Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 13:53, 29 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Draco poluźniał uścisk, aż w końcu odsunął się od dziewczyny. Camelia zamarła nie wiedząc, co tak naprawdę ma teraz z sobą począć. Kiedy grała wszystko było łatwiejsze. Najpierw w głowie tworzyła scenariusz, podporządkowywała do tego cały swój organizm, więc kiedy przyszedł czas sztuki, nawet Malfoy nie mógł jej zaskoczyć. Bycie aktorką było przykrywką dla jej uczuć i myśli. Udając kogoś innego, Lia mogła zawładnąć mężczyzną, który w starciu z kobietą, nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
- Lia - odrzekł ponuro Draco, czując, że jej ręka ześlizguje się po jego torsie.
Dziewczyna odskoczyła od niego, zawstydzona całą sytuacją. Gdyby grała, panowałaby nad sobą. Nie czerwieniłaby się, a jej ciśnienia pozostawało by w normie.
Teraz było inaczej, jej policzki poróżowiały, a serce waliło jak oszalałe.
- Draco, musisz mnie wysłuchać - oznajmiła przekonująco i oblizała swoje wargi.
- Nie rób tego - syknął Malfoy, widząc jej język na wargach.
Nott skarciła się w myślach i spojrzała ze smutkiem na Dracona. Jak mogła mu powiedzieć o tym wszystkim? Jak miała mu wyznać, że teraz nie gra? Jak miała pokazać, że jej zależy?
Najgorsze było jednak to, że musiała wybrać między wyznaniem, a swoją chora dumę, wpojoną przez… swoją siostrę.
- Draco … - odrzekła ponownie Lia, robią krótką pauzę na przemyślenie swoich słow. Chciała by jej wyznanie było prawdziwe, bez śladu kłamstwa, czy zastanowienia.
- Nie rób tego! - krzyknął blondyn, obserwując zalotne spojrzenie Nott.
- Staram ci się coś powiedzieć - warknęła przez zęby i wbiła swoje paznokcie w jego udo.
Znowu była zmuszona do swojej poprzedniej roli. Nie mogła od tak, powiedzieć co czuje i jak głupio zachowuje się w jego obecności.
- Nie udawaj - rzucił przebiegle i wstał. Spojrzał oczekująco na Lię i założył ręce na piersi.
- Nie udaję. Ten raz staram się coś powiedzieć, ale zmuszasz mnie do grania - warknęła.
W tej chwili uśmiech wypełzł z twarzy Malfoya. Zwiesił głowę, a następnie ją podniósł i przełknął głośno ślinę. Dotarło do niego, że Lia grała ze względu na jego zachowanie. Draco wymuszał na niej, by nie była sobą.
- To przeze mnie? - szepnął, zapalając kilka świateł za pomocą różdżki.
Camelia zrównała się z nich i zarzuciła na siebie prześcieradło. Owinęła się szczelnie, przyciskając materiał do siebie. Zerknęła na Dracona.
Wzruszyła ramionami, bała się, że kolejne słowa go wzbudzą.
Malfoy wciągnął powietrze do ust i sfrustrowany odpowiedzią Lii, podszedł do niej i potrząsnął nią gwałtownie.
- Powiedz mi prawdę - warknął, ale jedyne co zaobserwował to kilka łez na jej policzku.
Dziewczyna zwiesiła głowę i nie patrzyła na Dracona. Nie potrafiła tego zrobić, ponieważ wiedziała, ze znowu zacznie grać, kiedy Malfoy zdenerwuje ją jakimś podtekstem.
- Powiedz… - zasyczał przez zęby.
Camelia przygryzła wargę i popchnęła Malfoya na ścianę.
- Jestem sobą, kiedy nie zachowujesz się jak idiota - parsknęła nie spodziewanie, a potem zakryła usta dłonią. Nie chciała tego powiedzieć.
- Przepraszam - szybko rzuciła widząc wzrok Dracona. - Ja… Starałam ci się powiedzieć… Kiedy jesteś, my jesteśmy sobą… To wszystko jest niezręczne - wykrztusiła, siadając na łóżko ze zrezygnowania.
Chłopak uśmiechnął się ironicznie, czuł to samo, myślał o tym samym. Nie rozumiał tylko, dlaczego zajęło jej to taki długi czas.
- Więc po co ten teatr? - zapytał nieśmiało Draco, siadając obok Lii. Ujął jej dłoń i pocałował jej wierzch.
- Tak nas wychowano - mruknęła Camelia, zaabsorbowana gestem Malfoya.
- Wychowano - powtórzył i pocałował jej policzek. - Nie pozwolę na to naszym dzieciom.

Marietta otworzyła szeroko usta, żeby coś krzyknąć, ale zanim zaczęła, Lucjusz zniknął jej z oczu. Kobieta odruchowo opadła na ziemię. Tarzając się po perskim dywanie, próbowała odszukać swoją różdżkę, którą Malfoy zrzucił. Niestety na marne, nigdzie jej nie widziała.
Rosier podniosła się i rękawem otarła wszystkie łzy. Przez zaszklone oczy próbowała znaleźć coś, co ułatwi jej zejść z tego świata. Wtedy jej wzrok padł na laskę Lucjusza. Podbiegła do niej i wyciągnęła z niej różdżkę, śmiejąc się pod nosem. Zerknęła do lustra i z obrzydzeniem do siebie, wcisnęła koniec magicznego przedmiotu do swojego brzucha. Nie pamiętając o defekcie jego różdżki, szepnęła kilka zaklęć i w spokoju czekała na to co się stanie.
Klęknęła na ziemi i palce jednej dłoni wplotła w swoje włosy. Następnie pociągnęła z całej siły, wyrywając sobie mnóstwo włosów. Nie rozumiała, dlaczego Lucjusz ją okłamywał. Jedyne co pragnęła to szczerość, nie potrzebowała litości na stare lata.
Marietta spuściła głowę i nie widząc żadnych efektów zaklęć, zacisnęła w garści jego różdżkę i ruszyła do salonu w poszukiwaniu Malfoya. Był jej jedyną szansą na to, że umrze i nie będzie więcej oglądała tego świata.
Wybiegła z sypialni i skierowała się na korytarz. Próbując robić jak najmniej hałasu zeszła do salonu i rozejrzała się. Wtedy zobaczyła Lucjusza siedzącego na ziemi. Jego twarz była przysłonięta przez jego dłonie.
- Jesteś moją jedyną szansą - powiedziała z nadzieją, uśmiechając się delikatnie.
Malfoy podniósł głowę i popatrzył na jej twarz. Myślał, że zmieniła zdanie. Był pewien, że przemyślała jego słowa i w końcu przestała marzyć o śmierci.
- Jedyną szansą bym mogła umrzeć jeszcze dzisiaj - dodała, a Lucjusz gwałtownie wstał. Przemieścił się do kuchni, pozostawiając Rosier samą.
Kobieta nie pozwoliła na to i podążyła za mężczyzną.
Był odwrócony tyłem. Podeszła blisko jego i położyła głowę na jego plecach, ostatni raz napawając się jego zapachem.
- Kiedyś wierzyłam, że to jest możliwe - wyszeptała marząc o innym życiu. Lucjusz gwizdnął coś pod nosem.
- Marietto, wszystko jest możliwe - rzucił.
- Dla mnie to już koniec - załkała, czując, że robi jej się słabo. Cofnęła się trzy metry dalej i uklękła na białych kafelkach. Wtedy zobaczyła, że ma wielką ranę w brzuchu. Zaklęcia, które rzuciła w sypialni, dopiero teraz zaczęły działań, a oszpecone różdżką Lucjusza, były bardziej bolesne, niż się spodziewała.
Krzyknęła w męczarniach i ułożyła swoje dłonie na krwawiącym brzuchu. Lucjusz doskoczył do niej i podparł jej kręgosłup, by nie osunęła się na ziemię. Jedną ręką ułożył między jej łopatkami, zaś drugą doglądał ranę. Zauważył, że Marietta ściska w ręce jego różdżkę. Próbował do niej dosięgnąć, ale kobieta ją schowała.
- Nie możesz nic zrobić - szepnęła i już nic nie widziała. Kątem oka zarejestrowała kilka ruchów Lucjusza. Obraz zaczął się rozmazywać.
- Oddaj różdżkę - warknął. - Uratuję cię - szepnął, czując jej słabnący puls.
- Kiedy ja nie chcę - uśmiechnęła się blado i wyciągnęła jego różdżkę. Lucjusz nachylił się nad kobietę, chcą wyrwać swoją własność.
Ponownie wywinęła się z jego dotyku.
Malfoy ułożył dłoń na jej policzku.
- Zostań ze mną - mruknął. - Zostań ze mną! - krzyknął, potrząsając jej pół przytomnym ciałem.
- Żegnaj - odparła ledwo słyszalnie. - Zawsze byłeś w moim sercu - wyznała.
- Marietto, proszę! Oddaj różdżkę - syknął, nie wiedząc gdzie ją położyła, lecz kobieta nie miała zamiaru jej oddawać.
W końcu wyciągnęła jego własność zza swojej spódnicy. Oparła głowę na jego torsie i pocałowała jego szyję.
- Kocham się, Lucjuszu - wyszeptała i ostatnimi siłami złamała różdżkę swojego towarzysza, pozbawiając siebie szans za przeżycie.


Lili uśmiechnęła się do swojego odbicia. Wyglądała tak jak zawsze tego pragnęła. Jej lśniące włosy były upięte na jedna stronę, co pozwalało jej zerkać dyskretnie przez jedno ramie i nie zostać zauważoną.
- Pani już czeka - odrzekła jedna z kobiet, delikatnie mówiąc Greengrass, że ma się pośpieszyć.
Ruda kiwnęła głową i nadal nie potrafiąc uwierzyć w to jak wygląda, szepnęła coś do siebie i dotknęła swojej talii.
Następnie ruszyła we wskazanym kierunku. Mijała wiele korytarzy i komnat wypełnionych po brzegi ludźmi, którzy służyli Narcyzie. Każdy mężczyzna zwracał na nią uwagę, a kobiety patrzyły z zazdrością.
To jest to czego chciała przez większą część życia. Zawsze to ona zazdrościła innym kobietą klasy, elegancji i gustu.
- Wielka sala - szepnął jej tajemniczy mężczyzna do ucha i otworzył drzwi przed nią. Spojrzała na jego oczy i zauważyła iskierki pożądania. Uśmiechnęła się sama do siebie i lekko skinęła głową.
I wtedy przypomniała sobie ciało Severusa. Pomimo, iż wiedziała, że on nadal żyje, to nie potrafiła w uwierzyć w to co się stało. Nagle jakby straciła pewność siebie. Całe powietrze, które wypełniło ją przed kilkoma minutami, uciekło.
- W końcu, zaczynałam się niecierpliwić - rzuciła pani Malfoy i wskazała Lily miejsce obok siebie. - Siadaj, zajęłam ci miejsce - dodała, a następnie popatrzyła na swoich gości.
Na Sali stał wielki stół, który gościł mnóstwo ludzi. Jednych znała, innych mniej, ale i tak Lily doskonale zdawała sobie sprawę po co tu się znalazła, razem z nimi.
- Musicie znaleźć mojego męża, razem z tą bandą dziwaków - walnęła, rozglądając się po swoich sługach, bowiem oczekiwała jakiejś podpowiedzi, jak może ich załatwić.
- Ale pani, myśleliśmy, że ty…
- Zamilcz! - krzyknęła, a następnie zwróciła się do Lily. - Panna Greegrass potwierdzi, że są dla nas bardzo niebezpieczni.
Lily przełknęła ślinę i nagle poczuła gule w gardle. Starała się coś powiedzieć, ale wzrok ponad setki ludzi wystraszył ją.
- Taaaak - przeciągnęła, oblizując wargi.
Narcyza wstała energicznie i przeszła dookoła stołu.
- Ależ panowie, potrzebuję tej dziewczyny, a nie mogę ją sobie ot tak porwać - oznajmiła ze śmiechem i spojrzała na kilku młodocianych popleczników. Miała na myśli Lię. Potrzebowała jej insygniów i krwi.
- Ty… - wskazała na jednego dwudziestolatka. - Wydajesz się być silny… - mruknęła dotykając jego ramion.
Mężczyzna wydawał się być w siódmym niebie. Wtedy Narcyza popatrzyła na Lily, która mruczała coś do nieznajomego obok siebie. Kobieta szybko rzuciła jakimś zaklęciem i odsunęła ich krzesła.
Wróciła do Greegrass i pogłaskała ja czule po włosach.
- Poznajcie byłą i przyszłą żonę naszego drogiego Severusa - syknęła, dotykając policzków Rudej. Pozostali goście ryknęli śmiechem, a kilka osób pogratulowało jej. Dziewczyna czuła, że jej policzki zaczęły płonąć.
- Przestań - szepnęła Greegrass do Narcyzy, ale kobieta wcale nie chciała przerywać, ponieważ świetnie się bawiła.
- Dosyć - krzyknęła ponuro. - Dosyć tych zabaw. Wprowadzić go - nakazała, a wtedy dwoje sługusów wprowadziło słabego Snape`a do Sali.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 14:41, 29 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pon 20:35, 29 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

- Marietto! Marietto! Nie zostawiaj mnie, proszę! Kocham Cię! Kocham Cię jak nikogo innego! Nie zostawiaj mnie! – po policzkach Lucjusza zaczęły płynąć łzy. Przeniósł Mariettę na łóżku i zobaczył, że na podłodze leży jego różdżka, którą złamała Marietta. Dotknął jej dłoni i wyczuł bardzo mały puls. Zaczął przypominać sobie wszystkie zaklęcia uzdrawiające jakie znał i używając magii bezróżdżkowej zatamował trochę krwawienie. Nagle przypomniał sobie rozmowę, którą przeprowadził z Severusem.
Mówił coś o eliksirze, który uratuje życie nawet jeżeli człowiek znajdzie się o cal od śmierci. Tylko…
- Gdzie to jest?! – wymruczał pod nosem.
Apartament Severusa – przeszło mu przez myśl.
Dotknął przegubu dłoni kobiety. Miał zaledwie kilka minut. Nawet nie! To były sekundy! Poderwał się i pobiegł do byłego apartamentu Mistrza Eliksirów, który na szczęście był nie daleko. Wbiegł i wymówił tylko jedną, krótką formułkę:
- Accio Eliksir Victus!
Do jego dłoni wpadła mała buteleczka, która posiadała w sobie złotawy płyn.
Lucjusz nie czekał na nic. Wrócił szybkim krokiem do Marietty, jedną ręką lekko podniósł jej głowę, a drugą otworzył buteleczkę i wlał do jej ust eliksir Severusa. Usiadł obok kobiety i przymknął oczy oczekując na cud. Chciał żeby się obudziła, żeby się do niego odezwała. Mogłaby nawet na niego nakrzyczeć i tak by się cieszył i nadal ją kochał. Do niej czuł prawdziwą miłość. To nie była ta sama miłość co do Narcyzy. Ich miłość była ustalona. Jego rodzice zawarli tak zwany „układ” z rodzicami Narcyzy. Nie mieli wyboru. Niby przez pewien czas ją kochał, ale teraz… Przy Marietcie poznał uczucie prawdziwej miłości…
Złapał kobietę za dłoń i liczył tylko na to, że otworzy oczy. Nagle usłyszał ochrypnięty głos Marietty:
- Lu..Lu..cjuszu…

Lia spojrzała się zdziwiona na Dracona:
- O co ci chodzi?
Malfoy chwycił ją za dłoń i zaczął znaczyć na jej wierzchu małe kółeczka:
- O to, że wiem, że ty coś do mnie czujesz i to nie jest tylko gra…
- Ty…
- Ciii… Ja to widzę. Widzę jak się zachowujesz w moim towarzystwie.
Lia wyrwała swoją dłoń z jego uścisku.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? Jesteś tylko….
- Kim jestem Camelio? – wyszeptał Draco, co przyprawiło dziewczynę o dreszcze.
- Jesteś… mężczyzną! Co ty możesz wiedzieć o moim zachowaniu?
- Otóż wiem wszystko. My – mężczyźni – wiemy jak kobiety reagują na nasz dotyk, na nasze spojrzenia, na nasze głosy…
- Pff… - obwinęła się jeszcze bardziej prześcieradłem i obróciła głowę w drugą stronę, tak żeby nie patrzeć na chłopaka. Draco dotknął lekko jej ramienia na co ona się wzdrygnęła.
- A nie mówiłem? – uśmiechnął się szelmowsko – Będziemy mieli wielką willę…
- Draco, zamk… - obróciła się w jego stronę.
- Cii… - położył na jej ustach palec – Daj mi dokończyć to co zacząłem mówić… Choć raz!
- Dzieci… Inteligencję będą miały po tobie, a wygląd po mnie…
- Sugerujesz, że nie dorównuje twojej urodzie? – spytała się oburzona Lia.
- Nie… Nic takiego nie powiedziałem… Chyba, że chcesz żeby zachowywały się tak jak ja.
- Nigdy w życiu! – krzyknęła Nott.
- Aaa… To jednak chcesz te dzieci?
- Niczego takiego nie powiedziałam!
- A to przed chwilą to co to było? – spytał się Draco.
- To… - szepnęła Lia przegryzając wargę. W sumie to teraz nie wiedziała jak się z tego wyplątać.

Lily otworzyła szeroko oczy i krzyknęła:
- Severus!
Po sali rozbrzmiał się szyderczy śmiech.
- Otóż tak wygląda zdrajca! Zdrajca… Severusie, Severusie… Myślałeś, że mnie oszukasz… Jesteś strasznie naiwny… Myślałeś, że nie przewidzę twojego planu ucieczki? Zostawić go tutaj i wyjść – krzyknęła do swoich służących.
Dwóch mężczyzn rzuciło brutalnie Severusa na ziemię i wyszło. Lily drgnęła i przykryła sobie twarz żeby nie krzyknąć. Snape starał się podnieść ku górze, ale cały czas upadał z powrotem na ziemię. Greengrass powstała z krzesła, by mu pomóc, ale Narcyza zatrzymała ją ręką.
- Stój!
- Oszukałaś mnie! – warknęła Ruda.
Narcyza zaśmiała się ironicznie.
- Lily Greengass… Zawsze naiwna i łatwowierna… Nic się nie zmieniłaś…
Ruda wyciągnęła w stronę Narcyzy różdżkę.
- Przepuść mnie!
- Grozisz mi? Proszę, proszę… Spędzanie czasu z Severusem wpływa na ciebie… negatywnie… Pewnie cię czegoś nauczył…
Greengass popchnęła gwałtownie Narcyzę i podbiegła do Severusa i uniosła jego tułów do góry.
- Sev… Jak..jak się czujesz?
Na sali rozbrzmiał szyderczy śmiech.
- Patrzcie… Oto para zdrajców! Zginą razem! Mąż i żona!
Lily była przygotowana na śmierć. Zginie razem z Severusem. Zginie z osobą, którą kocha… Ruda spojrzała na twarz Severusa i wyszeptała:
- Wiesz, że cię kocham?
Ku uciesze Lily na twarzy Snape pojawiło się coś na kształt krzywego uśmiechu i także wyszeptał:
- Lily…. Przepraszam… Powinienem powiedzieć ci wcześniej… To był mój błąd… Chciałbym to naprawić…. - w jego oczach pojawiły się łzy – Kocham Cię…
- I tak się kończy ich życie! – krzyknęła Narcyza – Avada…
Nagle do pomieszczenia deportowało się 6 czarodziejów Zakonu Feniksa.


Weny ! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pon 22:00, 29 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 14:00, 30 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

- Lucjuszu – wychrypiała. - Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała z wyrzutem. Nie chciała żyć, nie chciała rozpamiętywać jak mogłoby być, gdyby ich życie ułożyło się inaczej.
Mężczyzna otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Nie myślał, że takie słowa wypadną z ust kobiety.
- Ja nie mogłem... - zaczął, ale Marietta przerwała mu ruchem ręki. Powoli odzyskiwała siły, choć jeszcze czuła w swoim organizmie resztki czarnej magii.
- Obiecałeś, że zrobisz wszystko, o co cię poproszę – wyszeptała słabo, próbując usiąść na kanapie.
- Leż – rzucił mężczyzna, popychając kobietę z powrotem na sofę. Wymruczała coś pod nosem, ale Malfoy nie zwracał na nią uwagi. Po cichu prosił skrzata o przyniesienie czegoś do picia i jedzenia, po czym wrócił do kobiety. Nie chciał stać nad nią i dlatego przykucnął, tak by widzieć jej twarz.
- Powinienem zabrać laskę – skomentował, ujmując dłoń kobiety. Rosier wyrwała mu ją i przymknęła oczy.
- Zabij mnie – poprosiła, nie patrząc mu w oczy. - Dlaczego nie możesz tego zrobić? - rzuciła rozpaczliwym tonem. Lucjusz chciała jej odpowiedzieć, ale kobieta zaczęła ponownie mówić – Już za późno żeby zmienić moje życie.
Marietta nie rozumiała dlaczego, mężczyzna nie chciał wypełnić jej prośby. Ona tylko chciała przestać żyć wspomnieniami, a jedyną możliwością na to była jej śmierć.
Lucjusz nie odpowiedział jej, tylko delikatnie uniósł jej korpus i podsunął pod usta kubek z wodą. Chcąc nie chcąc, kobieta upiła łyk cieczy.
- Dlaczego nie chcesz mi ulżyć? - wyszeptała, by chwilę później odmówić przyjęcia jedzenia od mężczyzny. Lucjusz chciał rzucić coś niemiłego, co zamknęłoby Mariettcie usta, ale nie potrafił tego zrobić. Wolał milczeć i tym doprowadzać ją do szału.
Wziął ją na ręce, nie bacząc na jej sprzeciw i zaniósł do swojej sypialni. Położył ją delikatnie na łóżku i sam usiadł o bok.
- Powinnaś zasnąć – mruknął, opierając głowę na ręce. Widział, że kobieta chce coś powiedzieć, ale zamknął jej usta zaklęciem. Cieszył się, że znalazł jej różdżkę, rzuconą na podłogę w korytarzy i w myślach dziękował, że to on ją znalazł. Gdyby Marietta to zrobiła, najprawdopodobniej już by nie żyła.
- Mogłabyś chociaż raz mnie posłuchać – poprosił, nachylając się nad nią. - Spróbuj zasnąć i zapomnij o swoim pomyśle – wyszeptała, a później delikatnie pocałował jej czoło. Marietta chciała, coś powiedzieć, ale zaklęcie jej to uniemożliwiało. Była wściekła, że udało mu się ją uratować. Gdyby nie fakt, że zeszła na dół, prosić by zakończył jej żywot, już byłaby na tamtym świecie. Obróciła się do niego plecami i zwinęła w kłębek. Czuła, że mężczyzna opatula ją szczelniej kołdrą. Oczywiście mogła się szarpnąć na swoje życie, tak jak to robią mugole, jednak ona, jako osoba z wyższej klasy społecznej, nie miała zamiaru zniżać się do tego poziomu. W myślach obrzucała Malfoya wszystkimi wyzwiskami i obelgami jakie poznała przez całe swoje życie.
- Kiedyś mi za to podziękujesz – mruknął. Słyszała jak bierze łyk jakiegoś napoju, po czym odkłada filiżankę na niewielki stolik przy łóżku. Spojrzała na niego przez ramię i rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Nie będzie mu za to wdzięczna, kiedy będzie samotnie spędzała resztę swojego życia, w niewielkim domku gdzieś na świecie. Zamknęła oczy próbując zasnąć, wiedziała już, że Lucjusz jej nie ulegnie. Chociaż w śnie mogła wierzyć, że wszystko da się jeszcze zmienić.
- Kocham cię, Marietto – usłyszała tylko, zanim zapała w sen.
Lia przygryzła wargę i zawiesiła głowę. Jedyną obroną jaką teraz dla siebie widziała, była gra. I choć miał to być czas, kiedy są sobą, musiała się jakoś z tego wykręcić.
Szybko w głowie ułożyła plan i postarała się zapanować nad swoim ciałem.
- Wiesz co oznacza milczenie, prawda? - wszeptał, ujmując ją za podbródek. Uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- Draco – westchnęła, przejeżdżając ręką po swojej nagiej szyi i oparła palce na krawędzi prześcieradła, którym się obwinęła. - Za dużo myślisz – rzuciła, spoglądając na niego. Chłopak przez chwilę spoglądał na nią, nie rozumiejąc dlaczego dziewczyna zmieniła swoje zachowanie.
- Widzisz kochanie – wyszeptała, gładząc jego policzki. - Nic nie wiesz o kobietach – mówiąc to nachyliła się nad nim, tak, że powietrze którym oddychali, wymieszało się. Draco spojrzał jej w oczy, klnąc w myślach. Nie potrafił jej powstrzymać, roztaczała nad nim swego rodzaju sieć, z której nie mógł się wydostać.
Musnęła lekko jego usta i zaśmiała się.
- Gdybyście wiedzieli o nas wszystko, nie siedział byś tak teraz, tylko zaczął działać, albo powstrzymał byś mnie – mruknęła, dotykając palcami jego szyi. Nie widziała do czego chce doprowadzić tym zachowaniem, ale cieszyła się, że skończyli rozmowę o dzieciach.
- Lia – szepnął, starając się opamiętać i przy okazji przywołując dziewczynę do normalności. Sam już nie wiedział, którą twarz Nott wolał, tą namiętną, czy też tą naturalną, lekko zagubioną młodą kobietę. Oba zachowania kobiety, były niemalże równie pociągające, choć ta pierwsza mogła go tylko zrujnować.
- Cii – szepnęła, przykładając mu palec do ust. Dziewczyna rozpaczliwie chciała zaznać choć odrobiny jego bliskości, a fakt, że jej ciotka jest w pobliżu dodawał temu wszystkiemu, nutkę zakazanej zabawy.
- Nie rób tak – wyszeptał młody Malfoy. Wiedział, że balansuje na granicy, której nie mogli przekroczyć.
- Dlaczego? - zapytała, poluźniając prześcieradło. - Do niczego między nami nie dojdzie, prawda?
Widziała, że chłopak zaczyna ciężej oddychać i zaciska dłonie na materiale spodni. Nagle złapał ją za nadgarstki i docisnął je do materaca. Lia rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, nie spodziewała się tego, jednak nie dała tego po sobie poznać. Zaśmiała się tylko, zerkając w stronę drzwi. Miała nadzieję, że nikt nie zastanie ich w tej dwuznacznej pozycji.
- Przestań, błagam – jęknął, całując jej szyję. Lia podążyła za jego śladem. Chwilę później Draco pocałował ją gorąco, nadał przyciskając jej nadgarstki do łóżka. Nawet gdyby chciała przerwać, to co właśnie się zaczynało, nie miała szans – Malfoy był od niej silniejszy.
- Nic między nami nie ma – rzuciła, jakby chciała przekonać siebie samą. Tym razem to blondyn się zaśmiał i wyszeptał jej do ucha kilka namiętnych słów. Nie dbał o konsekwencje, to dziewczyna doprowadzała go to takich czynów. Wiedział, że tym razem nie da jej uciec od siebie.
- Kogo ty chcesz okłamać? - zapytał, puszczając jedną rękę i zsuwając z jej ramienia sukienkę. Musnął jej obojczyk, czekając na odpowiedź. W myślach błagał by dziewczyna przerwała tę farsę, bo on nie był do tego zdolny.
- Draco – westchnęła tylko, czując jego ręce na swoim ciele. Pragnęła jego bliskości, niemalże tak samo, jak wiedziała, że powinna go od siebie odsunąć.


W pomieszczeniu zapanowało zamieszanie. Lily osłaniała Seveusa swoim ciałem i słuchała jak szepcze jej coś do ucha. Poddani Narcyzy okrążyli ją, gotowi bronić swojej pani do ostatniej kropli krwi. Przez chwilę trwała wymiana ciosów obydwu stron, a ruda, przycisnęła się do Snape'a najbliżej jak mogła.
- Deportujmy się stąd – szepnęła mu do ucha, licząc, że pozyska jego zgodę. Nie chciała robić nic bez wcześniejszego ustalenia z mężczyzną.
- Do twojego domu – mruknął mężczyzna, kątem oka obserwując sytuację w sali. Wiedział, ze Narcyzy już tu nie ma, kiedy tylko okrążyli ją śmerciożercy zniknęła, przenosząc się do kolejnej kwatery.

Odetchnęła z ulgą rozpoznając swój salon, który pozostawiła w nieładzie, przypominając sobie nagle, o obiedzie u Malfoyów. Wydawało jej się to teraz tak bardzo odległe.
- Jesteśmy bezpieczni – rzuciła, pomagając wstać mężczyźnie. Poprosiła go by usiadł na kanapie, a sama szybkim krokiem pobiegła do swojej pracowni eliksirów. Wzięła z niego kilka potrzebnych jej mikstur, mając nadzieję, że one pozwolą na poprawienie stanu Severusa. W międzyczasie kazała skrzatom przygotować coś do jedzenia i zanieść to do salonu.
- Wróciłam – powiedziała wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdował się jej ukochany. Ten spojrzał na nią i skinął delikatnie głową. Mruknęła coś pod nosem, ale spokojnie rozstawiała na stole flakoniki, z pięknymi zatyczkami. Jej wyroby znane było nie tylko za sprawą doskonałej techniki warzenia, ale również przez eleganckie buteleczki, w które je wlewała.
- Tam był Potter – warknął mężczyzna, zerkając na stolik. - Victus – rzucił, wskazując kobiecie na odpowiedni flakonik. Lily prychnęła.
- Wiem, co mam ci podać – żachnęła się. Nie lubiła jego maniery rządzenia się wśród jej eliksirów. Wzruszył ramionami i w spokoju pozwolił podać sobie wywar. Przymknął oczy czując jak magiczna mikstura rozpływa się po całym ciele, ogrzewając każdą jego cząstkę.
- Zmieniłaś coś w przepisie – wyszeptał uświadamiając sobie, że jego eliksir ma bardziej cierpki smak, kiedy ten był lekko słodkawy. Lily skinęła głową i spojrzała na jego zakrwawioną koszulę.
- Nie mam żadnych ubrań, w które mógłbyś się przebrać – mruknęła. - Mogę wysłać skrzata do twojego domu? - zapytała.
- Nie musisz się o to pytać – rzucił, a kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Skinęła w ciszy głową i po chwili już rozkazywała skrzatowi wypełnić swoją wolę.
- Dlaczego uwierzyłaś Narcyzie? - spytał nagle mężczyzna, grzebiąc ręką w kieszeni. Lily nabrała powietrza w usta.
- Powinieneś coś zjeść – mruknęła podając mu talerz z zupą. Nie wiedziała dlaczego przystała na propozycję kobiety, to był impuls, którego teraz żałowała. Severus widząc, że nie dowie dlaczego zgodziła się na to, wyjął rękę z kieszeni i podał Lily dwa pierścionki. Obrączkę i ozdobę, którą jej podarował.
- Skąd...? - zapytała, zaskoczona tym co pokazywał jej mężczyzna.
- Nacyza oddała mi na pamiątkę – powiedział i wzruszył delikatnie ramionami. Odstawił talerz na stół i ujął dłoń kobiety. Spojrzał na nią szukając zgody i chwilę później wsunął na jej palce pierścionki.


Weny Ciss!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 19:42, 30 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Kolejny poranek nie różnił się od pozostałych. Słońce wzeszło jak zawsze około godziny piątej, a poranne promienie oparły się na jednej ścianie domku, powodując topnienie zalegającego tam śniegu. Niska temperatura nie pozwalała na poranny spacer, a anielska aura, stworzona przez śnieg, zapierała wdech w piersiach, wszystkich, go podziwiających.
- Marietto? - zapytał Lucjusz, wchodząc rano do swojej sypialni i nie zastając w niej Rosier. Rozejrzał się dookoła i uderzył srebrną główką węża w drzwi.
Nagle zza przyległej ściany, wychyliła się Marietta. Opierała się o ścianę i patrzyła w okno, na wschód, który powinien zachwycić każdego widza. Lecz kobieta wcale nie była wzruszona pięknym przedstawieniem słońca. Była zdołowana i zła na wszystko co ją otaczało. Nie mogła pojąć, że jeszcze żyje. Nie chciała już niczego, wystarczył by jej tylko wieczny sen. Pomimo, iż nie miała godności by zabić się w mugolski sposób, to nie chciała utracić również godności i prosić Lucjusza, o ponowienie przysługi.
Malfoy widząc, że tym razem kobieta nie wtargnęła się na własne życie, lekko się do niej uśmiechnął. Popatrzył na nią z radością i zamarzył, że któregoś dnia może być wdzięczna i podziękuje mu za to, że uratował ją wtedy, kiedy zwątpiła w siebie i wszystko co ją otacza.
- Oddaj mi różdżkę - odrzekła na przywitanie i nie mając zamiaru tłumaczyć się ze swoich czynów, podeszła do Lucjusza i sięgnęła do jego płaszcza. Gwałtownie go rozpięła i włożyła rękę do jego wewnętrznej kieszeni, by odzyskać swoją własność. Lucjusz o dziwo pozwolił jej na ten gest.
- Lucjuszu - mruknęła i zza ciężkich powiek rzuciła mu groźne spojrzenie.
- Teraz jest moja - odparł Malfoy i wyciągnął ze swojej laski, różdżkę Marietty. Kobieta odruchowo po nią sięgnęła, ale Lucjusz kiwnął rękę, odsuwając od siebie Rosier. - Złamałaś moją, więc… Chyba mi się należy - odrzekł chłodno, nie bawiąc się z kobietą w czułe słówka.
Miał już tego dosyć. Wiedział, że Rosier jest w rozsypce i potrzebuje wsparcia, ale Lucjuszowi zaczęło brakować sił. Wyznał jej już wszystko, co nosił w sobie przez ostatnie miesiące, a ona pomimo tego, nadal pragnęła śmierci.
- To już nie jest śmieszne - warknęła, przybierając agresywną pozę. Znowu była tą kobietą, która grała, flirtowała i pociągała wielu mężczyzn.
- Posłuchaj, nie pozwolę, żebyś znowu… - Marietta ucięła mu chrapnięciem i przespacerowała się po pokoju. Wywinęła teatralnie ręką i opadła na łóżko, przykrywając się kołdrą.
- Chciałam tylko wrócić do snu - wyszeptała i wskazała za okno. - To słońce mi przeszkadza, więc pomyślałam, że rzucę zaklęcie i… - mówiła i zamknęła oczy, przytulając się do poduszki obok.
Malfoy śledził jej ruchy i był kompletnie skołowany. Ta kobieta nie dość, że go szokowała to jeszcze potrafiła go zadziwić. Była tak różna, tak inna i tak pociągająca, że sam nie potrafił uwierzyć w to, że przebywa w jego towarzystwie.
- Nie wierzę - syknął i kiwnął głową, powodując, że jego włosy przemieściły się na twarz.
- Lucjuszu - mruknęła, zasysając ciężkie powietrze. - Nie wierzysz mi? Teraz, kiedy ja zaczęłam ci ufać?
Malfoy podszedł do niej i usiadł na łóżku. Oparł swoją laskę o stoliczek nocny i z wielkim wahaniem podał różdżkę Rosier. Kobieta automatycznie się podniosła. Zaśmiała się cicho i dotknęła swojego brzucha. Następnie wycelował różdżką w górę, mając na celowniku Lucjusza.
- Ava… - zaczęła Marietta. Malfoy był wyczulony na to zaklęcie. Nie wiedział, czy Rosier chce zabić siebie, jego, czy ich obu. Na szczęście Lucjusz nie pozwolił dokończyć formuły zaklęcia, z całej siły popchał kobietę na łóżko, odbierając jej różdżkę.
Wtedy spojrzał pod siebie i zauważył w jakiej niezręcznej pozycji się znaleźli. Marietta zacisnęła swoje usta, formując kilka przekleństw w stronę Lucjusza.
- Teraz chciałaś mnie zabić? - zapytał szeptem, uważając by nie dotknąć jej twarzy. Lucjusz onieśmielony ich sytuacją, próbował wstać, ale wtedy kiedy starał się podnieść, Rosier wyrwała mu różdżkę z ręki, a następnie pociągnęła go za włosy, powodując spadek Malfoya na łóżko.
Marietta zaśmiała się i popatrzyła mu w oczy.
- Patrz - pisnęła i wycelowała różdżką ponad nimi. - Avalos nocte - szepnęła, a w pokoju zapanował mrok, pozwalający napawać się ciemnością w dzień.
- Nie wie… - zaczął, ale Marietta przewróciła się na drugi bok i przyłożyła mu palec do ust.
- Dziękuję - mruknęła prawie słyszalnie i oddała swoja różdżkę Lucjuszowi.

Obydwoje ocknęli się obudzeni porannymi promieniami słońca. Lia od razu wyskoczyła z łóżka, obwijając się prześcieradłem. Wpadła jak oparzona do łazienki i trzasnęła za sobą drzwiami. Draco skwitował to głośnym ziewnięciem, obrócił się na drugi bok i ponownie popadł w sen.
Nadal nie pojmował jak mogło dojść do ich wczorajszej nocy. Lia dowiedziała się kim jest, potem prawie została opętana, a następnie wyznała mu prawie wszystko, by po chwili szeptać jego imię w nieskończoność. Malfoy uśmiechnął się przez sen, podrapał po włosach i otarł twarz. Słyszał czyjś budzik i przeraził się, kiedy odkrył, że głos pochodzi z jego pokoju, w którym oficjalnie miał spędzić noc. Przeklął pod nosem, że Rosier zapomniała swojej własności, po czym przycisnął poduszkę do głowy i próbował swoimi myślami, zagłosić okropny odgłos dzwonka.
Wtedy Draco usłyszał czyjeś ciężkie kroki i wyjrzał zza piramidy poduszek i kołder.
- Witaj - mruknął Malfoy, patrząc w stronę Lii. Dziewczyna go zignorowała, przeszła koło niego i wyrwała swój podkoszulek zza głowy Malfoya, po czym szybko wróciła do łazienki.
Przesiedziała tam pół godziny, a następnie z wielkim hukiem wpadła do pokoju.
- Czeeeeeść - odparł Draco przeciągając samogłoskę, by zostać zauważonym. Camelia rzuciła na niego okiem i prychnęła.
- Myślałam, że już sobie poszedłeś - odrzekła, niewzruszona niczym, co mogłoby ją jeszcze obchodzić.
Chłopak przewrócił oczyma i podniósł się ze swoje królestwa. Następnie oparł ręce na kolanach i rozejrzał się zmęczony.
- Dopiero się obudziłem - wytłumaczył i zaczął błądzić wzrokiem po podłodze w poszukiwaniu swoich spodni. Kiedy je zobaczył, szybko się podniósł, po czym podciągnął do pasa.
Lia znowu nie zwróciła na niego większej uwagi. Wyrzuciła ze swojej szafki masę perfum, eliksirów i dziwnych mikstur.
- Po co ci to wszystko? - zapytał zaciekawiony Malfoy i podszedł do Nott. Przejechał dłonią po jej ramieniu i pocałował jej kark.
Lia odskoczyła od niego i odwróciła się przodem do jego twarzy.
- Nie dotykaj mnie - warknęła na cały głos. W tej chwili przestało ją obchodzić, czy dorośli ją słyszeli. Miała to gdzieś. Nie udawała i nie grała w tym momencie.
- Ciszej - wyszeptał Draco poruszony jej słowami.
Lia syknęła coś do jego ucha i odepchnęła na łóżko. Zabrała kilka fiolek ze swoje bagażu i wrzuciła do kieszeni. Następnie w porywie huraganu pobiegła do łazienki.
- Wyjdź - rzuciła, zanim zdążyła zatrzasnąć drzwi.
Draco spokojnie się ubrał i czekał na nią przy ścianie obok toalety. Wierząc, w to, że Camelia szybko stamtąd wyjdzie i wytłumaczy mu co się stało.
Pomylił się. Spędził w tej pozycji prawie godzinę, po czym Nott wskoczyła do pokoju i znowu zaczęła krzyczeć na niego.
- Co się stało? - zapytał Malfoy.
- Wszystko! - krzyknęła, unosząc swoje ręce do góry.
- Możesz wytłumaczyć?
- Och… Skończyłam dzisiaj dziewiętnaście lat i… To działa! Te insygnia coś ze mną zrobiły - wytłumaczyła, dziwnie masując się po brzuchu i w okolicach serca.
Draco nadal jej nie rozumiał. A Lia zbladła.
- Przepraszam - szepnął i zwiesił głowę. - Wszystkiego najlepszego - dopowiedział, ale dziewczyna pokiwał głową.
- Nie o to chodziło - syknęła teatralnie i ścisnęła dłonie w pięści. - Draco, pamiętasz co ciotka mówiła, że mam dostać te insygnia w dzień dziewiętnastych urodzin? - mówiła i nie zważając na reakcję Dracona kontynuowała - Ja… wstałam rano i… mówiłam w języku węży! - krzyknęła, zaciskając dłoń na koszuli chłopaka.
Malfoy kiwnął głową i wyszeptał kilka słów otuchy.
- Nie dotykaj mnie - warknęła po raz kolejny, załamana kolejną sprawą. Następnie wyszeptała coś w niezrozumiałym języku dla chłopaka.
- Czy jeszcze coś…?
- Jakbym nie miała mało problemów… - szepnęła i wskazała na siebie i Dracona. - Pomyślałeś wczoraj o zabezpieczeniu? - zapytała z nutą irytacji i paniki w głosie.


Lily wstała rano i pierwsze na co rzuciła oko, była jej dłoń. Delikatnie opuszkami drugiej ręki przejechała po dwóch pierścionkach i odetchnęła głęboko. To było dla niej zbyt trudne, zbyt zawiłe… by myśleć o wydarzeniach z ostatniego tygodnia. Kobieta wstała i przeciągając się,włożyła na siebie ubrania, które w nocy porozrzucała w pokoju. Kiedy była już prawie przygotowana do wyjścia na śniadanie, usłyszała ciche pukanie do drzwi.
Severus wszedł do środka, nie odzywając się ani słowem. Ruda usiadła na krześle dołączonym do toaletki i patrzyła wyczekująco na Snape`a.
- Więc… - zaczął, ale kobieta od razu wybuchnęła, sprowokowana jest beznamiętnością.
- Jestem twoją żoną, czy nie? - zapytała nie znając odpowiedzi na to pytanie. W końcu Severus oddał jej obrączkę, a następnie włożył na palec. Ten gest oznaczał, że powinna się pożegnać z nazwiskiem ‘Greegrass’, lecz z drugiej strony, nie do końca było wiadomo czy ten ślub jest ważny.
Snape zatoczył kółko w jej sypialni.
- W świetle prawa nie - rzucił cicho. - Ale jeśli chcesz, nie widzę żadnych przeszkód… - dokończył, by kobieta nie wtrąciła się w jego myśli.
- Nawet jeśli bardzo bym chciała - zaczęła ponuro. - To nie mogę - skwitowała głośnym burknięciem.
Severus zmarszczył czoło i podniósł jedną brew do góry. Szepnął coś do siebie i przeklął kilka razy pod nosem.
- Zabiłaby mnie, gdybym tego nie robił - wytłumaczył swoje zachowanie. Wiedział, że jest winny, ponieważ mógł dać Lily jakiś mały znak, że tylko udaje. Niestety nie znalazł się w takiej sytuacji, by choć na chwilę do niej podejść i mruknąć dwa zdania. Na merlina, starczyły by mu nawet dwa słowa.
- Ufałam ci, wierzyłam… Teraz nie potrafię, choć prawie otarłeś się o śmierć - powiedziała, wzruszając ramionami i przypominając sobie scenę, kiedy Narcyza górowała nad prawie martwym Severusem.
- Lily, zagroziła mi, że cię zabije - warknął, zachowując się jak na każdej lekcji eliksirów zirytowany przez bandę Gryfonów.
- A mnie, że ciebie zabije - odpowiedziała, uśmiechając się ironicznie do Snape`a. - Więc trafiłam do lochów, a nie w jej oddziałach - zakończyła.
- Zrozum mnie - błagał, prawie klęcząc na kolanach przed swoją narzeczoną.
- Nie potrafię. Kiedy ja byłam sobą i pragnęłam cię chronić, ty… zwyczajnie zostałeś jej prawą ręką - warknęła, zaciskając swoje dłonie. Następnie piąstką odgarnęła włosy z czoła i zacisnęła usta.
- Lily, nigdy nie chciałem… Wiesz, że to samo wydarzyło się podczas pierwszego…
- Wiem! - krzyknęła. - Zginąłeś - zaśmiała się. - I dlatego nie chciałam, żeby scenariusz się powtórzył.
Greegrass nie dawała za wygraną, a Severus coraz bardziej wątpił w swoje słowa.
- Nie dopuściłbym do tego. Znasz mnie, znasz mnie jak nikt inny na świecie -szeptał, zbliżając się do kobiety.
- Łżesz - odparła, grożąc mu palcem.
Snape nie zważając na jej groźby, podniósł się z ziemi i pociągnął za sobą Rudą.
- Możemy jeszcze dziś wziąć ślub i …
- Severusie, nie - odparła. - Jedyne czego chce, to żebyś został ze mną i powiedział, że kochasz najbardziej na świecie.
- Nie mogę - rzucił przerażony.
- Zostać ze mną? - zapytała i wywróciła oczami.
- Nie - dmuchnął powietrzem i przypomniał sobie co zrobił w Kwaterze Głównej.
- Nie możesz mnie kochać najbardziej na świe… - Snape jej uciął.
- Złożyłem Narcyzie wieczystą przysięgę i przyciągnąłem jej swoją miłość i oddanie - wyszeptał, załamany swoim czynem.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Wto 20:42, 30 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 10:12, 31 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)


Lucjusz opadł na łóżko, trzymając w dłoni różdżkę kobiety. Obawiał się, że kiedy odzyska różdżkę, ponownie będzie chciała to zrobić, jednak ona zapewniła sobie tylko odpowiednie warunki do spania i oddała mu swoją własność.
Przez chwilę leżeli w ciszy, każde z nich zagłębione w swoich myślach i uczuciach. Marietta czuła, że zaczyna ufać mężczyźnie. Czyż tak rozpaczliwie ratując jej życie, nie zasługiwał na to? Westchnęła krótko i poruszyła się delikatnie.
- O czym myślisz? - zapytał cicho mężczyzna, odsuwając się aż do samego skraju łóżka, tak by pokazać kobiecie, że niczego od niej nie oczekuje.
Marietta przez chwilę była cicho, zastanawiając się co może mu powiedzieć. Nie chciała mu mówić, że mu ufa, to chciała okazać mu w inny sposób.
- Myślę, jak przekazać Lii wiadomości o tym co może ją czekać – wyszeptała. Prawdę mówiąc zupełnie o tym zapomniała i cieszyła się, że teraz wpadło jej to do głowy. Lucjusz delikatnie skinął głową.
- Mam zabrać Dracona stąd? - zapytał, zastanawiając się czy kobiety będą potrzebowały spokoju.
- Byłabym wdzięczna – szepnęła cicho, starając ułożyć sobie w głowie to co powinna przekazać siostrze.
- Po śniadaniu zabiorę go na spacer – mruknął Malfoy, myśląc, że powinien porozmawiać z synem o wczorajszej sytuacji.
- Dziękuję – powiedziała, uśmiechając się do niego delikatnie. Przytuliła twarz do poduszki, starając się ponownie zapaść w sen. Nagle usiadła na łóżku i spojrzała na mężczyznę. Przyjrzała się jego twarzy, a później westchnęła ciężko.
- Nie spałeś dzisiejszej nocy – rzuciła, ostrzej niż miała zamiar. Lucjusz zerknął na nią zaskoczony, był zdziwiony tym pytaniem i co więcej, nie oczekiwał od Rosier jakiegokolwiek interesowania się jego osobą.
- Zdrzemnąłem się na chwilę – przyznał, przymykając oczy. Zaklęcie rzucone przez kobietę, sprawiało, że w pomieszczeniu zapanował przyjemny mrok, sprzyjający sennej atmosferze. Marietta spojrzała na niego i odgarnęła ręką włosy z jego twarzy.
- Pójdę na fotel, żebyś mógł się wyspać – szepnęła i zaczęła wstawać z łóżka. Lucjusz zatrzymał ją i skierował z powrotem, tak by opadła na łóżko.
- Zostań – poprosił. - Jesteśmy już dorośli i do niczego między nami nie dojdzie – powiedział, a kobieta była mu wdzięczna za tę deklarację.
- Obiecaj, że obudzisz mnie jeśli będę ci przeszkadzała – mruknęła, otulając się kołdrą.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nie będziesz mi przeszkadzała – powiedział. Był przyzwyczajony do dzielenia z kimś łóżka.
Zerknęła na niego zdziwiona, ale po chwili uzmysłowiła sobie dlaczego tak powiedział. - O której godzinie jest śniadanie? - zapytała, zastanawiając się ile zostało im jeszcze czasu na sen.
- O ósmej – rzucił sennym głosem. Morfeusz utulał go już w swoich ramionach. Marietta szepnęła coś jeszcze po czym przez chwilę obserwowała Lucjusza. Widać był na jego twarzy upływ lat, jednak nadal wyglądał niezwykle przystojnie, tak jak za czasów swojej młodości. Westchnęła cicho i pogładziła jego policzek dłonią. Następnie nachyliła się nad nim i delikatnie musnęła jego policzek ustami, mając nadzieję, że go nie zbudzi tym gestem.
- Śpij dobrze, Lucjuszu...

Chłopak zbladł gwałtownie, a dziewczyna głośno wciągnęła powietrze.
Wczorajszej nocy najpierw był w wielkim szoku, a później kiedy już zajęli się sobą zupełnie o tym zapomniał. Nott zagryzła wargi i zawiesiła głowę, puszczając materiał koszuli chłopaka. Łzy zaczęły zbierać się w jej oczach.
- Lia, ja... - zaczął, nie wiedząc co może powiedzieć dziewczynie. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji jakie oboje mogą ponieść. Dziewczyna odeszła od niego i wróciła do łóżka, zawijając się w kołdrę. Nie chciała słuchać jego wyjaśnień, odpowiedzialność spadała również na nią. Chłopak usiadł obok niej i pogładził ręką jej głowę. Przez chwilę chciała krzyknąć na niego, ale po chwili uznała, że on jest jedyną osobą, która jej nie potępi za to, co się stało.
- Przecież jeszcze nie wiesz, czy... - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- A co jeśli okaże się, że jestem w ciąży? - wyszeptała przerażona. Nie chciała nawet myśleć o tym jak przekaże tę informacje ciotce, nie wspominając już nawet o ojcu Dracona.
- Ciii... - szepnął przykładając jej palec do ust. - Weźmiemy ślub – wzruszył ramionami. Był gotowy spędzić resztę życia u jej boku, więc taka deklaracja nie wymagała od niego wielu wyrzeczeń.
Lia zaśmiała się gorzko.
- Taki wstyd – szepnęła. - Ciotka mnie zabije!
Draco próbował podążać za tokiem myślenia dziewczyny i kiedy ona zauważyła jego minę, wyjaśniła.
- To będzie oczywiste, że wpadliśmy, jeśli zaczniemy w pośpiechu przygotowywać ceremonię – rzuciła. Poza tym Camelia zawsze marzyła o pięknej uroczystości, a ciąża nie była w jej planie. Chłopak otarł łzy płynące po jej policzkach.
- Bardzo się denerwujesz? - zapytał, przypominając sobie treść karty szpitalnej dziewczyny. Wzruszyła ramionami, nie wiedząc co właściwie może mu odpowiedzieć.
- Zabije mnie, zabije – mruknęła nie zwracając na uwagi na słowa chłopaka. Przycisnęła pięści do twarzy, próbując się uspokoić. Czuła, że z nerwów żołądek zaciska jej się w supeł. Ostatni raz czuła się tak w szóstej klasie.
- Wszystko przez ciebie – rzuciła. Draco spojrzał na nią zaskoczony.
- Przeze mnie? - zapytał, nie dowierzając w to co usłyszał.
- Gdybyś nie zaczął rozmowy na temat dzieci, nie zaczęłabym grać – warknęła podnosząc się z łóżka. Zatoczyła się lekko, jednak kiedy tylko złapała równowagę wsunęła na nogi swoje czarne szpilki i wygładziła ręką materiał sukienki.
- Gdybyś nie zaczęła grać, nie posunął bym się dalej! - warknął, podchodząc do niej. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, chcąc sprawdzić które pierwsze ustąpi.
- Przepraszam – mruknęła dziewczyna i próbowała cofnąć się o krok, ale ręce chłopaka uniemożliwiły jej to. Przycisnął ją do siebie i wyszeptał do ucha:
- Nie kłóćmy się – rzucił, dziwiąc się sobie, że potrafił zdobyć się na takie słowa. - Będziemy musieli stawić temu razem czoła – westchnął przejeżdżając palcami po jej kręgosłupie.
- Nie do... - zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
- Daj spokój Lia – warknął. - Wczoraj błagałaś o to.
Wypuściła powietrze z płuc.
- To było wczoraj – rzuciła, wyplątując się z jego objęć.


Lily gwałtownie wstała z kanapy i odeszła od mężczyzny. Zagryzła tak mocno wargi, że poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Tłumiła w sobie szloch. Tego było dla niej za wiele. Mógł z nią zostać, ale nie mógł kochać. Oparła dłonie na parapecie i przez chwilę starała się opanować swoje ciało. Oczy zaszły jej łzami, oddech zrobił się ciężki.
- Wyjdź – szepnęła słabo. Nie chciała go widzieć, zniknął jej apetyt na jedzenie. Chciała zaszyć się pod swoją kołdrą i przeczekać całe to zamieszanie.
- Lily... - zaczął, ale kobieta mu przerwała.
- Nie! - rzuciła. - Daj mi to wszystko przemyśleć. Wiesz gdzie jest jadalnia. Skrzaty cię posłuchają.
Severus chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tylko otworzył i zamknął usta nie wypowiadając nawet jednego słowa. Spuścił głowę i powoli ruszył w stronę drzwi. Wiedział, że teraz nie uda mu się dogadać z kobietą. Potrzebowała czasu, a on wbrew sobie musiał go jej dać. Po cichu liczył, że kobieta zatrzyma go i zrobi mu awanturę, poważną rozmowę, wolał każdą z tych opcji byle nie było to milczenie, tak jak teraz.
- Przepraszam – powiedział tylko, zanim zamknął drzwi. Kobieta przeklęła go pod nosem, przypominając sobie dawno zapomniane obelgi. Odepchnęła się od parapetu i tupnęła nogą. Dlaczego jej życie, ich życie miało tak wyglądać? Nie dość, że przez dwie dekady urywali przed sobą swoje uczucia, teraz kiedy już w końcu je sobie wyznali i wydawałoby się, że przed nimi maluje się cudowne życie razem, znowu wszystko się popsuło.
Kopnęła z całej siły stolik przy łóżku i po chwili pisnęła z bólu. Usiadła na łóżku i nie zaważając na ból, położyła się. Zawinęła się w kołdrę i próbowała zasnąć.

Obudziła się kilka godzin później i z przerażaniem stwierdziła, że ktoś siedzi na fotelu przy łóżku. Na wpół przytomna namacała swoją różdżkę i wycelowała nią w intruza.
- To tylko ja – usłyszała głos Severusa i wymamrotała coś pod nosem. Opadła z powrotem na łóżko i przez chwilę leżała w ciszy.
- Miałeś dać mi spokój – warknęła, siadając na łóżku. Ręką przygładziła włosy.
- Nie pojawiłaś się na obiedzie – powiedział, wskazując ręką na stolik. - Przyniosłem Ci coś do jedzenia.
Kobieta zerknęła na talerze, była bardzo, bardzo głodna. Mimo złości na mężczyznę, podniosła się i usiadła przy stole.
- Nie musiałeś – rzuciła. Unikała jego wzroku.
- Lily, błagam – zaczął, ale Greengras ponownie mu przerwała. Nie miała zamiaru go słuchać.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptała podnosząc głowę znad zupy.
- Narcyza wymaga tego od każdego z jej podwładnych – wytłumaczył. Kobieta prychnęła.
- Narcyza to, Narcyza tamto – warknęła. - Jestem gotowa pomyśleć, że kochasz ją bardziej niż mnie.
Severus zerknął na nią, zastanawiając się dlaczego nagle zaczęła z nim rozmawiać na ten temat.
- To nie tak... - szepnął. - Muszę ją kochać, inaczej zginę – wymamrotał – Kocham was tak samo.
Lily upuściła łyżkę, ochlapując się zupą. Tego było dla niej za wiele. Ukryła twarz w dłoniach, jakby to miało od niej odsunąć rzeczywistość.


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 11:01, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Czw 17:34, 01 Wrz 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Marietta popatrzyła na przymknięte oczy Lucjusza i po chwili położyła się na swoim miejscu, by pogrążyć się w głębokim śnie. Miała koszmar. Biegła ciemnym lasem. Nagle potknęła się o coś i upadła na ziemię. Obróciła się i obejrzała za siebie. Było to ciało Lucjusza. Nie wstawiając z ziemi poczołgała się w jego stronę.
Miał całą zakrwawioną twarz i nie dawał oznak życia. Marietta próbowała go uratować, ale nie mogła znaleźć swojej różdżki i zaczęła płakać. Nagle zobaczyła, że zbliża się do niej postać w czarnym płaszczu, która kierowała w nią różdżką. Usłyszała tylko krzyk: Avada Kedavra!, ujrzała zielone światło i… obudziła się.
Obudziła się zalana potem i trzęsącymi się rękoma odgarnęła włosy z oczu.
Nagle poczuła na swoim ramieniu rękę:
- Marietto… Wszystko w porządku?
- Tak, tak…
- Jak się czujesz?
- Lepiej. Która jest godzina?
- Za piętnaście ósma. Może zjesz śniadanie tutaj?
- Nie. Ubiorę się i zejdę na dół.
- To ja wyjdę. – Lucjusz zaczął zmierzać w stronę drzwi, ale Marietta go zatrzymała.
- Poczekaj. Usiądź. Ubiorę się w łazience i zejdziemy na dół razem.
Lucjusz miał chwilę zwątpienia, ale wrócił się, usiadł na łóżku i zaczął śledzić wzrokiem poczynania Rosier. Wstała powoli z łóżka i wolnym krokiem udała się do łazienki. Wróciła po 15 minutach. Nie przypominała niczym tej Marietty z wczoraj. Było widać lekkie oznaki wczorajszego wypadku, ale nic poza tym.
Lucjusz podszedł do kobiety i zaproponował jej ramię:
- Idziemy?

- A dzisiaj…
- Dzisiaj tego nie chcę! Draco! Nie rozumiesz tego? Ciotka mnie zabije!
- Nie myśl tak… - Malfoy zaczął się bać, że powtórzy się sytuacja z całkiem niedawna – Jeszcze o tym nie wie!
- Ale się dowie! Z resztą co ty o tym możesz wiedzieć?
Draco złapał ją za rękę, ale ta się wyrwała:
- Zostaw mnie! Idę się przejść!
Zarzuciła na siebie sweter i wyszła, trzaskając drzwiami i zostawiając Dracona w lekkim osłupieniu. Ze łzami w oczach zbiegła po schodach i po chwili znalazła się na dworze. Zaczęła spacerować po ogrodzie. Próbowała sobie to wszystko poukładać w głowie. Nie miała pewności czy na pewno jest w ciąży, ale jeżeli tak?
Jeżeli to jest prawda? Ona tego nie chciała. Chciała huczny i elegancki ślub a dziecko na razie nie było jej do tego potrzebne. Musiała się nad tym wszystkim poważnie zastanowić… Musi się upewnić czy to prawda… A teraz jeszcze te insygnia… Lia usiadła na jakiejś ławeczce…

Wystarczyła chwila zapomnienia i już są problemy!


Schowała twarz w swoich dłoniach.

Powoli mam tego dość!

Lii zaczęło robić się ciemno przed oczami i chwyciła się mocniej ławki.

Wszystko przez Dracona! Nie! Wszystko przeze mnie! Mogłam nie grać! On ma rację, to moja wina!

Nagle Lia zobaczyła ciemność i nic więcej nie zobaczyła.


- Co?! Mógłbyś powtórzyć? Kochasz nas tak samo? To może z Narcyzą też się ożeń i będziemy żyli szczęśliwie we trójkę!
- Lily! Wiesz jakie są efekty Wieczystej Przysięgi! Mogę umrzeć! Chcesz tego?! – wrzasnął już trochę zdenerwowany Severus.
- Severusie…. Ale ja nie umiem się z tym pogodzić. Jakbyś ty się czuł jakbym ja kochała i ciebie i innego mężczyznę? I to jeszcze tak samo.
Severus milczał.
- Severusie… Spójrz na mnie…
Snape podniósł swoje czarne oczy i spojrzał w zielone oczy Lily.
- Ja ciebie bardzo kocham i nie chcę cię opuszczać, ale obiecaj mi, obiecaj… Że Narcyza nas nie rozdzieli.
Snape chwycił Lily za rękę:
- Nie rozdzieli.
Greengass wplotła swoje palce w jego włosy i wypowiedziała tą małą prośbę:
- Pocałuj mnie… Jeżeli mnie kochasz także… To zrób to.
Severus zbliżył się do jej twarzy i pocałował ją krótko, ale bardzo czule.
Lily przegryzła wargę.
- Severusie… Wieczysta Przysięga traci swą „ważność” jak się zabije drugą osobę, której się składało tą przysięgę…
- Lily… Co ty kombinujesz?
- Odpowiedz mi na pytanie!
- Tak…
- No w takim razie czuję, że pójdę odwiedzić moją dawną znajomą Narcyzę! - zaczęła wstawać z łóżka ale powstrzymały ją silne ramiona Severusa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Czw 20:45, 01 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 18:44, 01 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta dołączyła do Lucjusza na korytarzu i delikatnie ujęła jego ramie. Skarciła siebie w myślach, ponieważ zachowywała się przy Malfoy`u jak nastolatka. Próbowała panować nad sobą, nad swoim ciałem, lecz z każdym jego dotykiem, kiedy była bliżej, jej serca szalało, a żołądek zaciskał się w supeł.
Lucjusz zerknął kątem oka na Rosier i uśmiechnął się pod nosem. Kobieta nie była już tak przybita i zestresowana jak w nocy, kiedy prosiła go o śmierć.
- Posłuchaj - zaczął nagle Malfoy przyciskając Mariettę do ściany. - Jeśli ten dom… jeśli źle się tu czujesz… Możesz odejść. Przemyśl to.- wyszeptał. Nie chciał naciskać na kobietę, a teraz już dobrze wiedział, że Marietta w takich sytuacja popada w panikę.
Rosier przełknęła ślinę i spojrzała na podłogę, speszona jego intensywnym wzrokiem. Wyprostowała ręce i wyminęła mężczyznę, schodząc na dół do kuchni.
Kobieta od razu po przybyciu do jadalni, zorientowała się, że niczego nie zrobi bez różdżki. Machnęła więc ręką na Lucjusza i wytłumaczyła mu, że skoro nie chce jej oddać władności, to śniadanie musi zrobić sam. Malfoy zaśmiał się i zawołał kilka skrzatów, które zajęły się nakryciem i jedzeniem. Następnie mężczyzna dołączył do kobiety w jadalni. Usiadł obok niej, nie tak jak zawsze na czele stołu. Dyskretnie ujął jej dłonie pod stołem. Marietta prychnęła na ten gest i rzuciła mu groźne spojrzenie.
- Lucjuszu ja… proszę - mruknęła, bojąc się wyznać prawdę. Nie mogła mu wytłumaczyć, że boi się reakcji dzieci. Wiedziała, że gdyby któreś z nich zauważyło jak reaguje na dotyk Lucjusza, źle by się to wszystko skończyło. Tym bardziej, że Draco i Lia mieli wziąć ślub, a oni jako ich opiekunowie powinni ich wspierać, a nie… za ich plecami robić to samo.
Malfoy na jej słowa automatycznie usiadł prosto. Pogonił skrzaty, które szybko przyniosły jedzenie.
Marietta chwyciła kilka winogron i połknęła je w całości, po czym odsunęła od siebie talerz. Nie miała zamiaru nic jeść, nie była głodna.
Lucjusz zjadł coś w pośpiechu, następnie łapczywie popił i odszedł od stołu, zrezygnowany jej zachowaniem.
- To mnie zabija! - krzyknęła za nim i miała nadzieję, że w czymś pomoże. Nie pomyliła się, Malfoy pojawił się, kilka sekund po tym, w jadalni.
- Zastanawiałaś się może, co MNIE zabija? - zapytał retorycznie i machnął różdżką zmiatając wszystko ze stołu.
- Nigdy - szepnęła. - Zrozum mnie. Jestem trochę zagubiona - wyznała w końcu.
- Nie wiem czym - skwitował i powrócił na swoje poprzednie miejsce.
Marietta odetchnęła głęboko i obróciła się do niego. Patrzyli na siebie w milczeniu, każde bało się odezwać pierwsze.
- Twój dotyk - odparła cicho i zamknęła oczy. - Kiedy jesteśmy w takim miejscu jak jadalnia… Boję się, że ktoś zobaczy - wyznała zażenowana tym co powiedziała.
Pani Rosier nigdy nie upadła by do takiego stopnia.
Lucjusz uśmiechnął się wiedząc, doskonale o czym mówi kobieta.
- Nie wierzę - zażartował, ale kobieta wzięła jego słowa na poważnie.
Oblizała wargi, zacisnęła usta, a potem je lekko rozchyliła. Zbliżyła swoją twarz do jego, a następnie zatrzymała się, zamykając oczy.
- Dotknij mnie - szepnęła i wtedy poczuła jego rękę na swoim udzie, wędrująco ku górze. Kobieta zachłysnęła się powietrzem i zaczęło ciężej oddychać. Lucjusz widząc jej reakcję, dmuchnął na jej szyję ciepłym powietrzem, podwyższając temperaturę jej ciała.


Lia siedziała na jednej z ławek w zimowym ogrodzie przed domkiem. Jej myśli toczyły wielką burzę w głowie. Dziewczyna była rozdarta między tę częścią siebie, która mówiła, że wszystko będzie dobrze, a tą drugą, która przewidywała najczarniejszy scenariusz.
- Ciąża - mruknęła do siebie, a potem widziała już tylko ciemność.
Doskonale czuła zimno ławki, a potem lodowaty śnieg na jej twarzy. Resztką sił próbowała się podnieść, ale coś w jej umyśle krzyczało. Dziewczyna wiła się na ziemi. Jej ręce odruchowo powędrowały do głowy.
- Zabiję, jeśli mi się sprzeciwisz - usłyszała syk i uświadomiła sobie, że należał do Narcyzy. Camelia zaczęła krzyczeć, ale z każdym kolejnym słowem, pani Malfoy przesyłała do jej głowy kolejne obrazy.
Przedstawiła ją w przyszłości, jako starą pannę, którą porzucił Draco, jeszcze w czasach jej młodości. Staruszka siedziała sama na werandzie małego domku i popijała herbatę. W dłoni trzymała „ Proroka Codziennego” i przeglądała artykuł na pierwszej stronie. Głosił on, że wnuk Dracona Malfoya wygrał Turniej Trójmagiczny. Nott, wyrzuciła gazetę i załkała cicho.
Doskonale pamiętała, jak się rozstali.
- Nie! - warknęła Lia, ale obraz się rozmył, a na jego miejsce przyszedł inny.
Narcyza już wiedziała, że Camelia i Draco mają kłopoty.
Usłyszała krzyki Marietty i ojca Dracona. Wyzywali ich i wyrzucili z domu. Mówili, że to wstyd dla rodzin czystej krwi. Nott obserwowała reakcję dorosłych i była przerażona. Coś zaciskało się w jej brzuchu. Dziecko, które już niedługo miało przyjść na świat.
Brunetka zacisnęła uszy, słysząc histeryczny śmiech Narcyzy.
- Chcę tego dziecka! Ono jest moje! - krzyczała, a Lia widziała scenę, kiedy pani Malfoy wyrywa z jej brzucha nienarodzone dziecko.
Kiedy obraz zalał się krwią, Nott poczuła coś, co wbija się w jej serce, przekłuwa płuca i miażdży kończyny. Okropny, głośny chichot tłumiony co jakiś czas, syknięciem węża.
Lia jeszcze długo coś krzyczała, dopóki przez okno nie zauważył jej Draco.
Młody Malfoy zdruzgotany widokiem dziewczyny zawahał się przez chwilę. Silnie oparł się o okno i nie wiedział, czy tracić czas na przebiegniecie połowy domu, czy po prostu wyskoczyć z okna. Draco przełknął ślinę i wybrał drugą opcję, narażając siebie.
Lecz w tej chwili to Lia była ważniejsza.
Blondyn przeklął pod nosem i wyskoczył. Kiedy stanął na nogach, one ugięły się pod nim i runął na ziemie niedaleko dziewczyny. Starł śnieg z twarzy i doczołgał się do Camelii.
Próbował z nią nawiązać jakiś konkretny kontakt, ale dziewczyna krzyczała i wiła się na ziemi jakby dostała ataku padaczki.
- Lia - szepnęła, próbując potrzasnąć nią.
- Ona chce naszego dziecka - syknęła i wbiła sobie paznokcie do brzucha, zagłuszając pytanie Malfoya. Draco przykucnął bliżej i próbował wyłapać jej słowa.
- Idę po pomoc - szepnął, choć wiedział, że Nott go nie słyszy. Próbował sobie przypomnieć skąd zna te krzyki i ruchy. Po kilku minutach zdał sobie sprawę, że widział Pottera podczas jednego z meczów Quidditcha, kiedy robił dokładnie to samo co Camelia.
Załamał ręce.
- Matko - krzyknął, dowiedziawszy się, że to jej sprawka.
Nachylił się nad dziewczynę i próbując ją za wszystko przeprosić, pocałował jej czoło i ścisnął rękę, dodając otuchy i mówiąc: „ Jesteś silna”.
Następnie chłopiec wstał i pobiegł do domku. Musiał znaleźć ojca i Rosier. Ona musiała coś wiedzieć na temat tych insygniów, jej urodzin i związku Narcyzy z tą sprawą. Wbiegł do ciepłego pomieszczenia i stanął w salonie. Usłyszawszy szepty w jadalni, od razu tam poszedł.
- Ojcze, musicie mi pomóc… Lia… - zaczął, ale kiedy zobaczył swojego ojca i Rosier w dziwniej pozycji, szybko się wycofał i przeklął na głos.


Severus doskoczył do kobiety i zacisnął swoje silne ramiona wokół Lily. Ruda odepchnęła go, lecz Snape ją powstrzymał, przyciskając do siebie. Czuł, że kobieta panikuje, jeszcze chwila i zrobi sobie krzywdę. Zwiesił głowę i dotknął jej włosów, całując delikatnie czoło.
- Puszczaj! - odwarknęła, wbijając swoje paznokcie w jego klatkę piersiową.
Chciała walczyć, nie mogła się teraz poddać. Mężczyzna dał jej nadzieję, że ich przyszłość nadal może być spokojna i radosna. A na ich drodze stała tylko Narcyza ze swoją Wieczystą Przysięgą. Greengrass ugryzła swoją wargę i poczuła krew. Skrzywiła się i próbowała walczyć z Severusem.
- Lily! - krzyknął, kiedy zaobserwował szał w oczach kobiety.
Puścił ją, lecz nie pozwolił daleko odejść. Szybko machnął różdżką w kilka stron i pozamykał szczelnie pokój, tak by Lily nie mogła z niego wyjść.
- Nie możemy do niej wrócić. Nie teraz… - wyszeptał Severus. - Dopiero co Zakon nas uratował - wytłumaczył.
Mistrz eliksirów nie mógł sobie pozwolić, by jego reputacja w Zakonie zmalała. Wiele lat zdobywał ich zaufanie i budował przyjaźń. Był im wdzięczny za ratunek, który z pewnością go ocalił. Severus doskonale wiedział, że gdyby został sam z Lily wraz z Narcyzą i jej podwładnymi, nie dali by sobie rady, byli by skazani na śmierć, bądź wieczną służbę.
- Nie dbam o Zakon! - krzyknęła, tupiąc nogą w drzwi.
Severus wywrócił oczyma i obszedł wielki fotel dookoła. Następnie podrapał się po głowie i opadł na siedzisko z wielkim hukiem. Zacisnął płaszcz wokół siebie i potrząsnął głową.
Wizja wiecznej miłości do Narcyzy, również nie przypadła mu do gustu, lecz wtedy nie miał wyboru. Narcyza w zamian za niewypełnienie przysięgi zabiłaby Lily, więc musiał działać. Sam był przerażony sytuacją w jakiej się znalazł, a kiedy pierwszy raz zobaczył Narcyzę nie wiedział, czy to dalej ta sama osoba. Miał jeszcze nadzieję, że znajdzie w niej to, co kiedyś kochał jako przyjaciel i znajomy, lecz nowa przywódczyni Śmierciożerców okazała się okrutna i przerażającą dla wszystkich ze swojego otoczenia.
- Może jest inne wyjście - wątpił Severus, pogrążając się w melancholijne przemyślenia. Jego myśli grały smutne melodie w jego głowie, dodając to tego kojący głos Lily, jaki znał z lat ich młodości.
- Severusie, popatrz na siebie… - mruknęła, widząc, że mężczyzna słabnie, a jego twarz robi się sina. To był znak. Znak, że kocha Lily.
Greegrass nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Wiedziała już, że Severus kocha ją najbardziej na świecie, że ona jest jego jedyną miłością… lecz umierał. Musiał umrzeć za złamanie przysięgi.
Kobieta podeszła do niego, jakby zapomniała o poprzednim planie. Uklęknęła tuż obok niego i ujęła jego dłoń.
- Severusie - błagała, ale z każdym jej czułym słowem, Snape odpływał, zamykał oczy i odchodził.
Kobieta nie mogła pozwolić by umarł w takich okolicznościach.
Szybko wstała i zdeterminowana swoim planem, uderzyła Snape`a w twarz. Mężczyzna otworzył oczy, a Lily wyznała mu kłamstwo, które mogło ocalić jego życie.
- Nigdy cię nie kochałam - syknęła, oddając wszystko co jej kiedykolwiek ofiarował. - Odchodzę - dodała, rzucając pierścionkami w stronę mistrza eliksirów.
Severus otworzył szeroko oczy i spojrzał na nią w szoku. Nie mógł zrozumieć jej postępowania, jej czynu i haniebnego ruchu. Wstał i dopiero wtedy zrozumiał, że to ona go okłamywała przez całe życie. Wyszeptał kilka przekleństw i popatrzył na Lily.
Kobieta zapłakała, ze świadomości, że w końcu to ona uratowała swoją miłość.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pią 19:26, 02 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 18:07, 02 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz z zaciekawieniem obserwował reakcję, którą wywoła u kobiety. Był tym zafascynowany, nigdy nie pomyślałby, że ktoś jeszcze tak zareaguje na niego. Rosier, zawstydzona tym jak obnażyła się przed mężczyzną zatrzymała jego rękę.
- Lucjuszu – szepnęła, prawie muskając ustami jego szyję. Wstrzymał oddech, słysząc jej czuły ton głosu. Przyłożył dłoń do jej policzka i przez chwilę trwali w tej pozycji, napawając się swoją bliskością. Byli tak zaabsorbowani sobą, że nie usłyszeli trzasku drzwi.
- Marietto, ja… - zaczął Malfoy, ale ktoś mu przerwał.
- Ojcze, musicie mi pomóc… - zaczął. Dorośli nagle odskoczyli od siebie i spojrzeli w stronę drzwi. Ich oczy zaobserwowały tylko, tył Dracona, a następnie jego głośnie przekleństwo i trzask drzwi. Lucjusz westchnął ciężko i nagle zaczął rozumieć o co chodziło Marietcie, kiedy mówiła, że boi się kiedy ktoś zobaczy. Wymamrotał coś pod nosem i spojrzał na kobietę. Ona spojrzała na niego tak jakby chciała powiedzieć „a nie mówiłam i pokręciła głową.
- Każ skrzatom przygotować śniadanie – wyszeptała, siadając przy kominku.


Lia ocknęła się tak nagle, jak popadła w ten dziwny stan. Bolało ją całe ciało, a ból promieniował z jej głowy. Przez chwilę nie ruszała się, bojąc się, że kiedy zmieni swoje położenie choć o kilka milimetrów, wszystko będzie ją bolało jeszcze bardziej. Zamrugała kilka razy oczami, czekając aż jej otoczenie nabierze ostrości. Nagle usłyszała, że ktoś obok niej kuca i delikatnie otacza jej obolałe ciało ramionami i podnosi ją z ziemi.
- Camelia – szepnął ktoś przytulając ją. Jęknęła cicho, gdy poczuła, że głowa jej nadal ciąży.
- Nie dobrze mi – mruknęła, kiedy poczuła, że chłopak podnosi ją z ziemi. Usiadł na ławce i wziął dziewczynę na kolana przyciskając ją do siebie.
- Oprócz tego coś ci jest? – zapytał cicho, bojąc się odpowiedzi dziewczyny.
- Nie, chyba nie – powiedziała, starając się głęboko oddychać. – Ona wie, że mamy kłopoty – wyszeptała nagle, przypominając sobie obrazy z tego dziwnego stanu.
Draco zamilkł i jedynie przycisnął dziewczynę jeszcze bardziej, dmuchając powietrzem na jej szyję.
- Śniadanie już jest na stole – nagle usłyszeli zimny głos Lucjusza Malfoya. Dziewczyna przeklęła pod nosem, za nic na świecie żaden z ich opiekunów nie powinien ich zobaczyć w takiej pozycji. Draco tylko spojrzał z ironią na ojca i skinął głową.


Cała czwórka zasiadła przy prostokątnym stole, Lucjusz jako pan domu i opiekun wszystkich obecnych tu osób usiadł na jego szczycie. Po drugiej stornie stołu, usiadł jego syn, drugi mężczyzna w domu, a przy dłuższych bokach mebla usiadły kobiety.
Skrzaty przyszykowały wielką ucztę, zupełnie nie pasującą do skromnego drewnianego domku, jednak doskonale wpasowała się w gusta osób zasiadających przy stole.
Pomimo tego, że każda z osób była bliska co najmniej dwóm innym przy stole, panowała gęsta atmosfera. Marietta obawiała się, że młody Malfoy skomentuje to co widział w jadalni jakiś czas temu, Lucjusz powstrzymywał się od wypowiedzi na temat pozycji w jakiej zastał swojego syna i Nott. Draco ciskał wściekłe spojrzenia w stronę ojca, a na niego patrzyła się Lia, szukając jakiejś podpowiedzi, czy powinni powiedzieć o tym co się stało w nocy, była zdenerwowana, a fakt, że chłopak nawet na nią nie zerknął wydawał jej się okropny. Marietta zerkała to na Lucjusza, to na swoją siostrzenicę, zastanawiając się dlaczego wygląda na taką spłoszoną, a mężczyzna na zdenerwowanego czymś. Poza tym dziewczyna grzebała w swoim talerzu, nic nie jedząc.
- Coś się stało, Lia? – zapytała kobieta, dziewczynę, zerkając na nią przelotnie. Camelia zachłysnęła się powietrzem, a jej policzki zaróżowiły się. Przez chwilę siedziała w ciszy, próbując pochwycić spojrzenia Dracona, co nie umknęło uwadze Rosier.
- Wszystko w porządku – wymamrotała, przerywając przewracanie jedzenia widelcem, by po chwili do tego wrócić. Marietta wiedziała, że coś jest nie tak, za dobrze znała swoją podopieczną.
- Źle się czujesz? – zapytała ponownie, nie zwracając uwagi na obecność Malfoyów. Dziewczyna pokręciła głową i ponownie zerknęła na chłopaka.
- Może ty coś wiesz, Draco? – spytała, za wszelką cenę nie chciała teleportować się z dziewczyną do św. Munga, kiedy zasłabnie. Tym razem chłopak zerknął na dziewczynę, jakby chciał spytać się jej o zgodę na coś, ale kiedy ona pokręciła głową, spojrzał powrotem na Rosier.
- Nie powinna się pani wtrącać w nasze sprawy – warknął, dając upust swojej złości. Przez chwilę oczy wszystkich skierowały się na niego, ojciec i Marietta nie wiedzieli o czym mówi chłopak, z tego co wiedzieli młodzi nie byli parą, przecież wcześniej ledwo się tolerowali, a Lia zerknęła zdziwiona na chłopaka i przeklęła w myślach, kuląc się w sobie – była pewna, że ciotka nie odpuści tak łatwo.
- Co masz na myśli? – wysyczała brunetka, zerkając na swoją siostrę, a następnie na chłopaka. Malfoy wzruszył ramionami.
- Mam na myśli, to że nie powinna pani się wtrącać w nie swoje sprawy – żachnął się, pozwalając skrzatowi zabrać swój talerz. Marietta patrzyła na niego w szoku, nigdy nie myślała, że ktoś o tyle od niej młodszy odezwie się do niej w taki sposób.
Przez chwilę siedziała w ciszy tocząc z chłopakiem wojnę na spojrzenia. Nagle przerwała kontakt wzrokowy z Draconem i zerknęła na jego ojca.
- Pomóż mi, Lucjuszu – poprosiła szybko. Młodzi zerknęli na siebie, było to dla niech dziwne, że kobieta zwróciła się po imieniu do mężczyzny. Poza tym w jej tonie kryła się nutka czegoś… czułego, czego nie spodziewaliby się po niej.
- Draco! – warknął mężczyzna. - Powiedz natychmiast, o co ci chodzi! – rozkazał, a Lia zadrżała słysząc jego władczy ton głosu.
- Wytłumaczyłem już – krzyknął. – Może teraz wy wytłumaczycie to dzisiaj w jadalni? – burknął. Lia zerknęła na ciotkę i starszego Malfoya, nie wiedząc o co teraz chodzi.
- Uspokój się – powiedział pan domu, po czym dodał – Oboje jesteśmy dorośli i nie pozwolę ci komentować tego.
- My też jesteśmy dorośli – warknął chłopak. Lucjusz zaśmiał się.
- Wiekiem owszem, ale jesteś jeszcze zupełnie niedojrzały żeby rozmawiać ze mną na ten temat – Malfoy chciał uciąć temat, ale jego syn ponownie odbił piłeczkę.
- Jestem wystarczający dorosły – zaczął, ale ojciec ponownie mu przerwał.
- Nie jesteś – oznajmił Lucjusz. – Uspokój się i wtedy możesz ze mną porozmawiać.
Chłopak prychnął i już chciał się uspokoić (widział wzrok Lii, błagający by zaprzestał kłótni), kiedy zauważył nieme podziękowanie Rosier.
Camelia siedziała cicho, nie chcąc wtrącać się rozmowę mężczyzn, obawiała się, że może przez przypadek powiedzieć za dużo, kiedy będzie próbowała od tego odciągnąć Dracona.
- Może pani wrócić już do swojej sypialni – westchnął Draco, nie dbając o konsekwencję tego co mówi. Dorośli spojrzeli na niego, nie rozumiejąc do czego pieje.
- Draco – zaczął pan Malfoy, ale chłopak mu przeszkodził.
- Z Lią zajmiemy jedną sypialnię – rzucił. – Nawet nie wiecie co się dzieje za ścianą – zadrwił sobie z opieki, jaką otaczali ich dorośli.
- Miałeś spać w osobnej sypialni – krzyknął pan Malfoy, tracąc panowanie nad sobą, doskonale wiedział do czego nawiązuje jego syn. Chłopak wzruszył ramionami.
- Camelio – rzuciła kobieta, patrząc na dziewczynę – zawiodłam się na tobie – warknęła. Dziewczyna zerknęła na nią.
- Czyż nie dawałaś mi takiego przykładu przez większość czasu? – zapytała cicho, jakby bała się tego co właśnie wyleciało przez jej usta. Marietta wciągnęła głośno powietrze.
- Nie tak cię wychowałam! – powiedziała opadając na krzesło. Lia wymamrotała coś w odpowiedzi, ale Rosier nie usłyszała jej słów.
- Chcesz powiedzieć, że po raz kolejny… - zaczął Lucjusz, a syn przerwał mu skinieniem głowy. Marietta zerknęła na niego po czym na swoją podopieczną, nic nie rozumiejąc. – Chociaż skorzystaliście z zabezpieczenia? – zapytał z ironią w głosie. Był wściekły na swojego syna, rozmawiał z nim na ten temat wiele razy, a on po raz kolejny zachował się tak, jak nie przystawało Malfoyowi.
Kiedy Lucjusz zauważył, że Lia spuszcza głowę i zaciska dłonie na materiale swojej sukienki, a Draco uśmiecha się do niego ironicznie, zaklął pod nosem.
- Taki wstyd – westchnęła Marietta, ciskając wściekłymi spojrzeniami w stronę dziewczyny, a Malfoy nabrał powietrza w usta. Wstyd spadnie na ich rodziny, kiedy okaże się, że dziewczyna zaszła w ciąże.


Lily odwróciła się tyłem do mężczyzny i objęła się swoimi ramionami, chcąc powstrzymać ich drżenie. Nie mogła teraz płakać, wiedziała, że jeśli Severus zobaczy jej łzy może zorientować się, że to było kłamstwo, a wtedy Przysięga może go zabić. Kobieta cieszyła się w głębi, że mężczyzna naprawdę ją kocha, ale w tych okolicznościach musiała zachować pozory.
- Dlaczego? – zawołał za nią, kiedy zatrzymała się przy drzwiach. Obróciła się w jego stronę, zachowując kamienną twarz.
- Co „dlaczego”? – zapytała chłodno, modląc się w duchu żeby nie dać niczego po sobie poznać.
- Dlaczego mnie okłamywałaś – wyszeptał, jednak ku radości kobiety nic nie wskazywało na to, by jego życie miało ponownie zostać wystawione na próbę.
Zaśmiała się gardłowo, nawet nie zdając sobie sprawy jak dobrze gra swoją rolę.
- Czekałam niemalże dwadzieścia lat, aż poczujesz cos do mnie i w końcu znudziło mi się to – westchnęła, odgarniając włosy z twarzy. Czuła łzy zbierające się pod jej powiekami. Nie chciała dłużej ciągnąć tej farsy i tylko myśl, że robi to dla dobra mężczyzny trzymała ją przy tym planie. Severus zaklął po raz kolejny.
- Mówiłaś… - zaczął, ale kobieta mu przerwała.
- Wiele rzeczy mówiłam – zaśmiała się, przykładając dłoń do ust. – Sev… - mruknęła.
- Nie mów tak do mnie – rzucił rozpaczliwym tonem. Kochał ją, a ona tak z nim pogrywała…
- Jak chcesz – powiedziała. – W takim razie, Sevrusie możesz zostać w moim domu, dla bezpieczeństwa. Skrzaty będą cię słuchać, ale oczekuję, że na posiłkach będziesz pojawiał się w jadalni – mówiąc to otworzyła drzwi i wyszła z pomieszczenie. Kiedy tylko odeszła na tyle, by mężczyzna nie słyszał jej kroków, puściła się biegiem wpadając od pierwszego wolnego pokoju. Pozwoliła swoim łzą płynąć po policzkach.
Zastanawiała się czy Rosier i smarkulę Nott, też tyle kosztowało granie, wiedziała przecież, że one robią to niemalże nałogowo. Grały cały czas, doskonale się tym bawiąc, a ona kiedy tylko raz jej się udało, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Otarła ręką łzy z policzków i opadła na pobliski fotel. Kazała przynieść sobie lampkę wina i książkę o eliksirach, którą ostatnio znalazła w swojej biblioteczce.
Zatopiła się już w lekturze i wypiła cały kieliszek alkoholu, kiedy ktoś zaczął łomotać w drzwi.

Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 21:11, 02 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Sob 21:33, 03 Wrz 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^


Pan Malfoy oddychał zdenerwowany:
- Draco… Chciałbym porozmawiać z Tobą na osobności. Natychmiast.
- Dlaczego? Obawiam się, że to dotyczy nas wszystkich - wycedził Draco i nagle poczuł na swojej ręce rękę Lii, która chciała by nie drążył tego tematu.
Pani Rosier otworzyła szeroko oczy:
- Camelio może ty powiesz o co chodzi Draconowi?
- My… Znaczy się…
- Nie, Lia. Może lepiej spytaj się swojej ciotki co robiła z moim ojcem, dzisiaj w jadalni jak tutaj przyszedłem.
- Nie o to teraz chodzi! – trzasnął ręką o stół Lucjusz – Teraz rozmawiamy o was!
- Ale jakoś was to nie interesowało jak się ca…
- Dość! – wrzasnął Pan Malfoy – To są nasze sprawy co my robimy! Martwimy się o was!
- Tak? Jakoś tego nie widać, ojcze!
Marietta nie wytrzymała:
- Czy ty coś sugerujesz młody chłopcze?
- Tak, sugeruję, że interesują was tylko pieniądze!
- Nawet tak nie mów Draco! Tu chodzi o tradycję.
- Tradycję, tradycję… Jasne…
Lia siedziała do tej pory w ciszy, ale wstała i powiedziała stanowczo:
- Jestem w ciąży!
W jadalni zapanowała cisza.


- Lily! Lily! – do drzwi dobijał się Severus Snape, który nie wiedział o co w tym momencie chodzi. Greengass zwyczajnie go okłamała!
- Czego chcesz?!
- Chciałbym porozmawiać!
- Ale ja nie chcę! Nie możesz tego przyjąć do siebie, że cię nie kocham?
Po chwili odgłosy pukania ucichły. Severus wrócił do pokoju, a Lily znów poczuła w oczach łzy i nalała sobie znów wina. Musiała nauczyć się teraz grać. Ale dzięki temu ratuje miłość swojego życia. Teraz musi wymyślić sposób na to jakby usunąć Narcyzę. Nie obchodził jej ten idiotyczny Zakon! Teraz zapewne jest na ich łasce. A może… może… Może jakoś spróbuje się wkupić w łaski tego ich zgrupowania i jakoś usunie Narcyzę… Nie… To jest w sumie głupi pomysł! To co by tu innego…
- Muszę znaleźć inne wyjście! – powiedziała sama do siebie Ruda.
Znowu usłyszała pukanie do drzwi:
- Czy ja coś ci już powiedziałam?! – krzyknęła w stronę drzwi.
Jednak drzwi się uchyliły i wyjrzała z nich głowa skrzata.
- Pani Greengass, pan Snape kazał pani to przekazać, więc Iskierka to robi – podała kobiecie zwitek pergaminu i z wielkim ukłonem oddaliła się w stronę drzwi.
Lily odłożyła pergamin na stolik i znów nalała sobie wina.
- Dlaczego moje życie musi być takie trudne?! Najchętniej zabiłabym Narcyzę tylko ona.. ona jest daleko. Nawet nie wiem gdzie.
- Mylisz się Lily… Jestem bliżej niż się spodziewasz…


Sorki, że dziś tak krótko... Zupełny brak weny -.-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Sob 22:22, 03 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 9:23, 04 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lily wzdrygnęła się słyszeć głos tak dobrze jej znany, który owładnął nią, kiedy jej dusza chyliła się ku upadkowi, przy ciele Severusa. Greegrass próbowała otworzyć te zdanie w umyśle, lecz zanim sobie je przypomniała kobieta powtórzyła.
- Jestem bliżej… - wyszeptała. W tej chwili Ruda odwróciła się i stanęła twarzą w twarz naprzeciw Narcyzy.
Pani Malfoy była jak zawsze przesadnie zadbana, z ironicznym uśmiechem, który ozdabiał jej usta. Lily na jej widok spuściła głowę. Sama wyglądała jak odzwierciedlenie swoich problemów i dylematów. Wplotła jedną rękę włosy, by odgarnąć je z twarzy, a drugą sięgnęła po różdżkę, szybko celując w Narcyzę. Kobieta histerycznie zaśmiała się na jej gest. Szybkim ruchem, niezarejestrowanym przez Lily, podbiegła do niej, chwyciła za ramię i deportowała do nieznanego miejsca.
Kobieta szarpała się przez cały czas, nie mogła pozwolić, by Narcyza zabrała ją tam gdzie chce. Ruda próbowała walczyć i deportować je do miejsca, gdzie ona będzie czuć się bezpiecznie, lecz wtedy odkryła, że jej moc jest niczym w porównaniu do siły pani Malfoy.
- Czego ode mnie chcesz? - warknęła, poniekąd wiedząc, że przegrała tę bitwę.
Kobieta rozejrzała się w międzyczasie, by dopatrzeć się czegoś znajomego w tym miejscu. Próbowała skojarzyć te widoki z obrazem Kwatery Głównej, lecz z przykrością stwierdziła, że to na pewno nie Anglia.
- Nadal tego nie wiesz? - odparła ironicznie Malfoy, przedzierając siebie przez wysokie krzaki w kierunku małego jeziora.
Greegrass syknęła pod nosem i zaczęła iść za kobietą. Serce podpowiadało jej by została w miejscu i wróciła do domu, lecz rozum, mówił, że musi pożądać za Narcyzą, ponieważ nie zna tego miejsca i zmiana położenia była by niebezpieczna. Groziła bowiem rozszczepieniem.
Kobieta pokręciła głową.
- Nie - krzyknęła, przypominając słowa Severusa dotyczące Wieczystej Przysięgi. Nie rozumiała, jak taka kobieta mogła wykorzystać Snape`a, żeby ją kochał bezgranicznie i na zawsze, jakby miała wokół siebie mało zakochanych w sobie sługusów.
- Widzę, że jesteś na mnie zła… Za przysięgę, zgaduję - odrzekła, poważnie, odgarniając kilka gałęzi na bok, by ułatwić dla nich przejście.
- Jeszcze mnie o to pytasz?
Nagle Narcyza stanęła, zasłaniając Lily widok budowli, która miała zmienić jej życie. Rozłożyła swoje ręce w geście powitania, próbując ukryć za szatą miejsce, do którego zmierzały.
- Musisz wiedzieć jedno Lily - pogroziła palcem, a następnie wyszeptała do jej ucha - to Severus zaproponował przysięgę… A nie ja - rzuciła, uśmiechając się promiennie.


Cisza panowała dopóki Draco jej nie przerwał głośnym kaszlnięciem.
- W ciąży? - rzuciła, spanikowana Rosier. Nie mogła pozwolić sobie na taki wstyd, to byłby cios poniżej pasa. I znowu zaczęła myśleć o śmierci, jako jedynej desce ratunku z tej sytuacji.
- Tak… nie. Nie wiem - mruknęła Camelia zaciskając ręce na sukience.
Lucjusz widząc miny dwóch kobiet, postanowił wypytać Dracona o więcej szczegółów. Wiedział bowiem, że Lia, nie jest w stanie odpowiadać na ich pytania.
- Czy to spekulacje na temat wczorajszej nocy? - zapytał syna, a młody Malfoy kiwnął głową, potwierdzając przypuszczenia ojca.
Lucjusz odetchnął z ulgą, nie dość, że byli nie dojrzali i nie zabezpieczyli się, to jeszcze głupi, myśląc, że dzień po stosunku będą wiedzieć, czy Lia jest w ciąży.
- Czyli wszystko jasne - szepnął w stronę Marietty. Kobieta spojrzała na niego, a następnie na siostrę.
- Nie, Lucjuszu - warknęła. - Bo jeśli zrobili to wczoraj i… To nie chcę myśleć co mogło być wcześniej - odpowiedziała i ponownie zagięła wszystkich zebranych przy śniadaniu.
Lucjusz wiedział tylko o ich nocy w szkole, a Rosier dopiero teraz uświadomiła sobie, że ich naprawdę coś łączy. Poza udawaniem i graniem, tak naprawdę byli sobie bliżsi, niż Lucjusz z Mariettą mogli kiedykolwiek przypuszczać.
Malfoy uśmiechnął się, będąc pewny, że to był ich drugi raz, licząc od szóstej klasy. Lecz kiedy, Lia i Draco zwiesili głowy, dorośli wiedzieli, że ich nie dopilnowali.
- Czyli za naszymi plecami urządzaliście sobie… Od jak dawna? - zagrzmiał Malfoy, wbijając paznokcie w drewniany blat.
Lia postanowiła się już nie odzywać, od kiedy została zgaszona wzrokiem Rosier. Dlatego Draco przejął, a tak przynajmniej mu się wydawało, pałeczkę w tej sprawie.
- Od wieści o waszym dziecku, pomijając szóstą klasę - powiedział odważnie Malfoy, wiedząc, że i tak im nic nie zrobią. Byli dorośli, a on był gotowy przyjąć ciężar dziecka na swoje barki, jeśli to oznaczało by, że będą z Lią szczęśliwi.
- Szósta klasa? - zapytała Marietta wpatrując się intensywnie w Lię. - Porozmawiamy później - ostrzegła, powodując u Lii, kolejną falę paniki.
- Nasze dziecko? - zapytał Lucjusz, zaraz za Rosier. Tak dawno o tym nie wspominał i nie myślał.
- Tak ojcze… To wy zaczęliście pierwsi - zaśmiał się młody Malfoy.
- Jak śmiesz - krzyknął Lucjusz, tracąc nad sobą cierpliwość. Uderzył pięścią o stół. Marietta się przeraziła, bowiem dawno nie widziała takiego Lucjusza. Bała się, że kiedy zdenerwowałaby się na nią… Jednak wolała o tym nie myśleć.
- Ono nie żyje - wyszeptała Rosier, chcą przerwać tą śmieszną kłótnię o dziecko i kto zaczął pierwszy.
I znowu zapanowała cisza.
Draco patrzył na swojego ojca nie wzruszenie, Marietta miała łzy w oczach, Lia otworzyła szeroko usta w szoku, a Lucjusz po prostu zwiesił głowę.
- Nie wspominałaś o mi tym - szepnęła Nott z wyrzutem.
- Nie było czasu, a poza tym, to nie była wasza sprawa, jak już wspomniał wcześniej pan Malfoy - odparła lekko sarkastycznie Marietta, po czym szybko wstała i wyszła z jadalni.
Nie miała ochoty kłócić się dłużej, a kiedy chłopak wspomniał o dziecku, do jej głowy znowu uderzyły myśli, które mówiły jej, że jest beznadziejna i powinna umrzeć.
Lucjusz wstał zaraz po niej, ale Marietta dała mu znać, ze nie potrzebuje towarzystwa, więc usiadł wpatrując się w młodzież.
- Radzę, sprawdzić waszą wiedzę od razu - syknął i wyczarował na stole książkę z eliksirami. Rzucił ją w stronę Dracona i kazał otworzyć na 32 stronie.
Lia patrzyła na młodego Malfoya, w nadziei, że jego mina podpowie jej, co jest napisanie na tych stronach.
- Eliksir prawdziwej ciąży? - zaśmiał się Draco.
- Nie śmiej się, tylko w tej chwili, razem z panną Nott, macie go przyrządzić i powiedzieć nam o rezultacie - zagrzmiał i wskazał palcem na mały gabinet magiczny, mieszczący się pod klatką schodową.
Blondyn niechętnie wstał i wepchnął książkę pod pachę. Lia dołączyła do niego i w śmiertelnej ciszy, udali się w wskazanym kierunku przez Lucjusza.
Malfoy podążył na Rosier i choć wiedział, że kobieta nie potrzebuje towarzystwa, to nie przewidziała, że właśnie Lucjusz może go potrzebować.


Lia ciskała wściekłe spojrzenia w Dracona. Nie mogła uwierzyć, że z całej tej sytuacji zrobił taki cyrk. Po pierwsze, sama nie wiedziała, dlaczego powiedział im, że jest w ciąży. Czuła, że musi przerwać te bezsensowne rozmowy na temat, kto co robi i kto kogo nakrył w niezręcznej sytuacji.
- Wiesz jak to przyrządzić? - zapytała, próbując zapomnieć o śniadaniu. Teraz, dziękując w głowie Lucjuszowi Malfoyowi, musieli przygotować ten eliksir i dowiedzieć się prawdy.
- Owszem - odparła beznamiętnie, a Camelia zrobiła pytająca minę. Malfoy kontynuował - Kilka razy robiłem go z matką, kiedy ona… - przerwał, czując, że to nienajlepsza pora wspominać o Narcyzie.
Nastała cisza. Młody Malfoy z niewielkiej szafy wyciągnął kilka, prostych składników, po czym wrzucił wszystko do kociołka.
Lia pomogła mu mieszając wszystko różdżką.
- Potrzebuję odrobinę twojego… eee… - ciągnął, lecz zanim wyznał co ma na myśli, Nott zorientowała się i wymknęła do łazienki. Wróciła w ekspresowym tempie, głodna wiedzy na temat swojego stanu.
Kiedy Lia wlała do kociołka ostatni składnik, zacisnęła swoją dłoń na różdżce.
- Szary jeśli, wynik jest negatywny, a czerwony jeśli pozytywny - odpowiedział Draco. - Chociaż wynik negatywny może przybrać również barwę brązową - wytłumaczył.
- Pozytywny posiada inne barwy? - zapytała.
- Nie wiem, nigdy nie widziałem eliksiru z pozytywnym wynikiem - odparł, co było bardzo oczywiste, bo był jedynakiem.
Nagle obydwoje stanęli w ciszy, kiedy ciecz zaczęła powoli bulgotać i zmieniać kolor.
- Szary… lekko czarny, brązowy… czerwony - komentowała Lia i nagle stanęła w szoku, kiedy ciecz przybrała jednolitą barwę.


Marietta wyszła na dwór, chcąc pooddychać trochę zimnym i mroźnym powietrzem. W jadalni czuła się słabo, a z każdą kolejną rewelacją, odpływała i nabierała mniej powietrze do płuc. Założyła kozaki i płaszcz, po czym wyszła, oddalając się od drewnianego domku.
- Marietto - odrzekł Lucjusz, próbując zatrzymać kobietę w tym miejscu, w którym stała.
Rosier nie miała ochotę na pogawędkę, ale nie chciała się z nim kłócić.
- Nie potrafię być na nią zła, choć powinnam - wyznała. - Jeśli oni się kochają… Lepiej mieć dziecko w wieku 18 lat, niż nie móc go mieć przez całe życie - wytłumaczyła, oddalając się od Malfoya.
Znowu bolał ją fakt, że straciła już trójkę dzieci, a jedno z mężczyzną, którego kochała przez całe życie. Lucjusz kiwnął głową, z jednej strony zgadzał się z nią, lecz z drugiej… nie wyobrażał sobie zostać dziadkiem.
Owinął ramiona wokół Marietty i przyłożył usta do jej ucha.
- Wiem - szepnął, ale Rosier od razu miała na to odpowiedź.
- Powinnam być zła, lecz nie jestem… - wtuliła się w jego pierś. - Lucjuszu… - zaczęła ostrożnie i czule.
- Tak, kochanie? - zapytał, wprawiając Mariettę w osłupienie. Nie mogła się przyzwyczaić, do takiego Malfoya, nie po tym co słyszała o nim przez całe życie i widziała dzisiaj na śniadaniu. Poniekąd wiedziała, że chciał pokazać jej inne oblicze, inne niż te zaprezentowane w jadalni.
Kobieta przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Jestem zazdrosna - wyszeptała, unikając jego wzroku.






Weny Ola!
I Kasiu znowu mam apel do Ciebie. Wiem, że byłaś zmęczona i pełna wrażeń. Nowa szkoła, pierwszy weekend, nowi koledzy, nauka, spotkanie z koleżanką. Ale kiedy nie jesteś w stanie i nie czujesz się na siłach możesz oddać kolejkę.
Ponownie jak to juz było wcześniej, jest parę nieścisłości, które rzutują na dalsze części rozdziału, a to bardzo ważne.
Zastanawiam się w czym jest problem. Czy my źle piszemy rozdziały, czy za bardzo piszemy nie zrozumiale?
Więc tak, zacznę od pierwszej rzeczy, że technicznie Lia i Draco nie wiedzą czy wpadli, czy nie. Martwili się tylko o to, że się nie zabezpieczyli, bo wiesz wiedza o ciąży raptem kilka godzin po stosunku jest niemożliwa.
I wgl wystąpienie Lii, ona była zdruzgotana... no ale.. Mniejsza o to xD
Po drugie Lucjusz i Marietta... technicznie z własnej woli i chęci nie całowali się, prócz ich pocieszanego kochania 9 gdzie to nastąpiło) i pocałunku Lucjusza, którego Marietta nie chciała. Także.... wiesz, to jednak rzutuje na dalsze części i losy tej pary... Oni się tylko dotykali, poznając swoje ciało i reakcje na drugą osobę.. a przypadkiem to zobaczył Draco Very Happy
Dzięki za wyrozumiałość, bo wiesz... zastanawiam się, czy piszemy jakoś mega zagadkowo, czy problem tkwi w czymś innym Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 10:58, 04 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 18:06, 04 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz nie wiedział jak zareagować na słowa kobiety. Wiedział dlaczego jest zazdrosna, jednak nawet on, nie mógł sprawić, że jej marzenie się spełni. Choć pragnął tego niemalże tak mocno jak ona.
- To nieuczciwe, że ja nie doczekałam się własnego potomstwa, a oni przez własną… - zaczęła, ale mężczyzna przyłożył jej palce do ust.
- Jeśli chcesz możemy… - powiedział, ale tym razem to Marietta mu przerwała i zaśmiała się gorzko, odsuwając się od niego. Odwróciła się do niego tyłem i zrobiła kilka kroków w przód.
- To nie tak, że nie chcę – powiedziała – bo chcę, ale boję się, że po raz kolejny poronię – wyszeptała, ścierając łzy spływające po jej twarzy. Na nowo rozdrapywała zabliźnione rany. Mężczyzna podszedł do niej i przyciągnął do siebie.
- Poza tym słyszałeś lekarza – mruknęła. – Mam niewielkie szanse na zajście w ciążę – głos miała cichy i słaby. Czuła, że pozwala Malfoyowi wejść w jej uczucia. Miała nadzieję, że dzięki temu lepiej ją zrozumie. Lucjusz skinął głową, zastanawiając się jak może podnieść na duchu kobietę, a poza tym jego myśli zajmowała sprawa jego dziecka i problemów jakie mógł sobie narobić. Wiedział, że czeka ich poważna rozmowa.
- Co się stało między nimi w szóstej klasie? – zapytała nagle Marietta, pragnąc zmienić temat. Blondyn zawahał się i westchnął po czym powiedział:
- Lia zapewne wszystko ci powie – przerwał na chwilę, śmiejąc z niezadowolonej miny kobiety. – Powinniśmy wracać, jeśli dobrze uwarzyli eliksir już wiedzą na czym stoją.
Pocałował ją niespodziewanie, po czym wsunął dłoń w jej rękę i pociągną w stronę domku.

Dziewczyna obserwowała kociołek, starając się miarowo oddychać. Przez chwilę, kiedy eliksir przybrał czerwony kolor, czuła, że grunt usuwa jej się spod stóp. Przymknęła powieki i cofnęła się o krok.
- Powiedz mi kiedy już się wyklaruje – szepnęła słabo, mając nadzieję, że to nie był ostateczny wynik. Chłopak skinął głową, ale ona tego nie widziała.
Minęła kilka minut zanim na twarzy chłopaka pojawił się delikatny uśmiech.
- Będziesz musiała zostać moją żoną – mruknął, a dziewczyna zacisnęła mocniej oczy.
- Czyli tak? – wyszeptała.
- Nie, nie wpadliśmy jeśli o to ci chodzi – zaśmiał się, a Lia otworzyła oczy i szybko zerknęła do kociołka. Eliksir miał siwoszary kolor. Odetchnęła i promiennie uśmiechnęła się do chłopaka.
- To były oświadczyny? – westchnęła, stając naprzeciwko chłopaka. Miała ochotę rzucić mu się na szyję i tylko zdrowy rozsądek ją od tego powstrzymywał.
- To było stwierdzenie faktów – powiedział i sam przyciągnął do siebie dziewczynę, delikatnie ją przytulając. Lia ułożyła swoją głowę na jego ramieniu, rozkoszując się myślą, że niepotrzebnie się denerwowała.
- Przecież to oczywiste – żachnęła się, a kiedy chwilę później uświadomiła sobie, co powiedziała, wyplatała się z objęć chłopaka i przyłożyła dłoń do ust, czując, że czerwienią jej się policzki. – Ja…
Chłopak zaśmiał się ujmując jej podbródek i muskając ustami jej wargi.
- Już chyba oficjalnie jesteśmy parą – wymruczał. – Więc fakt moich oświadczyn to kwestia czasu.
Wiedział, że teraz kiedy już ich opiekunowie wiedzieli co się między nimi działo, oni nie powinni tego zatajać przed sobą. Może nie mogli tego nazwać jeszcze miłością, ale przecież mieli jeszcze mnóstwo czasu przed sobą by stwierdzić, że się kochają. Lia milczała, była zaszokowana takim wyznaniem Dracona.
- Teraz jednak musimy powiedzieć, że to był fałszywy alarm – powiedział, a Nott głośno przełknęła ślinę.


Kobieta wciągnęła powietrze, na chwilę zamierając w bezruchu.
- Łżesz – rzuciła. Narcyza zaśmiała się i pogładziła rudą po włosach.
- Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu – zaczęła mówić Malfoy, chodząc dookoła Greengras – I jakieś cztery tygodnie później zaproponował mi przysięgę – zachichotała. – Wyborny pomysł! – zawołała, oblizując wargi.
Lily zacisnęła dłonie w pięści.
- Zanim się spotkaliśmy? – wyszeptała.
- Nie – zaprzeczyła szybko. – Mówił o zaręczynach i tak dalej, i tak dalej – kobieta westchnęła teatralnie.
Ruda stała w szoku, choć nie chciała wierzyć w żadne słowo kobiety, wszystko układało się w dość logiczną całość. Mężczyzna nie chciał jej się oświadczyć, zrobił to niejako pod jej naciskiem, kiedy zarzuciła mu, że zmarnowała przez niego całe swoje życie. A później? Początkowo chciał ślubu, ale z biegiem czasu starał się ją odsunąć od tego pomysłu, mówiąc, że przecież obiecał jej swoją miłość.
- Widzisz, że nie kłamię? – zapytała miło Narcyza. Zaśmiała się ironicznie, by po chwili stanąć twarzą w twarz z Lily.
- Dlaczego miałabym w ogóle kłamać? – zapytała, nie sądząc, że doczeka się odpowiedzi.
- Dlatego, że chcesz wszystko zniszczyć – mruknęła Greengras, szukając na swoim palcu pierścionka. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że oddała go mężczyźnie.
- Nie chcę niszczyć wszystkich – zachichotała. – Interesuje mnie zdobycie władzy, a do tego potrzebuję… - zatrzymała się. – Ach… za dużo chcę ci powiedzieć.
- Chcesz! Nie obchodzą cię inni! – warknęła Lily, nie wiedząc właściwie dlaczego to mówi.
- Och Lily – westchnęła, gładząc kobietę po policzku – Obchodzi mnie szczęście mojego dziecka, tylko nie koniecznie u boku tej dziewczyny – powiedziała cicho, zastanawiając się co się dzieje z jej jedynakiem. Kochała swojego syna i rozłąka z nim kosztowała ja najwięcej.
- Nott? – warknęła Greengras, wywracając oczami. Z całego serca nie lubiła tej dziewczyny i cieszyła się, że ktoś dzieli to uczucie.
- Owszem – zamruczała Narcyza, ciągnąć Lily w stronę budynku.

Młodzi zakładali już na siebie kurtki, kiedy do domu weszli ich opiekunowie. Przez krótką chwilę Draco mierzył się wzrokiem z ojcem, a Lia unikała spojrzenia siostry. Wiedziała, że nie ominie zapowiedzianej rozmowy, a sama myśl o tym, że będzie musiała przyznać się do jakiego stanu doprowadzili się w szkole, sprawiała, że czuła jak żołądek podchodzi jej do gardła.
- Chodźmy do jadalni – zarządził pan domu, wskazując ręka odpowiednie drzwi. Pierwsza do pomieszczenia weszła Rosier i usiadła na swoim poprzednim miejscu, kazała przynieść herbatę. Miała cichą nadzieję, że ta rozmowa odbędzie się w bardziej pokojowych nastrojach. Lia usiadła naprzeciwko niej i uśmiechnęła się nieśmiało w jej stronę. Draco zasiadł przed swoim ojcem. Był na niego wściekły, że nie traktował go jako równego sobie, choć przez tyle czasu tak właśnie było.
- Mam nadzieję, że już uwarzyliście eliksir – rzucił chłodno, sprawiał wrażenie bezwzględnego ojca – tyrana, którym w rzeczywistości był tylko w ekstremalnych sytuacjach, takich jak ta.
- Owszem – powiedział młody Malfoy i zerknął na dziewczynę. Camelia czuła na sobie palący wzrok Rosier.
- Jaki wynik? – zapytała kobieta, a w jej głosie było słychać nutę zazdrości. Lia zerknęła na nią i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Fałszywy alarm – szepnęła. Marietta zerknęła na Lucjusza i szepnęła coś do niego, ale dzieci tego nie usłyszały. Malfoyowi ulżyło, ale wiedział, że nie może teraz pokazać tego po sobie, mieli możliwość naciśnięcia na młodych, tak by zniechęcić ich do kolejnych zabaw przed ślubem.
- Dobrze – powiedział, upijając łyk ze swojej filiżanki. – Mam nadzieję, że po raz kolejny nie dojdzie do takiej sytuacji – warknął, wiedząc, że tylko mocnym tonem może coś na nich wymóc. Lia skinęła delikatnie głową, ale Draco prychnął tylko. Nie chciał żeby ojciec wtrącał się w to co działo się między nim i Camelią.
- Coś ci nie pasuje? – zapytał Lucjusz, a Nott skuliła się słysząc jego ton.
- Lucjuszu – westchnęła Rosier, chcąc przerwać tą rozmowę. – Pozwolisz, że zabiorę Lię. Musimy porozmawiać.
- Upieraj się Draco, idziemy na spacer – warknął ojciec chłopaka i wskazał mu drzwi.
Kilka minut później Lia siedziała obok Marietty, czekając na jej pierwsze pytanie.


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Nie 20:01, 04 Wrz 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 19:22, 05 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia siedziała na kanapie maksymalnie osunięta od Rosier, by przez przypadek jej nie dotknąć. To nie tak, że bała się jej, ale wiedziała, że nie była z nią szczera i przez prawie dwa lata ukrywała prawdę o jej nocy spędzonej z Malfoyem. Nie to było najgorsze, najbardziej wstydliwym faktem dla dziewczyny było to, że była wtedy pijana i poniekąd sama się do tego przyczyniła, nie panując nad spożywaną ilością alkoholu.
- Teraz, możesz mi opowiedzieć o szóstej klasie. Lucjusz stwie… - zawahała się Marietta, czując, że to nie odpowiednie sformułowanie w obecności Lii. - Pan Malfoy powiedział tylko, że sama mi dobrze o tym opowiesz, więc słucham - odparł w końcu dyskretnie przygryzając wargę i ciesząc się, że swoją formułę już wygłosiła.
- Dlaczego tak długo ukrawaliście przed nami, że jesteście razem? - odbiła piłeczkę, mając jeszcze nadzieję, że rozmowa przejdzie na inne tory. Nott pomyliła się, ponieważ zaraz po jej odpowiedzi, Marietta się skrzywiła i cicho warknęła.
- Szósta klasa… To było dość dawno - owijała zestresowana dziewczyna. Na początku chciała powiedzieć prawdę, ale wiedziała, że jest na spalonej pozycji. Źle zaczęła ten dzień i zdawała sobie sprawę, że źle go skończy, choć nadzieja na inny przebieg wydarzeń, kwitła w niej z minuty na minutę.
- Camelio, nie mam czasu. Mam jeszcze inne sprawy do załatwienia dzisiejszego dnia - skłamała dobrze wiedząc, że ma innych planów. Potrzebowała oderwać się od tej przytłaczającej ją na co dzień rzeczywistości i porozmawiać z Lucjuszem.
- Pod koniec roku w szóstej klasie, wygraliśmy puchar domów. Kiedy dyrektor ogłosił zwycięstwo poszliśmy wszyscy świętować na dormitorium, a że należeliśmy już do najstarszych pozwoliliśmy sobie… Przedłużyć przyjęcie o kilka godzin i urozmaicić je kilkoma trunkami - wytłumaczyła pośpiesznie, poganiana przez swoją ciotkę.
Rosier uniosła brew do góry i machnęła teatralnie ręką pozwalając dziewczynie kontynuować.
- Wypiłam troszkę za dużo, a Draco… Mi w tym pomógł i obudziłam się w jego pokoju - mruknęła skracając przebieg poszczególnych wydarzeń. - Naga - szepnęła naprowadzając ciotkę na ostateczny kurs rozumowania.
- Czyli w wielkim skrócie, upiłaś się i wylądowaliście w łóżku Dracona? - zapytała dla większej pewności. Lia skinęła głową czując swoje piekące i czerwone policzki.
- Chciałam ci powiedzieć, ale potem… Było mi wstyd i Draco… Przepraszam - wykrztusiła w końcu biorąc głęboki wdech.
Marietta chwyciła dłoń Camelii i uścisnęła ją mocno, jakby współczuła jej tego desperackiego ruchu w szóstej klasie. Następnie Rosier pocałowała siostrę w policzek i szepnęła kilka słów pocieszenia.
- Zawiodłaś mnie, wychowałam cię inaczej… Nie rozumiem jak mogłaś dać się wciągnąć w grę Malfoya - warknęła jakby nagle zmieniła zdanie. Lia przykurczyła nogi i oparła brodę o kolana.
- Ja naprawdę…
- Dosyć - syknęła. - Mam dosyć rozmawiania o twoich problemach z Draconem - oznajmiła ostro. W jej umyśle toczyła się bitwa, a ona musiała dowiadywać się o nocach Lii, kiedy jeszcze była dzieckiem!
- To już nigdy… Naprawdę - usprawiedliwiała się Nott, a Rosier otworzyła usta w szoku.
- Czy Lucjusz Malfoy wiedział o tym wszystkim od początku? - zapytała Marietta.
Camelia zamyśliła się i pokiwała szybko głową. Doskonale pamiętała wzrok Malfoya i jego ojca, kiedy kupowała podręczniki na pokątnej podczas wakacji, po tym incydencie.
- Zostań tu i poczekaj na mnie. Teraz, muszę porozmawiać z kimś odpowiednim - krzyknęła, wybiegając w poszukiwaniu Lucjusza. Nie mogła uwierzyć, że jako ojciec drugiego dziecka, które zachowało się tak bezczelnie, nie powiadomił ją o tym. A nawet później, kiedy mieli „zaaranżować” ich związek, znowu nie puścił pary z ust. Musiała zrobić z tym porządek.



Lucjusz powrócił na zimne podwórko, lecz tym razem ze swoim synem. Młodszy Malfoy spacerował obok swojego ojca i zastanawiał się, co tym razem wymyśli wielki Lucjusz Malfoy.
- To było ostatni raz! - syknął nagle straszy, nie patrząc na syna.
Draco zaśmiał się pod nosem, na początku nie zdając sobie sprawę ze słów ojca. Następnie zatoczył koło i stanął w miejscu.
- Ostatni raz? Ojcze, nie rozumiem - odparł wstydząc się ze swojego niezrozumienia
Lucjusz uśmiechnął się radośnie. Rzucił swoje włosy na plecy ogarniając je tym samym z twarzy, po czym położył swoje dłonie na ramionach Dracona.
- To był ostatni raz przed waszych ślubem, jeśli dowiem się o kolejnym incydencie… - warknął oschle. - Będę skory, nawet cię wydziedziczyć - rzucił, bardziej w obawie, że Draco się wystraszy, niż w prawdziwym zamyśle.
Młodszy Malfoy przełknął ślinę czują wyraźną i kłująca gulę w gardle. Nie lubił kiedy ojciec groził mu wydziedziczeniem z całego majątku i rodziny.
- Obiecuję - dopowiedział szybko, snując swoje mroczne plany w głowie. Nie wiedział jak ojciec, ale on nie zamierzał się poddawać. Dopiero teraz kiedy on i Lia, doszli do porozumienia i poznania swoich uczuć, mieliby zrezygnować z jednej z form przyjemności, kiedy…
- Patrz na mnie! - krzyknął Lucjusz, przerywając rozważania syna. - Jeśli dotkniesz Lię w sposób niegodny przed ślubem, wiesz co cię czeka - syknął.
- A jeśli ona mnie dotknie? - zapytał ironicznie Draco doskonale znając swoją dziewczynę.
- Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Pani Rosier jest kompetentną i mądra osobą, więc przekaże Lii nasze zamierzenia względem was - wytłumaczył zimno masując w miedzy czasie swoje ramiona. Na dworze temperatura spadła o kilkadziesiąt stopni poniżej zera.
- Po cóż te formalności? - zapiał młodzieniec tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z myśli ojca.
- Dla waszego dobra - żachnął się, nie mając ochoty rozmawiać z synem o swoim życiu. Draco na jego minę lekko się zaśmiał i klepnął ojca w plecy.
- Matka zawsze będzie dla mnie najważniejsza, pomimo swojej… I zawsze będę ją widział przy twoim boku, ale skoro to już nie nastąpi… Naprawdę nie obchodzi mnie z kim śpisz dzisiaj, a z kim będziesz spał jutro - rzucił na luzie, czym kompletnie zaskoczył Lucjusza Malfoya.
Pan domu, po rannym incydencie uznał swojego syna na idiotę, który po nocy spędzonej z kobietą (gdzie zapomniał o zabezpieczeniu!) potrafił się jeszcze kłócić o swoje racje dojrzałego człowieka. Teraz w obliczu słów syna, mógł przyznać, że wychował Dracona na przyzwoitego kawalera, gotowego do samodzielnego i rodzinnego życia.
-Z kim śpię dzisiaj, a z kim jutro? - zaśmiał się starszy, czując, że syn wprowadził go w niezły nastrój.
Draco roześmiał się na głos.
- Tylko nie przy mnie, a wszystko będzie w porządku - zaznaczył krzywiąc się na wspomnienie ranka.
Lucjusz kiwnął głową na znak, że stuprocentowo zgadza się z synem. Draco na początku się wahał, a potem podszedł i objął swojego ojca w męskim geście.
- Chyba masz kłopoty - szepnął Draco widząc Mariettę zmierzającą w ich kierunku. Odsunął się od ojca i czym prędzej pomknął w stronę domku. Wiedział, że dostał od losu szansę, kiedy może pobyć przez chwilę, sama na sam z Lią.


Lily uważnie się rozglądała stąpając po miękkiej ziemi idąc za Narcyzą. Kobieta histerycznie wymachiwała swoimi rękoma gestykulując przy każdym zdaniu, jakby znalazła sobie przyjaciółkę do plotek.
- Ona jest ci potrzebna? - zapytała po minucie ciszy Greegrass czując, że pani Malfoy od bardzo dawno nie mogła na nikogo liczyć, dlatego nie rozmawiała z nikim szczerze.
- Bardzo, tylko głowa w tym mojego syna, żeby została w naszej rodzinie - wyszeptała, odsłaniając kilka krzewów i pokazując Lily budowlę na sobą.
- Rodzinie?
Lily czuła siłę, rozmawiając z Narcyzą na równym poziomie. Kobieta jakby zmalała swoim statusem i traktowała Greegrass jak równą sobą.
- Potrzebuję kobiety takiej jak ja, z nazwiskiem Malfoyów, a dopełnię jego wolę - syknęła, kłaniając się nisko przed wielkim portretem Voldemorta znajdującym się nad głównym wejściem do wielkiej świątyni.
- Czy ona… - zaczęła Lily, ale w tej chwili Narcyza nie była już jej przyjaciółką.
Blondynka rzuciła kilka czarów na Greegrass i kazała się skłonić aż po same kostki. Następnie sama wykonała skłony jeszcze kilka razy i pociągnęła rudą za włosy ściągając ją do jakiegoś ciemnego pomieszczenia bez portretów.
- Milcz, przy jego portretach! - syknęła Malfoy wbijając swoje zęby w jej szyję. Lily starała się nie oddychać, żeby nie czuć bólu, lecz z powodu jej bliskości łapała powietrze jak oszalała.
- Gdzie my jesteśmy? - zamruczała zdyszana Lily i próbowała dopatrzeć się czegoś w ciemności.
Narcyza wywróciła oczyma i zapaliła wszystkie świece w pomieszczeniu. Okręciła się wokół własnej osi.
- Świątynia i ołtarze Czarnego Pana, a obecnie mój dom - szepnęła machając różdżką w stronę fortepianu, który zaczął grać piękną melodię. - Whisky, wino, czy piwo? - zapytała Narcyza z nonszalancją wskazując Lily miejsce koło siebie. Musiała o czymś porozmawiać, lecz Greegrass nie miała pojęcia o czym.




Weeeny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 19:37, 05 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 19:11, 06 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta szybkim krokiem zmierzała w stronę mężczyzny, w drodze naciągała na siebie zimowy płaszcz. Policzki miała zaróżowione ze złości, a w myślach przeklinała Malfoya, za to, że nic nie powiedział jej o tym zdarzeniu. Kontem oka zauważyła, jak Draco wchodzi do domu, jednak teraz nie przejmowała się tym.
- Ty! – warknęła, podchodząc do mężczyzny i wbijając palec w jego klatkę piersiową. – Jak śmiałeś!
Lucjusz spojrzał na nią nie wiedząc o co chodzi kobiecie.
- Co się stało? – zapytał uśmiechając się przyjemnie. Rosier prychnęła i ponownie wbiła palec w jego pierś.
- Wiedziałeś o tym, co zaszło między nimi w szkole – rzuciła, czując, że dawno nie była aż tak zdenerwowana. – Przecież wtedy byli jeszcze dziećmi, Lucjuszu – warknęła. Nie mogła pojąć, dlaczego mężczyzna nie powiedział jej o tym, kiedy tylko dowiedział się o zaistniałej sytuacji. Malfoy westchnął ciężko.
- Skoro byli na tyle dorośli by się upić, muszą ponosić konsekwencje tego zachowania – powiedział.
- Wyobrażasz sobie, co by było gdyby Lia zaszła w ciąże w wieku szesnastu lat, a ojcem byłby twój syn? – krzyknęła, ciskając wściekłymi spojrzeniami w jego stronę.
- Na szczęście alkohol jest doskonałym środkiem antykoncepcyjnym – stwierdził cicho, a Marietta prychnęła.
- Byli jeszcze dziećmi – powtórzyła z uporem, chcąc naprowadzić mężczyznę na jej tok rozumowania. – Draco ją upił!
Lucjusz patrzył jej w oczy wiedząc, że tylko tak nie pokaże jej, jak wstyd jest mu za to co zrobił jego syn.
- Mogła nie pić z nim – powiedział oschle. Nie chciał się kłócić z kobietą, teraz kiedy między nimi wszystko zaczęło się wyjaśniać, ale ona sama sprowokowała tę rozmowę.
Marietta zamilkła na chwilę zastanawiając się, jak może dalej poprowadzić tę konwersację, tak by pokazać Malfoyowi jego błąd.
- Powinieneś powiedzieć mi o tym, kiedy tylko się dowiedziałeś – mruknęła, powoli uspokajając się.
- Draco prosił o dyskrecję – powiedział, mając nadzieję, że to wytłumaczy jego postępowanie. – Myślałem, że Lia powiedziała ci o tym, zorientowałem się dzisiaj, że nie zrobiła tego, kiedy wyszła sprawa z tym co zaszło między nimi teraz – dokończył swoją myśl.
- Mimo wszystko powinieneś mi to powiedzieć! Mieliśmy ich wyswatać i w tych okolicznościach, ty nadal trzymałeś buzię na kłódkę – rzuciła, odgarniając włosy z twarzy. – Poza tym skąd twój syn wziął alkohol w szkole? – zapytała, zastanawiając się skąd tak młodzi ludzie zdobyli napoje procentowe i to w Hogwarcie. Lucjusz zamyślił się, właściwie nigdy o to nie pytał syna. Prawdę mówiąc jedyną rozmową jaką odbyli na ten temat, była ta dwa lata temu.
- Dobre pytanie – żachnął się, przyciągając do siebie kobieta. Marietta chciała mu się wyrwać, ale jego silne ramiona nie pozwoliły jej na to.
- Nie obwiniaj mnie za błędy mojego syna – wyszeptał jej do ucha.

Kiedy tylko Draco odszedł od ojca i minął Mariettę unikając jej oskarżycielskiego wzroku, wślizgnął się do domku. Przez chwilę nie wiedział gdzie mogła zostać dziewczyna, lecz po chwili usłyszał jej głos w salonie.
- Cześć – powiedział wchodząc do pomieszczenia. Lia siedziała na kanapie, a głowę opierała na podkulonych kolanach. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się.
- I jak? – wyszeptała. Nadal przeżywała rozmowę z siostrą. Chłopak usiadł obok niej i objął ją ramieniem, Camelia wtuliła się w niego.
- To był ostatni raz przed waszym ślubem, jeśli dowiem się o kolejnym incydencie, jestem skory nawet cię wydziedziczyć – zacytował, idealnie naśladując głos swojego ojca. Lia skinęła głową i westchnęła cicho. Draco pocałował jej skroń, ściskając mocno jej rękę. Z ich dwójki to on był bardziej odporny na stres, poza tym jego ojciec był już niejako wprawiony w rozmowy z nim na ten temat, a Rosier? Był pewny, że to ich pierwsza rozmowa w tym temacie.
- Nie tak źle – mruknęła – Ciotka była wściekła, kiedy dowiedziała się, że twój ojciec wiedział o tym od początku i nie powiedział jej – rzuciła, uśmiechając się na widok ich splecionych dłoni. Chłopak skinął głową i przerzucił ręką nogi dziewczyny na swoje kolana. Dłonią kreślił kółka na jej udach. Kiedy byli sami, a dorośli zajmowali się sobą, mogli pozwolić sobie na takie zachowanie.
- Draco – mruknęła dziewczyna – mogą zaraz wrócić – szepnęła. Nie chciała mieć kolejnych problemów. Malfoy wskazał na okno i powiedział cicho:
- Nie wrócą tak szybko – zaśmiał się. – O Boże, nie wytrzymam do ślubu – wyszeptał. Lia zaśmiała się, nie wiedziała, jak to zrobił, ale całkowicie odciągnął jej myśli od upokarzającej rozmowy.
- Erotoman – zaśmiała się, biorąc między palce kołnierzyk jego koszuli.
- Tylko przy tobie – wyszeptał. Zamierzał wykorzystać ten czas maksymalnie.
- Nie myśl o tym, Draco – powiedziała poważnie, wiedząc, że nie może nic poważnego między nimi zajść teraz. Chciała jeszcze coś dodać, ale chłopak nachylił się nad nią i pocałował ją namiętnie.
- Wyjdź za mnie – wyszeptał jej do ucha. – Teraz, zaraz, natychmiast.
Lia zawahała się. Owszem wizja wstrzymywania się z czułościami do ślubu, była dla niej ciężka do wyobrażenia, zwłaszcza teraz, kiedy wiedzieli na czym stoją i poznali siebie. Ale ślub w tak młodym wieku, również ją przerażał. Nie widziała się w roli gospodyni, a tym bardziej matki i żony.
- Nie wiesz co mówisz – mruknęła smętnie, jeśli tym razem on był narwany, jej pozostawała rola tej odpowiedzialnej.
- Wiem – powiedział, składając na jej szyi pocałunki. Dziewczyna jęknęła, choć w myślach beształa się za to.
- Draco – mruknęła, napierając ręką na pierś chłopaka. Miała nadzieję, że dzięki temu się opamięta. Lucjusz i Marietta, nie mogli ich spotkać w takiej dwuznacznej pozycji.
- Mam nadzieję, że to nie jest dotyk niegodny przed ślubem – zaśmiał się chłopak i ponownie pocałował dziewczynę.


Lily czuła, ze dreszcze przechodzi jej po plecach. Pomieszczenie idealnie wpasowywało się w upiorny klimat. Świece, były jedynymi źródłami światła, oświetlając czerwone ściany pomieszczenia.
- Whisky, wino czy piwo? – Narcyza ponowiła swoje pytanie. Greengras zerknęła na nią.
- Przepraszam, zamyśliłam się – szepnęła zawstydzona. – Może być wino.
Kobieta przez chwilę chciała poprosić o whisky, ale później przypomniała sobie, że już wcześniej wypiła lampkę wina, a mieszanie alkoholi było w jej sytuacji niebezpieczne.
Malfoy podeszła do stolika i nalała do dwóch wysokich kieliszków szkarłatny trunek i jeden z nich podała swojej towarzyszce.
- Nott jest kimś wartościowym? – Lily pragnęła dowiedzieć się, dlaczego Narcyzie aż tak bardzo zależy by dziewczyna stała się członkiem jej rodziny.
- Wartościowym? – zaśmiała się, upijając łyk wina. – Jest równie wartościowa, co niebezpieczna.
- Nie rozumiem – wyszeptała zawstydzona ruda. Nie wiedziała o czym mówi Narcyza.
- Jest potomkiem Morgany Le Fay – szepnęła podniecona kobieta, przysuwając się do Lily. – Obłędnie czysta krew i niesamowite pokłady mocy. Wyobraź sobie ile można zawalczyć mając ją u boku!
- Nie możliwe – żachnęła się kobieta, doskonale znała historię Morgany i wiedziała, że jej przodkowie wymarli wieki temu.
- Też tak myślałam! Ale przez ostatnie miesiące, kiedy szukałam jej insygniów, spotkałam starą kobietę, twierdzącą, że jest jeszcze jedna kobieta, która jest jej potomkiem i kiedy podała mi nazwisko Nott, daleko szukać nie musiałam – zaśmiała się.
- Racja – przyznała Lily i wypiła do końca kieliszek. Miała wrażenie, że kobieta koniecznie musi z kimś porozmawiać i nawet to było miłe, że zwróciła się z tym do niej. Uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała za dolewkę wina.
- Dlatego mam nadzieję, że Draco przekona ją do mnie i zmusi żeby mi pomogła – powiedziała energicznie gestykulując. – Mogłabym tyle z nią zrobić… - westchnęła głęboko i opadła na fotel obok Lily.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Wto 20:45, 06 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 19:47, 07 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Kobieta zdziwiła się, ale i tym samym ucieszyła. Jego słowa spowodowały, że powoli zaczęła się uspokajać, a serce przestało walić jak oszalałe. Nie pogłębiła jego uścisku, a jedynie dała mu znać, że chce się od niego odsunąć.
- To się nie może udać - rzuciła zrezygnowana i rozejrzawszy się po okolicy, wróciła wzrokiem do Lucjusza.
- Co masz na myśli? - zapytał szybko, chwytając dłoń kobiety, tak by nie mogła odejść.
- Tak długo jak oni będę razem, a zamierzają się pobrać… My nie mamy szans - wytłumaczyła i pośpiesznie zamknęła oczy, by nie pozwolić mężczyźnie zobaczyć jej zaczerwienionych oczu z zimna.
- Nie mów tak - warknął automatycznie i ani śmiał słuchać dalszego powątpiewania kobiety.
- Lucjuszu popatrz na to okiem realisty - mówiła - kiedy oni się pokłócą i my będziemy się kłócić, kiedy oni będą mieli dość siebie i my będziemy mieli dość siebie, kiedy któreś z nich zwątpi i któreś z nas również zwątpi w tego drugiego - wyznała smutno, czując, że jest słowa są prawdą.
Malfoy skinął głową. Oblizał wargi i milczał, próbował w swoje głowie ułożyć słowa, które z jednej strony zgodzą się z Mariettą, a drugiej podważą jej zdanie.
- Posłuchaj, a kiedy oni będą się kochać? - zapytał retorycznie i kiedy Rosier odtworzyła usta, przytknął do nich swój palec. - I my będziemy się kochać - szepnął.
Kobieta podniosła wzrok i ścisnęła usta w cienką kreskę. Zaniemówiła, nie miała ochoty odpowiadać mężczyźnie, który wiele razy ratował ją z opresji. Była już za słaba, na kłócenie się z nim jak nastolatka.
- Nie lubię, kiedy rozmawiamy jak młodzież - odparła, krzywiąc się na samą myśl. Rosier była dojrzałą kobietą, bardzo dumną z tego faktu.
- Więc przestań zaczynać bezsensowne rozmowy - syknął zirytowany jej wypowiedzią.
Marietta prychnęła.
- Przestań! - krzyknęła, a jej głos przeniósł się echem po całej okolicy. - Przestań mówić! - warknęła i zadrżała na dźwięk swojego władczego tonu.
- Marietto, nie radziłbym… - zaczął, ale kobieta zdenerwowała się jego ruchem. Miała dość tej rozmowy, która przyprawiała ją o dreszcze.
- Przestań! - krzyknęła po raz kolejny i uderzyła pięścią w tors Malfoya.
- Czego chcesz? - zapytał zrezygnowany i właśnie miał zamiar wrócić do domku, zostawiając kobietę na zewnątrz.
- Zrób coś - prosiła błagalnym tonem i wplotła swoje dłonie w jego włosy. Z całej siły pociągnęła ręce w swoją stronę i kiedy Lucjusz cicho jęknął na jej brutalny gest, ona zmusiła go do pocałunku.
- Zrób coś sensownego, proszę - mruknęła, odrywając się od swojego towarzysza, który ciągnął ją w stronę domku.
- Sensownego? - zapytał, próbując się z nią drażnić.
- Kiedy oni się kochają - odrzekła i nabrała powietrza do ust. Następnie cicho jęknęła, kiedy usta Lucjusza dotknęły jej szyi, kontynuowała - i my się kochajmy - idealnie go zacytowała i uśmiechnęła się promiennie.


Lia toczyła wielką bitwę w swojej głowie. Wiele myśli kotłowało się i przekrzykiwało nawzajem, a ona sama próbowała wyciągnąć z tego jakiś większy sens. Właśnie wtedy kiedy Draco składał na jej szyi pocałunki, ona wmawiała sobie, że to nic takiego, że do niczego nie dojdzie. Następnie nadeszła chwila zwątpienia i kiedy już wiedziała, że zaraz mu się podda, odrywała się i krzyczała w myślach, że to zakazane.
- Oni zaraz wrócą - szepnęła Camelia energicznie wskazując na drzwi.
Draco zaśmiał się na jej słowa.
- Uwierz mi na słowo, że są bardziej zajęci od nas - westchnął z nutą sarkazmu i pogłaskał Lię po ramieniu.
Znał swojego ojca, a przede wszystkim opinię, jaką budował wokół siebie. Wiedział doskonale co sądzą o nim inny i co o nim mówią.
- Moja ciotka nie jest taka za jaką ją uważasz - wtrąciła, czując, że to jedyny sposób na odciągnięcie Dracona od jej ciała.
- Siostra - poprawił.
- Wiem, ale mnie wychowała i wolę mówić, że to moja ciotka - wytłumaczyła. - I wiedz, że nie rzuca się wszystkim na szyję, a skoro to tak wygląda… Musi być beznadziejnie zako…
- Nie, nie, nie… - powtarzał Malfoy i podniósł Nott z kanapy. - Nie będziemy rozmawiać co jest między nimi. A skoro są zajęci sobą, to my mamy czas dla siebie - wyznał, puszczając do dziewczyny perskie oko.
Lia pisnęła, kiedy Draco zaczął biec z nią po schodach.
- Nakryją nas! - krzyknęła spanikowana Lia, ale kiedy Draco postawił ją na nogi w jej sypialni, zaśmiał się gardłowo i palcem dotknął jej nosa.
- A kto powiedział, że będziemy robić coś nieprzyzwoitego? Ty, ty… mała erotomanko - rzucił, cytując słowa Lii.
- Więc jestem ciekawa co będziemy robić? - zapytała krzyżując swoje ręce na piersi i teatralnie tupiąc nogą czekając na jego odpowiedź.
- Dla ciebie, mógłbym tak stać i milczeć - wyznał i wiedział, że to kolejne wcielenie jego uczuciowości.
Lia zamyśliła się i wychyliła na korytarz. Kiedy zauważyła, że nikogo tam nie ma, delikatnie przymknęła drzwi opierając się o nie. Powolnym krokiem doszła do okna i spojrzała za nie. Spostrzegła Mariettę i Lucjusza w niecodziennej pozie, więc pospiesznie odwróciła wzrok i zarumieniona spojrzała na Malfoya.
- Chyba mamy czas - zaśmiała się, rzucając spojrzeniem za okno.
Draco pokiwał głową z niedowierzaniem i popatrzył w stronę okna. Następnie przeniósł się do dziewczyny i odpiął jej żakiet. Delikatnie go zdjął i powiesił na garderobie.
- Co ty robisz? - zapytała z wyrzutem, widząc powolne i wyrafinowane ruchy Dracona.
- Rozbieram cię nie pomijając zasad etykiety - odrzekł poważnie, po czym zrezygnował ze swojego zamierzenia i przeszedł do działania.


Kiedy Narcyza opadła na fotel bok Lily, Greegrass uśmiechnęła się do siebie, za takie towarzystwo. Jej stosunki z Severusem nie były najlepsze, a co przez to idzie, nie mogła z nikim porozmawiać. Jej najlepsza przyjaciółka zginęła podczas bitwy, co doprowadziło rudą do małej depresji.
- Uda ci się - odrzekła nagle Lily, czując, że wierzy w swoje słowa.
Malfoy zaśmiała się, wypijając kolejny kieliszek do dna.
- Nie bardzo rozumiem - skwitowała Narcyza, poprawiając swoje włosy i przysuwając się bliżej Lily. Od kilku minut obydwie kobiety szeptały.
- Wierzę, że powiedzie się twój plan - wytłumaczyła, a Malfoy zrobiła minę uznania. Pokiwała głową i przysunęła się jeszcze bliżej Greegrass. Kiedy jej ucho było przy jej ustach, dmuchnęła ciepłym powietrzem.
- To pochlebiające - szepnęła Narcyza, czując, że alkohol uderza jej do głowy.
Greengrass przesycona odwagą, wiara w siebie i podnieceniem, odwróciła swoją głowę i napotkała na swojej drodze usta Narcyzy.
Narcyza przez cały czas miała zamknięte oczy, kiedy mówiła, milczała, tak jakby wyobrażała sobie, że rozmawia z kimś innym.
Lily przez chwilę patrzyła na jej spokojną twarz i oparła głowę o oparcie. Westchnęła i sama zamknęła oczy, jakby próbowała pomyśleć w spokoju.
Nagle jej oaza została przerwana.
Narcyza energicznie nachyliła się nad kobietę i pocałowała ją czule, lecz gruntownie. Ruda odsunęła się od razu, ścierając ślad Narcyzy ze swoich ust.
- Jestem jak uschnięty kwiat - wyznała Malfoy, opadając na swój fotel z płaczem. - Bez wody, bez swojej miłości, bez perspektywy przyszłości - wyszeptała, a Lily patrzyła na nią uważnie.
Zdziwiła się jej gestem.
- Jak ja - zawtórowała Lily i sama przybliżyła się do Narcyzy.
Dwie osłabione i zrezygnowane kobiety rzuciły się na siebie, w potrzebie słodyczy i zaznania drugiej osoby. Narcyza starała się ukryć swoje cierpienie, ale kiedy obnażyła się przed Greegrass, nie mogła już cofnąć niczego, a kiedy doszło do jednego pocałunku, chciała kolejnego i jeszcze jednego. Lily natomiast chciała zapomnieć o Severusie, o jego wyznaniach i obietnicach, a tylko tak mogła sprawić, że jej pragnienia stały się prawdą.
Narcyza oderwała się od rudej i przyłożyła dłoń do ust.
- Lucjuszu - wyszeptała, zamykając oczy i ścierając łzy spływające po jej policzkach. Nadal kochała tego mężczyznę i wizja, że on kocha kogoś innego i jest szczęśliwy, przerażała ją z minuty na minutę.
Greegrass patrzyła na nią z zainteresowaniem. Całowała ją, ale nie myślała o Severusie. Próbowała o nim zapomnieć, dlatego bezgranicznie oddała siebie Narcyzie, która próbowała stłumić uczucie do Lucjusza.




Weeeny Ola Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 20:22, 07 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 19:57, 08 Wrz 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz uśmiechnął się słysząc słowa kobiety. W pierwszej chwili zamarł, myślał bowiem, że przesłyszał się, ale kiedy Marietta przyciągnęła go bliżej siebie, wiedział, że się nie przesłyszał.
Mężczyzna muskał ustami szyję Rosier, myśląc intensywnie nad miejscem, w które może ją zabrać. Rozpiął płaszcz i ułożył ręce na jej biodrach. Marietta zadrżała czując chłód bijący od dłoni mężczyzny. Blondyn zauważył to i zaprzestał pocałunków, patrząc jej prosto w twarz.
- Coś się stało, kochanie? – wyszeptał, a wraz ze słowami para unosiła się z jego ust. Kobieta zaśmiała się widząc to i pokręciła głową.
- Masz zimne ręce – wyjaśniła i uśmiechnęła się do towarzysza. Wiedziała, że zachowują się jak dzieci, chowając się po kontach ze swoimi czułościami. Tak jak młodzież, oni musieli poniekąd ukrywać się przed swoimi podopiecznymi.
- Przepraszam – zaśmiał się Lucjusz, ale kiedy chciał cofnąć ręce, kobieta nie pozwoliła mu na to.
Marietta zdawała sobie sprawę, że nie mogą pozwolić sobie na za dużo przy dzieciach. Kilka godzin temu zabronili im jakichkolwiek zbliżeń przed ślubem.
- O czym myślisz? – zapytał Lucjusz, widząc zamyśloną minę kobiety.
- Zamyśliłam się – mruknęła roztargniona, nie wiedząc co mówił do niej Malfoy.
- Wiem – powiedział, śmiejąc się z kobiety. Jej mina nagle stała się poważna, rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. – Pytałem się o czym myślałaś.
- Po prostu… - zaczęła, zastanawiając się czy jej słowa bardzo popsują atmosferę. Zamiast odpowiadać, musnęła usta mężczyzny, besztając się w myślach za tak szczeniacki ruch.
- Myślałam, że tutaj nie może do… - Lucjusz położył jej palec na ustach i pokiwał głową.
- Obiecuję, że jutro przeniesiemy się do jakiegoś większego domu – wyszeptał, nachylając się nad nią.
- Dobrze – odpowiedziała, głaszcząc jego policzek. Westchnęła cicho i wtuliła się w mężczyznę, chroniąc siebie przed zimnem. Zerknęła w stronę domu i chwilę później, przeklęła. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem.
- Okno sypialni Lii – wyjaśniła i wskazała w odpowiednią stronę.


Lia zerknęła na chłopaka, dziwiąc się jego spokojnym ruchom, tak nie podobnym do tych, które pokazał jej ubiegłej nocy, kiedy gwałtownie zrzucali z siebie ubrania.
Pisnęła cicho, kiedy poczuła, że chłopak popycha ją w stronę ściany. Draco ułożył ręce po obu stronach jej ciała. Pocałował ją czule. Zaśmiała się i wyszeptała, głosem drżącym z emocji:
- Nie będziemy robić nic nieprzyzwoitego? – powtórzyła jego słowa.
- To nie jest nieprzyzwoite – mruknął, nachylając się nad dziewczyną i rozpinając pierwsze guziki jej koszuli – Ale to już owszem.
Camelia mruknęła coś pod nosem, ale chłopak nie odróżnił poszczególnych słów.
- Jeśli oni mogą, to my też – wyjaśnił, a dziewczyna zarzuciła ręce na jego szyję. Nott kiwnęła głową i przytuliła się do niego, tak że ich ciała stykały się na prawie całej długości. Draco korzystając z bliskości, jaką wytworzyła dziewczyna, nachylił się i musnął ustami jej szyję. Lia jęknęła cicho, prosto do jego ucha. Chłopak uśmiechnął się, wiedział, że dziewczyna jest jego. Czuł się dziwnie, wiedząc, ze teraz to on prowadzi swoją grę przeciwko niej i choć miał ochotę by ciągnąć to dalej, podobał mu się fakt, że ponownie on wciągnął ją w swoją rozgrywkę.
Pocałował ją tak by, zabrakło jej tchu, a ręką gładził jej brzuch. Wiedział jak może doprowadzić ją do obłędu.
Jeszcze trochę, powtarzał w myślach. Jego gra trwała jeszcze kilkanaście minut, kiedy nagle odsunął się od Lii. Uśmiechnął się do niej ironicznie.
- Co się stało? – zapytała, zdziwiona jego zachowaniem. Zaśmiał się widząc jej zdezorientowaną minę. Choć wiedział, że nie powinien tego robić, nachylił się nad nią i ponownie pocałował.
- Masz za swoje kochanie – wyszeptał, dmuchając ciepłym powietrzem na jej szyję. Zaraz po tym wyszedł z pokoju, klnąc na siebie w myślach. Camelia usiadła na ziemi pod ścianą i skuliła się. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, chłopak przechytrzył ją. Straciła czujność, kiedy pozornie zaczęło się między nimi układać. Warknęła kilka niecenzuralnych słów, po czym podniosła się z ziemi i wybiegła z pokoju.


Lily przymknęła oczy, czując rękę kobiety na swoim udzie. Pisnęła nagle, czując, że stan upojenia alkoholowego, zaczyna ją opuszczać, a zaczynało do niej dochodzić co zrobiła. Wstała gwałtownie z fotela i odeszła od Narcyzy.
- Ja… Ty… My… - wyszeptała, czując napływ paniki. Przyłożyła dłoń do ust i rzucała przestraszone spojrzenia w stronę Malfoy. Blondynka zaśmiała się, widząc zachowanie kobiety.
- Och Lily, Lily – mruknęła, przeciągając się na fotelu. – Mężczyźni o wiele częściej zawodzą, niż kobiety – wzruszyła ramionami. – Severus złożył mi przysięgę, a Lucjusz zajmuje się Rosier – prychnęła, sięgając po swój kieliszek z winem i upiła ostatni łyk. Na chwile zamilkła po czym podjęła ponownie wątek.
- Poza tym nie wyglądałaś, jakby ci się nie podobało – zaśmiała się.
Greengras zaniemówiła.
- To nie ja – wyszeptała, zdziwiona, faktem, że… Narcyza miała rację. – To alkohol! – zawołała, mając wrażenie, że tłumaczy się jak nastolatek.
- Daj spokój, Lily – mruknęła, patrząc na nią spod przymkniętych powiek. – Nawet nie próbuj ponownie kłamać.
Kobieta zerknęła na nią nie rozumiejąc jej słów.
- Ach… zawsze wiedziała, że nie skupiałaś się na magii, wciągając opary eliksirów – oznajmiła. Ruda zamyśliła się i po chwili mruknęła.
- Cholerna oklumencja.
Kiedyś Severus próbował ją tego nauczyć, ale zrezygnowali po kilki lekcjach i kłótniach.
- Sto punktów dla tej pani – zawołała Malfoy, oblizując usta. Lily wywróciła oczami i wzięła kilka winogron z tacki. Usiadła na fotelu po przeciwnej stronie pomieszczenie, nie chcąc kusić losu. Zerknęła na Narcyzę, kiedy ta zauważyła, że chce jej coś powiedzieć.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Czw 21:02, 08 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 6 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare