Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 16:39, 15 Lut 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia zrobiła kilka kroków do przodu i stanęła przed klatką, w której znajdowali się Malfoyowie. Adele uśmiechnęła się szeroko i warknęła na Henry`ego Prince`a, który wszedł za dziewczyną do pomieszczenia.
- Zawrzyjmy umowę - powtórzyła Camelia, ale została zignorowana po raz kolejny.
Draco szeptał coś zawrzecie do Lii, ale dziewczyna nie chciała go słuchać. Lucjusz Malfoy przyglądał się wszystkiemu, ponieważ to było jedyne co mógł robić.
Kiedy Narcyza wycelowała różdżką w Adele, kraty gwałtownie się ruszyły i zmieniły objętość klatki, w której się znajdowali.
- Nie radzę - powtórzyła się kobieta i obeszła Camelię nie zwracając na nią większej uwagi.
Lucjusz chciał coś powiedzieć, ale w porę został uciszony przez swoją żonę. Draco pragnął coś zrobić, ale tak samo jak jego rodzice był uwieziony i skazany na łaskę Adele.
- Miałyśmy ten sam cel - odparła ostro Narcyza. Kobieta wiedziała, że nie może się poniżyć nawet w tak beznadziejnej sytuacji. Narcyza Malfoy nie miała zamiaru podlizywać się kobiecie, która śmiała zamknąć ją do klatki.
- Nadal go mamy, kochana - odparła ciszej Adele jakby chciała zwrócić uwagę na ostry ton Narcyzy.
Blondynka zagryzła zęby i warknęła. Lucjusz chwycił żonę za ręce i szepnął coś do ucha. Po jego słowach Adele wyprostowała się szybko i kopnęła w klatkę.
- Walcz ze mną! - krzyknęła Nott wiedząc, że odciągnie uwagę swojej matki.
Henry Prince chciał pomóc swojej córce, ale nie był w stanie. Adele odebrała mu różdżkę wiele lat temu. Henry nie widział jej na oczy i zapomniał jak wygląda. Od dawna mężczyzna był skazany na swoje siły. Czarodziej z potężnego rodu został oszukany i wrobiony w coś, co zniszczyło mu całe życie.
- Zniszczyłaś naszą rodzinę - ryknął Henry. - Począwszy od eliksiru miłości dla mojej kochanej siostry Eileen po wrobienie Marietty i mojej żony! - tłumaczył.
- Oj, wybacz, kochany - żachnęła się kobieta. - Ale to Eileen zdecydowała, że wyjdzie za tego Snape`a. Ja jej tylko troszeczkę pomogłam z tym eliksirem - rzuciła zalotnie trzepiąc rzęsami do Malfoyów.
- Jestem spokrewniona ze Snape`em? - zapytała oburzona Lia i podeszła do matki.
- Nie, moja droga. Nie byłabyś moją córką, gdyby płynęła w twoich żyłach brudna krew - warknęła z obrzydzeniem Adele.
- Adele - odparła Narcyza chcąc wszystko wytłumaczyć.
- Zamilcz! - krzyknęła kobieta. - Nazywam się… - mówiła i odetchnęła, jakby chciała zbudować napięcie - Devilla Le Fay!
Wszyscy zamilkli w jednej chwili. Draco wpatrywał się w Lię, która coś zawzięcie przekazywała mu w myślach. Lucjusz zanalizował w głowie wszystko to co mówił Henry i doszedł do wniosku, że dwadzieścia lat temu Marietta go nie okłamała, była załamaną, młoda kobietą, która została z dzieckiem.
- Wydam ci Rosier, ale wypuść nas - proponowała Narcyza, ale zanim Devilla jej odpowiedziała Lia pisnęła cicho. Draco popatrzył na swoją narzeczoną, a następnie na ojca. Oni wiedzieli czego chcąc.
- Nikt nie odda ci Rosier - wrzasnął Lucjusz Malfoy, a Draco dodał kilka słów do tego.
Henry był wdzięczny Malfoyowi za to, że wstawił się za córką. Natomiast nie wiedział dlaczego, Narcyza tak zawzięcie chce oddać Mariettę w ręce Le Fay.
- Lucjuszu - odparła pani Malfoy i odwróciła się w stronę męża. Ten próbował jej powiedzieć, że wytłumaczy jej wszystko potem, ale zanim zebrał się na konkretne słowa, Devilla po raz kolejny kopnęła w klatkę.
- Widzę, że mogę ufać tylko tobie - odrzekła i spojrzała na Narcyzę. Jednym ruchem ręki uwolniła kobietę z krat i pozwoliła jej stanąć obok siebie.
Nott nie chciała narażać się swojej teściowej, ale ponownie wycelowała różdżkę w matkę.
- Zawrzyjmy umowę, matko - odrzekła. - Ja zostanę z tobą, a ich wraz z Henrym puścisz wolno i pozwolisz im żyć - wyjaśniła Lia.
Draco od razu się sprzeciwił, ale Camelia zagłuszyła jego słowa. Nott nie chciała poświęcenia, ale wiedziała, że jedynie ona będzie miała szansę wygrać w walce z Le Fay.
- Opowiedziałeś jej już swoją historyjkę, starcze? - zaśmiała się Devilla, a Henry pokiwał twierdząco głową.
- Jest moim ojcem - zaczęła Lia, jakby próbowała zająć swoją matkę rozmową.
- On, moja droga, jest jedynie dawcą czystej krwi… I to ci powinno wystarczyć - warknęła.
Henry lekko się poruszył, ale wiedział, że nie może się odzywać. I tak za dużo już powiedział. Miał się nie wyróżniać i nie narażać, ponieważ już dawno temu Devilla zagroziła mu śmiercią.
- Nie jesteś moja matką - rzuciła odważnie Lia.
Na początku dziewczyna bała się ingerować w tą sprawę, ale wtedy przypomniała sobie co dała jej Rosier po jej osiemnastych urodzinach. Prócz pierścienia i medalionu, dostała również księgę Le Fay, w której było napisane, że każda kolejna potomkini jest silniejsza od jej rodzicielki.
- Licz się ze słowami, młoda damo - odparła.
Narcyza stała obok Devilli i nie wtrącała się w wymianę zdań matki i córki. Pani Malfoy nie miała zamiaru pomóc swojemu mężowi ani synowi. Jej jedynym celem tego dnia było wydanie Rosier Le Fay.
Nagle Henry coś sobie przypomniał i wyszedł z pomieszczenia. Devilla nie zajmowała sobie głowy mężczyzną, dlatego zostawiła to bez komentarza.
- Trzeba było mnie wychować - zagrzmiała Lia, po czym zdziwiła się, że jest zdolna do wydania tak władczego tonu.
Draco zaśmiał się, choć wiedział, że jest w beznadziejnej sytuacji. Młody Malfoy był dumny z Nott.
W tym samym czasie Lucjusz Malfoy obmyślał plan, wiedział, że jedynym ratunkiem nie jest Narcyza, a Lia, która jest potężniejsza od swojej matki.
- Zostawmy kwestię wychowania - zaczęła Le Fay. - Zostałam zmuszona by cię nie szukać.
Camelia zmarszczyła brwi.
- Jesteś silniejsza od Marietty - rzuciła przebiegle. - Mogłaś mnie mieć szybciej niż Rosier wymyśliłaby swój plan - warknęła Nott, a następnie spojrzała na Dracona.
Devilla zamilczała, ponieważ tak naprawdę od początku zakładała, że ktoś inny wychowa jej dziecko. Ona sama nie mogła sobie pozwolić na takie uczucia jak miłość, ponieważ ona zepsułaby jej świat. Le Fay straciłaby swoją moc przebywając ze swoją córką, ponieważ tylko potomkini może być silniejsza od rodzicielki. To, że Lia znajdowała się daleko od Devilii działało na korzyść kobiety. Wystarczy, że ta zmanipulowała Rosier, a plan wyszedł.
La Fay pokrótce opowiedziała wszystko o swoim planie, nie mówiąc o silnie potomkini i rodzicielki.
- Nie chciałaś mnie - stwierdziła Lia, a Narcyza wydawała się zmieszana tą opowieścią.
Nie wiedziała czy zrobiła dobrze, proponując wydanie Rosier, ale nadal nienawiść do tej kobiety zwyciężała. Lucjusz był już przekonany co o tym myśleć. Wierzył Rosier i nie miał zamiaru pozwolić by jego żona wydała ją w ręce Le Fay. Draco trzymał kciuki za swoją narzeczoną, był nie tylko z niej dumny, ale również łączył się z nią emocjonalnie, ponieważ teraz już wiedział, że Lia przeżywa ciężkie chwile, choć tego nie pokazuje po sobie.
Nagle do pokoju wszedł usadowiony Henry. Klasnął w dłonie i zwrócił na siebie uwagę wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Mężczyzna wszedł głębiej i oparł się o ścianę wskazując na drzwi. Wszyscy usłyszeli cisze dudnienie, a następnie szmer. W końcu do pomieszczenia weszła Rosier z podniesiono wysoko głową.
- Nie oddałam ci jej i nie oddam, Villa! - warknęła Marietta w stronę Le Fay. - A z wami policzę się później - powiedziała do Malfoyów i następnie rzuciła zaklęciem w Devillę.



Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 22:01, 18 Lut 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Zaskoczona kobieta nie zdążyła umknąć przed nadlatującym zaklęciem i przez chwilę stała opleciona magicznymi linami. Lia odetchnęła i opuściła różdżkę. Rosier warknęła coś pod nosem, a dziewczyna momentalnie na nowo przybrała pozycję, która umożliwiłaby jej jak najszybsze wycelowanie w Le Fay. Nott potrzebowała przerwy, te wszystkie wydarzenia, sprawiały, że miała mętlik w głowie.
Zanim Camelia podeszła do Marietty, Devilla rozerwała wiążące ją liny.
- Myślisz, że tak będziesz ze mną pogrywać Rosier? – zawarczała podchodząc bliżej kobiety. Przez dłuższą chwilę mierzyły się wzrokiem i wymieniały uwagi, kiedy Lia korzystając z sytuacji, rzuciła zaklęcie, które zamroziło jej matkę.
Odetchnęła głośno i spojrzała w stronę klatki. Szybko podeszła do niej wyciągnęła dłoń w stronę Dracona.
- Wszystko w porządku? – wyszeptała, ale zanim usłyszała odpowiedź, z jej gardła wyrwał się pisk.
Devilla ponownie uwolniła się z zaklęcia i rzuciła w córkę zaklęciem niewybaczalnym. Wiedźma odepchnęła do siebie Rosier i podeszła do swojej córki.
Narcyza patrzyła na wszystko z boku, nie wiedziała jak powinna się teraz zachować, chodź nie dała tego po sobie poznać. Kiedy Rosier pojawiła się w posiadłości Le Fay, jej skończyła się możliwość umawiania się z Byng,
Krzyki dziewczyny wypełniały pomieszczenie, Draco odwrócił wzrok, by nie patrzeć na cierpienie ukochanej. Lucjusz wpatrywał się uparcie w swoją żonę licząc, że ona wymyśli coś, co sprawiłoby, że wydostanie się z tej klatki.
W końcu Devilla pozwoliła dziewczynie odetchnąć. Rosier ciskała w nią wściekłymi spojrzeniami, jednak wiedziała, że gdyby przerwała jej, wszystko mogłoby się skończyć jeszcze gorzej dla Lii. Le Fay pociągnęła dziewczynę do góry i przytrzymała jej głowę, tak by patrzyła prosto na młodego Malfoya. Narcyza poruszyła się niespokojnie i niechętnie podeszła do Rosier. Jeśli ktokolwiek, oprócz Camelii, miał jej teraz pomóc w ocaleniu rodziny, to właśnie ona.
- Zróbmy coś – szepnęła Malfoy, a Marietta spojrzała na nią zaskoczona. Po chwili skinęła głową i kazała blondynce wycelować różdżkę w Le Fay.
Kobiety musiały jednak zaczekać na lepszą chwilę, gdyż teraz rzucając zaklęcie mogły zranić również Lię, a tego żadna z nich nie chciała.
- Kim on dla ciebie jest? – zamruczała przyjaźnie Devilla, ściskając mocno Lię. Wyczuła, że dziewczyna nie zna swoich możliwości, że nikt nigdy nie powiedział jej jak silna jest, a teraz to sprawiało, że miała nad nią wyższość.
Dziewczyna nie chciała nic mówić i błagała, by Draco wybaczył jej to co zaraz zrobi. Wiedziała, że już dawno przestała grać, ale obecna sytuacja sprawiała, że tylko to jej przyszło do głowy.
Lia wyrwała się z mocnego uścisku Devilli i rzuciła Draconowi jeszcze jedno przepraszające spojrzenie. Jeśli to miało go ochronić, planowa zrobić wszystko co w swojej mocy.
- Jest niezły w te klocki – przyznała i uśmiechnęła się nieznacznie. Narcyza, Lucjusz, Marietta i Henry spojrzeli zaskoczeni na dziewczynę. Jedynie młody Malfoy wyglądał na niewzruszonego tym co usłyszał.
- Camelio – wyszeptała oburzona Rosier, orientując się, że to wszystko wyuczona rola dziewczyny. Devilla pogładziła jej policzek i pocałowała go.
- Dobra krew, kochanie – szepnęła. Le Fay swoim zachowaniem chciała uśpić ich czujność.
- Wiem – rzuciła Lia, ręką gładząc materiał swojej sukienki. Podeszła do kraty i oparła się o nią, tak by móc jednocześnie zerkać na chłopaka i matkę.
- Jeśli traktujesz go tylko jako element twojej sypialni, dlaczego tak się o niego martwisz? – zapytała podchwytliwie Devilla.
Camelia roześmiała się tylko. Poprawiła włosy i oblizała wargi.
- Przywiązałam się do niego. Jest ciekawą osobą, a poza tym -westchnęła – w tych czasach ciężko o kogoś, posiadającego tak czystą krew. Widzisz, wielu zginęło w wojnie.
Draco uśmiechnął się pokrzepiająco do swojej matki.
- Nie możesz się przywiązywać do ludzi – warknęła Devilla.
- Dlaczego więc trzymasz tutaj mojego ojca? – warknęła Rosier. Henry poruszył się niespokojnie i po chwili odciągnął w swoją stronę dziewczynę.
- Robi dobrą kawę – przyznała Le Fay, śmiejąc się głośno.
Lia szybko podeszła do swojej siostry i pociągnęła ją w stronę Narcyzy. Teraz we trzy musiały złączyć swoje moce, by pozbyć się kobiety.
Zanim jednak one zdarzyły wykrzyczeć czarownica spojrzała na nie i zaśmiała się głośno.
- Milo było was spotkać – rzuciła miękko i po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
- Musimy ich uwolnić – wyszeptała Lia.
Podeszła do kraty i przez chwilę dotykała palcami jej prętów, jakby chciała wyczuć z jakich zaklęć zostały stworzone. Narcyza z Mariettą potaknęły dziewczynie i wspólnymi siłami zaczęły ratować mężczyzn, na którym ich zależało.

Godzinę później kraty zniknęły z pomieszczenia, zupełnie jakby straciły moc, wraz z odejściem Devilli. Draco stał samotnie przy oknie, co chwilę przez nie wyglądając. Lia kiedy tylko upewniła się, że nic nikomu się nie stało, wybiegła z domu, a Rosier nie pozwoliła mu za nią pobiec. Widział jak Marietta rzuca się na szyję Henremu i przez chwilę trwają w tym objęciu. Widział, że rozmawiają o czymś. To samo robili jego rodzice w drugim końcu pokoju.
Chłopak wdrapał się na parapet i oparł się plecami o szybę.

Marietta uściskała mocno ojca, którego nie widziała przez prawie dwadzieścia lat. Była pewna, że już nie żyje.
- Tato – szepnęła, delektując się tym słowem, jakby miało ono dla niej wyjątkowe znaczenie.
- Moja mała Marietta – szepnął mężczyzna, przyglądając się swojej córce. Okręcił ją wokół osi i dodał – zmieniłaś się, kochanie.
- Czas mnie zmienił – westchnęła ciężko. – Ona nie odpuści, prawda?
- Oczywiście, że nie – przyznał. – Odczeka i zaatakuje znowu. Musi się pozbyć Lii, żeby mieć pewność, że będzie najsilniejsza.
- Musimy ją chronić – zdecydowała Marietta zerkając w stronę Malfoyów.

Narcyza patrzyła wściekłym wzrokiem na swojego męża. Nie chciała przyznać, że ulżyło jej kiedy Le Fay zniknęła i udało im się wyciągnąć dwóch najważniejszych mężczyzn w jej życiu z klatki.
- Dlaczego nie chciałeś wydać jej Rosier? – warknęła, ale jej głos wcale nie wydawał się zły.
- Musimy się teraz kłócić? – odpowiedział jej pytaniem, na pytanie.
- Po prostu mi odpowiedz – rzuciła. Lucjusz podszedł bliżej niej i pocałował ją delikatnie.
- Opowiem ci wszystko w domu – obiecał. – Koniec rozmowy, Narcyzo.
Kobieta zacisnęła dłoń na materiale jego koszuli i szarpnęła ją kilka razy.
- Dlaczego tak ją bronisz – szepnęła i zerknęła w stronę Dracona.

Chłopak wyjrzał za okno. W końcu zauważył dziewczynę. Lia bezwiednie opadła na kolana, by po chwili oprzeć się rękami o ziemie. Draco poruszył się niespokojnie, zastanawiając się czy wszystko jest w porządku.
Dziewczyna poderwała się szybko z ziemi i zerknęła w stronę okna, w którym siedział Draco. Wiedziała, że niedługo będzie musiała wrócić do pomieszczenia i stawić czoło całemu temu bałaganowi, ale teraz nie miała jeszcze na to siły.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 21:17, 02 Mar 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta spojrzała na ojca, który nie zdawał sobie sprawy kim jest kobieta, która stoi przed nim. Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie do córki i kiedy upewnił się, że wszyscy opuścili pokój, zwrócił się do Rosier:
- Masz jakieś dzieci?
Marietta posmutniała i usiadła na fotelu niedaleko wiedząc, że musi ojcu opowiedzieć swoje całe życie po tym jak on zniknął z jej życia.
- Nie mam, tatusiu i mieć nie będę…
Po skończeniu całej opowieści wraz ze szczegółami dotyczącymi ciąży, Malfoya i życia Lii, ojciec Rosier załamał się i podszedł do okna. Uchylił go nieznacznie i nabrał świeżego powietrza do ust.
- Nie wybaczysz mi tego co ci powiem - szepnął i odwrócił się do córki. - Stary Malfoy, świętej pamięci ojciec Lucjusza Malfoya chciał złączyć nasze rodziny, a skoro twoja siostra była za młoda, to zaproponował…
- Miałam być żoną Lu… - ojciec uciął kobiecie i westchnął głośno, jakby zdał sobie sprawę, że jego jedno zdanie zrujnowało życie jej córki.
- Abraxas znalazł wasze listy… Ja również je widziałem, ale nie chciałem by twoje małżeństwo polegało tylko na miłości - wytłumaczył. - To nie miał być związek uczuć i sentymentów.
- Ojcze! - krzyknęła Marietta i wstała ze zdziwienia. Nie mogła pojąć, że przez jedną decyzję jej ojca jej życie zmieniło się nie odpoznania.
- Przepraszam…
- Ale on mnie nie kocha - mówiła Marietta i wtedy jej ojciec zrozumiał, że popełnił jeden z największych błędów swojego życia.


Narcyza przeniosła siebie i męża do Malfoy Manor. Pragnęła jak najszybciej wyjaśnić sobie z Lucjuszem parę bardzo ważnych kwestii, które mogą mieć znaczenie w przyszłości.
- Teraz mi odpowiesz na moje pytania? - zapytała łapiąc Malfoya za rękę, zanim ten zdołał się oddalić od żony.
- Owszem, ale pozwól mi pierwsze przynieś wino - szepnął, lecz Narcyza nie dała się już nabrać.
Wbiła paznokcie w tors męża i popchała go na sofę w salonie.
- Od tego mamy skrzaty - wycedziła przez zęby i zawołała jednego z nich. Kazała mu przynieś potrzebny trunek i naczynia.
- Ależ kocha…
- Lucjuszu - warknęła. - Odpowiesz mi teraz na wszystkie pytania, a jeśli zaczniesz mnie zwodzić, to możesz się wyprowadzić - rzuciła beznamiętnie zakładając nogę na nogę, jakby zapomniała o wydarzeniach, które ich przed chwilą spotkały.
- Najpierw trzeba się zastanowić nad kwestią Devilli - odpowiedział, a kobieta po raz kolejny warknęła.
- Dlaczego bronisz Rosier? - zapytała nie zważając uwagi na zdanie męża.
Lucjusz westchnął, bo wiem wiedział, że wcześniej czy później będzie musiał odpowiedzieć na to pytanie i na kilka innych, które Narcyza zada po usłyszeniu wcześniejszych.
- Bo jest czarodziejem tak samo jak my - odpowiedział, a Narcyza zaśmiała się.
- ŁŻESZ! - jej krzyk poniósł się po domu, a Malfoy zrozumiał, że zrobił źle, dlatego postanowił powiedzieć prawdę swojej żonie, którą ukrywał od dnia, kiedy postanowili o swojej wspólnej przyszłości.
- Podpisałem pakt, który mnie do tego zmusza - wyjaśnił.
Lia mruknęła coś pod nosem i wyjrzała przez okno, jakby chciała uświadomić sobie w jakimś świecie żył jej ojciec i matka. Nott nie dopuszczała jeszcze do głowy, że kobieta, która ją urodziła jest taka zła i chce tylko wykorzystać swoja córkę wraz z jej ojciecem.
- Lia, myślę, że najlepiej kiedy wrócimy do domu - stwierdził niepewnie Draco, jakby bał się, że Camelia może wybuchnąć. Dziewczyna jednak zareagowała bardzo spokojnie. Wzruszyła ramionami i dmuchnęła na szybę ciepłym powietrzem.
- Jest mi to obojętne, ale nie chcę rozmawiać z twoimi rodzicami - wyjaśniła, na co Malfoy szybko zareagował.
- Wrócimy do naszego domu, nie do Malfoy Manor - odpowiedział, a Nott delikatnie się uśmiechnęła.
To dodało dziewczynie otuchy, ale nie oczyściło jej myśli, które krążyły wokół Devilli. Lia nie rozumiała jak matka mogła tak krzywdzić dziecko. Widziała wiele rodzin, gdzie rodzice kochali dziecko, ale nie wyobrażała sobie, ze jej może dotyczyć sytuacja, gdzie matka urodziła ją tylko po to by przejąć jej moce.
- Chcę porozmawiać z Henrym - odrzekła po chwili milczenia.
- Może najpierw my porozmawiamy, a potem wrócisz do niego i porozmawiasz? - zapytał Draco zastanawiając się, czy Lia jest świadoma tego co się stało. Chłopakowi było głupio, że naraził Camelię na niebezpieczeństwo wplątując w to również swoich rodziców.
- Nie, chcę to teraz załatwić… Wiem, że będę żałowała, ale… Nie mam już nikogo kto mógłby mi coś powiedzieć… Draco zrozum, miałam Mariettę i nie wiem już kim ona jest. Chyba chciała mnie chronić, ale nie rozumiem tego. Devilla jest moją matką, a jej zachowanie… - dziewczyna ucięła i zakrztusiła się własną śliną. - Mam tylko jego… i wierzę, że jest inny niż reszta.
Draco chciał się wtrącić, ale wiedział, że nie może. Za wiele namieszał tym, że chciał być dobry dla Cameli i pragnął znaleźć jej matkę.
Nastała cisza, a Camelia ryknęła płaczem i skuliła się na parapecie okna.
- Dlaczego tak wygląda moje życie?! - krzyknęła tak głośno, że echo poniosło się przez cały budynek.


Devilla Le Fay zatrzęsła się na szczycie wielkiej góry. Miała pod nosem całe miasta, doliny i lasy. Kobieta zrobiła kilka kroków do przodu i kiedy zorientowała się, że klify są naprawdę strome cofnęła się do tyłu oddychając głęboko. Zadyszka towarzyszyła jej od kilku minut, a ciśnienie krwi niemal powodowało, że jej wnętrzności eksplodowały.
- Masz dla mnie prezent, Villo? - zapytał nieznany głos, a kobieta przyklęknęła na kolanach i skuliła się jakby składała komuś hołd.
- Mój panie, byłam blisko, ale zjawili się Malfoyowie - wyszeptała Le Fay i spojrzała ponad skały, gdzie zauważyła czarną postać.
- Narcyza Malfoy, powiadasz? - zapytał męski głos.
Postać podeszła do Devilli. Czarno-zielone szaty mężczyzny rozwiewał wiatr.
- Z Lucjuszem i synem - wyjaśniała, na co dostał ironiczną odpowiedź.
- Jest potężną czarownicą?
- Bardzo, chciałam wyczytać jej myśli i zrobiłam to co mi kazałeś, panie, ale oparła się. Zdołała wytworzyć takie pole, że nie zdołałam przeczytać niczyich myśli, nawet Marietty Rosier. Chroniła ją - wytłumaczyła Devilla i po raz kolejny schyliła głowę w geście uniżenia.
- Czyli trzeba wyeliminować wszystkich Malfoyów - stwierdził. - Ale najpierw, moja droga Narcyza odda mi moją różdżkę - wyszeptał, po czym wycelował różdżką Devilli w Mroczny Znak tak, by każdy Śmierciożerca poczuł, że ON wrócił.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 9:36, 13 Cze 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Marietta otoczyła się ramionami i opadła na miękki fotel. Chciała zapomnieć o wyznaniu ojca sprzed kilku minut. Mogła być szczęśliwą panią Malfoy, jej życie potczyłoby się zupełnie inaczej i kto wie, może byłaby matką. Nie chciała mocniej zastanawiać się jak potoczyłoby się jej życie, gdyby nie decyzja ojca.
- Przepraszam – powtórzył Henry kucajac przed córką. Kobieta pokręciła głową.
- On mnie nie kocha – powtórzyła. - Kocha ją.
Potrząsnęła głową jakby chciała odsunąć od siebie tą myśl. Wiedziała przecież, że nie może dla Lucjusza równać się z Narcyzą. Jeśli tylko ona była w grze, Rosier mogła zapomnieć o jakimkolwiek uczuciu z jego strony. Przy blondynce była niczym.
- Marietko – szepnął. Pokręciła głową. Wyprostowała się i spojrzała przelotnie na ojca.
- Nie mamy czasu żeby to roztrząsać – odpowiedziała siląc się na mocny ton. - Ona wie, że Lia nie jest przygotowana.
Mężczyzna spojrzał na nią i niechętnie przytaknął.
- Miałem nadzieje, że więcej jej przekażesz – przyznał i wzruszył ramionami. - Ale rozumiem dlaczego tego nie zrobiłaś.
Henry przez prawie dwadzieścia lat spędzonych przy Devilli poznał historię jej rodziny i krwawe rytułały.
- Chciałam żeby miała normalne życie – odpowiedziała. - Nie chciałam, żeby żyła z taką świadomością.


Narcyza wciągnęłą głośno powietrze.
- Pakt? - wysyczała. Lucjusz spojrzał na nią, by po chwili spuscił wzrok na ziemię.
- Przecież to powiedziałem – sapnął.
- Rządam wyjaśniej – rzuciła upijając z kieliszka trochę wina.
Lucjusz westchnął. Nigdy nie myślał, że będzie musiał wracać do tamtych lat.
Przez kilka minut zbierał myśli i w końcy zaczął mówić.
- Czarny Pan wiedział kim zajmuje się Rosier – szepnął, po czym opowiedział wszystko po kolei. O tym jak dowiedział się, co dzieje się w rodzinie Marietty, o tym jak prosiła go o pomoc, a jego ojciec kazał podpisać mu pakt, w którym miał utrzymać przy życiu kobietę. Mówił też o tym, że nie sądził, że kiedykolwiek będzie musial wypełnić postanowienia paktu.
- Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? -zapytala ostro kobieta, kiedy jej mąż skończył mówić.
- Wiedziałem jak reagujesz na cokolwiek, co ma związek z Rosier – powiedział. Narcyza wyszeptała coś do siebie, upiła resztę wina.
- Narcyzo, kocham cię, ale nie mogłem wtedy... - zaczął Lucjusz, by po chwili jęk przerwał jego wypowiedź. Zacisnął prawą rękę od lewego ramienia. Na początku nie rozpoznał tego bólu, ale już po chwili wszystkie wspomnienia z ostatnich lat wrócił. Spojrzał błagalnie na żonę, a Narcyza jedynie wyszeptała:
- On wrócił.


Draco przez moment nie wiedział, jak powinien teraz zareagować. Zawsze płacz u kobiet sprawiał, że przestawał czuć grunt pod nogami. Podszedł bliżej do dziewczyny i niezdarnie spróbował ją objąć. Lia wtuliła się w jego tors i doszczętnie zmoczyła jego koszulę.
- Przepraszam – szepnęła i wskazałą na koszulę chłopaka różdżkę. Draco uśmiechnął się do niej niepewnie. Zdawał sobie sprawę, w jak ciężkiej sutuacji są, chciał być podporą dla Camelii, ale on sam nie rozumiał wszystkiego.
- Nic nie szkodzi, kochanie – powiedział, a dziewczyna spojrzała na niego zaciekawiona. Nigdy wcześniej tak jej nie nazywał. Not chciała mu odpowiedzieć czymś, ale zanim zdążyła zareagować chłopak padł na kolana, a lewe ramię przyciskał do piersi. Dziewczyna zeskoczyła z paapetu i kucnęła przy Draconie.
- Co się dzieje? - szepnęła, ale już chwilę później zrozumiała. - Mroczny znak? - zapytałą przestraszona.
Draco oparł się ręką o ziemię i próbował się uspokoić. Jego ojciec do perfekcji opanował, sztukę ukrywania bólu, ale on tego nie potrafił. Pieczenie Mrocznego Znaku potrafiło zwalić go na nogi, szczególnie teraz, kiedy nie był na to przygotowany.
Lia oparła się plecami o ścianę o wyszeptała:
- Przecież on nie żyje.




Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 21:18, 15 Cze 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta Rosier zamilkła, oddając się rozmyślaniu. Gdyby sprawy potoczyły się troszkę inaczej, może nie musiałaby wychowywać Lii. Zaś gdyby była żoną Lucjusza Malfoy… gdyby…
Kobieta buchnęła płaczem, który natychmiast ukryła przed ojcem. Zasłoniła się ręką jakby myślała, że własna dłoń ukryje ból malujący się na jej twarzy.
- Już nic nie mogę zrobić - odrzekł cicho Henry, a kobieta zadrżała, zdając sobie sprawę, że jej życie było uzależnione od jednego zdania ojca.
- Ciiiicho - szepnęła. - Nie chcę już nic słyszeć na jego temat. Nie chcę słyszeć o Malfoyach - wyznała, szybko doprowadzając się do ładu.
Henry był pod wrażeniem nagłej przemiany córki.
- Jak… spokojnie - mówił, ale Rosier machnęła ręką, jakby chciała powiedzieć „nieważne”.
- Tak wyglądało całe moje życie, tato - odrzekła, wybitnie krzywiąc się na samą myśl. - Ale teraz muszę uświadomić Camelię… Chociaż, lepiej by było gdybyś ty to zrobił.
- Nie mieszaj mnie w tą spraaaaaaaa…
Henry Prince zawył z bólu, kładąc się na ziemi. Jego prawa dłoń powędrowała na lewe przedramię. Mężczyzna krzyknął, a następnie zaczął głośno sapać, jakby czuł, że zbliża się jego koniec.
Marietta Rosier odskoczyła w szoku. Szybko jednak zorientowała się co się dzieje i była przerażona. W pośpiechu odsłoniła koszulę ojca i ujrzała wyraźnie kontury mrocznego znaku. Obrzydliwa blizna pulsowała jakby gotująca woda.
- To niemożliwe - zasyczał Henry, wpatrując się w przerażoną Rosier.
- Co jeśli… On nie żyje … On nie… Żyje! - mówiła jak opętana, by dać upust swoim emocjom.
- Musisz jej powiedzieć - rozkazał Henry. - Zaklinam cię jeśli tego nie zrobisz - warknął w bólu i skulił się na ziemi. Mężczyzna był zszokowany pieczeniem znaku. Nigdy blizna nie pulsowała z taką siłą.
- Co mam jej powiedzieć? - zapytała Rosier, wiedząc, że nie przekaże wiele informacji Lii. Teraz już zdała sobie sprawę, że zwlekała zbyt wiele lat, by ujawnić największą tajemnicę czarodziejskiego świata.
- Camelia musi wiedzieć z czego powstała!
- Z „czego”?! - krzyknęła Rosier na samą myśl i gwizdnęła.
Następnie kobieta klepnęła ojca w ramię i teleportowała się do Malfoy Manor , by w pośpiechu przygotować Lię na największą bitwę w dziejach.


Dziewczyna zagryzła wargi i z niedowierzaniem wpatrywała się w Mroczny Znak swojego chłopaka. Każdy pulsujący fałd skóry przyprawiał ją o mdłości, które powodowały ogromny ból brzucha.
- Nigdy tak nie piekło - szepnął Draco, próbując udawać twardego.
Lia bardzo szybko się zorientowała, że Malfoy udaje i siłuje się z niewidzialnymi mocami.
- Przecież on nie żyje - powtórzyła Camelia, jakby chciała, by Draco powiedział, że to co się dzieje, to nieporozumienie.
- Nie wiem co się stało - odrzekł mocno zagryzając zęby.
Camelia przetarła ostatnie łzy na swojej twarzy i doskoczyła do chłopaka, sama siłując się ze swoją bezradnością.
Nagle Draco zaczął coś mówić, jakby próbował przekazać jakąś konkretną wiadomość, ale z jego gardła wydobywał się dziki syk.
- Ty jesssteśśśś bezsspieczna. Chcę Narcysssę sssss…
Lia krzyknęła i uderzyła Dracona w policzek, próbując ocucić go z transu, ale na marne. Każde działanie dziewczyny kończyło się marną próbą.
- Draco! - warknęła Nott i z całej siły pociągnęła chłopaka w swoją stronę. To był błąd.
Malfoy runął na Camelię z impetem, przygniatając jej kruche ciało do podłogi.
- Draco! Mów do mnie! - mówiła Lia, próbując dodać sobie otuchy.
W tym momencie Nott przeklinała ich wielki dom, w którym mieli mieszkać samo. Skrzaty jakimś cudem wyparowały, a w pomieszczeniu nie było żadnych śladów czarodziejów. Lia musiała zmagać się z tajemnicza siłą sama.
Kobieta starała się wymyślić jakiś plan, ale wszystko kończyło się tylko na głupich myślach, które podpowiadały jej ucieczkę z tego domu. Obydwoje potrzebowali pomocy bardziej doświadczonych czarodziejów.
- Lia… - szepnął chłopak, a następnie pogrążył się w wiecznej melancholii.
- Nie zasypiaj - krzyknęła młoda kobieta.
Później pod wpływem emocji oplotła swoje ręce na szyi Malfoya i teleportowała się do domu chłopaka, próbując poszukać pomocy u swoich przyszłych teściów. Miała nadzieję, że oni jej pomogą, ale jak bardzo się myliła…


Wielki Lucjusz Malfoy wpatrywał się w żonę swoimi zaszklonymi od łez oczyma. Starał się to ukryć, ale ból nie pozwalał mu założyć maski.
- Przepraszam - wyszeptał, próbując się tłumaczyć ze swojego wizerunku.
Narcyza zaśmiała się gorzko, a następnie zaczęła nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Obchodził ją los męża, ale tak naprawdę to ona była w tarapatach. Wiedziała, że skoro On powrócił, to będzie chciał się z nią zobaczyć, a Czarnemu Panu się nie odmawia.
Dopiero w tej chwili zorientowała się ile zasad złamała. Wcale nie była przywódcą Śmierciożerców, nie potrafiła być mistrzynią, a on na pewno ją ukarze.
- To ja mam problemy, Lucjuszu! - wrzasnęła Narcyza, próbując przebić się przez ciche jęki męża.
Lucjusz był znawcą w dziedzinie bólu, ale to co go dzisiaj spotkało wykraczało poza wszelką skalę.
- Musimy uciekać - odrzekł Malfoy, przypominając sobie rządy Narcyzy na miejscu Czarnego Pana. Wszystko było inaczej niż powinno. Rzeczywistość okazała się brutalna.
Kobieta zatoczyła jeszcze kilka kółek w salonie, po czym wyciągnęła różdżkę. Delikatnie, opuszkami palców przejechała po drewnianej krawędzi, wiedząc, że teraz już nie należy do niej.
- To ja muszę uciekać - rzekła Narcyza, subtelnie całując rzecz, którą dzierżyła w prawej dłoni.
Malfoy podniósł się, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Oparł się o fotel, a następnie ostatkiem sił opadł.
- Nie mamy czasu - mówił mężczyzna i kazał jednemu ze skrzatów dolać wina.
- Wiem… - szepnęła kobieta i podeszła do męża.- Zostanę tutaj z tobą. Nam nie zagrozi… Nie zagrozi naszemu małżeństwu.
Malfoy skinął głową zgadzając się ze swoją żoną.
- Dobrze się rozumiemy, Narcyzo - powiedział oficjalnie Lucjusz Malfoy.
Narcyza zacisnęła powieki i wtedy zdała sobie sprawę, że w salonie nie są sami. Byli tutaj wszyscy.
- Jak…? - zapytała Narcyza, wiedząc, że dom posiada zabezpieczenia i tylko domownicy mogą teleportować się do salonu.
- Masz coś, co należy do mnie. I to czyni mnie mieszkańcem - powiedziała czarna postać w kącie pokoju powoli przybliżając się w stronę kobiety. Wtedy to Narcyza zdała sobie sprawę, ze w jej salonie znajduje się komplet najbardziej okrutnych i egoistycznych czarodziejów świata.

Rosier wylądowała na zimnej posadce w Malfoy Manor i szybko zaczęła przemierzać budynek w poszukiwaniu Lii. Po chwili usłyszała rozmowę kilku osób w salonie, dlatego też skierowała się w tamtym kierunku.
- Marietta Rosssssier - zasyczał ktoś niewidoczny dla kobiety.
Ciotka Camelii stanęła w bezruchu, wyciągając różdżkę przed siebie. Zanim się zorientowała, tuż obok niej pojawiła się Nott wraz z Draconem, który był nieprzytomny. Rosier chciała zapytać co się stało, ale ktoś rzucił w nią zaklęciem.
Lia pisnęła cicho i przytuliła nieruchome ciało Malfoya wpatrując się w rodziców Dracona, którzy zostali zmuszeni do mierzenie w siebie różdżkami. Ten okropny widok przerwał On, którzy wyłonił się z cienia.
- Ja- Lord Voldemort przybyłem, by odzyskać to co mi obiecano - zaryczał, a w Malfoy Manor zgasły wszystkie światła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 18:59, 16 Cze 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lia zadrżała poprawiając w ramionach omdlałego chłopaka. Draco ciążył jej, zabierał szybkość i płynność ruchów, ale mimo tego, nawet przez moment nie pomyślała, żeby go zostawić. Patrzyła przerażona na postać stojącą przed nią. Osobę, o której słyszała, o której czytała i której nigdy nie chciała spotkać. Mężczyzna otoczony przez ciemny, falujący materiał stał przed nią, wiedziała to, słyszała jego ciężki oddech przed tobą. Jednak mimo otaczającej ich ciemności nic nie widziała.


Narcyza Malfoy trzymała mocno w uścisku różdżkę, którą zaraz jej odbiorą. Mimo mętliku w głowie, chciała wyglądać na spokojną. Przed nią, również z różdżką w ręku stał jej mąż. Ukochany, który mierzył różdżką prosto w nią. Odwróciła głową od niego i spojrzała na postać spowitą w długą czarną szatę, stojącą na środku pomieszczenia. Wrócił, to jedno słowo wracało do niej jak manta.


Lord Voldemort rozkoszował się uczuciami, które wywoływał u zebranych ludzi. Żadne z nich nie wierzyło w jego powrót. Myśleli, że ten smarkacz, Potter zgładził go raz na zawsze. Mylili się, ale był gotów im łaskawie wybaczyć. Mimo ciemności widział wszystko wyraźnie. Unoszącą i opadającą klatkę piersiową dziewczyny targającej ciało syna Malfów, jej ciotkę, Rosier, leżącą na ziemi i spętaną zaklęciem, Malfoyów, których zmusił do mierzenia do siebie różdżkami.

- Oddaj mi moją własność – powiedział cicho. Jego głos wdzierał się do umysłów wszystkich i dźwięczał w nich przez dłuższą chwilę. Lia pisnęła coś i zanim zdążyła się zorientować Draco wypadł jej z ramion. Tępy pulsujący ból uderzył w nią. Narcyza przymknęła oczy kiedy, usłyszała ciężko opadające ciało syna na twardą, kamienną posadzkę. Gdyby stanęła bliżej, dywan zamortyzowałby upadek.
Lucjusz Malfoy zadrżał słysząc głos swojego dawnego mistrza. Chciał opuścić rękę, ale jakaś moc nie pozwoliła mu tego zrobić. Nie mógł też uciec. Trzymały go w miejscu silne ramiona. Patrzył tylko błagalnym wzrokiem na Narcyzę. Wolał żeby posłuchała go, żeby dał im spokój. Łudził się, Lord Voldemort nie da im tak łatwo o sobie zapomnieć.
Voldemort pozwolił by zapaliło się nad nimi kilka świec. Wśród upiornej atmosfery spacerował po salonie zatrzymując się co jakiś czas, by przypomnieć o sobie i swojej chwale. Rozkoszował się zapachem ich strachu.
- Zaufałem ci, Narcyzo – powiedział stając przed różdżką kobiety. Opuściła ją nieznacznie i nadal uważnie obserwowała każdy jego ruch.
- Zaufałem, a ty tak potraktowałaś mój dar – rzucił i wyciągnął rękę w stronę jej twarzy. Cofnęła się gwałtownie, a stukot jej butów wypełnił pomieszczenie. Milczała uzmysławiając sobie z każdą chwilą jak bardzo zignorowała wszystkie instrukcje, które jej zostawił.
- Ale jestem skłonny ci wybaczyć – zaśmiał się, podchodząc do Lucjusza. – Twój mąż i syn – w tym momencie Lia warknęła – wrócą do służby u mnie, ugościsz mnie w swoim domu…
- Nigdy – wyszeptała.
- Oddasz mi różdżkę i będziesz o mnie dbała, tak jak dbałaś o Dracona – powiedział swobodnie, nie zwracając uwagi na jej zaprzeczenie.
Narcyza chciała rzucić zaklęcie, ale zauważyła, że wszyscy w pomieszczeniu mają różdżki wycelowane w nią.
- Zastanów się dwa razy, zanim coś zrobisz – powiedział i pstryknął palcami. Jasne, oślepiające światło rozjaśniło pomieszczenie i przez moment oślepiało wszystkich.
- Oddam różdżkę, ale na więcej poświęceń ode mnie nie licz – szepnęła słabo, upuszczając delikatny drewniany przedmiot na ziemię. Nie chciała po raz kolejny tracić rodziny.

Voldemort skinął głową na swojego służalca by ten podniósł różdżkę. Ale zanim krępy mężczyzna zbliżył się do różdżki zatrzymała go bariera. Lia zerknęła na Narcyzę, ale jej mina mówiła, że to nie ona tego dokonała.
- Pośpiesz się – rzucił, a mężczyzna ponownie schylił się by sięgnąć po drewienko. Tym razem pomieszczenie wypełnił świąd przypalanego ciała.
Camelia odetchnęła głęboko, czuła przepływającą przez jej ciało moc.
- Co z nią zrobiłaś? – zaryczał Voldemort, podbiegając do Narcyzy. Zacisnął swoje pajęcze palce na jej szyi, gotowy by udusić ją. Był silny w nowym wcieleniu. Wciągnął gwałtownie powietrze ustami i nie bacząc na jęki ze strony Lucjusza zacisnął mocniej uścisk. Narcyza zbladła i przez moment brakowało jej powietrza.
- Co z nią zrobiłaś?! - krzyknął potrząsając kobietą jak marionetką. Narcyza w rzeczy samej czuła się jak lalka. Nie mogła nic zrobić, ani odpowiedzieć, choć to nie odpowiedzi oczekiwano od niej. Ona tego nie zrobiła. Nie była w stanie wyczarować tarczy, która miałaby takie działanie.
- Zostaw ją – zimny głos Nott przezwyciężył stękania poparzonego mężczyzny. Voldemort spojrzał na nią i po raz pierwszy ujrzał swoją córkę krwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 19:00, 16 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 10:40, 17 Cze 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

-Wstań - nakazał Voldemort, a wszyscy obecni w sali odwrócili się w stronę dziewczyny, której jeszcze nie znali.
Każde kolejne wydarzenie działo się jakby w spowolnionym tempie. Świecie nieco przygasły, a światło księżyca wpadające do salonu delikatnie oświecało okiennice, powodując grę cieni.
Camelia stała i jeszcze raz powtórzyła swoje słowa:
-Zostaw ją!
Czarny Pan zdziwił się, dlatego przystanął i odwrócił się do swoich popleczników. Żaden z nich nie odezwał się, a jedyny szmer, który pojawiał się w sali, był spowodowany przez ciche chrapnięcia Dracona.
Nott zamknęła oczy, jakby próbowała coś zapamiętać. Wnet spojrzała na Narcyzę i delikatnie skinęła głową. W tej chwili było już wiadome, że Voldemort jest na tyle słaby, by nie móc odczytać myśli poszczególnych osób w salonie Malfoyów.
Lia wyciągnęła rękę przed siebie.
- Do mnie! - krzyknęła dobitnie, a różdżka, która jeszcze parę minut należała do Narcyzy powędrowała do Camelii.
Dziewczyna złapała drewienko, po czym szybkim machnięciem ocuciła Dracona i oswobodziła Rosier.
- Niemożliwe - szepnął Czarny Pan, wiedząc, że nastąpiła jego porażka.
Nastała cisza. Każdy z śmierciożerców rozglądał się w panice, jakby nie wiedział co tu się stało.
Sama Camelia była zszokowana tym, co pani domu przekazała jej w myślach, ale najwidoczniej się nie myliła. Różdżka była jej własnością. To dziewczyna sprawowała kontrolę nad wszystkich co się miało wydarzyć.
- Pokonała cię ta dziewczyna - rzucił jeden z najbardziej zadłużonych popleczników i jakby zaczarowany przemieścił sie stając za Camelią, która zaczęła wydawać poszczególnym osobom nieme polecenia.
- Nie wiecie kim ona jest - warknął mężczyzna na swoją obronę i doskoczył do Lucjusza Malfoya, któremu w ekspresowym tempie odebrał różdżkę.
- To nie zadziała, panie - odrzekła słabo pani Malfoy i skinęła głowę przed Czarnym Panem. - To jest już koniec.
Voldemort machnął kilkakrotnie w stronę Lii, ale każde z zaklęć było osłabione i zanim dotarło do dziewczyny całkowicie wygasło.
Po sali przemknęło echo śmiechów. Czarny Pan, próbując wykaraskać się z tarapatów wrócił do Malfoyów i ponownie złapał Narcyzę za szyję.
- Zapłacisz mi za to - warknął, ścisnął dłonie, po czym zagłębił swoje długie paznokcie w cienkiej szyi kobiety. Narcyza wydała ostatnie tchnienie i jak marionetka opadła na ziemie, ręką zgarniając wazy, które stały niedaleko na stoliku.
- To koniec…
Przez salon przetoczyło się echo trzasków pękającego szkła.
Lucjusz Malfoy krzyknął, próbując nie pozwolić upaść żonie. W tej samej chwili Lia rzuciła zaklęciem w stronę Voldemorta, a śmierciożercy rzucili się do ucieczki. Draco otworzył oczy i spojrzał na scenerię salonu, wtedy różnie Rosier zorientowała się co się stało.
- Zapłacicie za to wszyscy… - rzucił Voldemort po czym upadł na kolana, jakby został zmuszony przez jakąś niewidoczną siłę.
Wszyscy obecni w pomieszczeniu z wyjątkiem państwa Malfoyów i Dracona skierowali różdżki na Czarnego Pana, ale ten zdążył upaść i rozpłynął się w powietrzu..
- Co tu się dzieje? - zapytała Lia, kiedy Voldemort zniknął im z oczu.
- Narodziłaś się z jego krwi… a skoro on powstał ponownie potrzebuje ciebie do odzyskania mocy - wymamrotał Pan Malfoy ściskając sztywne ciało Narcyzy.
- Czyli to ja posiadam część jego, której on nie ma? - zapytała dziewczyna, powoli dochodząc do prawdy.
- Tak - szepnął Lucjusz. - Dlatego różdżka słucha ciebie, bo myśli, że jesteś nim.
- Jestem Voldemortem? - zapytała przerażona Nott.
- Lucjuszu - wtrąciła się Rosier, która wiedziała co się stało.
Voldemort nie żył!
- W sensie krwi… Jesteś nim - odrzekł mężczyzna, biorąc swoją żonę na ręce. Następnie spojrzał na Rosier, która szybko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
Zanim Narcyza została zaatakowana przez Voldemorta zdążyła przekazać swojemu mężowi wszystko co potrzebne. Kiedy upewniła się, że wszystko wie, starała się poinformować o tych samych rzeczach Lię, lecz zabrakło jej czasu na najistotniejszy fakt.

Po kilku chwilach Draco odzyskał siły i oszołomiony wydarzeniami wstał i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś sensownego. Lia próbowała z nim porozmawiać, ale Rosier wiedziała już coś, czego jeszcze oni nie wiedzieli.
- Idź za ojcem - nakazała Marietta, wskazując schody i znikające cienie na pierwszym piętrze.
Młody Malfoy skrzywił się, otarł czoło i nieświadomy wydarzeń powędrował w stronę klatki schodowej.
W tej samej chwili Rosier objęła Lię ramieniem i skierowała ją na środek salonu. Dziewczyna skrzywiła się, ale wiedziała, że Marietta posiada wiedzę, która jest jej niezbędna.
- Wiesz kim jesteś? - zapytała Rosier, a Lia szybko pokręciła przecząco głową. Nott zacisnęła swoją dłoń na różdżce i spojrzała w oczy swojej ciotce.
- Nie mam pojęcia - rzuciła cicho.
- Jesteś ostatnim elementem w życiu Voldemorta… Kiedy się narodziłaś, Devilla ofiarowała ciebie Czarnemu Panu, a my nie zdążyliśmy z panem Malfoyem ochronić cię przed tym zaklęciem. Voldemort połączył swoją krew z twoją, w ten sposób splatając wasze życia. Teraz kiedy narodził się na nowo potrzebował swojej krwi do odnowienia mocy, ale wiedział, że tylko ty jesteś kluczem do jego sukcesu.
- Nie bardzo rozumiem - powiedziała Lia, która starała się nadążać za rozumowanie Rosier.
- Posiadasz cząstkę jego, której on nie miał… dlatego fizycznie jesteś nim. Wszystko co należy do niego słucha tylko ciebie - mówiła Marietta, wplatając w opowieść wszystko to co Lia już wie.
- To dlatego nie zginął? - zapytała młoda kobieta.
- Po bitwie, kiedy został zabity, wiedzieliśmy, że Harry Potter jest ostatnim Horkruksem, który został zniszczony wewnątrz jego ciała… ale sprawy się skomplikowały. W trakcie balu u Malfoyów, na który nie chciałaś iść… przedmioty należące do Voldemorta i poukrywane w Malfoy Manor zaczęły działać. Staraliśmy się dowieść, co się stało i wraz z obserwowaniem ciebie doszliśmy do wniosku, że jesteś częścią jego ciała. Przez wiele lat obawialiśmy się powiązania was dwojga, ale tylko Devilla o tym wiedziała. My nie mieliśmy pewności, dlatego nie interweniowaliśmy. Narcyza odkryła prawdę sprytnie wdzierając się do umysłu Voldemorta i Devilli, dlatego… Narcyza odkryła całą prawdę pare minut temu, dlatego oddała… - Rosier przerwała próbując nabrać oddechu.
Lia próbowała wydedukować co jeszcze dowie się o sobie, ale nigdy się nie spodziewała, że prawda może być tak brutalna.
- Wiesz, że Narcyza była następcą Voldemorta przez jakiś czas i pozyskała część mocy?
- Tak - powiedziała Lia, a Marietta jeszcze raz nabrała powietrza.
- Voldemort musiał zginąć, a skoro sam nie mógł tego zrobić, potrzebny był ten drugi. Skoro z jego krwią byłaś powiązana ty i Narcyza… Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje - wyszeptała Marietta.
Lia zbladła, kiedy przeanalizowała wszystkie słowa.
- Zabiłam matkę Dracona - rzekła przerażona Camelia, ale Rosier szybko zaprzeczyła głową.
- Sama oddała za ciebie życie…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 10:36, 28 Cze 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Dziewczyna pokręciła głową i przycisnęła dłoń do ust. Była niebezpiecznie bliska płaczu. Przez nią Narcyza Malfoy nie żyje. Umarła jej przyszła teściowa, chociaż teraz już nie wiedziała czy może tak ją nazywać. Draco znienawidzi ją.
- Zrozumie – szepnęła Marietta, wiedząc, co dzieje się w głowie dziewczyny. Pokiwała głową gwałtownie i kucnęła. Lia skuliła się, tak jakby chciała obronić się przed otaczającym ją światem. Różdżka, od której wszystko się zaczęło, wyleciała jej z ręki i potoczyła się cicho po kamiennej podłodze. Rosier schyliła się i podniosła drewienko.
- Wstawaj – rzuciła, delikatnie naciskając na ramiona dziewczyny. – Jesteś silna.
- Nieprawda – wysapała. – Nie jestem. Już nie jestem.
Marietta spojrzała na nią przenikliwie. Lia już nie była tą samą dziewczyną, którą zostawiła kilka miesięcy temu.
- Camelio – szepnęła.
Dziewczyna pokręciła głową. Stanęła przed ciotką i spojrzała w jej oczy. Zupełnie jakby chciała pokazać, że jest słaba i bezbronna.
- Masz więcej siły niż niejeden wielki czarodziej – szepnęła.
- Nie chcę tego! – krzyknęła, a jej głos potęgowało echo wypełniające przestrzeń wokół nich. – Chcę żeby Narcyza żyła – wyszeptała – chcę być tylko szczęśliwa – wymamrotała.
- O to chodzi? – zapytała zrezygnowana Rosier. Kobieta wiedziała, że nie może pozwolić by dziewczyna oddała się melancholii.
- Nie tylko – rzuciła odchodząc od kobiety. Camelia pociągnęła za wstążkę i stanęła przed dużym lustrem. Zawiązała ją jeszcze raz i wygładziła dłonią zniszczoną suknię. Marzyła o powrocie do domu jej i Dracona i ukryciu się tam przed resztą świata.
- Lia, on ci wybaczy – powiedziała Marietta. – Kocha cię, dlatego ci wybaczy. Lucjusz wytłumaczy mu wszystko.
Dziewczyna pokręciła głową i stanęła przy niewielkim stoliku. Niestarannie nakreśliła na skrawku pergaminu kilka słów dla Dracona i podała go siostrze.
- Wracam do domu – rzuciła. – Mogłabyś to przekazać Draconowi?


Draco siedział na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie płakał. Nie wiedział właściwie jak powinien się zachować. Stracił matkę po raz kolejny.
- Lia jest Voldemortem? – zapytał po raz kolejny, nie patrząc na ojca, tulącego do siebie martwe ciało Narcyzy.
- W sensie krwi, tak - powiedział Lucjusz nagle kładąc dłoń na ramieniu syna. Musiał zabrać po raz kolejny urządzić pogrzeb ukochanej żony.
- Poświęciła się dla niej – szepnął. Malfoy wiedział, że musi być silny. Tym razem chciał być oporą dla syna. Zawiódł go poprzednim razem, oddając się rozpaczy. Tym razem tak nie będzie.
- Draco, rozumiesz co się stało, przecież – szepnął Lucjusz. Wiedział, że to ciężka sytuacja dla syna, po tym wszystkim co przeszedł w ciągu ostatnich miesięcy i lat.
- Rozumiem i nie – przyznał chłopak. Wszystko co go teraz go otaczało było zarazem nowe i stare. Znał już rozpacz ojca po matce, znał rozpacz Lii po dziecku i znał swój ból, który na nowo wypełniał go. Otępienie ogarniało jego silne ciało i zabierało zdolność trzeźwego myślenia.
- Draco – westchnął Lucjusz usiadł i postanowił pokazać synowi wszystko co przekazała mu Narcyza. Zdobył się na wysiłek by wedrzeć się do umysłu swojego dziedzica. Chłopak zadrżał i chciał zacząć bronić się przed najazdem ojca na swój umysł. Lucjusz był silniejszy i bez większego problemu zaczął przelewać do umysłu chłopaka ostatnie słowa jego matki. Draco wstał gwałtownie z kanapy i spojrzał na leżącą na łóżku Narcyzę. Ciemna krew plamiąca dekolt kobiety tworzyła tragiczną ozdobę jej ciała. Podszedł do matki i uścisnął jej zimną dłoń.
- Przecież miałaś przy mnie być – szepnął.
- Draco, matka wiedziała, kto może ją zastąpić przy twoim boku – szepnął cicho Lucjusz. Narcyza wiedziała, że on da sobie radę bez niej i wiedziała również kogo śmierci nigdy nie wybaczyłby jej Draco.
Lucjusz odesłał ruchem ręki syna i sam opadł na kolana przy łóżku martwej żony. Płakał, tak jak kiedyś. Łzy spływały po jego policzkach, a on wiedział, że stracił jedyną kobietę, którą kochał i która była sensem jego życia. Miał po niej namacalny ślad w postaci syna, ale uderzające podobieństwo do niej było teraz przyczyną bólu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 19:47, 29 Cze 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia z trzaskiem zamknęła drzwi do swojej sypialni, po czym gwałtownie opadła na łóżko i zasłoniła twarz pobliską poduszką.
- Jestem Voldemortem - szepnęła sama do siebie. - Zabiłam matkę Dracona - pisnęła, a następnie energicznie wstała przeglądając swoją twarz w lustrze.
- Ohyda - wychrypiała i jednym ruchem ręki rozmazała makijaż na twarzy.
W tej jednej chwili dziewczyna chciała wyglądać jak potwór. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to wszystko przez nią.
Ona sama nie chciała siać takiego spustoszenia, lecz w jednym momencie zorientowała się, że jest przyczyną śmierci wielu niewinnych osób.
Camelia podbiegła do szafy i zerwała z siebie ubranie, nakładając na swoje ciało najgorsze szaty jakie posiadała. Jej umysł nie potrafił pojąć, że stała się kimś, kim gardziła przez całe życie. Była poddana Czarnemu Panu, ale tylko dlatego, że tak wypadało. Ciotka, a raczej siostra wpoiła jej, że to oznacza prestiż, lecz tak naprawdę Lia od wielu lat zdawała sobie sprawę, że za tym wszystkim idzie śmierć.
- Żałosna - odrzekła panna Nott spojrzawszy w lustro.
Camelia brzydziła się własnego odbicia, a każda myśl związana z Malfoyami powodowała niemiłosierne pieczenie jej skóry. Na początku dziewczyna była zła, potem wściekła, lecz w końcu jej emocje przerodziły się w obrzydzenie. Camelia nie potrafiła zaakceptować siebie, ponieważ cały czas wyobrażała sobie krew Voldemorta krążącą w jej organizmie.
Nagle młoda kobieta usłyszała trzask.
- Kto tu jest? - zawołała wchodząc na korytarz.
Odpowiedziało jej echo, dlatego Nott rozejrzała się i wtedy zauważyła, że różdżka należąca kiedyś do Voldemorta porusza się na jednej z szafek. Camelia podeszła do drewienka i kiedy wzięła go w ręce zdała sobie sprawę, że jest najpotężniejszą czarownica chodzącą po tej ziemi.



W tej samej chwili Draco Malfoy wyszedł z sypialni na pierwszym piętrze. Kierował się do salonu, by spojrzeć na Camelię. Doskonale wiedział, że jego matka oddała za nią życie.
Na początku nie wiedział co myśleć, dlatego chciał zobaczyć twarz swojej ukochanej, by zrozumieć decyzję Narcyzy.
- Lia? - zapytał młodzieniec wchodząc do salonu.
Odpowiedziała mu cisza, dlatego Draco wszedł głębiej i zobaczył Mariettę Rosier wpatrującą się w wizerunek jego matki. Chłopak skrzywił się i wydał z siebie jęk rozpaczy. Nie lubił Rosier i nie chciał by miała coś wspólnego z jego matką.
Marietta zauważyła Malfoya i od razu do niego podeszła. Położyła dłoń na jego ramieniu i oddała mu kartkę, którą dostała od Camelii. Następnie bez słowa oddaliła się z pola widzenia Malfoya.
Draco ścisnął swoją pięść i usiadł na krześle. Przyłożył swoje dłonie do czoła i westchnął. To wszystko nie mieściło mu się w głowie. Przeżył już śmierć matki, ale teraz przeżywał to mocniej.
W końcu Draco otworzył małą karteczkę i głośno pociągnął nosem.
- Nie wiesz co robisz - szepnął do siebie, po czym jeszcze raz przeczytał treść wiadomości i zbladł.


Lucjusz Malfoy otarł twarz i po raz ostatni spojrzał na ciało swojej żony. Drżąca dłonią podniósł różdżkę leżącą na ziemi, a następnie skierował ją nad Narcyzę.
- Evanen Corpus - powtarzał Malfoy. - Evanen Corpus…
Powoli zaklęcie zaczęło działać, ale Lucjusz skrupulatnie powtarzał regułkę. Nie chciał dłużej cierpieć, dlatego pragnął, by ciało jego żono zniknęło. Chciał ją zapamiętać taką jaką była za życia. Zawsze się obawiał, że w chwili śmierci będzie pamiętał tylko bladą twarz Narcyzy.
- Żegnaj - wyszeptał, kiedy ciało zniknęła z jego oczu.
Następnie Malfoy schylił się po wisior i obrączkę żony, by na zawsze przypominały mu najlepsze chwile spędzone z Narcyzą. Będąc jeszcze w chwili melancholii, Lucjusz włożył pamiątki po żonie do kieszeni swojej szaty i upuścił pokój w poszukiwaniu syna.
W tej chwili Malfoy chciał tylko zobaczyć się z synem i porozmawiać z nim o przyszłości jego i jego rodziny.

Marietta Rosier pośpiesznie oddaliła się z salonu, pragnąć ulotnić się z pola widzenia młodego Malfoya. Kobieta wiedziała, że chłopak nie chce jej widzieć, dlatego w ciszy opuściła pomieszczenie, wchodząc do innego, małego pokoju, w którym panowała ciemność.
Kobieta oświeciła pomieszczenie i zaniemówiła, kiedy zobaczyła co znajduje się w środku. Przy kominku stał wielki portret rodziny Malfoyów, a tuż obok było lustro zasłonięte ciężkim materiałem.
Rosier rozejrzała się, po czym gwałtownym ruchem zrzuciła płótno. Przetarła oczy i ręką rozdmuchała kurz powstały w skutek zrzucenia materiału.
- Ain Eingarp - wyszeptała Rosier, delikatnie dotykając ramy gigantycznego lustra. Na samym szczycie zwierciadła widniał tajemniczy napis, który odczytywało się od tyłu.
Marietta otworzyła usta w szoku, bowiem nie spodziewała się, że najbardziej pożądane zwierciadło świata znajdzie w malutkim pomieszczeniu w Dworze Malfoyów.
- Odbijam nie twą twarz, ale twego serca pragnienia - przeczytała kobieta i zbliżyła się do lustra.
W końcu Rosier pisnęła i zrobiła krok do tyłu, widząc w lustrze siebie i Lucjusza Malfoya. Kobieta odwróciła się do tyłu, ale za nią nikt nie stał. Marietta wpatrzyła się ponownie i ujrzała pana domu, który spędza swe chwile z nią. Obydwoje są szczęśliwy i najwyraźniej spodziewają się dziecka.
Kobieta przechyliła głowę, a wtedy ujrzała Narcyzę, która dotyka jej ramienia. Malfoy zbliżyła usta do jej ucha i coś wyszeptała.
- Uszczęśliw go - usłyszała Marietta w swojej głowie, w tym samym momencie, kiedy pojawił się obraz Narcyzy całującej jej policzek.
- Zrobię wszystko, by znowu był szczęśliwy, Narcyzo - odezwała się na głos Marietta.
Następnie Narcyza przytuliła Rosier, która odskoczyła do tyłu i wpadła na kogoś.
- Lucjuszu! - krzyknęła Marietta, nie wiedząc co jej fikcją, a co prawdą. Zwierciadło mieszało zmysły każdemu kto przeglądał się w nieskazitelnej tafli lustra.
- Udaj, że mnie tu nie było… że mnie nie widziałeś - rzuciła Marietta wybiegając z pokoju. -Jest mi przykro z powodu twojej żony…



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pią 20:13, 29 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
chochlica
Mugolak
PostWysłany: Nie 23:27, 10 Sie 2014 Powrót do góry


Dołączył: 10 Sie 2014

Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Lucjusz starł się złapać kobietę, ale ta szybko wywinęła mu się z rąk.
- Zaczekaj – powiedział cicho jasnowłosy mężczyzna machając rękami w stronę Rosier, tak jakby chciał ją przysunąć bliżej siebie.
- Muszę iść – wymamrotała, nadal będąc pod wrażeniem tego co zobaczyła w lustrze Ain Eingarp. Nie wiedziała jak ma interpretować to co widział w lustrze – czy Narcyza naprawdę chciała by zaopiekowała się jej mężem, czy też tylko lustro ukazało jej to co chciała zobaczyć.
- Co widziałaś w lustrze? - z zamyślenia wybił ją głos mężczyzny. Marietta zachłysnęła się powietrzem.
- Lustro pokazuje najskrytsze marzenia. Wiesz o czym marzę – odpowiedziała równie cicho co Malfoy. Uderzyła się w twarz w myślach. To ona chciała by Narcyza dała jej niejako błogosławieństwo na związek z Lucjuszem, czego konsekwencją mogoły być obrazki przedstawiające ją i jasnowłose dziecko.
- Dziecko – westchnął ciężko. Marietta skinęła głową i ułożyła dłoń na swoim łonie.
Lucjuszowi było ciężko po stracie żony, tym razem już na zawsze. Miał wrażenie, że wypłakał wszystkie łzy jakie tylko mógł i został mu tylko ból i uczycie pustki. Stanął przed lustrem i przez chwilę błędnym wzrokiem wpatrywał się w nie, by po chwili ryknąć na nowo płaczem i upaść na kolana.
Marietta szybko zasłoniła lustro grubą kotarą. Przez moment zawahała się, lecz po chwili padła na kolana tuż obok Lucjusza i delikatnie ułożyła rękę na jego ramieniu. Czekała aż ją strzepnie, ale mężczyzna tego nie zrobił.
- Musisz być silny – wyszeptała. - Dla Dracona.
- On jest już dorosły – wymamrotał, starając się by w jego głosie nie było słychać targających nim emocji.
- Stracił matkę – westchnęła.
- A ja moją ukochaną – odburknął. Marietta przeklęła w myślach. Nie mogła go teraz zaatakować i odburknąć się w jakikolwiek sposób. Musiała na nowo zdobyć jego zaufanie. Nie wiedziała czy prośba Narcyzy była prawdziwa czy też, lustro pokazało jej to co chciała, Rosier zamierzała spróbować. Teraz na jej drodze do serca Lucjusza nikt już nie stał.




Lia z obrzydzeniem odrzuciła od siebie różdżkę. Nie chciała jej, nie chciała tej ogromnej mocy, która gdzieś w niej siedziała. Nie chciała matki, która czekała tylko by ją zabić i posiąść jej moce. Chciała spokojnego życia. W domu ofiarowanym jej i Draconowi przez jego rodziców. Chciała ślubu i poczuć znowu dziecko w swoim łonie. Teraz wiedziała jednak, że taka przyszłość jej nie spotka. Musiała zakończyć to co zaczęła Devilla Le Fay z Voldemortem. Musiała usunąć ze świata jedyną osobę, która może umożliwić mu ponowne zdobycie mocy. Lia nie chciała umrzeć od zaklęcia – zresztą i tak nie znalazłaby nikogo kto by to zrobił. Ruchem ręki zrzuciła zgromadzone na stoliku nocnym przedmioty i za pomocą czarów przestawiła go na środek sypialni. Wiedziała, że musi sama się tym zająć. Wyczarowała kociołek i ruchem ręki przywołała potrzebne sobie składniki. W pocie czoła kroiła i dodawała potrzebne składniki, modląc się by nikt jej w tym nie przeszkodził.

Draco wciągnął głośno powietrze. Nie mógł stracić kobiety, którą kochał bezgranicznie. Stracił matkę i był pewien, że drugiej straty nie przeżyje. Wiedział, że czas go goni, o ile już go nie przegonił. Tym razem nie szukał dziewczyny po wszystkich jej posiadłościach. Doskonale wiedział gdzie się udać.

Młody Malfoy teleportował się z głuchym trzaskiem w sypialni dworu, który dostali od jego rodziców. Kątem oka zauważył dymiący kociołek, którego trujące opary zajmowały już cały pokój. Ruchem różdżki otworzył okna. I wtedy zobaczył Lię, wyginającą się na łóżku w agonii. Na moment zabrakło mu tchu. Jednym susem dopadł do dziewczyny i złapał ja za rękę. Camelia była rozpalona, jej ciało, krew związana z Voldemortem i Morganą Le Fay walczyła z trucizną wypitą przez dziewczynę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 17:42, 13 Sie 2014 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Hej, hej!
Nigdy bym nie zgadła, że jeszcze tutaj napiszę i skomentuję rozdział!
Cóż mogę więcej powiedzieć... w życiu nie czekałam tyle czasu na rozdział Very Happy (żartuję) Very Happy
Genialne!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 18:57, 13 Sie 2014 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Ale warto było? Smile)

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 19:03, 13 Sie 2014 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Zdecydowanie warto było! Very Happy
Nie pozostaje mi nic innego, jak napisać, że zabieram się za pisanie rozdziału Very Happy Very Happy I wstawię go gdzieś o północy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 22:25, 13 Sie 2014 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

generalnie, to nie pamiętam wielu szczegółów odnoście poprzednich rozdziałów, ponieważ nie miałam już dzisiaj czasu, żeby wrócić kilka stron wcześniej...
Wkrótce wszystko nadrobię Very Happy
Za wszelkie błędy przepraszam Very Happy
Miłego czytania Very Happy


Draco ścisnął dłoń Lii najmocniej jak potrafił, ale ku jego rozczarowaniu to nie spowodowało, że dziewczyna poczuła się lepiej. Nieszczęśliwie Nott krzyknęła z bólu.
- Lia – warknął chłopak i odwrócił się w stronę dymiącego kociołka. – Coś ty zrobiła?
Dziewczyna ostatkiem sił przechyliła głowę, by móc dokładniej się przyjrzeć swojemu narzeczonemu. Lia doskonale zdawała sobie sprawę, że swoim postępkiem wzbudzi poczucie winy wśród swoich najbliższych. Co gorsza, młoda kobieta, wiedziała, że rodzinie będzie ciężko się pozbierać po jej śmierci. Nie chciała nawet myśleć, co powie Marietta, kiedy się dowie. Nawet teraz, na łożu śmierci, Nott zastanawiała się, co rzuciłaby do niej Rosier, gdyby ją zobaczyła w takim stanie.
- Co to za eliksir!? – krzyczał Draco.
Chłopak nie potrafił opanować swoich emocji. Jeszcze parę minut temu opłakiwał śmierć matki, po czym zobaczył Lię…
Już pogodził się ze stanem swojej narzeczonej?
Nie, młody Malfoy nie potrafił płakać za Lią, był na nią wściekły, jak nigdy dotąd. Kochał tą dziewczynę nad życie, był w stanie zrobić dla niej wszystko, ale fakt, że właśnie ta kobieta chciała się zabić dla „większego” dobra, był dla niego nie do zniesienia.
- Ona już nikogo nie skrzywdzi – wyszeptała Lia i zamknęła oczy w geście poddania. Jej ciało nadal walczyło, ale umysł już dawno się poddał. Nott chciała umrzeć, chciała zakończyć TEN rozdział w historii magicznego świata, pragnęła uszczęśliwić innych, za cenę swojego własnego.
W tym samym czasie Draco przeszukiwał wszystkie książki. Chłopak chciał jak najszybciej znaleźć nazwę eliksiru i przepis na antidotum. Nie przyjmował do wiadomości, że jego narzeczona, uwarzyła eliksir śmierci i wypiła prawie całą zawartość kociołka.
- Niech cię dziewczyno! – krzyknął Malfoy, zaraz po tym jak Lia pokazała mu swoją dłoń.
Nott trzymała w ręce kartkę, którą wyrwała z jednej z książek znajdujących się w biblioteczce. Na małym skrawku pergaminu, był rozpisany przepis jak uwarzyć najbardziej śmiertelny eliksir świata, dodatkowo na odwrocie znajdowała się instrukcja zastosowania ewentualnego antidotum.
- To już koniec – szepnęła Camelia, po czym rzuciła niewerbalne zaklęcie zapalające.
To naprawdę był koniec, nie tylko życia Lia, ale również całego rodu Le Fay.

___________________________________________________________

Rosier doskonale zdawała sobie sprawę, że śmierć Narcyzy jest dla niej życiową szansą, którą po prostu musi wykorzystać. Kobieta czekała dwadzieścia lat, zanim zbliży się do Malfoya, dlatego nadarzająca się okazja nie mogła być przez nią zmarnowana.
Z drugiej strony, Marietta nie chciała powtórki z rozrywki. Musiała to rozegrać inaczej, tym bardziej, iż nie wiedziała, czy Narcyza w lustrze była wytworem jej wyobraźni, czy jakiegoś większego spisku.
- Lucjuszu… - zaczęła kobieta, ale w połowie zdania zamyśliła się i ucięła.
Rosier przyszło do głowy, że dobrze by zrobiło mężczyźnie, gdyby usiadł spokojnie w pokoju, który nie kojarzy się z Narcyzą. Marietta pośpiesznie przeniosła siebie i Malfoya do komnaty, gdzie zwykli przesiadywać goście, którzy odwiedzili dwór.
Jednym ruchem różdżki kobieta rozpaliła ogień w kominku i wskazała miejsce Lucjuszowi, który wydawał się nie wiedzieć co ma zrobić z fotelem, obok którego się znajdował. Marietta nalała sobie i towarzyszowi mocny trunek, po czym wypiła swoją porcję do ostatniej kropli.
- Pij, dobrze ci zrobi – szepnęła kobieta i podeszła do jasnowłosego. Włożyła szklankę w jego dłonie, a sama ułożyła swoje ręce na jego ramionach w geście empatii.
Malfoy pod naciskiem Marietty, wypił wszystko, po czym sięgnął po butelkę i napełnił swoją szklankę do pełna.
Rosier oddaliła się od mężczyzny. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech, który był dowodem na to, że wszystko idzie po myśli Marietty. Kobieta chwyciła pierwszy lepszy przedmiot znajdujący się na kominku i obróciła go kilkakrotnie w dłoni. Robiła to od niechcenia, jakby zastanawiała się co ma dalej zrobić.
- Odstaw to – rzucił Lucjusz, który w końcu doprowadził się do jakiegoś stanu.
Rosier nie chciała się kłócić, dlatego posłusznie odstawiła przedmiot w miejsce, z którego go wzięła. Marietta spojrzała mężczyźnie w oczy, jakby próbowała rozszyfrować, co chodzi Malfoyowi po głowie.
Lucjusz wbrew przewidywaniom kobiety, podszedł do niej i popchnął ją w stronę pobliskiej ściany. Marietta uderzyła swoimi plecami o zimny i twardy kamień. Z jej ust wydobył się cichy syk. Malfoy podszedł do Rosier i położył dłoń na gardle kobiety,która w szoku rozszerzyła oczy. Jej klatka piersiowa zaczęła niespokojnie falować.
- Dzisiaj umarła moja żona – odrzekł Lucjusz i ścisnął gardło Marietty. – Była taka piękna – kontynuował Malfoy i palcem drugiej ręki przejechał po policzku kobiety.
W tym momencie Rosier już wiedziała, że nie będzie łatwo, ale przecież nikt tego nie obiecywał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 22:26, 13 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 21:29, 14 Sie 2014 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Rosier delikatnie odciągnęła dłoń Lucjusza od swojej twarzy. Nie chciała by już od pierwszych godzin po śmierci Narcyzy wpadał jej w ramiona. Kobieta nie chciała być pocieszycielką, czy też zastępstwem za zmarłą żonę. Pragnęła by dostrzegł w niej kobietę zdolną do wszystkiego dla niego. Taką która stała by u jego boku w dzień i w nocy. Śmiała się do łez, ale też płakała z nim jeśli przyjdzie taka potrzeba. Marietta nie była głupia i wiedziała, że teraz musi przekonać blondyna, że razem z nim przeżywa stratę Narcyzy.
- Zdejmij rękę z mojego gardła – wyszeptała, czując że uścisk mężczyzny powoli zaczyna się zacieśniać. Lucjusz spojrzał na nią i delikatnie zdjął rękę z jej szyi. Kobieta złapała łapczywie powietrze.
- Tak jest dużo lepiej – mruknęła rozcierając skórę na szyi. Lucjusz lekko zataczając się podszedł do stolika na którym zostawili butelkę z ciemnym trunkiem. Nalał sobie do eleganckiej szklaneczki kolejną porcje alkoholu i wypił od razu. Mężczyzna lubił cierpki smak napoju w ustach. Ciepło promieniujące na całe ciało, a także rozluźnienie jakie dawały mu procenty.
- Umarła po raz kolejny – mruknął jakby do siebie nie zwracając uwagi na Rosier. - Tym razem naprawdę. Już nie wróci.
Kobieta cicho podeszła do niego i chciała dotknąć dłonią jego ramienia, ale mężczyzna gwałtownie odskoczył od niej, rozlewając trunek ze szklaneczki.
- Nie rozumiesz – warknął.
- Rozumiem cię – powiedziała cicho – straciłam męża, siostrę i dwójkę dzieci – przypomniała.
- Ale czy którekolwiek z nich kochałaś tak mocno jak ja moją
Narcyzę? - wyszeptał.
- Wiesz ile znaczyła dla mnie siostra i jak bardzo pragnęłam dziecka – wymamrotała. Marietta chciała pokazać, że w tym momencie jest zasmucona i musiała walczyć ze sobą by nie pokazać jak bardzo na rękę była decyzja Narcyzy o zejściu z tego świata, by jej syn był szczęśliwy z Lią.
Lucjusz opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Potrzebuję jej, Rosier – wymamrotał. - Ale ona chciała by Draco mógł być szczęśliwy. A mnie znowu unieszczęśliwiła.
Kobieta chciała go przytulić i zapewnić, że zaopiekuje się nim lepiej niż kiedykolwiek zrobiła to Narcyza. Zapewnić o swojej bezgranicznej miłości, którą dusiła w sobie przez te wszystkie lata, a zamiast tego z jej ust wyleciało tylko suche stwierdzenie faktu.
- Narcyza wiedziała jaki obowiązek spoczywa na waszym dziecku – powiedziała poważnie.
Lucjusz niechętnie kiwnął głową i wskazał kobiecie fotel naprzeciwko siebie.


Niewielka kartka papieru z cichym sykiem spaliła się na oczach chłopaka. Przeklną głośno, a kiedy usłyszał jęk Lii powtórzył to jeszcze raz. Chłopak podbiegł do niej i zaczął szarpać za ramiona.
- Nie zamykaj oczu – krzyczał, jakby chciał zatrzymać umykające mu z rąk życie ukochanej kobiety. Dziewczyna wymamrotała coś jeszcze, ale chłopak nie mógł jej zrozumieć.
- Dlaczego to zrobiłaś – Draco czuł, że łzy zaczynają mu płynąć po polikach. Nie mógł stracić i ukochanej kobiety i matki tego samego dnia. Kiedy Narcyza umarła liczył, że Lia będzie stała u jego boku, a nie sama skaże się na tak okrutną śmierć jakim było wypicie trucizny.
Chciał szarpać jej drobne ciało by wydobyć z niej odpowiedź, ale bał się, że tak wytrąci z niej resztki tlącego się życia. Czuł, że jest sparaliżowany, nie wiedział jak sporządzić coś, co dałoby mu choć kilka minut na zastanowienie się. Musiał działać, ale zamiast tego tylko stał i nachylał się nad dziewczyną, patrząc jak jej pierś unosi się coraz ciężej i ciężej. Padł na kolana tuż obok łóżka, na którym leżała dziewczyna.
Nagle poderwał się i złapał dziewczynę w swoje ramiona. Załkał gorzko. Pierś dziewczyny już nie unosiła się. Jej ciało powoli robiło się zimne. Zawył głośno jak zranione zwierzę. Cierpiał i próbował zrozumieć dlaczego Lia to zrobiła. Nie obchodziło go kim jest w sensie krwi, to nie wpływało na to czy była zimną kobietą, czy jego Lią gładzącą się po lekko zaokrąglonym brzuchu mówiącą ciepło o ich dziecku. Nie wiedział ile czasu minęło kiedy wstał z kolan ruchem różdżki zmienił ubranie ukochanej dziewczyny na czarną suknię. Teraz wyglądała tak jakby zasnęła, a nie popełniła samobójstwo. Położył się obok niej i wtulił się w zimne ciało ukochanej kobiety.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Czw 21:56, 14 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 12, 13, 14  Następny
Strona 13 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare