a to mogła mu dać gwarancja, że Lia będzie postępować tak jak chce.
- Z kim będę? - zapytała, lecz tym razem zmartwiona. Wstała i podeszła do Dracona, ale on szybko się odsunął nie chcąc naruszać przestrzeni miedzy nimi.
Chłopak zmienił teraz tok myślenia. Sam nie wiedział kim jest i co tu robi, słowa Nott zdawały się non stop krążyć w jego głowie.
- Musisz coś do niego czuć skoro przyjęłaś oświadczyny. Mi nigdy nie wyznałaś niczego - szepnął i schował wszystkie swoje rzeczy do kieszeni. Upewniwszy się, że zabrał wszystko, ruszył do przedpokoju, by opuścić ten dom.
- Draco, co ty sugerujesz? - pisnęła zdruzgotana. Dotarło do niej, że Malfoy zrezygnował z niej. Nie chciał już ani jej, ani jej uczuć. Nie potrzebował niczego.
- Nigdy nie przypuszczałem, że możesz czuć coś do kogoś innego niż ja. Widocznie byłam zaślepiony - wyjaśnił i otworzył drzwi, chcąc się przejść. Nie chciał się deportować, marzył o samotnym spacerze.
- Jak śmiesz tak mówić! - warknęła sama nie wiedząc, co ma mu jeszcze powiedzieć.
- Żegnaj, pomyliłem się - rzekł i wyszedł na zewnątrz. Zaczerpnął powietrza i rozejrzał się. Postanowił jak najszybciej cofnąć transakcję i odwołać te zerwane zaręczyny. Musiał przeprosić Jamesa za zamieszanie.
Lia kiedy wiedziała co chce zrobić pobiegła na dwór. Wybiegła tak szybko, że potknąwszy się o wycieraczkę, opadła na kolana.
- Kocham cię - krzyknęła, ale Dracona już nie było.


Lily splotła ręce na piersi i warknęła pod nosem, chcąc pogonić Severusa. Ten stał i próbował wymyślić coś na tyle sensownego, aby było logiczne i w miarę proste do zrozumienia.
- Możemy zacząć od początku? - zapytał nagle, jakby zdał sobie sprawę, że nie stać go na wyjaśnienia.
Greengrass tupnęła nogą, kiedy ktoś nie był zdecydowany, w jej samej budziła się druga osoba. Jej alter ego było choleryczką, która w stanach wybuchu nie panowała nad sobą.
- Severusie - pisnęła. - Chcę poznać prawdę - wyjaśniła.
Mężczyzna próbował objąć Lily, lecz kobieta wbiła paznokcie w jego klatkę piersiową.
- Odpowiedziałem na pytania, może czas na ciebie? - zapytał retorycznie.
Ruda prychnęła słysząc oziębły ton Severusa.
- A co niby miałabym ci powiedzieć? Chyba udowodniłam swoje uczucia - rzuciła przez zęby, szarpiąc Snape`a za szatę.
Była wściekła nie tylko na niego, ale również na siebie. Za każdym razem kiedy przypominała sobie pocałunek z Narcyzą, w jej wnętrzu coś się budziło. Chciała o tym powiedzieć Severusowi, żeby nabrał dawniej zaufania i również wszystko wyznał. Lecz z drugiej strony bała się, że wszystko zniszczy.
- Czy aby na pewno? - zaśmiał się wskazując jej czoło.
Kobieta patrzyła na niego, lecz kiedy uświadomiła sobie, że jest mistrzem oklumencji prychnęła. Wiele razy myślała o rzeczach, których mu nie powiedziała. Lily oddaliła się od mężczyzny.
Chciała zrobić jakiś dystans między nimi, lecz on podążał za nią.
- Więc wiesz o wszystkim? - zapytała cicho.
- Dokładnie, co do słowa i obrazu - rzekł.
Nagle nastała cisza. Snape przetarł oczy, próbując sobie wyobrazić Lily w takiej sytuacji. Ruda zawsze była nieśmiała, więc tym bardziej nie potrafił uwierzyć w jej zachowanie. Po kilku sekundach Greegrass się zaczerwieniła, ale udając, że nie zauważyła tego faktu przysunęła się do Severusa.
Wbiła mu palec w tors i spojrzała w oczy.
- Jak śmiesz - warknęła. - Czytasz mnie jak swoje nędzne książki - syknęła pokazując na co ją stać.
Oklumencja dawała jej w kość, ale po za tym nie rozumiała postępowania mężczyzny. A fakt, że się o nią starał, czy bał, nie przemawiał do niej. Nie potrafiła pojąć, jak ktoś może ingerować w jej najskrytsze myśli.
- Nie czytam, a ty sama otwierasz się przede mną - wytłumaczył siląc się na miły ton.
Mistrz eliksirów odsapnął i przyciągnął kobietę do siebie. Czytał jej myśli dla jej dobra i nigdy nie przypuszczał, że zobaczy to coś się wydarzyło w Kwaterze Głównej.
- Obwiniałaś mnie, a sama byłaś skora posunąć się do zdrady - rzekł cicho.
Nie był wściekły, próbował sobie uzmysłowić, jak Lily potrafiła być na niego zła, nie zauważając przy tym swoich błędów i pragnień.
- Zdrady? - dmuchnęła ledwo słyszalnie. Zaśmiała się ironicznie, nigdy nie posunęła by się z żadnym mężczyzną dalej od uściśnięcia ręki.
- Liliano, ale mimo to nadal chcę, żebyś była moją żoną - szepnął ciągnąc ją do prowizorycznego ołtarza.
- Mimo to? Co masz na myśli? - zapytała oburzona i zatrzymała go w połowie wędrówki. - Nigdy nie kochałam żadnego mężczyzny…
- Mężczyzny nie, ale kobietę owszem - odparł niewzruszony nowościami i podszedł do druida. Przecież sam kochał tę samą osobę co Lily.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 19:13, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 17:47, 20 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta rzuciła Malfoyowi spojrzenie pełne wyrzuty. Wiedział ile znaczy dla niej ten dom, a przede wszystkim jej piętro. Miał świadomość tego ile tam przeżyła, a mimo to zgadzał się na pomysł swojej żony.
- Rosier – wysyczała do ucha swojemu małżonkowi, wbijając mu palce w bok.
- Kochanie, zajmiemy trzecie piętro w Malfoy Manor dopóki nie znajdziemy dla siebie nowego domu – powiedział, uśmiechając się do swojej kuzynki, kiedy ta poparła jego słowa. Brunetka skrzywiła się, nie miała zamiaru opuszczać swojego domu, a tym bardziej nie miała zamiaru mieszkania z Narcyzą i Lucjuszem pod jednym dachem.
- Lia posiada dwie posiadłości we Francji – rzuciła nagle przypominając sobie o tym fakcie. Blondynka zrobiła nieodgadnioną minę, po czym zaśmiała się krótko.
- Wolałabym żeby mieszkali bliżej nas – wyszeptała Malfoy, wtulając się w swojego męża. Marietta prychnęła. Byli czarodziejami i pokonywanie setek kilometrów zabierało im najwyżej kilka sekund.
- Nie denerwuj się, moja droga – poprosił Evan – zobaczysz, że będzie nam się doskonale mieszkało we czwórkę!
- Marietto, czas zostawić za sobą wspomnienia! – zawołała Narcyza, uśmiechając się złośliwie do niej. Choć była pewna, że Rosier nie wyłapała tego, Lucjusz raz na jakiś czas zerkał na nią przelotnie, poza tym wiedziała, że słysząc jej słowa był gotów odwołać transakcję. Malfoy nie wiedziała na czym stoi i za punkt honoru wzięła sobie zgnębienie Marietty.
Przez chwilę stali w ciszy, patrząc na siebie i popijając wino z lampek, kiedy w salonie deportowała się Lia.
Marietta spojrzała krytycznym wzorkiem na jej niedbale związane włosy i strój. Chciała już się odezwać, kiedy głos zabrała dziewczyna.
- Nie ma go tutaj – szepnęła słabo, po czym kaszel znowu zaczął ją dławić. Dorośli spojrzeli po sobie, a następnie znowu na dziewczynę. Rosier podeszła do swojej siostry i dotknęła jej czoła.
- Camelio, jesteś chora – powiedziała tonem, który Lia znała z czasów swojego dzieciństwa.
- Wiem – rzuciła szybko. – Ale muszę go znaleźć! – powtórzyła z uporem. Dopiero teraz zauważyła mężczyznę, którego nie znała i Narcyzę.
- Szukasz Dracona? – zapytała miękko Malfoy, a dziewczyna energicznie pokiwała głową.
- Mieliście razem przybyć do Malfoy Manor – przypomniał sobie Lucjusz, zerkając na nią.
- Lia – zaczęła Marietta, chcąc doprowadzić dziewczynę do porządku, zanim rozchoruje się jeszcze bardziej.
- Wszystko ci później wyjaśnię – powiedziała pośpiesznie i rzucając kilka słów pożegnania deportowała się z pomieszczenia.
Narcyza zaśmiała się, przypominając sobie zmartwioną minę dziewczyny.
- A więc to jest dziewczyna mojego kuzyna – zawołał Rosier, zerkając na swoją żonę. – Jest do ciebie niezwykle podobna – dodał po chwili, a Marietta skrzywiła się. Narcyza puściła słowa Evana płazem po czym zerknęła na kobietę. Otworzyła usta żeby coś jej powiedzieć, lecz po chwili zrezygnowała z tego zamiaru i jedynie uśmiechnęła się do niej, w sposób mający mówić Rosier, jak beznadziejnie wychowała swoją podopieczną.


Lia deportowała się z salonu na podwórko przed Malfoy Manor. Miała ochotę usiąść i płakać, ale wiedziała, że jeśli tak zrobi wkrótce wyjdzie za osobę, której nie kocha. Wciągnęła głośno powietrze, starając przypomnieć sobie gdzie mieszka James. Kiedy kilka sekund później przypomniała to sobie, ponownie deportowała się, mając tylko nadzieję, że trafi w dobre miejsce.
Mroźne powietrze uderzyło do jej płuc, ale wiedziała, że teraz to nie jest najważniejsza sprawa. Rozejrzała się po zastanawiając się, gdzie ma szukać chłopaka, by wyjaśnić mu, że źle odebrał jej słowa i czyny.
Nagle w oddali zauważyła dwie niewielkie postacie, spacerujące wzdłuż brzegu jeziora. Lia zaczęła biec ile sił w nogach. Potykała się kilka razy, opadając na kolana i raniąc je, a niemiły uścisk w płucach i duszący kaszel sprawiał, że raz na jakiś czas musiała zatrzymywać się. W myślach beształa siebie samą za każde sekundy, w których nie zbliżała się do Dracona. Kilka razy próbowała krzyknąć coś w stronę młodych mężczyzn, ale za każdym razem głos wiąz jej w gardle.

Draco spacerował razem z Jamesem wzdłuż brzegu jeziora, a otoczenie do złudzenia przypominało błonia, po których spacerował w Hogwarcie. Szli w ciszy, gdyż Malfoy nie potrafił zebrać się na rozpoczęcie rozmowy na wiadomy temat i próby odkręcenia tego co zrobił. Kochał Lię i choć chciał jej szczęścia, wolałby żeby dzieliła je z nim, a nie z Jamesem. Oczywiście wiedział, że jego kolega miał równe szanse, co on do ręki Nott. Chciał się łudzić, że Camelia jednak wybierze jego, ale po chwili uzmysławiał sobie, że dziewczyna jest zbyt dumna by porzucić mężczyznę przy ołtarzu. Wolałaby raczej całe życie wieść marny żywot, niż przynieść sobie i swojej rodzinie taki wstyd.
- Draco – zaczął mówił chłopak, towarzyszący blondynowi – wybacz, ale nie mam zbyt wiele czasu, więc jeśli mógłbyś przejść do sedna – poprosił uprzejmie, zerkając na swojego towarzysza.
- Widzisz, zaszły pewne komplikacje – powiedział powoli i przerwał by zebrać myśli. Kiedy otworzył ponownie usta, usłyszeli głos dziewczyny, dochodzący z pewnej niewielkiej odległości.
- Draco!
Malfoy zerknął na Jamesa, a następnie oboje odwrócili się. Oboje byli zaskoczeni widząc pannę Nott. Dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść, włosy miała zebrane w luźnego koka, a kilka pasemek opadało jej na twarz, z kolan sączyła się krew. Rajstopy miała podarte, a sukienkę przybrudzoną ziemią.
- Co ty tu robisz? – zapytali niemalże jednocześnie.
- Kocham cię, Draco – rzuciła, próbując złapać powietrze.




Lily nabrała powietrza w usta, nie wiedząc jak może odpowiedzieć Severusowi. Mężczyzna miał racje, a ona nie widziała innej możliwości jak potwierdzenie jego słów. Przełknęła głośno ślinę i zerknęła w oczy Snapowi.
- Po co zadajesz mi pytania, skoro możesz bez mojej zgody otrzymać odpowiedź – rzuciła, widząc w ataku jedyną formę obronienia swojej, nadszarpniętej już, prywatności.
- Nie zadaję ci pytań – sprostował mężczyzna. – Chcę, żebyś po prostu przyznała mi rację – wzruszył ramionami.
Greengras czuła jak ogarnia ją panika. Jak on śmiał wymagać czegoś takiego od niej! Zacisnęła rękę na różdżce.
- Nawet o tym nie myśl – rzucił Severus, widząc ruch kobiety. Lily mruknęła coś pod nosem i przeklęła cicho. Nie wiedziała jak może powstrzymać mężczyznę od penetrowania jej umysłu, nie chciała by znał jej myśli.
- Dlaczego otwierasz przede mną, ale nie chcesz mi nic powiedzieć? – zapytał spokojnie. Nadal chciał by kobieta została jego żoną, ale by dotrzymać swojej obietnicy musiał po prostu usłyszeć od niej kilka słów o jej miłości do kobiety.
- Daj mi spokój! – zawołała żałośnie przyciskając dłonie do głowy w geście obrony, tak jakby to miało powstrzymać siłę Severusa.
- Po prostu mi to powiedz – wyszeptał. – Powiedz jak działa na ciebie jej dotyk, spojrzenie…
Lily nabrała głośno powietrza, czuła, że serce zaczyna jej szybciej bić, a policzki różowieć.
- Powiedz, obiecuję, że podtrzymam swoje oświadczyny – wyszeptał. Lily zerknęła na niego przelotnie i przygryzła dolną wargę.
- Severusie – wyszeptała, nie chcąc odpowiada na to pytanie.
- Chcę wiedzieć na czym stoję – powiedział jej mężczyzna, powtarzając jej słowa.
- Ja nie… - zaczęła, ale jej wyobraźnia zaczynała już pracować na najwyższych obrotach. Niemalże czuła dotyk ust Narcyzy na swoich ustach, tak realny, że przez chwilę myślała, że to dzieje się naprawdę. Dotyk kobiety na jej dłoni wzmocnił się, zaczęła szybciej oddychać.
Severus patrzył z zaciekawieniem na reakcje kobiety, wiedząc, że teraz jest w sferze swoich wyobrażeń. rzadkością


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 19:02, 24 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Kiedy czworo czarodziejów ponownie zostało samych, nastała niezręczna cisza. Evan próbował zagadać Lucjusza, ale ten wydawał się być zaabsorbowany swoją żoną. Ta z kolei wpatrywała się z ironią w Mariettę, próbując określić położenie obydwu pań. Zrozumiałe było, że Narcyza mówiła: „Jest mój, tak samo jak to wszystko wokół”.
- Mogłabym z tobą porozmawiać? - zapytała nagle Marietta patrząc na Lucjusza. Malfoy szybko odwrócił wzrok i czekał, aż odpowie za niego jego żona. Ścisnął jej nadgarstek jakby oczekiwał pozwolenia, a kiedy Narcyza skinęła głową, wstał i odszedł.
Blondynka nie wydawała się być zła, wręcz przeciwnie była dziwnie wesoła i skora do rozmowy sam na sam z Evanem.
- Więc opowiedz mi jak zachowała się kiedy cię zobaczyła? - wypytywała pani Malfoy, a kiedy Evan streszczał jej przebieg wydarzeń wydała z siebie głośny okrzyk.
Na drugim końcu salonu, tam gdzie ucho słuchacza cichnie, stał Lucjusz z Mariettą. Kobieta próbowała mu coś przekazać swoim wzrokiem, lecz mężczyzna cały czas patrzył na swoją żonę.
- Lucjuszu - wyszeptała i chcąc się do niego zbliżyć mruknęła mu coś do ucha.
- Pani Rosier umówiliśmy się, że… - zaczął, lecz usłyszał śmiech żony. Wziął głęboki oddech i kontynuował. - Jestem żonaty - skwitował poważnie.
- Nie mogę być z tym człowiekiem - pisnęła mając na myśli Evana. Była pewna, że Lucjusz pamięta wszystko co opowiadała o swoim mężu i pożyciu małżeńskim zaraz po ich ślubie.
- Przykro mi - dodał próbując wysilić się na ton wskazujący na to, że jej naprawdę współczuje. Niestety w jego głosie było słychać arogancję i wrogość. Marietta przetarła twarz i próbowała wyszukać w jego oczach to, co widziała kiedy radował jej życie.
- Gdybym wtedy umarła, nie musiałabym cierpieć… A ty… - wrzasnęła i uderzyła pięścią w tors Malfoya.
- Ciszej - rzekł odsuwając się od kobiety. Wskazał jej klatkę schodową i wyjaśnił, że jej rzeczy zostały przetransportowane do nowej sypialni.
- Lucjuszu - załkała.
Zanim mężczyzna zdążył zareagować na gest kobiety ku jego boku znalazła się Narcyza z Evanem. Blondynka jak zawsze miła w towarzystwie męża, ułożyła brodę na jego ramieniu i szepnął mu kilka zbereźnych myśli do ucha. Następnie pożegnała się cicho z Mariettą i Evanem, po czym pociągnęła Lucjusza do sypialni.
Rosier popatrzył na swoją żonę, która wyglądała fatalnie. Odgarnął jej włosy z czoła i nie czując do niej obrzydzenia pocałował ją z niepohamowanym entuzjazmem.
- Nadróbmy te stracone lata - szepnął wskazując na swoją kuzynkę. - Oni nie byli ze sobą rok… A nas rozłączyło aż dwadzieścia lat - wytłumaczył, po czym deportował siebie i Mariettę do nowej sypialni.
Kobieta wzdrygnęła się na widok łóżka, zasłon i mebli. Usiadła na łóżku, ale zanim zdążyła pomyśleć Evan dobrał się do jej ciała. Jego ohydne ręce były wszędzie.
Marietta błagała, żeby dał jej spokój, prosiła na kolanach, lecz zdeterminowany i żądny przyjemności Rosier pozwolił sobie na wiele, bez zgody Marietty.
Kiedy Evan starał się złapać oddech, kobieta otarła łzy i wybiegła z pokoju. Znała tylko kilka lokalizacji w domu, okryła się znalezioną płachtą i stanęła przed wielkimi drzwiami.
Zaczęła uderzać pięścią w grube drewno, czując, że słabnie, zjechała po ścianie i nadal, nie przerywając uderzała w drzwi.
Po kilku minutach Lucjusz wyszedł z sypialni i popatrzył na zrozpaczoną Mariettę.
- Pani Rosier… - zaczął, ale kobieta wbiła mu paznokcie do klatki piersiowej.
- Lucjuszu, zabij mnie, bo nie wytrzymam ze sobą. On mnie zgwałcił…. Zabij - szeptała w kółku dopóki u boku mężczyzny nie stanęła Narcyza.


Zanim Lia dobiegła do Dracona straciła siły i upadła na kolana. Przez ostatnie kilka minut przebiegła paręnaście kilometrów w poszukiwaniu Dracona. Była szczęśliwa, a z drugiej strony zdruzgotana. Teraz kiedy ją słyszał i wiedział co do niego czuje, nie mógł puścić jej słów płazem.
James patrzył to na Camelię, to na Malfoya. Sam nie wiedział co się stało. Jeszcze wczoraj był zaręczony z dziewczyną, następnie przerwał tą farsę, bo Malfoy zapłacił mu niezłe pieniądze, a kiedy Draco spotkał się z nim po raz kolejny dał by wiarę, że chce te pieniądze z powrotem.
- Co tu się dzieje? - zapytał James odsuwając się od dziewczyny. Nott potrzebowała powietrza, a każdy kto stał obok niej obniżał jej szanse na to, by jej organizm nadrobił tlenowy deficyt.
- Możesz odejść - syknął Draco podciągając Lię do góry. Nakazał jej umieścić ręce na jego ramionach, a sam pracując nogami pomógł jej wstać.
- Myślałem, że chcesz… - odrzekł James, ale kiedy usłyszał kolejne parsknięcie Dracona, odszedł. Nie chciał zadzierać z Malfoyem, zawsze w jego rodzinie powtarzano, by nie narażać się członkom lepszych i bogatszych rodzin.
Chłopak pożegnał się z nimi i deportował do swojego domu, zostawiając tą dziwną przygodę za sobą.
- Draco - szepnęła w końcu kryjąc twarz w ramieniu blondyna.
Choć Malfoy chciał słyszeć jej głos i potrzebował wytłumaczenia, nie mógł pozwolić na to, by dziewczyna z nim rozmawiała. Delikatnie odsunął ją od siebie i pocałował w czoło. Odgarnął włosy z jej twarzy i usiadł na zimnej trawie, sadzając Lią obok siebie. Nie chciał by dziewczyna czuła się niezręcznie, więc zniżył się do jej stanu.
- Wiem, wiem… - mówił, by ją uciszyć.
Przyciągnął ją do siebie i kiedy wiedział, że jest już bezpieczna w jego ramionach, próbował wyczarować jakieś lekarstwo. Nott nadal była chora, a jej skóra robiła się przezroczysta.
- Mówiłam prawdę - wyjaśniła szybko, nie chciała by Draco myślał, że po raz kolejny grała. Od jakiegoś czasu, obydwoje grali i nigdy nie było wiadomo, kiedy są poważni, a kiedy traktują życie jak teatr.
- Ciii - mruknął okrywając Camelię swoim płaszczem. Choć było zimno, a z jego ust wydobywała się para, młodzieniec nie czuł chłodu. Czuł się tak, jakby mógł przenosić góry, i choć wszystko wokół było pokryte lodem i śniegiem, on mógłby przyznać rację temu, co stwierdza, że ta pora roku latem jest zwana.
Lia położyła rękę na jego klatce piersiowej i ułożyła głowę tak, by słyszeć jego serce. Wiedziała, że nie przystoi to dziewczynie z dobrego domu. Zniżyła się do poziomu przeciętnych dziewcząt z Hogwartu, ale teraz jej to nie przeszkadzało. Draco był z nią, a co najważniejsze wiedział o uczuciach Camelii.
- Wracajmy - oparł Malfoy, ale Nott coś szepnęła.
- Ja nie gram - mówiła szybko, jakby jej życie zależało właśnie od tego wytłumaczenia.
Draco zaśmiał się cicho i podniósł dziewczynę z ziemi. Wiedział, że to może zaważyć na jej chorobie, a Nott musiała być zdrowa jak najprędzej.
-Wiem, kochanie - wyznał całując jej policzek.
Lecz kiedy chciał ją pocałować po raz kolejny, jej warga zadrżała. Odsunął się od niej i zauważył, że jej usta są sine. Czym prędzej deportował ich oboje do Św. Munga.
Malfoy zwołał kilku wyspecjalizowanych osób do Lii. Następnie kilkoro czarodziejów otoczyło Camelię, która leżała w łóżku.
Już po kilku minutach pytań i zażartej konwersacji między uzdrowicielami, wyjaśniło się co jest Lii. Malfoy wyglądał na przerażonego, kiedy lekarz stojący naprzeciwko niego, próbował mu powoli i ze szczegółami wytłumaczyć przebieg choroby Nott, która dawała jej tylko kilka miesięcy życia.


Severus usiadł naprzeciwko kobiety i patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Kiedy Lily myślała, że Snape opuścił pokój zamknęła oczy i udała się w swój świat fantazji. O dziwo nie było tam ani mistrza eliksirów, ani żadnego innego mężczyzny. Była tylko ona, jedyna i kochająca Narcyza. Greegrass na samo jej wyobrażenie uśmiechała się. A kiedy jej wyobraźnia biegła dalej, jej ciało nie ustępowało duchowi. Kobieta zanim się spostrzegła, w jej myślach Narcyza całowała jej usta, a następnie obsypywała pocałunkami całą jej szyję, obojczyk i dekolt. Potem Greegrass marzyła o dłoniach Malfoy, które błądzą po jej ciele, tak jakby nie umiały znaleźć celu i miejsca przeznaczenia. W końcu kiedy próbowała sobie wyobrazić apogeum ich zbliżenia, jej ręce ( w rzeczywistym świecie) wędrowały niżej, by odnaleźć najczulszy punkt na jej ciele.
Jej przedstawienie trwało kilka minut, po jakimś czasie Lily nie potrafiła się oderwać od swoich wyobrażeń. Tak dawno nie marzyła o nikim, że sfera jej dusza i fantazji wydawała się dla niej czymś zupełnie nowym. Pamiętała jeszcze, że jako młoda kobieta marzyła o Severusie, ale kiedy jej uczucia przerodziły się w dojrzałą miłość, a jej wyobrażenia zostały zastąpione przez rzeczywisty świat i prawdziwego Snape`a, wszystko uciekło. A każda kolejna fantazja była przypadkowa i nigdy się nie powtarzała.
- Lily - zaczął mężczyzna. Snape speszył się widząc Lily, która próbuje doprowadzić siebie do przyjemności. Z jednej strony było to dla niego dziwne i poniżające. Kobieta , którą kochał, zadowalała się swoimi myślami na temat innej. Z drugiej zaś, mistrz eliksirów czuł mrowienie w dolnej części ciała. Pomimo, iż to było niecodzienne, to Severus uznał to za pociągające.
Zakaszlał cicho, by zwrócić na siebie uwagę. Chciał by teraz Lily szeptała jego imię i patrzyła mu w oczy, lecz zanim do niej podszedł usłyszał końcowy jęk Greengrass i imię Narcyzy.
Skrzywił się i odszedł od kobiety. Usiadł na fotelu i przyglądał się je badawczo. Po kilku minutach, kiedy Greegrass złapała oddech i uświadomiła sobie, że to była jedna z większych przyjemności jej życia, zdała sobie sprawę, że Severus non stop patrzy na nią.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała nagle. Wiedziała, a raczej była pewna, że kiedy odpływała w krainę marzeń, Severus wyszedł z pokoju.
- Siedzę i obserwuję - odrzekł spokojnie, dotykając swoich czerwonych policzków. Trudno mu się było przyznać, ale widok narzeczonej w takim stanie o mało co nie spowodował przed bramkowej sytuacji w ciele Snape`a.
- Czy ty…? - zapytała siląc się na zwykły ton. Była zawstydzona tym co zrobiła, ale zanim zdążyła pomyśleć o tym co Severus mógł zobaczyć, znowu widziała Narcyzę przed swoimi oczyma.
Nie wiedziała co się z nią dzieje, nie panowała nad tym. Wplotła swoje palce w włosy i pociągnęła, żądając sobie ból. Miała jeszcze nadzieję, że to będzie jedyne lekarstwo na zatrzymanie tych myśli.
- Wszystko - wyjaśnił Snape i delikatnie się uśmiechnął. Następnie uśmiech przeobraził się w niewielki grymas.
- Nie panuję nad tym - mruknęła i podeszła do swojego przyszłego męża.
- Z punktu widzenia prawa, nie powinno mi to przeszkadzać, że masz fantazje… Ale kiedy myślę, że... Robi mi się niedobrze - odpowiedział zniesmaczony.
Lily nachyliła się nad mężczyznę i pocałowało go gruntownie. Następnie szybko się odsunęła, a na jej twarz wpełzła mina niezadowolenia.
- Ze mną jest coś nie tak - wyznała czując, że pocałunek Severusa nie sprawia jej przyjemności. Postanowiła zrobić próbę, myśląc o Narcyzie i ponownie całując Snape`a.
- Lily, orientacje zmieniają się z wiekiem, jeśli potrzebujesz czasu… - zaczął mistrz eliksirów, ale Lily przerwała mu głośny chrapnięciem.
Kobieta opadła na kanapę i wtulając się poduszkę szeptała:
- Nie potrzebuję czasu, tylko jej... Chcę wiedzieć, czy czuje to samo.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 20:18, 24 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 19:52, 28 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta spuściła głowę i starała się zdusić w sobie szloch. Chciała znaleźć oparcie u Lucjusza, tak jak znajdowała je przez ostatnie kilka miesięcy. Czując palący wzrok Narcyzy na sobie, odsunęła rękę od torsu Malfoya, by po chwili zacisnąć ją na materiale, którym się okryła. Dłonią otarła łzy z policzka i uniosła dumnie brodę. Chciała zrobić dobrą minę do złej gry, ale nie wyszło jej to.
- O co tyle krzyku – westchnęła teatralnie Narcyza, gładząc swojego męża po ramieniu. Uśmiechnęła się złośliwie do Rosier i przeczesała palcami swoje włosy.
- Przecież to twój małżeński obowiązek – dodała po chwili przerwy. Marietta zacisnęła mocniej rękę na materiale.
- On mnie zgwałcił – powtórzyła z uporem i sama się sobie dziwiła, skąd u niej tyle siły.
- Narcyzo… - zaczął Lucjusz czując, że zaczyna mieć mieszane uczucia, co do obowiązku małżeńskiego, a stosunku wbrew woli drugiej osoby.
- Kochanie – skitowała Malfoy i posłała Marietcie złośliwy uśmiech. – Myślę, że pani Rosier powinna porozmawiać ze swoim mężem.
Brunetka otworzyła szerzej oczy, a Narcyza korzystając z jej chwilowego osłupienia wciągnęła Lucjusza z powrotem do sypialni, krzycząc jedynie, o której godzinie jest kolacja.
Marietta zaczerpnęła głośno powietrza i przez chwilę chciała jeszcze raz załomotać w drzwi.

Narcyza pocałowała Lucjusza, chcąc by wrócili do tego co im przerwano. W końcu miała swojego męża tylko dla siebie i nie musiała przejmować się ciążącym na niej zadaniem.
- Kochanie – wymruczała mu do ucha, wsuwając rękę w jego włosy i mierzwiąc je lekko.
- Daj spokój – mruknął odsuwając się od niej i siadając na fotelu. Wyglądał na zamyślonego. Narcyza westchnęła cicho i opadła na drugi fotel.
- Co się stało? – zapytała miękko, zdając sobie sprawę, że los Rosier nie jest obojętny jej mężowi.
- Mąż nie ma prawa do gwałtu – wyszeptał po chwili zerkając przelotnie na swoją żonę – powinien pytać się żony o zdanie.
Narcyza spojrzała na niego zaskoczona.
- Lucjuszu, taki jest małżeński obowiązek żony – powtórzyła i wzruszyła ramionami.
Mężczyzna spojrzał na swoją żonę, zastanawiając się dlaczego potrafi być taka zimna na krzywdę innych. Wiedział jak bardzo Marietta nienawidziła swojego małżonka, dokładnie pamiętał każde jej słowo o Rosierze. Współczuł jej, że poniekąd jest skazana na niego. Wiedział bowiem, że kobieta nie posunie się do rozwodu, takie zachowanie przyniosło by hańbę nie tylko jej, ale i całej rodzinie.

Draco opadł na krzesło stojące na korytarzu. Uzdrowiciel wsunął mu w rękę kartkę z jakimiś danymi, ale chłopak nie miał ochoty na to patrzeć i jedynie wsunął ją do kieszeni. Ukrył twarz w dłoniach i przez chwilę zastanawiał się jak powinien się teraz zachować. Specjaliści wytłumaczyli mu jakie przyczyny ma choroba Lii, a to tylko sprawiało, że miał ochotę zrobić dziką awanturę siostrze dziewczyny. Poniekąd również przez nią, w ciele dziewczyny rozwinął się nowotwór płuc. Poza tym czuł narastającą panikę i lęk przed spojrzeniem w oczy dziewczyny. Wiedział, że kolejne kilka miesięcy będą najgorszymi miesiącami jego życia, jak miał przygotować się do jej śmierci, kiedy nie wyobrażał sobie życia bez niej. Czuł jak łzy zbierają mu się w oczach, a bezradność ogarnia jego umysł.
Nie wiedział jak wstał z krzesła i wszedł do sali, w której leżała dziewczyna. Zamknął za sobą cicho drzwi i przez chwile stał przy nich spoglądając na leżącą na łóżku Camelię. Nott twarz miała odwróconą w stronę okna, a wokół niej stało kilka przyrządów medycznych. Dłonie zaciskała na kołdrze, pociągała nosem.
- Lia – wyszeptał, powoli podchodząc bliżej. Nie wiedział jak dziewczyna zareaguje na jego obecność.
- Już wiesz? – wychrypiała, nadal nie patrząc na niego. Nie wiedziała jak to jest możliwe, że umrze ze świadomością, że żaden z jej planów się nie spełni, że nie doczeka się śmiechu swojego dziecka.
Draco podszedł do łóżka i usiadł tak by mógł widzieć twarz dziewczyny. Delikatnie otarł łzy z jej policzków i pogładził je.
- Ciii – mruknął, gładząc dziewczynę po włosach. Camelia zagryzła wargi, próbując powstrzymać płacz, ale łzy nadal płynęły z jej oczu.
- Powinienem od razu zabrać się tutaj – wyszeptał Draco, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo pobladł. Poniekąd również winił się za stan dziewczyny, może gdyby nie wyszła za nim na dwór bez kurtki…
- Nie dałabym się tutaj zabrać – mruknęła – i oboje o tym doskonale wiemy. – Czuła się lepiej za sprawą eliksirów, mających ułatwić jej oddychanie.
- Wymyślimy coś – mruknął, chcą przekonać siebie samego, że coś da się z tą sytuacją zrobić.
- Ludzie umierają na raka płuc – wyszeptała. Draco spojrzał na nią smutnym wzrokiem, uzdrowiciel przekazał mu jak wyglądają statystyki.
- Lia, ja – zaczął, ale głos mu się załamał. Dziewczyna pokiwała głową.
- Obiecasz mi coś? – zapytała cicho, pozwalając by chłopak wziął jej rękę w swoją. Draco był wstanie zrobić wszystko dla Lii.
- Oczywiście, kochanie – powiedział, a przez twarz dziewczyny przemknął cień uśmiechu.
- Obiecaj, że kiedy umrę znajdziesz sobie kogoś i zapomnisz o mnie – wyszeptała słabo, unikając wzroku chłopaka.


Lily mocniej wtuliła się w poduszkę i westchnęła. Wyobrażała sobie, że przytula się do Narcyzy. Przymknęła powieki i jęknęła. Ponownie czuła ręce kobiety na jej ciele i usta na szyi.
Severus patrzył na nią, czując jednocześnie obrzydzenie i podniecenie. Czuł się źle z tym drugim uczuciem, ale zupełnie nad tym nie panował. Powoli wstał z fotela i usiadł obok kobiety. Przez chwilę obserwował jak jej ręce błądzą po ciele. Przełknął głośno ślinę. Tak długo czekał na taką chwilę!
Kiedy zauważył, że kobieta odchyla głowę, w taki sposób, by druga osoba miała do niej łatwiejszy dostęp, najpierw powoli musnął ją ustami. Przez chwilę myślał, że kobieta go odrzuci, ale ona westchnęła tylko i przysunęła się bliżej mężczyzny. Severus zachęcony tym zachowaniem, zaczął obsypywać pocałunkami szyje kobiety, a później jej dekolt. Lily mamrotała coś pod nosem, ale mężczyzna nie zwracał na to uwagi, w tym momencie liczyło się dla niego zaspokojenie własnych potrzeb.
Całował ją mocno, robił to jedynie by rozładować napięcie seksualne, jakie zbudowała w pomieszczeniu kobieta.
Lily natomiast cały czas myślała o Narcyzie, o tym, że to ona napiera na nią z taką siłą i całuje ją tak, że brakuje jej tchu. Czuła jej delikatne ręce na swoim ciele, nie zwracając uwagi na to, że ręce Severusa są dużo większe i znacznie mniej delikatne.
Szeptała mu do ucha zbereźne rzeczy, chcąc by dalej kontynuował to co zaczął, tak by ona mogła myśleć, że to Malfoy ją dotyka. Chętnie oddawała każde pocałunki i sama obsypywała nimi ciało mężczyzny.
- Lily – westchnął Severus, zrzucając z kobiety bieliznę. Greengras wyszeptała kilka pomysłów na ubarwienie ich zbliżenia i ponownie pocałowała go myśląc o Narcyzie, o tym, że to ja całuje i proponuje różne zabawy.
Mężczyzna zrobiłby wszystko by jedynie rozładować nieprzyjemne napięcie, starając się nie myśleć, że kobieta nie myśli o nim tylko o drugiej kobiecie.
- Błagam – jęknęła naglę Greengras, wyginając się w łuk pod ciężarem mężczyzny.
Severus wyszeptał kilka słów.
Przed nimi malowała się noc pełna obłudy i własnego zadowolenia, nie zważając na chęci partnera.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 21:08, 28 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 18:02, 29 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lucjusz rozsiadł się w fotelu i zakrył twarz w dłoniach. Kiedy zobaczył myśli Narcyzy, zmieniło o niej zdanie, a uczucia które do niej żywił powróciły z większa siłą.
Kochał tą kobietę ponad siebie, ale kiedy słyszał jej słowa w stosunku do Marietty nie mógł jej zrozumieć.
Przelotnie na nią spojrzał i ponownie wrócił do swoich myśli. Pani Malfoy siedziała naprzeciwko męża z zagubioną mina. Nie chciała go skrzywdzić, ale nie potrafiła akceptować uczuć, które żywił do Rosier. Pomimo, iż była słaba z tego względu, że przez rok rządziła światem, teraz była wykończona, a sytuacja z Lucjuszem wysysała z niej ostatnie siły.
- Lucjuszu - zaczęła chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Nagle jakby przestała się dla niej liczyć duma. Uklęknęła przed Malfoy`em i pocałowała jego dłonie. Następnie przyłożyła jego ręce do swoich policzków.
Nie chciała się z nim kłócić, pragnęła go jak nigdy dotąd.
- Kochanie? - zapytała po raz kolejny widząc, że Lucjusz jest w swoim świecie i nie reaguje na gesty Narcyzy.
Trwali tak przez jakiś czas, dopóki mężczyzna energicznie nie wstał. Odtrącił żonę i stanął przy oknie rozglądając się po swoim podwórzu skąpanym w świetle księżyca.
Narcyza poniżając się po raz kolejny podeszła do niego i oparła brodę o jego ramię.
- Jesteś moim mężem - skwitowała w końcu chcąc mu dać do zrozumienia, że łączy ich coś więcej niż tylko uczucie. Prawnie byli ze sobą związani i żadne głupie uczucie z lat młodości, nie mogło zniszczyć ich związku.
- I cóż to znaczy? - zapytał w końcu ironicznie. Odwrócił się do niej przodem i spojrzał jej w oczy.
- Należysz do mnie bez względu na inne pobudki - szepnęła. Zawsze byłą dumna ze swojego męża, nigdy o niego nie walczyła, bowiem Lucjusz nie widział świata poza nią, kiedy byli młodzi.
Teraźniejsza sytuacja sprowadzała ją na nieznane wody, na których nigdy nie była. Nie wiedziała co to jest „walczenie” o mężczyznę, źle się czuła, ponieważ nigdy nie była tak bliska utracenia miłości swojego życia.
- Ale czy małżeństwo pozwala mi zrobić z tobą wszystko co tylko zechcę? - zapytał z sarkazmem w głosie. Rzucił w Narcyze groźnym spojrzeniem i prychnął.
Kobieta nie odpowiedziała na jego pytanie. Skłoniła głowę. Wiedziała, że wybuchnęła przy Rosier, ale ta kobieta doprowadzała ja do szału. Chciała Lucjusza tej nocy, potrzebowała go po tylu miesiącach abstynencji.
Po raz kolejny zostało jej to odebrane. Kiedy była młoda myślała, że spędzanie czasu z małżonkiem to obowiązek małżeński, ale z każdą kolejną minutą poznawała prawdziwy obraz wspólnego życia.
- Nie mów tak do mnie - mruknęła gubiąc się w swoich myślach.
Malfoy uśmiechnął się delikatnie i podszedł do żony. Pocałował jej policzek, a Narcyza zamknęła oczy. Jego gest tak bardzo przypominał pocałunek Judasza, że sama nie wiedziała do czego zmierza jej mąż.
- Już nie będę - szepnął i odszukał w pokoju swoją koszulę.
Założył ją szybko i pozapinał guziki, znalazł jakiś szlafrok. Owinął się nim i oświetlił drogę na korytarzu. Narcyza otworzyła szeroko oczy, nie chciała spędzić tej nocy samotnie. Ale Lucjusz nie zważał uwagi na jej protesty.
- Gdzie idziesz? - krzyknęła, kiedy podążał wzdłuż korytarza.
- Tam, gdzie nie będę nic musiał… Nie będę miał żadnego obowiązku małżeńskiego - odparł.
- Chyba nie zamierzasz mnie z nią zdradzić po raz kolejny? - krzyknęła, a echo rozniosło się po całym domu.
- To ona pomogła mi się podnieść po twojej śmierci, byłem załamany - wyznał.
- Wiem, zawsze patrzyłam na ciebie z ukrycia, kiedy stałeś przy moim grobie - wyjaśniła myśląc, że ten argument do niego przemówi.
- Słucham? - warknął.
- Tak, wtedy kiedy Rosier zaszła w ciąże z tobą, też byłam w domu… Ścianę dalej. Żyłam za twoimi plecami przez cały rok, chciałam żebyś był bezpieczny i ładnie mi się teraz odwdzięczasz. Dziękuję - załkała z ironią. Bez dumy i poczucia własnej wartości wróciła do swojej sypialni.


Malfoy odszedł od łóżka Lii i usiadł na sąsiadującej kozetce ocierając czoło z potu. Camelia przeraziła się jego miną, bowiem nie chciała przyjąć do wiadomości odmowy chłopaka.
- Absolutnie nie - szepnął, kiedy w końcu złapał oddech. Rozejrzał się po sali i kiedy nabrał tyle odwagi by spojrzeć jej w oczy, wstał zataczając się lekko przy tym ruchu.
- Draco, to jedyna rzecz jaką możesz dla mnie zrobić po… - przełknęła głośno ślinę. - Mojej śmierci.
- Nie umrzesz - syknął przez zęby i różdżką zablokował wejście do ich sali. Nie chciał, żeby ktoś im przeszkadzał, a wielu uzdrowicieli wchodziło rozglądało się i wychodziło.
Lia, choć słaba przewróciła teatralnie oczyma, nie ujmując sobie uroku.
- Słyszałeś diagnozę lekarzy, to jest nieuleczalne… Mugole umierają po kilku tygodniach, a mi magia da trochę więcej - wyjaśniła uśmiechając się słabo. Nawet głupia nadzieja, że pożyje dłużej niż lekarze przypuszczają, była dla niej zbawienna i radująca.
- Przestań - rzucił beznadziejnie i znowu usiadł, lecz tym razem na jej łóżku. Wziął jej zimne i blade dłonie w swoje, a następnie zaczął je delikatnie całować.
Malfoy chciał wypędzić złe myśli z umysłu. Nie chciał widzieć żadnego lekarza, który mu mówi o stanie zdrowia Nott. Nie miał ochoty o tym rozmawiać, szczególnie teraz, kiedy myśleli, że będą szczęśliwi z Lią. Wyznali sobie miłość i kiedy byli pewni siebie, na jaw wyszła straszna choroba Camelii.
A potem Lia trafiła do szpitala przez niego. Nie mógł sobie tego wybaczyć i choć przyczyną choroby nie był spacer po śniegu, to młody Malfoy czuł się winny.
- Draco - szepnęła cicho. Znowu widziała w jego oczach ten strach przed nieznanym i nienawiść do kogoś kogo Lia kochała. Złapała go za rękaw i potrząsnęła jego dłonią. Pragnęła by spojrzał na nią.
Musiała się go zapytać i wyjaśnić parę spraw. Przede wszystkim chciała, żeby Draco znalazł sobie kogoś kto da mu dzieci i miłość po jej śmierci.
- Złóż wieczystą przysięgę - mówiła w kółku, dopóki Malfoy nie spojrzał na nią. - Złóż, a będę umierać szczęśliwa, wiedząc, że nie będziesz samotny - odparła i w głębi siebie czuła się bardzo dojrzała, choć nie dawno skończyła dziewiętnaście lat.
- Nie chcę nikogo innego - syknął, ale dziewczyna zacisnęła dłoń na jego ręce.
- Musisz mieć dzieci. Potrzebujesz dziedzica, nasze rodziny go potrzebują - wyjaśniła cicho i choć miała rację, to Draco nie chciał słuchać jej głupich argumentów.
Po pierwsze straci Lią przez Rosier, bo Marietta nie potrafiła rozstawać się z papierosem. Po drugie Camelia umierała, a Draco nie mógł jej zagwarantować niczego, prócz jej głupiej obietnicy. Po trzecie linia Malfoyów musiała zostać przedłużona, a skoro Draco był jedynakiem, to na nim spoczywał ten obowiązek.
- Dziedzicem Malfoyów będzie nasz syn, nie mój… Nasz - odrzekł próbując zdobyć się na ton pełen nadziei, lecz to co powiedział wyszło żałośnie.
- Przestań, umrę zanim uświadomisz sobie, że możesz poślubić inną kobietę. Zatem złóż przysięgę - nalegała ledwo mówiąc. Wiedziała, że z każdym dniem jej głos będzie słabszy, a ona będzie ciężej oddychać.
- Nie chcę takiej przyszłości - żachnął się, a Lia próbowała otrzeć sobie łzy. Jego ton był pełen pretensji. Nott nie chciała czuć się winna, choroba nie była wywołała przez jej zaniedbanie, a Draco wydawał się ją oskarżać o jego nieszczęście.
- Ja też nie - załkała odwracając się plecami do Dracona. Marzyła o innej przyszłości, a nie o umieraniu na szpitalnym łóżku w pobliżu obwiniającego Malfoya.

Po nocy pełnej krzyków i wrzasków, które nie wskazywały na mężczyznę i kobietę, Lily usiadła na łóżku obudzona wschodzącym słońcem. Całą noc marzyła o Narcyzie i nawet jej przez myśl nie przemknęła myśl, że obudzi się obok Severusa.
Zakryła usta dłonią i przeklęła pod nosem. Była tak zaślepiona „blaskiem” kobiety, że zapomniała o śpiący obok niej Snape`ie. Uderzyła się w czoło i opadła powrotem na łóżko. Odsunęła się na drugi koniec materacu i nie chcąc dotykać Severusa próbowała zasnąć i powrócić do swoich cudownych snów.
Ułożyła się na boku i gładząc ręką materac na ich łóżku, wyobrażała sobie nieskazitelną skórę Narcyzy. Zacisnęła mocno oczy, natomiast usta lekko rozchyliła chcąc czuć zimny powiew wdychanego powietrza.
- Lily? - zapytał cicho Severus, ale kobieta udawała, że śpi.
Jej ręka zatrzymała się, a ona sama próbowała naśladować oddech śpiącego człowieka. Kiedy po kilku minutach Snape zrezygnował ze swoich pytań, Greengrass wróciła do swojego zajęcia. Sprawiało jej to przyjemność i niepohamowana frajdę.
Z jej ust wydało się ciche westchnięcie, co zdradziło kobietę. Snape szybko się podniósł i spojrzał Lily przez ramię. Odsłonił włosy z jej twarzy i delikatnie pocałował w policzek, lecz Greegrass nie spojrzała na niego.
- Liliano - mruknął. Następnie wstał i próbował się przygotować do pierwszego, ciężkiego dnia jego obowiązków. Nie był już zwykłym czarodziejem, lecz najpotężniejszym magikiem na świecie. Miał przewodzić tym, którzy pragnęli zgłębiać tajniki czarnej i niebezpiecznej magii.
Snape odszedł do łazienki i w ciszy próbował się skoncentrować. Myślał o ostatniej nocy, a jedyne co mu przychodziło na myśl to Narcyza. Gdyby chciał zliczyć jęki Lily, brakowałoby mu palców u rąk.
Mistrz eliksirów zwiesił głowę, a następnie popatrzył na siebie w lustrze. Otarł dłonią parę i przyjrzał się swojemu odbiciu.
Powinien być szczęśliwy, to była jednej z lepszych nocy w jego życiu, a kojarzyła mu się tylko z jednym imieniem.
- Severus? - zapytała Lily wchodząc do łazienki.
Mężczyzna odskoczył od lustra i uśmiechnął się blado do kobiety, tak zarumieniła się i usiadła na wannie. Nie wiedziała bowiem, jak ma spojrzeć mu w twarz i wyjaśnić co zaszło kilka godzin temu.
- Muszę z tobą porozmawiać - zaczęła kobieta gryząc nerwowo swoje wargi.
Snape uklęknął przy niej i pogłaskał jej policzek.
- Porozmawiamy wieczorem, muszę już iść - zaczął, a Lily złapała go za szatę.
- Musisz wiedzieć, że…
- Ciii, dam ci teraz czas dla siebie - szepnął i wychylił się zza drzwi łazienki. - To czas dla ciebie i twoich myśli. Wykorzystaj go dobrze - mruknął radośnie, choć w głębi siebie chował uraz i ból, który zżerał go od wewnątrz.




Weny kolejnej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 19:09, 29 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 7 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare