Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 11:21, 08 Sty 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Kiedy dziewczyna deportowała się z Malfoy Manor, pozwoliła by łzy popłynęły po jej policzkach. Oparła się ścianę i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Była sama, nie licząc skrzatów, w posiadłości jej i Dracona. Liczyła, że chłopak zawładnięty rozpaczą nie będzie jej szukał.
Skinieniem różdżki zapaliła światło w ich ogromnej sypialni i zsunęła z ramion żakiet. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ktoś zaścielił łóżko i poukładał jej rozrzucone rzeczy. Poczuła ukłucie żalu. Kiedy ostatni razu ty była, myślała jeszcze o tym jaką będzie matką.

Draco był wdzięczy ojcu za to, że wyrzucił go z pokoju. Nie chciał wiedzieć jak jego ukochana matka umiera. Otarł mokre policzki, zastanawiając się gdzie może znaleźć dziewczynę. Potrzebował jej wsparcia, gdyż wiedział, że u nikogo innego go nie znajdzie. Zrobiłby wszystko by tylko ją znaleźć.
Otworzył drzwi prowadzące do jej tymczasowej sypialni, łudząc się, że może tam ją znajdzie. Spotkał go zawód.
Przeklął pod nosem, przecież wiedział, że jej tu nie spotka. To było zbyt oczywiste, jak na nią.

Marietta patrzyła zaskoczona na stojącą przed nią kobietę. Oddała antidotum myśląc, że już za późno na uratowanie jej.
- Nie doceniasz umiejętności swojej siostry – zadrwiła biorąc z szafki swoją różdżkę. Narcyza miała świadomość, że mikstura Rosier zadziałała tak szybko, ponieważ pomagał jej eliksir, który uwarzyła dla niej Lia.
- Ona jest tylko głupią smarkulą – warknęła, celując w stronę Malfoy.

Dziewczyna położyła się w łóżku, zdając sobie nagle sprawę, że jest sama w tym ogromnym domu, którego zupełnie nie znała. Przytuliła się do poduszki i zaczęła zastanawiać się, czy Narcyza już nie żyje.

Draco opadł na łóżko dziewczyny i wtulił twarz w jej poduszkę. Pachniała nią.

Narcyza nie była jej dłużna i też wycelowała różdżką w stronę kobiety. Była rozgoryczona, nie tylko dlatego, że za jej sprawa była na granicy życia i śmierci, ale również dlatego, że zabiła jej pierwsze dziecko. Dawno zagojona rana, zaczęła znowu dawać o sobie znać.
- Ty – wycharczała, czując się o niebo lepiej niż godzinę temu. Co więcej wściekłość dodawała jej teraz siły, by rozprawić się z Rosier.
Lucjusz otrząsnął się z szoku i stanął obok ukochanej kobiety by pomóc jej w pozbyciu się Rosier.

Lia długo nie mogła zasnąć. Coś mówiło jej, że powinna wrócić do Malfoy Manor. Pokręciła głową, jakby chciała zaprzeczyć swoim myślą. Narcyza musiała umrzeć. Tylko tyle mogło się tam teraz wydarzyć. Nott wiedziała, że jej siostra nie cofnie się przed niczym, by zdobyć to czego pragnie. Zawsze tak było.

Draco chciał wrócić do swojego domu, by tam móc w spokoju dojść do siebie po stracie matki. Równocześnie zdawał sobie sprawę, że będzie musiał jeszcze trochę zostać w tym smutnym budynku. Zdawał sobie sprawę, że zostanie zmuszony do pomocy przy organizowaniu pogrzebu, a gazety nie dadzą im spokoju jeszcze przez długi okres czasu.

Mężczyzna wycelował różdżką w stronę Marietty, rzucił w jej stronę urok. Chciał jak najszybciej zakończyć tę farsę i sprawić by Rosier znalazła się tam gdzie jej miejsce. W Azkabanie.
Narcyza czuła, że gniew sprawia, że szybciej odzyskuje panowanie nie tylko nad swoim ciałem, ale również mocą.
- Będziecie się tak czaić? – zaśmiała się kobieta, widząc nieporadność Malfoyów.
Pani domu nie czekając na reakcje swojego męża zaczęła rzucać na oślep zaklęcia.

Dziewczyna wstała z łóżka i zapaliła światło. Wyszła z sypialni i skierowała się do pokoju, przeznaczonego dla jej maleństwa.
Podeszła do łóżeczka, zastanawiając się jak to by było, gdyby musiała się opiekować dzieckiem. Przejechała dłonią po barierce i kiedy zrozumiała jak beznadziejnie się zachowuje, szybko wycofała się z pomieszczenia.

Draco podnosił się. Musiał znaleźć Lię, ale nie wiedział, gdzie ma jej szukać.

Zaklęcia latały po sypialni. Jedna i druga strona walczyła zaciekle, nie chcąć się poddać. Marietta wiedziała, że teraz już na zawsze straciła Lucjusza. Walczyła jedynie o swój honor.
Narcyza chciała jedynie pozbyć się raz na zawsze tej kobiety z ich życia. Nie chciała żyć z obawą, że po raz kolejny zrobi na złość im lub ich synowi.
- Poddaj się, Marietto – zawołał Lucjusz, bojąc się zostawić żonę samą by wezwać odpowiednie służby.
- Oszukałeś mnie! – krzyknęła Rosier. – Dałam ci antidotum!
Mężczyzna prychnął.

Draco wyszedł z sypialni dziewczyny i ruszył z powrotem do pokoju, gdzie ostatni raz widział ojca. Musiał mu powiedzieć, że wyrusza znaleźć dziewczynę.

- Rosier – warknął. Miał już dosyć jej gierek.
Narcyza patrzyła to na kobietę, to na swojego męża. Widziała, że Marietta jest teraz rozproszona i dlatego korzystając z tego momentu, machnęła różdżką, a grube sznury spętały jej ciało.
Ciemnowłosa zawyła. Wiedziała, że Malfoy nie będzie miał skrupułów i postara się by zajęły się nią odpowiednie służby.

Draco biegł przez korytarze, gorączkowo myśląc, gdzie powinien się udać by znaleźć dziewczynę. Zatrzymał się i spokojnie otworzył drzwi.
- Matko?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 14:34, 21 Sty 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Draco uchylił drzwi w szoku i wpatrywał się w dziwny obrazek, który się przed nim malował. Ciemnowłosa kobieta leżała na ziemi owinięta linami. Co chwile pojękiwała i wiła się z bólu. Lucjusz Malfoy rzucał dziwne spojrzenia to na swoją żonę i Rosier, która cały czas dawała znać o swojej obecności. Natomiast Narcyza Malfoy stała nad kobietą i uśmiechała się triumfalnie. Znowu czuła swoją moc, wiedziała, że odzyskała to, czego nauczył ją kiedyś Voldemort. Była silniejsza niż kiedykolwiek, dlatego Marietta krzywiła się na jej sam widok.
- Matko? - zapytał po raz kolejny Draco i powoli wszedł do pokoju.
Narcyza pragnęła z nim porozmawiać, bowiem była mu bardzo wdzięczna za jego pomoc. Kobieta podeszła do swojego syna, ale zanim odezwała się słowem młodzieniec przypomniał sobie o Lii. Teraz już odetchnął z ulgą wiedząc, że jego matka żyje i ma się bardzo dobrze.
- Czuję się dobrze, kochanie- wyjaśniła synowi i ponagliła go ręką.
Blondyn nie czekając dłużej skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Załatwił i wyjaśnił jedną sprawę, dlatego teraz mógł ruszyć na poszukiwania Lii.

Młody Malfoy po raz kolejny pobiegł do jej sypialni na dworze jego rodziców. Pospiesznie pognał do pokoju oddychając głęboko. Uspokoił się, kamień spadł mu z serca, kiedy ujrzał swoją matkę zdrową. Nie chciał przeżywać tych samych chwil, które doprowadzały go do szaleństwa, zaraz po wojnie. Doskonale pamiętał jak tułał się bez celu na korytarzach i nie odzywał się do ojca. Ten natomiast ignorował jego osobę, siedząc całymi dniami samotnie w swoim gabinecie.
Nagle Draco przystanął bez ruchu i okręcił się wokół własnej osi. Rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu i nie dostrzegł ani jednej rzeczy, które została stamtąd zabrana. Zaczął intensywnie myśleć. Lia musiała być w miejscu, gdzie ma zapewnione wszystko i dobrze zna dany budynek. Marcus nie żył, więc Lia na pewno nie mogła wrócić do tamtego domu. Nie ukrywała się również w Malfoy Manor, ponieważ szybko znalazłby ją jakimś zaklęciem.
Blondyn ruszył do swojego pokoju. Przebrał się w eleganckie ubrania i przygotował sobie skromną regułkę w głowie, następnie zabrał z tajnej szuflady pierścionek zaręczynowy i deportował się do rezydencji, którą Lia dostała w spadku po rodzicach.
Draco wierzył w to, że dziewczyna tam będzie, dlatego żwawym krokiem ruszył przed siebie. Jednak kiedy dotarł do niewielkiego domku, okazało się, że nikogo tam nie było od ich ucieczki sprzed kilku miesięcy. Młodzieniec zwiesił głowę i deportował się do kolejnej willi, której właścicielką była Camelia, ale znowu pudło.
Chłopak zaczął tracić nadzieję, ponieważ mijały cenne minuty, a on kompletnie nie miał pojęcia gdzie udała się Nott. Po czasie zorientował się, że Lia mogło uciec do kolejnego przyjaciela bądź przyjaciółki sprzed lat, ale szybko wykluczył tę możliwość. Wiedział, bowiem, że i tak nie odnajdzie dziewczyny jeśli ukrywa się u swoich znajomych.
- Psia krew! - warknął i w złości deportował się do ich dworu, który dostali jako prezent ślubny. Mieli się tam wyprowadzić zaraz po ślubie, by w spokoju i we własnym zaciszu oczekiwać dziecka.

Lia siedziała na łóżku i poderwana chwilą przeszła się po całym dworze i zapaliła wszędzie świecie i światła. Pragnęła towarzystwa, a nie samotności, dlatego chciała poczuć czyjąś obecność. Następnie dziewczyna próbowała opanować drżenie swoich rąk, ale to miejsce przywoływało w niej wiele wspomnień, które były dla niej strasznie bolesne.
Każdy mebel przypominał nienarodzone dziecko, wszystko wokół było takie znajome, lecz odległe i zapomniane.
Nagle Nott usłyszała hałas na piętrze. Nie chciała schodzić tam sama, dlatego posłała skrzaty.
- Jest tam ktoś? - zawołała, kiedy żaden ze skrzatów nie przybył do jej sypialni.
Nie odpowiedziało jej stworzenie, a Draco, który gwałtownie wkroczył do pokoju i rzucił się przed Lią. Chłopak ogarnął siebie i klęknął na kolanie wyciągając z kieszeni pierścionek.

Narcyza nie przestawała się uśmiechać. W jej oczach pojawił się złowrogi błysk, a sama ona stała się potężna. Siły, które starała się ukrywać po rezygnacji z funkcji Czarnej Pani, powróciły wraz z jej wrogością do świata.
Lucjusz patrzył na Mariettę. Wiedział, że kobieta cierpi w sidłach, ale postanowił jak najszybciej przetransportować ją do odpowiednich służb, które zajęłyby się Rosier.
- Lucjuszu, zostaw ją - odrzekła zimno Pani Malfoy i obeszła swojego męża. Pocałowała go przelotnie w policzek, a następnie wróciła do Marietty.
- Chciałaś mojej śmierci? - zapytała cichutko i kiedy Rosier jej nie odpowiedziała Narcyza krzyknęła - Mów!
- Nie - odezwała się Marietta, która doskonale wiedziała czego chce. Pragnęła dziecka, a nie śmierci Narcyzy, już dawno pogodziła się z tym, że Lucjusz wrócił do swojej żony.
- CRUCIO! - warknęła Malfoy i uklęknęła przy jęczącej Rosier. - Nadal chcesz ze mną pogrywać? - zaśmiała się donośnie, po czym rzuciła spojrzeniem na swojego męża, który kiwał przecząco głową.
- Zajmą się nią w Azkabanie - wyjaśnił, lecz Narcyza nie chciała słuchać.
- Ja się nią zajmę… Chciała mnie zabić, to teraz ja zabiję ją i nie będę tak miłosierna jak ona… Myślałam, że zmieniła zdanie, lecz dała się nabrać Tobie, Lucjuszu… Więc w jej sercu jest nadal krzta miłości, która sprawuje kontrolę nad jej umysłem i ciałem - mówiła pani Malfoy próbując udowodnić swojemu mężowi, że Marietta jest złą kobietą i należy jej się pozbyć jak najszybciej.
- Nie chciałam nikogo zabić - pisnęła Marietta, kiedy kolejna klątwa uderzyła w jej ciało. Lucjusz próbował coś zrobić, ale nie chciał przeciwstawiać się decyzjom żony.
- Trucizna należała do ciebie, więc jesteś winna - przypominała blondyna chodząc po pokoju i nucąc znaną sobie melodię jakiegoś utworu z dzieciństwa. Wiedziała, że nikt jej nie zagraża. Musiała w końcu wziąć sprawy w swoje ręce. Narcyza postanowiła już nie ukrywać się ze swoją mocą, bowiem widziała do czego to prowadzi. Nie chciała kolejnego zamachu na swoje życie.
- Nie było żadnej trucizny - przyznała Rosier i popatrzyła na Lucjusza by mu coś opowiedzieć. - Miałam na szyi dwie fiolki, w jednej była trucizna, w drugiej antidotum. Wypiłam przy tobie truciznę, Lucjuszu - wyjaśniła.
Miała nadzieję, że mężczyzna uwierzy w jej słowa. Łzy ciekły po twarzy Marietty, która nie wiedziała co ma począć w tak beznadziejnej sytuacji.
- Lucjuszu, nie słuchaj jej! - krzyknęła Narcyza jakby zaczęła się bać o swoją pozycję. Ponownie widziała, że Rosier zdobywa jej męża.
- Nie wierzę ci - odparł Malfoy wpatrując się w obrzydzeniem w Rosier.
Narcyza w tej chwili odetchnęła, a Marietta gorzko zapłakała.
- Narcyzo… Nie musisz mnie słuchać, możesz mnie zabić… - wykrztusiła dusząc się własną krwią. - Ale ja znam twoją tajemnicę. Znam tajemnicę śmierci i twojego życia.
- Nic o mnie nie wiesz - warknęła pani Malfoy, ale na jej słowa Rosier podniosła kąciki ust do góry.
- Zniszczyłam jednego horkruksa i wiem gdzie są pozostałe… To koniec twojego panowania - wyjaśniła i zemdlała.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 19:05, 24 Sty 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lia zacisnęła dłoń na różdżce, by po chwili odrzucić ją od siebie. Nie spodziewała się, że chłopak tak szybko pojawi się przy niej.
- Co tu robisz? - wyszeptała cofając się. Poczuła ulgę. Wspomnienia powoli zaczynały brać górę nad jej umysłem, a teraz jej myśli mogły zająć się pojawieniem blondyna.
Draco klęczał kilka kroków od niej, a na jego twarzy malował się niewielki grymas.
- Umarła? - zapytała, nagle zdając sobie sprawę, że jeśli tak się stało, ona będzie świadkiem smutku i rozpaczy Malfoya.
Chłopak westchnął i uśmiechnął się w jej stronę.
- Żyje i ma się bardzo dobrze – przyznał. Wyjął z kieszeni niewielkie pudełko i na klęczkach podszedł bliżej dziewczyny. Widział malujące się na jej twarzy zdziwienie pomieszane z ulgą.
Lia domyślała się dlaczego Malfoy przed nią klęczy i za wszelką cenę chciała osunąć moment, w którym będzie musiała mu odmówić. Po tym wszystkim, nie mogli tak po prostu wrócić do siebie. Ona nie mogła.
- Nie powinieneś być z nią? - zapytała, zerkając w stronę okna.
- Chciałem cię znaleźć, Lia – odpowiedział i widząc zachowanie dziewczyny z kucnął przed nią. Przez chwilę nie uwagi dziewczyny zamknął jej dłonie w swoich.
- Musimy kiedyś o tym porozmawiać – szepnął, wsuwając pudełeczko z pierścionkiem z powrotem do kieszeni marynarki. Nie wiedział, dlaczego dziewczyna zachowuje się tak, a nie inaczej.
- Po prostu zostaw mnie samą, znajdź żonę i żyj dalej – poprosiła, wstając z łóżka i odchodząc od chłopaka. Nie umiała mu spojrzeć w oczy po tym, co zrobiła, a równocześnie pożądała jego bliskości bardziej niż wcześniej.
- Nie mów tak – powiedział delikatnie.
- Będę, przecież wiesz – odpowiedziała mu, spoglądając na niego przez ramię. Chłopak wstał i podszedł do niej.
- Dlaczego? - zapytał, mając na myśli zachowanie dziewczyny.
- Draco – westchnęła odwracając się w stronę chłopaka. Ku jej zdziwieniu stał bliżej niż myślała. - Po tym wszystkim, co się stało... - zaczęła, ale Malfoy jej przerwał.
- Zapomnijmy o tym – wyszeptał. Dziewczyna zagryzła wargę, a jej dłoń bezwiednie spoczęła na jej brzuchu.
- Nie... - zaczęła, ale urwała czując dłoń chłopaka na swojej.
- Nie każe ci o nim zapomnieć – powiedział miękko. - To wszystko co działo się potem było dziwne, a my nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Nie przekreślaj nas, Lia – dokończył błagalnym tonem.
Nott oparła czoło o obojczyk chłopaka. Chciała mu się opierać, ale nie potrafiła zrobić tego po raz kolejny.
- Wszystko przeze mnie – szepnęła do siebie. - Nigdy nie chciałam...
- Cii, kochanie. - Mówiąc to objął dziewczynę.
Lia odeszła od chłopaka i wyszła z sypialni.
- Nie chciałeś mnie, Draco – przypomniała mu – więc dlaczego teraz do mnie wracasz?
Malfoy był pewien, że teraz już wszystko będzie dobrze.
- Nie chciałem ślubu – krzyknął za dziewczyną. - Ty też go nie chciałaś!
Draco nie wiedział, co jeszcze może zrobić żeby dziewczyna chciała do niego wrócić, ale dokładnie widział jaką walkę ze sobą prowadzi.
Lia wyszła z sypialni i mimo wspomnień z jakimi miała się zmierzyć weszła do dziecinnego pokoiku.

Lucjusz nie wiedział o co chodzi Marietcie i dlatego rzucił zaskoczone spojrzenie swojej żonie. Narcyza natomiast doznała szoku. Żyła w przekonaniu, że tylko ona wie o tym co zrobiła, zmuszona przez Czarnego Pana. Rozszczepiła duszę na kilka części, tak jak jej Mistrz i za jego rozkazem ukrywała je licząc, że nigdy nikt ich nie znajdzie.
- O co jej chodziło? - zapytał mężczyzna podchodząc do małżonki. Zerkał to na blondynkę, to na Rosier, próbując znaleźć wyjaśnienie jej słów.
- Nie przejmuj się tym – szepnęła i skinieniem różdżki zmieniła swoją koszulę nocną na długą czarną suknie, taką jaką nosiła kiedy jeszcze oficjalnie była przywódcą śmierciożerców.
Podeszła do kobiety i kucnęła przy niej. Sięgnęła po fiolkę wiszącą na szyi Rosier i odkorkowała ją. Podsunęła ją do swojej twarzy i ruchem ręki skierowała opary do swojego nosa.
- Nie pożyje długo – rzuciła zamykając pojemniczek i zdejmując go ze sznureczka, na którym wisiał. Wsunęła pojemniczek do kieszeni.
- Naprawdę się zatruła? - wyszeptał stojąc dalej przy łóżku.
- Już nie będzie nam niszczyć życia, kochanie – szepnęła kopiąc brunetkę w bok. - Nie wiem z czego uwarzyła truciznę, ale jest mocna – mruknęła i wzruszyła ramionami. Podeszła do Malfoya i uśmiechnęła się. Mężczyzna przytulił ją do siebie, cieszą się, że życiu jego żony już nic nie grozi.
- Jesteśmy bezpieczni, tak? - zapytał cicho, zastanawiając się jak wyjaśnią fakt, że w ich dworze znajduje się ciało Rosier.
Narcyza zaśmiała się głośno. Głos kobiety odbijał się od ścian dając pogłos przez kilka kolejnych sekund.
- Jeśli nikomu nie przekazała tej informacji to owszem, nic nam nie grozi – wyjaśniła spokojnie.
- Nawet o tym nie marz – wymamrotała Marietta, czując jak trucizna rozprzestrzenia się po jej ciele, powoli zabijając poszczególne komórki.
Narcyza warknęła wściekle jak zwierze i po chwili nachyliła się nad kobietą.
- Co zniszczyłaś? - warknęła, trzymając ciemnowłosą za policzki. Nie chciała by Lucjusz słyszał jej pytanie.
Rosier spojrzała na nią z pobłażaniem i wzrokiem wskazała na swoje skrępowanie dłonie.
Malfoy wymamrotała coś pod nosem, ale kiedy jej wzrok zlokalizował pierwszy horkruks zbladła gwałtownie.
Lucjusz chciał do niej podbiec, ale zatrzymała go ruchem ręki.
Na palcu Rosier lśnił rodowy pierścionek Blacków ze zniszczoną tarczą. Narcyza rozpoznała w nim jednego z horkrusków ukrytych w Europie.
- Jak się dowiedziałaś? - zapytała blondynka, rzucając uspokajające spojrzenie w stronę Lucjusza.
Mężczyzna nie do końca wiedział co się dzieje wokół niego. Marietta konała, a Narcyza prowadziła z nią dziwną rozmowę i udawała, że nie jest zdenerwowana.
Narcyza widziała, że jej mąż nic nie rozumie, a to doprowadzi do wielu kłopotliwych pytań z jego strony.
- Kochanie przyniesiesz nam wino? - zapytała miękko. Mężczyzna skinął głową i wyszedł z pomieszczenia oglądając się kilkakrotnie za siebie.
Narcyza wstała i odeszła od Rosier. Czekała ją poważna rozmowa z Snapem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 11:13, 28 Sty 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia westchnęła obracając się wokoło. Wszystkie wspomnienia z dzieckiem i ciążą wróciły z wielkim hukiem. Krew pulsowała w jej żyłach, serce waliło jak oszalałe, a jej dłonie robiły się mokre od potu. Wiedziała, że utrata dziecka nie była jej winą. Wszystko to za sprawką jej siostry i Marcusa. Nie mogła się pogodzić, że ktoś miał wpływ na jej życie, na przyszłość, którą miała dzielić z Draconem i ich dzieckiem.
Camelia była młodą kobietą, ale pomimo tego nad wyraz dojrzałą. Przeszła więcej niż niektórzy dorośli. Nott wiedziała co ma szanować i kogo, ale niektóre rzeczy wykraczały ponad jej siły. Jak choćby sam fakt, że Malfoy ponownie nalega na ślub, jakby zapomniał o wszystkich konsekwencjach, które spotkały ich w przeszłości. Lia nie bała się małżeństwa z Draconem, obawiała się kolejnej ciąży i utraty dziecka, bowiem czuła, że kolejnych emocji po stracie maleństwa by nie przeżyła.
- Lia, to znowu może stać się rzeczywistością - przerwał jej Draco.
Nott odwróciła się w jego stronę. Następnie zbulwersowana faktem, że poszedł za nią, cisnęła w niego groźnym spojrzeniem.
- Co tu robisz? - zapytała z wyrzutem, jakby zapomniała, że ten dom jest również jego.
Malfoy nie odpowiedział. Nie chciała kolejnych kłótni, pragnął by Lia w końcu zgodziła się wyjść za mąż za niego. Nie oczekiwał zbędnych słów, żali i wspomnień z przeszłości. Wystarczyłoby mu jedno krótkie słowo wydobywające się z ust jego ukochanej.
- Wyjdź za mnie - szepnął blisko jej ucha.
Camelia nie zauważyła kiedy Malfoy szybko podszedł do niej. Objął ją w pasie i wtulił w swoją pierś.
- Draco… - urwała i jęknęła z rozpaczy widząc, że pozytywka nad łóżeczkiem dziecka zaczęła się poruszać.
- Wyjdź za mnie… - powtórzył. - Jeszcze dzisiaj - dodał pośpiesznie i oparł swój podbródek na jej ramieniu.
Nott zignorowała jego słowa. Odsunęła się od chłopaka i szybko wyszła z pokoiku. W sypialni zatrzymała się na chwilę, ale bliskość tamtego pokoju nie dawała jej ukojenia, więc Lia oddaliła się na korytarz, gdzie jej serce zaczęło się powoli uspokajać.
Draco ruszył za nią. Wiedział, że to jego ostatnia szansa i kiedy nie zdoła jej wykorzystać przepadnie wraz z Lią i jego miłością do tej dziewczyny.
- Camelio, wiem, że o tym marzyłaś - rzekł intrygująco po czym pociągnął ją za rękę przez korytarz. Doprowadził ją do salonu i kazał usiąść na jednej ze skórzanych sof.
- Okoliczności się zmieniły - wyjaśniła miękko próbując panować nad emocjami.
Czuła, że ponownie przekroczyła granicę i rozkleja się za często. Robiła się na zbyt uczuciowa, a nie tego się od niej wymagano. Lia chciała zerwać ze starym życiem, ale nie mogła, szczególnie w towarzystwie Dracona i jego rodziny.
- Ale ludzie nie - dodał wiedząc, że ma asa w rękawie.
Lia nie mogła mu odmówić po raz kolejny, to nie byłoby godne takiej czarownicy. Malfoy próbował zastosować swoje sztuczki do tego by dziewczyna zmieniła swoje zdanie lub po części powiedział co o tym wszystkim sądzi.
Mijały minuty, kiedy obydwoje siedzieli w ciszy i bezruchu patrząc na siebie. Malfoy wymyślał w swojej głowie potrzebne argumenty, które przyczynią się do zmiany decyzji przez Nott. Camelia natomiast chciała coś powiedzieć, ale bała się reakcji chłopaka. Jedno zdanie, które krążyło w jej głowie, Camelia zmieniała na kilka sposobów i kiedy w końcu zdecydowała się na akt odwagi, oblizała wargi, westchnęła i wykrztusiła z siebie wszystko co dławiła od jakiegoś czasu:
- Zostanę twoją żoną…


Narcyza obeszła pokój przypadkowo kopiąc w rękę Marietty. Kobieta pragnęła bólu i cierpienia Rosier, chciałaby, by ta prosiła o litość. Malfoy była kobietą silną, niebezpieczną i samowystarczalną. Odkąd przeszła szkolenia ze samym Voldemortem, nie potrzebowała nikogo do szczęścia, toteż próbowała udowodnić Rosier.
- Snape? - zapytała blondynka uśmiechając się delikatnie.
Wiedziała, że znajdzie się mnóstwo osób chcących jej śmierci, ale nie przypuszczała, ze pierwszym, który ją wyda będzie sam Severus Snape, ojciec chrzestny Dracona i przyjaciel ich rodziny.
Marietta milczała, a Narcyza co jakiś czas zachęcała ją do mówienia, kiedy w końcu udało jej się to wymusić od Rosier, kobieta przemówiła.
- Najciemniej pod latarnią - wymruczała czując, że jej koniec zbliża się wielkimi krokami, a ona może pokazać kto rządzi.
Narcyza pokręciła przecząco głową i pociągnęła Rosier za włosy.
Kobieta krzyknęła w takiej agonii, że po kilku sekundach do pokoju wpadł Lucjusz nie wiedząc co się dzieje.
- Narcyzo? - zapytał w ciemnościach obawiając się, że Marietta się uwolniła.
Malfoy odezwała się opowiadając mężowi, że te krzyki to sprawka Rosier.
- Zabij mnie! - ryknęła uwięziona kobieta.
Na jej słowa Malfoy zagrzmiała donośnym śmiechem. Miała dość tej kobiety, a fakt, że zniszczyła cząstkę jej duszy nastrajał ją do nienawiści w stosunku do niej.
- Zabij mnie, tylko tego chcę - mówiła Marietta, a w głowie Lucjusza pulsowały wspomnienia.
Zaczął sobie przypominać, jak Rosier błagała go o śmierć. Bała się samotności, miała jej już dosyć, po tym jak wszyscy w jej wieku się zaręczyli i wyszli za mąż. Mieli dzieci i świetlaną przyszłość, a ona została z nieswoim dzieckiem, bez mężczyzny u boku.
Narcyza wyrwała swoje męża z fantazji i przywróciła go do rzeczywistości. Lucjusz wydawał się lekko skołowany. Ten zawsze odważny i pewny siebie mężczyzna, stał niedaleko ściany, garbiąc się i nie wiedząc co ma począć.
- Masz wino? - zapytała lekko Narcyza, ale Malfoy szybko zaprzeczył, tłumacząc się, że nie dotarł do barku, ponieważ usłyszał strasznie krzyki i postanowił wrócić.
- Co teraz zrobimy? - zapytał mężczyzna żonę, wiedząc, że i tak ona będzie miała plan jak to wszystko zakończyć.
- Najpierw zapłaci za swoje… Chcę, żeby zapłaciła za to, co mi wyrządziła - syknęła blondynka pragnąc zemsty. Narcyza myślała już o tym od dawna, ale nie chciała sobie zaprzątać głowy poszukiwaniami, ale skoro Rosier sama wpadła w sidła pająka, trzeba było ją jak najszybciej „skonsumować”.
- Lucjuszu, zabij mnie - błagała Marietta wijąc się na podłodze.
Malfoya ponownie owładnęły wspomnienia z przeszłości, kiedy to Rosier pragnęła umrzeć z jego ręki. Doskonale pamiętał zdania i jej wyraz twarzy. Desperacja przewijała się ze spokojem, tworząc idealne połączenie i harmonię.
- Zamknij się - wyszeptała Narcyza grając potulną panią domu i kochającą matkę.
Kobieta podeszła do męża i zaproponowała mu jedno z zadań, które należało wykonać, by raz na zawsze unicestwić Rosier.
- Lucjuszu, błagam cię… zabij mnie - szeptała Marietta. - Błagam cię jak kiedyś…
Gospodarz domu zamarł, a jego małżonka wpatrywała się niego.
- Nie mogę, Marietto - oznajmił łagodnie, a Narcyza obróciła się przeciwko niemu.
Malfoy ścisnęła różdżkę w dłoniach i przyłożyła ją do piersi męża.
- Co to było?! - zagrzmiała z wściekłości.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 11:50, 28 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 20:08, 28 Sty 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Chłopak uśmiechnął się promiennie i ujął dłoń dziewczyny. Lia uśmiechnęła się niemrawo kiedy blondyn wsuwał na jej palec zaręczynowy pierścionek, który oddała mu jakiś czas temu. Westchnęła ciężko i przelotnie zerknęła na twarz Dracona, a później na swoją dłoń.
- Możemy to jeszcze dzisiaj załatwić… - szepnął mając na myśli ich ślub. Chłopak nie dbał teraz o to, co powiedzą jego rodzice, opinię publiczną zawsze można było nakarmić zmyśloną historyjką. Później, wyprawią wielki bal w swojej wilii, by wszyscy mogli wypić za ich zdrowie, a kto wie – może już wtedy będą mogli ogłosić radosną nowinę.
Lia zawahała się, ale w końcu pokręciła głową.
- Nie możemy im tego zrobić – powiedziała podkulając kolana. Chłopak usiadł obok niej i przyciągnął ją do siebie.
- Zrozumieją – rzucił odważnie, zastanawiając się czy rzeczywiście tak będzie.
- Dlaczego zależy ci na pośpiechu? – zapytała delikatnie, zastanawiając się co mogło wpłynąć na opinię młodego mężczyzny. Chłopak milczał przez dłuższą chwilę i w końcu rozluźnił uścisk, w którym trzymał dziewczynę.
Nie chciał wyznać Lii, że zrobi wszystko by jej marzenie o rodzinie i dziecku się spełniły. Wiedział, że Nott głośno nie przyzna się do tego, ale on zbyt dobrze ją znał. Problemem był tylko fakt, że tym razem muszą zrobić wszystko według tradycji.
- Przyzwyczaiłem się do myśli, że będziemy rodziną – wzruszył ramionami. Widział, że Lia bacznie go obserwuje szukając chociaż śladu kłamstwa w tym co mówi.
- Nie prawda – rzuciła. Wiedziała, że Draco musi się jeszcze wyszumieć zanim spokojnie osiądzie i uwije z nią gniazdko, w którym znalazłoby się miejsce dla ich dziecka.
- Camelio – westchnął – wiem, że tego chcesz.
Dziewczyna patrzyła na niego w szoku zastanawiając się skąd on może to wiedzieć. Nigdy o tym nie wspominała, właściwie nigdy nie rozmawiali o założeniu rodziny.
- Dobrze cię znam – odpowiedział, domyślając się, że Lia zastanawia się nad jego słowami. – Dlatego proponuję ci ślub. Teraz. A później wszystko to o czym marzysz i za czym tęsknisz wróci.
- Jesteśmy tacy młodzi… - rzuciła słabo. W jej umyśle kłóciły się dwa głosy – jeden, każący jej zgodzić się na wszystko i czekać, aż znowu będzie nosiła pod sercem maleństwo i drugi, mówiący, że to nie ma sensu, że coś znowu może pójść nie tak.
- Przecież wiesz, że damy sobie doskonale radę – zapewnił ją, całując ją w czoło.

Mężczyzna zamarł na chwilę, a później bezwiednie uniósł dłonie w geście, który miał pokazywać, że jest czysty.
Nie kochał Marietty, oczywiście, ale nadal była matką jego dziecka, co sprawiało, że chcąc nie chcąc coś ich łączyło. Nawet jeśli to życie zostało zduszone, zanim przyszło na świat.
- Kochanie… - szepnął, mając nadzieję, że Narcyza się uspokoi. Widział, że zaszła w niej zmiana i znowu była panią mrocznej strony.
- Nie. Mów. Tak. Do. Mnie – mocno akcentowała każde słowo. Była gotowa zabić Rosier już teraz, ale najpierw musiała rozprawić się ze swoim mężem.
- Narcyzo, poroszę uspokój się – szepnął czując, że różdżka kobiety jeszcze mocniej wbija się w jego klatkę piersiową.
- Jak śmiesz! – prychnęła, zanosząc się śmiechem. – Myślałam, że nic między wami nie było.
Zapadła chwila ciszy pomiędzy nimi. Lucjusz zastanawiał się jak powinien rozegrać ta sytuację, tak by nic nikomu się nie stało.
- Mieliśmy mieć razem… - zaczęła Rosier, ale Malfoy oderwała się od Lucjusza i po raz kolejny rzuciła na kobietę Cruciatusa.
Krzyki Marietty roznosiły się po pomieszczeniu, raniąc doszczętnie uszy Lucjusza, wiedział jednak, że jeśli spróbuje przerwać swojej żonie, skończy się to źle nie tylko dla niego, ale też dla skrępowanej kobiety.
- Doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie – przypomniał swojej żonie, w myślach wspominając jej test z przed kilku miesięcy.
- Cóż z tego, skoro ona ma czelność… - krzyknęła. Urwała w połowie zdania, gdy do głowy wpadł jej nowy pomysł. Wiedziała, że jego realizacja będzie ciężka, ale czego nie robi się dla zemsty.
- Widzisz Rosier, musisz jeszcze trochę pocierpieć, żeby odpłacić mi się za wszystko – zaczęła Narcyza, spacerując obok leżącej na ziemi kobiety.
Zamilkła na chwilę rozkoszując się tym, że ona jest na wygranej pozycji i to ona może prowadzić sytuację tak, jak będzie to dla niej najwygodniejsze.
- Musisz trochę pomęczyć się ze mną – powróciła do swojej myśli i kopnęła kobietę w brzuch – zanim sprowadzę kogoś, komu też zniszczyłaś plany i marzenia.
Marietta zmarszczyła brwi, zastanawiając się kogo ta kobieta może mieć na myśli. Rosier nie wchodził w grę, tym razem dopilnowała by na pewno zszedł z tego świata i więcej jej nie zadręczał.
- Nie wiem, o kim mówisz – szepnęła słabo. Narcyza zaśmiała się i kucnęła przy twarzy kobiety. Złapała mocno ją za policzki i wyszeptała:
- A komu zabiłaś syna?



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 21:07, 28 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 11:48, 29 Sty 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Camelia chciała bezgranicznie wierzyć w słowa Dracona, ale coś podpowiadało jej, że cały ten pospiech nie jest konieczny. Nie dość, że sama nie czuła się jeszcze gotowa ma bycie matką, to wspomnienie zmarłego dziecka przypominało jej o tym jeszcze bardziej. I choć Nott nie powinna siebie obwiniać za jego stratę, to często przez myśl przechodziły jej tego typu rzeczy. Od jakiegoś czasu potrafiła już skutecznie zatrzymywać ciemne scenariusze pogrążające ją samą, ale gdzieś w głębi świadomości czuła, że nie chce, a raczej nie może zawieść Malfoya po raz kolejny.
Do tego wszystkiego dochodził stan matki Dracona, który był niestabilny. Chłopak nie powiedział jej wiele o stanie Narcyzy, ale Camelia czuła, że pani Malfoy będzie potrzebowała odpoczynku i ciszy, a nie hucznego wesela z pompą.
- Draco ja nie mam rodziców… - zaczęła cicho dziewczyna uświadamiając sobie, że przy ich ślubie nie pomoże nikt z jej strony, ponieważ nie posiada żadnej rodziny.
Wszyscy wujkowie i ciotki, które pamiętała z dzieciństwa nie żyli. Wojna pogrążyła całą ich rodzinę, a jedyną osobą, która nadal żyła była Marietta, która na pewno nie będzie się mieszała w sprawę ślubu.
- Lia - szepnął i próbował uspokoić dziewczynę.
Nie chciał jej łez i wspomnień, pragnął by razem zaczęli planować wspólną przyszłość. Marzył, by przeszłość zostawić za sobą, by była ona tylko kluczem do przyszłości. Nie chciał jej rozpamiętywać i wracać do złych chwil, które zadawały ból całej jego rodzinie.
- Nie możemy obarczać ślubem twoich rodziców. Twoja matka wyszła z choroby i wiem na pewno, że jest osłabiona. Twój ojciec będzie chciał przy niej być, więc nie będzie czasu na organizację ślubu, a do tego wszystkiego dochodzi społeczeństwo, Draco - wyjaśniła, a Malfoy zaśmiał się donośnie.
- Nigdy nie przypuszczałem, że wkręcisz się w tej arystokratyczny świat tak bardzo jak moi rodzice, którzy muszą mieć wszystko zaplanowane, włącznie z powiadomieniem prasy - mówił i sam nie potrafił uwierzyć, że Camelia przełamała się i znowu jest tą samą dziewczyną co kiedyś, dumną i pewną siebie.
- Zostałam w nim wychowana - przypomniała ostro Nott, jakby chciała przypomnieć Malfoywi, że mają wspólne korzenie, a ich rodziny były na tym samym statusie.
Draco westchnął głośno i ujął delikatną dłoń Camelii.
- Wiem, ale miałem na myśli twoją zmianę. Nie jesteś już tak zamknięta na otaczający nas świat - odrzekł i zaczął czegoś szukać w swojej kieszeni.
- Musiałam się zmienić… - wyszeptała.
Wtedy nastała cisza. Lia nie chciała nic więcej mówić, ponieważ czuła się dość nieswojo w tej sytuacji, natomiast Draco uporczywie szukał czegoś w swoich kieszeniach.
Nagle Malfoy znalazł kawałek starannie zapisanego pergaminu, który podał Lii. Dziewczyna nie wiedząc co to jest, przeczytała uważnie wszystkie linijki i spojrzała pytająco na Malfoya.
- W wolnych chwilach przeszukiwałem mnóstwo akt i dokumentów… Oczywiście pozycja ojca mi przy tym bardzo pomogła. Nie jesteśmy pewni w stu procentach, ale wszystko wskazuje na to, że jednak mamy rację - wytłumaczył zagadkowo i objął Lię, mocno przytulając ją do siebie.
- Nie rozumiem - szepnęła, a Draco zaczął z nią powoli na głos czytać słowo po słowie.
- To adres zamieszkania kobiety, która jest z tobą związana - powiedział podekscytowany i czekał na reakcję dziewczyny, ale ta wydawała się być zdezorientowana, jakby nie dopuszczała do swojej głowy żadnych radosnych myśli.
- Mów jaśniej - poprosiła, a wtedy Malfoy nabrał powietrza do ust.
- Chciałem, żebyś była szczęśliwa i wiem czego ci brakowało - urwał i popatrzył jej w oczy. - Rosier karmiła cię kłamstwami. Znalazłem twoją biologiczną matkę, Lia.


Marietta otworzyła szeroko oczy i zaśmiała się patrząc na Narcyzę. Kobieta wydawała się przez chwilę zdezorientowana i szybko odwróciła się patrząc kątem oka na męża, lecz w jego spojrzeniu nie było nic co miałoby związek z Rosier.
- Co się dzieje? - zasyczała Malfoy do ucha brunetki oczekując natychmiastowej odpowiedzi, lecz ta miała czelność ignorować jej pytania.
W zamian za to Narcyza poczęstowała Rosier kolejnym niewybaczalnym zaklęciem. Lucjusz próbował interweniować, ale w ostatniej chwili powstrzymał się przed niepotrzebnymi komentarzami. Wiedział, że jego żona jest potężną czarownicą i w chwili przypływu energii, bardzo groźną, potrafiąca nawet jemu zrobić krzywdę.
- Narcyzo - odezwał się Malfoy zza plecami blondynki.
- Nie.Teraz. - zaakcentowała każde słowo i powróciła do torturowania Rosier.
Nastała cisza. Marietta leżąc na ziemi uśmiechała się delikatnie do zbulwersowanej pani Malfoy, która nie wiedział co chce Rosier. Lucjusz stał na uboczu przyglądając się całej scenie.
- Sprowadzę ich szybciej niż ci się wydaje - warknęła Narcyza, ale nie wzbudziło to żadnych emocji w Rosier.
Brunetka potakiwała głową i uśmiechała się cały czas, jakby sytuacja, której się znalazła była jedną z najszczęśliwszych w jej życiu.
- Sprowadź ich, z chęcią się z nimi zobaczę - odrzekła ostatkiem sił, po czym Narcyza ścisnęła mocno jej nadgarstek hamując przepływ krwi do dłoni.
Lucjusz nie wytrzymał widoku swojej żony męczącej Mariettę, dlatego wyszedł z pomieszczenia. Nie znał Narcyzy od tej strony i nie chciał jej oglądać w takich sytuacjach, nawet jeśli działała w dobrej sprawie.
Malfoy wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę przykładając swoje dłonie do uszu. Próbował zagłuszyć te obelgi rzucane przez kobiety. Chciał by to wszystko skończyło się jak najszybciej.
- Nie możesz znieść widoku jej cierpienia? - zapytała cicho Narcyza podążając za Lucjuszem.
Mężczyzna zdziwił się jej postawą, ale szybko jej odpowiedział, nie chcąc niepotrzebnych kłótni.
- Nie mogę patrzeć na ciebie - syknął. - Nigdy nie byłaś taka okrutna…
Narcyza stała naprzeciwko niego. Nagle jej złość uciekła, a jej oczy zrobiły się suche.
- Brzydzisz się mnie? - zapytała delikatnie podchodząc do męża. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i przyciągnęła do siebie.
Lucjusz spojrzał w jej oczy.
- Nie pokochałem tak okrutnej kobiety. Nie jesteś moją Narcyzą - oświadczył sprawiając ból swojej żonie. W okamgnieniu pani Malfoy podrapała twarz Lucjusz i wróciła do Rosier, jakby nie potrafiła po raz kolejny spojrzeć na swojego męża.
- Zniszczyłaś moją rodzinę! Rozbiłaś ją, postawiłaś nas przeciwko sobie! To wszystko twoja wina - krzyczała Narcyza w stronę Rosier próbując wyżyć się na kobiecie. - Zabrałaś Lucjusza!
- Sama do tego doprowadziłaś swoją zazdrością i nieufnością do niego - zaśmiała się Marietta, kiedy zobaczyła, że Narcyza traci panowanie nad sobą.
Malfoy owinęła się swoją czarną szatą i triumfalnie stanęła nad Rosier.
- Sprowadzę rodziców chłopaka i pożałujesz. Odnajdę ich zanim sobie uświadomisz co zrobiłaś - wyjaśniła Malfoy, a Marietta chrapnęła głośno.
- Radzę szukać na cmentarzach - walnęła.
- Radzę nie żartować ze mnie - uprzedziła blondyna, ale brunetka miała już odpowiedź.
- Zabiłam ich kilka miesięcy temu, kiedy nikt się nimi nie interesował - rzuciła zgarniając najpotężniejszą czarownicę świata.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 12:19, 29 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 13:33, 29 Sty 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lia wciągnęła głośno powietrze i jeszcze raz przeczytała, to co ktoś napisał na świstku pergaminu.
- Skąd ta pewność? – zapytała. Nie chciała robić sobie nadziei, gdyż wiedziała, że jeśli Malfoyowie się mylą, zawód będzie jeszcze większy.
- Pochodzi z bardzo potężnego rodu, który właściwie wraz z jej śmiercią przestanie istnieć – mówił powoli, starając się dobrze dobierać słowa. – A ten zaś ma ogromną tradycję.
Dziewczyna kazała mu zamilknąć, machając w jego stronę ręką.
- Draco, to jeszcze żaden dowód, że to moja… matka – rzuciła lekko. – Twoja rodzina też ma długą tradycję.
Chłopak gwałtownie pokręcił głową.
- Lia ta kobieta urodziła córkę, w dniu kiedy ty obchodzisz urodziny i co więcej twierdzi, że ktoś za… - Malfoy przerwał w połowie zdania uświadamiając sobie, że powiedział zbyt dużo.
- To też było w aktach? – zapytała odsuwając się od niego. Blondyn westchnął głośno i pogładził włosy dziewczyny. Wiedział, że teraz musi powiedzieć jej wszystko.
- Nie – sapnął i wymamrotał coś cicho pod nosem.
- Kontaktowałeś się z nią? – zapytała, nie chcąc słuchać owijania w bawełnę.
- Nie złość się, proszę – powiedział szybko, widząc, że dziewczyna jest gotowa zacząć krzyczeć. Zdziwił go fakt, jak szybko zmienia się jej humor.
- Odpowiedz – poprosiła, uśmiechając się ironicznie. Chłopak odetchnął, wyglądało na to, że jego Lia wróciła.
- Chciałem mieć pewność, że to wszystko będzie tworzyło całość – odpowiedział. – Pomyśl, Lia. Rosier powiedziała, że twoja matka umarła zaraz po porodzie i jej siostra wzięła postanowiła się tobą zaopiekować. I po części to prawda.
Zatrzymał się na chwilę, ale kiedy zauważył, że dziewczyna chce coś powiedzieć, zaczął mówić dalej.
- Tylko, że twoja matka przeżyła i zabrali cię siłą. Camelio oni widzieli kogo przodkiem jesteś i koniecznie chcieli cię mieć w swoim otoczeniu – powiedział przejętym głosem i ujął dłonie dziewczyny. – Możemy do niej pojechać…
- Nie!
Chłopak zmieszał się.
- Myślałem, że tego chcesz, że chcesz mieć swoją rodzinę – szepnął.
- Może lepiej jest tak, jak teraz – wymamrotała – bo jeśli to tylko głupi zbieg okoliczności…


Narcyza była zbita z tropu. Miała nadzieję, że znajdzie kogoś, kto tak jak ona będzie miał Rosier coś za złe. Liczyła na to, że rodzice tego chłopaka jej w tym pomogą, ale jak widać myliła się – Marietta musiała przechytrzyć ją już wcześniej.
Kopnęła ją po raz kolejny z całej siły i wybiegła z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Zaczęła biec w stronę swoich apartamentów. Choć słyszała za sobą krzyki Lucjusza, nie zatrzymywała się. Jego słowa zabolały ją, nie chciała go teraz widzieć i co więcej była pewna, że on mimo wszystko nie chce jej widzieć w takim stanie.
W złości zrzuciła kilka figurek z kominka i zdarła z szyi ciężki wisior. Nie chciała wracać do tej roli, ale sytuacja ją zmusiła. Znowu czuła przepływającą przez jej ciało moc, z którą mogła zrobić co tylko jej się podobało. Zastanawiała się czy gdyby wezwała do siebie swoich poddanych, tak jak wcześniej stawiliby się przy jej boku.
Opadła ciężko na kozetkę stojącą w rogu gabinetu. Ułożyła się na niej wygodnie, zrzucając z nóg nie wygodne buty. Musiała znaleźć kogoś, kto będzie nienawidził Rosier, co najmniej tak jak ona i też będzie pożądał jej zejścia z tego świata.
Poderwała się nagle i wybiegła ze swojego gabinetu, nie zważając na swoje gołe stopy.

Lucjusz oparł się o ścianę i przez chwilę badał palcami swoją twarz. Był zaszokowany zachowaniem swojej żony. Zdawał sobie sprawę, że aby zapanować nad tym co powierzył jej Czarny Pan, Narcyza musiała mieć siłę przebicia, ale nigdy nie sądził, że pozna to wcielenie swojej ukochanej. Ciągle przed oczami miał jej zadowoloną minę, kiedy sprawiała, że Rosier krzyczała, a te dźwięki nadal dźwięczały mu w uszach. Chciał ją powstrzymać i jednocześnie wiedział, że nie może tego zrobić. Tak pogorszyłby tylko sprawę.
Nagle zdał sobie sprawę, że krzyki ucichły, a ułamek sekundy później Malfoy przebiegła obok niego.
- Narcyzo! – zawołał za nią, gdyż zawało mu się, że powinien ją zatrzymać. Przeklął pod nosem. Przecież nie chciał jej teraz widzieć, tak mocno jak ona nie chciało go. Wiedział, że ją zranił i jednocześnie widział w tym jedyny sposób by kobieta otrząsnęła się.
Wyszeptał kilka niecenzuralnych słów do portretów i powoli podszedł do drzwi zza którymi siedziała Marietta. Przez dłuższą chwilę nasłuchiwał, by w końcu pchnąć drzwi i wejść do środka.
- Co ty wyprawiasz? – kobieta skarciła go szybko, obawiając się powrotu Narcyzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Nie 14:10, 29 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 21:09, 29 Sty 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Camelia kątem oka obserwowała chłopaka próbując się dopatrzeć jakieś zmiany w jego wyglądzie twarzy. Ona sama sceptycznie podchodziła do planu jaki miał Draco, tym bardziej, że działał za jej plecami i dziewczyna nie mogła być pewna, czy to wszystko jest prawdą.
Bała się upokorzenia i cierpienia, a przede wszystkim nadziei, z która wiązałaby poznanie matki i jej odnalezienie. Choć od jakiegoś czasu myślała o swojej biologicznej matce i ojcu to wizja ich poznania była bardzo odległa. Wiedziała, że nie żyją, dlatego pojawiali się w jej snach opowiadając Lii jak bardzo ją kochają. Teraz kiedy dziewczyna stanęła przed takim faktem czuła się niepewnie, ponieważ nie potrafiła uwierzyć, że to może okazać się prawdą.
-Lia? - zapytał Draco wymachując rękoma przed oczami Camelii.
Nott szybko zrozumiała, że odpłynęła na chwilę i zapatrzyła się w okno, uciekając myślami do innego świata. Dziewczyna westchnęła głośno patrząc z niedowierzaniem na Malfoya, po czym uścisnęła jego dłoń, jakby chciała potwierdzenia, że to wszystko dzieje się naprawdę, a ona nie śpi.
- Nie mogę tego zrobić - wyszeptała odskakując od Dracona.
Przeszła się po pokoju i stanęła w najciemniejszym kącie obejmując siebie ramionami jakby czuła się w takiej pozycji bezpieczna.
- Powinnaś, wiem, że to ona… Lia, twoje życie zmieniłoby się, gdybyś ją poznała - wyjaśnił chłopak, ale dziewczyna jedynie kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
Lia nie do końca była pewna czego chce. W tej chwili pragnęła tylko obecności Dracona. Chciała by był przy niej i zapewniał, że ją nie opuści, ale wizja poznania matki była dla niej straszna.
Camelia wbijała sobie do głowy, że jej marzenie może się spełnić. Doskonale pamiętała jak od dzieciństwa marzyła by poznać swoją matkę, lecz wtedy pragnęła spotkania z inną kobietą. Czuła jak w głębi serca coś się porusza.
- Nie chcę się rozczarować - wyznała. - Nie przeżyłabym tego - dodała opadając ciężko na fotel niedaleko kominka.
Malfoy próbował ją zrozumieć, ale nie bardzo mu się to udawało Owszem od jakiegoś czasu zastanawiał się jak to jest żyć nie poznając swoich rodziców, ale za każdym razem, gdy chciał przeprowadzić taki eksperyment nie wytrzymywał do końca i prędzej czy później spotykał matkę lub ojca. Draco nie poddawał się w swoich doświadczeniach, dlatego darzył Lię wielką empatią i wiedział, że nie namówi jej od razu. Pragnął ją zachęcić i wytłumaczyć po co to robi.
- Wszystko będzie dobrze - rzucił bez namysłu, a potem w myślach uderzył się w głowę. Nie lubił rzucać słów na wiatr, a nie był pewny jak maluje się ich przyszłość, dlatego podszedł do Camelii i objął jej dłoń pomagając tym samym wstać z fotela.
- Draco nie! - krzyknęła dziewczyna, kiedy zdała sobie sprawę co zamierza zrobić chłopak.
Malfoy podał dziewczynie kartkę z adresem i wytłumaczył kim jej kobieta, która rzekomo jest matką Lii. Pokrótce objaśnił z jakiej rodziny pochodzi i jakie stanowisko zajmuje w Ministerstwie Magii w oddziale francuskim.
- Nie jestem gotowa - pisnęła, kiedy Draco próbował ją zaciągnąć w stronę kominka, by przy użyciu sieci Fiu dostać się do domu matki Nott.
Malfoy nie słuchał Lii. Sam bał się konsekwencji, ale wiedział, że musi zaryzykować. Tak bardzo zależało mu na szczęściu dziewczyny, że pragnął postawić wszystko na szali. Wiedział, że dziewczyna może mieć mu to za złe, ale chciał pokazać swoje zdeterminowanie.
- Tylko mi zaufaj - wyszeptał i zanim się zorientowali, Draco wykrzyczał cały adres zamieszczony na małej pergaminowej karteczce, którą Camelia uporczywie ściskała w swojej dłoni.

Lucjusz nie odpowiedział Rosier, a szybko wślizgnął się do pomieszczenia i zaklęciem zablokował drzwi, by nikt nie wszedł do środka. Następnie mężczyzna usiadł na łóżku naprzeciwko Marietty i wpatrywał się w jej jasną twarz, która była widoczna z daleka.
- Odejdź stąd - warknęła Rosier próbując zrobić dużo hałasu. Miała nadzieję, że Narcyza uratuje ją z tej niezręcznej chwili i albo ją zabije, albo ukarze Cruciatusem.
Lucjusz ponownie nie odpowiedział, tylko patrzył. Na jego twarzy nie malował się żaden grymas ani uczucie. Malfoy przybrał maskę i oczekiwał co zrobi kobieta leżąca na ziemi.
- Nie chcę cię widzieć i tak umrę za parę godzin - walnęła bez przemyślenia i myślała, że Malfoy odejdzie, ale ten niespodziewanie podszedł do kobiety i pozwolił jej się napić trochę wody, którą wcześniej wyczarował.
Rosier chciał mu podziękować, ale wiedziała, że nie może bratać się z wrogiem. Nawet nie miała pewności, że to co podaje jej Malfoy to nie kolejna trucizna.
- Co to jest? - zapytała szeptem wiedząc, że nie może być głośna, skoro Lucjusz ma jakiś interes w tym by przy niej być.
- Woda - odrzekł oschle mężczyzna i odstawił mały pojemnik na bok, po czym zaczarował go i zniknął.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytała pragnąć poznać odpowiedź na intrygujące ją pytanie.
Lucjusz odwrócił głowę od kobiety i zacisnął usta powstrzymując siebie od wydania jakiegokolwiek dźwięku.
- Nikomu nie pomagam - odrzekł i szybko wyszedł z pomieszczenia wiedząc, że Marietta na pewno nie umrze tej nocy.



Narcyza klęczała przed swoim biurkiem rwąc sobie włosy z głowy. Łzy ciekły po jej bladych policzkach, ale ona szybko i zgrabnie wycierała je tak, by nikt ich nie zauważył, choć w jej obecności nikogo nie było.
Była Czarną Panią i takie zachowanie nie powinno mieć miejsca, ale przez emocje nie wytrzymywała. Nigdy nie rozumiała, dlaczego Voldemort wybrał ją na swojego następcę, ale wiedziała, że to był zły wybór. Chciała odmówić, ale nie mogła, ponieważ zagroził śmiercią Dracona i Lucjusza, a to nie w chodziło w rachubę.
Kobieta klęczała przed biurkiem jeszcze parę minut. Następnie gwałtownie wstała i usiadła na potężnym fotelu. Chwyciła zdjęcie Lucjusza z blatu i przetarła je swoimi opuszkami. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach, lecz tym razem Narcyza je zignorowała i pozwoliła im opaść na podłogę.
Blondynka pootwierała mnóstwo szuflad i zaczęła w nich szukać czegoś co pomoże jej unicestwić Mariettę raz na zawsze. Narcyza nie chciała jej zabijać swoimi rękoma, pragnęła posłużyć się kimś innym, kto może żywić do Rosier jeszcze większa nienawiść niż ona.
Wiedziała, że rodzina Marcusa jej nie pomoże, ponieważ wszyscy nie żyją. Rosier nie wchodził w rachubę, ponieważ szybko został unicestwiony.
Narcyza myślała intensywnie o ludziach, którzy mogą lub mieli kiedykolwiek związek z Mariettą, i kiedy kobieta załamywała ręce do jej gabinetu wszedł Lucjusz.
Przybrał tą samą maskę co wcześniej i bez słowa podszedł do Narcyzy.
Oddał w jej posiadanie plik dokumentów i wskazał coś palcem na pierwszej stronie. Narcyza otworzyła usta ze zdziwienia, ale nic nie odpowiedziała. Kiwnęła głową z zrozumieniu i przeszukała wszystko uważnie doszukując się jakiegoś haczyka. Kiedy zrozumiała, że go nie ma, niemo podziękowała swojemu mężowi i kazała mu wyjść.
Narcyza uniosła ręce w geście triumfu i wstała, wiedząc, że moc Czarnej Pani przybiera na sile, a jej nienawiść rośnie w miarę wrogów jakich posiadała Rosier.
- Matka Camelii żyje - szepnęła kobieta uśmiechając się perliście do swojej podobizny na obrazie.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 21:39, 29 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 19:40, 03 Lut 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)


Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze, kiedy pojawili się w kominku eleganckiego salonu. Zerknęła przelotnie na chłopaka, a później jeszcze raz na pomieszczenie. Draco wyszedł z kominka i pomógł z niego wyjść Camelii. Widział, że jest zdenerwowana, on też był. W myślach prosił, by kobieta okazała się matką dziewczyny.
Oczyścił ich z popiołu i szybko przytulił dziewczynę chcąc dodać jej otuchy.
- Pan Malfoy, jak mniemam? - Słysząc głos gdzieś za sobą, podskoczyli zaskoczeni. Chłopak odwrócił się w stronę, z którego pochodził głos.
Lia podniosła dumnie głowę, tak by mogła stawić czoła tej sytuacji.
- Draco Malfoy. Miło mi panią poznać – powiedział szybko chłopak podchodząc do kobiety, ciągnąc za sobą Lię.
- Adele By... - zaczęła kobieta, ale przerwała kiedy jej wzrok spoczął na dziewczynie towarzyszącej chłopakowi. Obserwowała ja przez chwilę zastanawiając się czy mogła zaufać chłopakowi i to naprawdę jest jej córka.
Lia chciała doszukać się w kobiecie podobieństwa do siebie, ale ze zdenerwowania nic nie zauważyła. Podobieństwo widział natomiast Draco. Kobiety miały takie same ciemne lekko kręcone włosy i nosy.
- Adele Byng – powiedziała jeszcze raz kobieta i podeszła bliżej. Lia zrobiła krok do przodu tak, że stały twarzą w twarz.
- Camelia Nott – rzuciła dziewczyna, uświadamiając sobie, że powinna już dawno się przedstawić. Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie, pocieszając się, że dziewczyna też czuje się niezręcznie.
- Miło mi cię poznać. Draco wiele o tobie pisał – powiedziała miękko. - Usiądźcie, zaraz każę nam podać ciasto i coś do picia.
Kobieta wskazała na kanapę i wyszła z pokoju na chwilę.
Lia spojrzała na chłopaka i palcem uderzyła go w klatkę piersiową.
- Jak długo z nią piszesz? - zapytała oskarżycielskim tonem. Miała mu za złe, że działa całkowicie za jej plecami, a kiedy zdecydował się powiedzieć jej co knuje, od razu zaciągnął ją do Francji.
- Trzy, może cztery tygodnie – przyznał chłopak, wiedząc, że teraz musi być z Lią całkowicie szczery. Dziewczyna przygryzła wargi i nie czekając na chłopaka ciężko opadła na kanapę. Chłopak poszedł w jej ślady. Uścisnął jej rękę, żeby po raz kolejny dodać jej otuchy i tak czekali na powrót pani domu.
Kobieta wróciła chwilę później, przebrana z eleganckiej garsonki w równie elegancką sukienkę i usiała na fotelu naprzeciwko pary.
Zapadła krępująca cisza. Żadna za stron nie chciała odezwać się pierwsza, gdyż żadna z nich nie wierzyła do końca w opowieść chłopaka.
- Camelio... - zaczęła kobieta, zastanawiając się jak może zweryfikować słowa Malfoya, kiedy ostatni raz swoje dziecko widziała dziewiętnaście lat temu. Wiedziała, że dziewczyna jej nie pamięta.
- Draco twierdzi, że jest pani moją matką – rzuciła na wydechu, chcąc mieć już za sobą zawód.
Spuściła głowę czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony kobiety.
- Informował mnie o swoich przypuszczeniach na bieżąco – odpowiedziała.
- Zna pani Mariettę Rosier? - zapytała Nott, widząc, że kobieta jest bardziej zestresowana niż ona i nie poprowadzi tej rozmowy.
Przez chwilę obserwowała zmiany na twarzy Adele. Po chwili kobieta wstała z kanapy i przycisnęła dłoń do ust. Minęło kilka długich minut zanim kobieta uspokoiła się na tyle, by ponownie próbować zmierzyć się z prawdą.
- To moja ciotka... - powiedziała dziewczyna i po chwili poprawiła się – znaczy siostra.
- Córka świętej pamięci Henrego – szepnęła. - Najgorsza z nich wszystkich. Oczywiście, że ją znam.
Dziewczyna zerknęła na chłopaka, widocznie zaskoczona odpowiedzią kobiety.
- Widzisz, ona nigdy nie mogła zrozumieć co Henry we mnie widział – powiedziała ciągnąc swoją poprzednią wypowiedź. - Wydaje mi się, że była zazdrosna, a kiedy zaszłam w ciąże, a jej siostra poroniła miarka się przebrała. Tylko nie sądziłam, że posunie się tak daleko...
Lucjusz wyszedł bez słowa z gabinetu swojej żony, w głowie mając obraz jej stanu. Widział zerwany wisor walający się gdzieś po podłodze i zapuchnięte oczy kobiety.
Było mu ciężko, ale równocześnie wiedział, że teraz każde z nich potrzebuje czasu – Narcyza by skontaktować się z kobietą, która rzekomo jest matką Camelii, a on by przemyśleć wszystko i zastanowić się jak będzie dalej wyglądało ich wspólne życie.
Nie targały nim wyrzuty sumienia, wiedział, że dni Marietty są policzone, a jedyne co on może zrobić to ulżyć jej.
Bardziej martwił się Narcyzą i tym co usłyszał, a czego nie rozumiał. Słyszał o horkruksach zaledwie kilka razy, a i tak nie wiedział o nich zbyt wiele i wiedział, że jedyne sprawdzone informacje może uzyskać od swojej żony. Przez dłuższą chwilę spacerował po posiadłości w tak odległych fragmentach, by znajdować się z dala od swojej żony i Marietty. Nie obawiał się spotkania z młodzieżą – przeczuwał, że są właśnie we Francji i rozmawiają z kobietą z akt.


Narcyza zaczęła szybko czytać dokumenty, spijając z nich wszystkie ważne informacje. Wiedziała, że pomoc kobiety będzie jej niezbędna do zemszczenia się na Rosier.
Malfoy westchnęła ciężko i usadziła się wygodnie na fotelu. Przymknęła oczy. Powoli jej myśli zaczęły się rozjaśniać, a ona sama uspokajała się.
Myślała, że śmierć rodziców chłopaka, pokrzyżowała jej plany, ale dokumenty przyniesione przez Lucjusza stawiały sytuację w nowym świetle.
Podekscytowana wstała i przespacerowała się po gabinecie. W głowie tworzyła cudowne plany, mające jej umożliwić pozbycie się Rosier, a zaraz później Snape'a. A przynajmniej takie by pokazać mu, że pomimo oddania mu stanowiska dalej posiadała moc, umiejętności, a zdobycie poparcia było dla niej kwestią kilku godzin spędzonych w siedzibie. Mogła odzyskać to co straciła bez większego wysiłku, a przecież doskonale wiedziała jak wiele wysiłku musiał w to włożyć Severus. Westchnęła cicho i napiła się soku stojącego na biurku. Wyczarowała sobie lustro i starła rozmazany makijaż i nałożyła nowy. Poprawiła włosy i podniosła wisiorek leżący na ziemi.
Zaśmiała się i po chwili wybiegła z pomieszczenia.

Lucjusz wszedł do biblioteki i cicho zamknął za sobą drzwi. Zapalił lampkę w drugim końcu pomieszczenia i po omacku podszedł tak, by stać w obrębie jej łuny. Opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Wszystko przewyższało go, wszystko działo się tak niesamowicie szybko, a on nie był w stanie nad tym zapanować i ogarnąć. Dopiero walczył o życie Narcyzy, a teraz ona była silniejsza niż przed chorobą.
Siedział w takiej niewygodniej pozycji przez dłuższą chwilę i podniósł się dopiero, kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi do biblioteki.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę – szepnęła Narcyza podchodząc do swojego męża. Zatrzymała się przed nim, zastanawiając się czy w ogóle chce ją teraz widzieć.
- Musiałem pomyśleć – rzucił głosem wypranym z emocji.
- Wiem – odpowiedziała robiąc krok w stronę mężczyzny. - Chciałam cię spytać...
- O te dokumenty? - zapytał, w myślach żałując, że kobieta przyszła do niego w takich sprawach. Potrzebował rozmowy, a nie tłumaczenia skąd to ma.
- Dokładnie, Lucjuszu.
- Znalazłem je u Dracona w pokoju i pomyślałem, że mogą cie zainteresować – rzucił wstając z fotela. Skinieniem różdżki zapalił wszystkie światła w bibliotece. Przez chwilę mrużyli oczy próbując się przyzwyczaić do światła.
- Szukał jej matki? - zapytała ze zdziwieniem. Dłonią wygładziła sukienkę, czekając na odpowiedź.
- Na to wygląda. Nie rozmawiał ze mną na ten temat, jeśli o to ci chodzi – odpowiedział chłodno zerkając na swoją żonę.
- Po prostu myślałam... - zawahała się nieznacznie. - O co ci chodzi, Lucjuszu?
Mężczyzna zaśmiał się pusto by po chwili zamilknąć.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie.





Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 12:57, 05 Lut 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Draco wpatrywał się w Lię, która co jakiś czas rozglądała się nerwowo. Słowa starszej kobiety trafiły do umysłu zarówno Malfoya jak i Nott. Młodzieniec nie wiedział o co chodzi. Owszem kiedy wybuchło zamieszanie z pochodzeniem Lii, dowiedział się co nie co, ale od kiedy korespondował z Adele, nie rozmawiali o takich szczegółach, ponieważ najważniejsze było dobro Camelii.
Nott z drugiej strony znała pobieżnie tę historię opowiedzianą przez Mariettą, ale jak się domyślała, cała ta opowieść była nieprawdziwa. Lia w głębi serca wiedziała, że to co mówiła Rosier, to był tylko wymysł jej wyobraźni, bardzo chorej wyobraźni.
- Co się stało? - zapytał Draco widząc minę Adele, która przestraszyła się na samo wspomnienie tamtych chwil.
Nagle chłopak zamilczał, ponieważ zdał sobie sprawę, że nie może się wtrącać w rodzinę Lii. Wiedział, że i tak już wmieszał się w to wszystko za bardzo. Bał się, że Camelia będzie miała mu za złe to, że wypytuje o jej tragiczny początek na świecie.
- To nie żadna tajemnica, moi drodzy - odrzekła kobieta. - Próbowałam interweniować, ale zagrożono śmiercią mojej córki, więc musiałam usunąć się w cień. Tak też zrobiłam.
- Tylko tyle? - zapytała oburzona Nott.
Wiedziała, że na pewno kiedyś pozna szczegóły jej narodzin, ale nie wiedziała, że będzie to tak szybko. Spodziewała się, że dostanie inną odpowiedź. W myślach pragnęła, by Adele opowiedziała jak walczyła o córkę, a nie usunęła się w cień, po tym jak Marietta jej zagroziła.
- Lia - szepnął chłopak i złapał dziewczynę za rękę.
Camelia prychnęła i ścisnęła dłoń Malfoya. Nie lubiła, kiedy starał się ją pouczać, bądź upominać. Lia była dorosłą kobietą, może nie była na tyle dojrzała, by podejmować wszystkie decyzje sama, ale życie nauczyło ją wiele, dlatego postanowiła być samodzielna.
- Henry umarł przed narodzeniem… ciebie - odparła Adele, a ostatnie słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Przez ostatnie tygodnie wiedziała o istnieniu córki, ale nie miała pojęcia, że spotka ją tak szybko i będzie rozmawiała w jej towarzystwie. Kilka lat temu Marietta poinformowała ją listownie o śmierci Camelii.
- To akurat wiem, był już stary - dokończyła Nott, ale kobieta szybko się wtrąciła.
Draco usiadł na kanapie i w milczeniu przysłuchiwał się opowiadaniu.
- Henry był zdrowym mężczyzną i nic nie wskazywało na to, że umrze śmiercią naturalną tak szybko. Ja wiem co się naprawdę stało. To ONA go otruła - walnęła kobieta i nerwowo przeczesała swoje włosy. - Potem już nikt nie stał za mną w tej rodzinie. Pamiętam tylko jak trafiłam do Świętego Munga i widziałam tą diablicę. Wpadła do mnie i powiedziała, że nigdy nie zobaczę córki… To były jej ostatnie słowa. Kazała mi odejść, zagroziła mi śmiercią dziecka… Musiałam wyjechać, oddać swoje rzeczy… Wiedziałam, że jest potężna. To Henry posiadał wielkie moce, ale ona była silniejsza. Wiedziałam, że macza palce w czarnej magii, ale nie mogłam tego nikomu udowodnić, ponieważ sam Henry wziął mnie kiedyś na spotkanie Czarnego Pana. Rosier odwiedzała mnie we Francji przez kolejne lata, sprawdzając, czy nie mam zamiaru odzyskać córki, ale ja nie mogłam nic zrobić dopóki nie osiągnęłaś pełnoletniości, ponieważ rzuciła na mnie klątwę. Gdybym cię znalazła wcześniej, bądź wzięła powrotem nie przeżyłabyś do kolejnych urodzin. Musiałam chronić wszystkich wokoło… - mówiła, a Lia w skupieniu analizowała te słowa próbując sobie wszystko poukładać w głowie.
- Ona nie jest taka silna - warknęła Camelia zdając sobie sprawę, że sama Marietta nie mogła zabić swojego ojca, a potem zagrozić Adele i ją wykraść ze szpitala.
- Nie działała sama - wykrztusiła kobieta i upiła łyk zimnej herbaty. Następnie spojrzała na Dracona i kiwnęła głową, jakby chciała się wyzbyć jakiś wspomnień w swoim umyśle.
- Ktoś jej pomagał? - wtrącił się Draco Malfoy.
- Tego nie wiem, ale podczas kilku odwiedzin w moim domu, miała towarzystwo - szepnęła Adele.
- Kto to był? - rzuciła Nott chcąc poznać całą prawdę o swojej rodzinie.
Kobieta nerwowo machnęła ręką, jakby chciała powiedzieć, że to nie istotne, ale po nacisku młodzieńców, ustąpiła.
- Lucjusz Malfoy, tak, to on mnie odwiedzał przez pierwsze trzy lata - opowiedziała, a Draco i Camelia zamilkli.



Narcyza zmrużyła oczy i ułożyła usta w cienką kreskę. Następnie z gracją opadła na fotel i wyprostowała ramiona.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, Lucjuszu - szepnęła. - Starałam się zakończyć tę całą farsę, a ty patrzysz na mnie jakbym robiła coś przeczącego naszym zasadom.
Malfoy uśmiechnął się ironicznie i podniósł się pokazując, kto rządzi w tej sytuacji.
- Naszym zasadom? - zapytał łagodnie. - Nasze zasady już nie istnieją, Narcyzo! - krzyknął nie wytrzymując napięcia.
Kobieta oburzyła się i wbiła paznokcie w oparcie fotela. Wiedziała, że źle robi, kłócąc się w takiej sytuacji, ale nie wiedziała co ma robić. Siła i moce w ostatnich wydarzeniach były tym, czego potrzebowała najbardziej.
- Nie krzycz na mnie - upomniała i pohamowała swoje emocje.
Mężczyzna wziął głęboko powietrze do ust i ścisnął pięści. Nie lubił takich sytuacji, a każda przeprowadzona kłótnia z Narcyzą była cięższa od kolejnej.
- Próbuję ci udowodnić, że nasze zasady już nie istnieją… Skończyły się wraz z odejściem Lorda Voldemorta, kiedy myślałem, że straciłem ciebie - mówił i przerwał na mały oddech.
- Nie straciłeś mnie na zawsze, jestem tu - odpowiedziała automatycznie. - Jestem tu, przy tobie - wyjaśniła uśmiechając się delikatnie.
Lucjusz skrzywiła się i zakrztusił. Wiedział jaka jest prawda i bał się wyrazić to co czuje. Malfoy pragnął by jego żona w końcu poznała prawdę nie tylko o jego stosunku do całej sprawy. To Narcyza musiała wszystko przemyśleć, a on chciał jej udzielić jedynie paru wskazówek.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz - odparł spokojnie i obserwował reakcję swojej żony.
- Nie wiem, co masz ma myśli - Narcyza cały czas odpierała ataki męża, próbując zwycięsko wyjść z tej sytuacji.
- Potęga jest dla ciebie najważniejsza - wyjaśnił. - Przeszedłem na drugi plan. Narcyzo! Zostawiłaś mnie, odłożyłaś… Nie widzisz problemu. Nie jesteśmy już małżeństwem, od dawna nim nie byliśmy - mówił ukrywając uczucia.
Lucjusz starał się przybrać maskę, ale z każdym kolejnym ciężkim słowem, maska pękała, odsłaniając jego prawdziwe oblicze.
- Mylisz się - rzuciła kobieta gwałtownie wstając z fotela.
Narcyza nachyliła się nad Lucjusza i pocałowała przelotnie jego usta, jakby chciała dać mu dowód, na to, że ich małżeństwo istnieje i ma się dobrze.
- Widzisz, nawet podczas pocałunku, próbujesz mi zaimponować siłą i potęgą jakiej nauczył cię On - odrzekł Malfoy, a kobieta skuliła się niewidocznie.
Każde słowo Lucjusza uderzało do jej głowy i powodowało spustoszenie. W końcu Narcyza postanowiła działać, musiała odwiedzić tę kobietę, ponieważ mogłaby ona pragnąc zemsty na Rosier.
Lucjusz widząc, że jego żona przygotowuje się do zmiany miejsca, przybrał dziwną pozycje, ponieważ nie chciał jej zostawiać samej. To, że uważał, iż nie zachowują się jak małżeństwo nie zwalniało go z obowiązku czuwania nad nią.
Nagle Narcyza wyszeptała coś pod nosem i przeniosła ich oboje na skraj lasu. Kobieta szybko poprawiła swój wygląd i spojrzała na męża, który zaniemówił widząc budynek w oddali.
- To nie może być prawda… Tyle lat… - szepnął sam do siebie, a Narcyza próbowała zrozumieć o co chodzi.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Nie 13:24, 05 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 19:45, 05 Lut 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lia wypuściła głośno powietrze i przymknęła oczy. Była gotowa usłyszeć każde inne nazwisko, ale nie spodziewała się dowiedzieć, że w tym wszystkim palce maczał ojciec Dracona.
- Wszystko w porządku? – zapytała kobieta zaniepokojona brakiem reakcji ze strony młodzieży.
- Tak, tak… tylko… - szepnęła dziewczyna, nie mogąc uwierzyć, że ciotka prosiła o pomoc Malfoya, który miał przecież ułożone życie z Narcyzą i syna.
- Lia… ja nie wiem – zaczął chłopak, czując, że powinien przeprosić dziewczynę za swojego ojca, ale ta przerwała mu i przyłożyła palec do jego ust.
- Draco, to twój ojciec, nie ty. Nie musisz nic mówić – rzuciła, nie zważając na obecność Adele. Nott chciała, żeby w końcu Draco zaczął rozumieć, że nie odpowiada za to co zrobił Lucjusz, ani Lucjusz, za to co zrobił jego syn. Poza tym żadna sytuacja nie była w stanie jej zmusić, by zapomniała o uczuciach, którymi darzyła chłopaka.
- Może chcecie zostać sami? – zapytała pani domu, uświadamiając sobie jak mało wie o swojej córce i o jej życiu.
- Nie – odpowiedziała szybko Lia, była zdeterminowana by poznać całą historię.
- Wiem, że nie jesteś tego wszystkiego pewna, Camelio, ale ja też nie – szepnęła nagle kobieta. Była zdezorientowana, wszystkie puzzle powoli się układały, a ona sama odkrywała przed dziewczyną swoje najgorsze wspomnienia, nie mając nawet pewności, że to jej zaginiona córka.

Lucjusz dalej stał w tym samym miejscu i w ciszy przyglądał się ogromnemu budynkowi, ostatni raz był w nim wiele lat temu i myślał, że więcej go nie zobaczy.
- Byłeś tu kiedyś, Lucjuszu? – zapytała kobieta widząc zamyślony wyraz twarzy mężczyzny. Blondyn zerknął na nią przelotnie i wzruszył ramionami.
- Raz czy dwa – rzucił lekko, wiedząc, że prędzej czy później wszystko i tak by się wydało.
- Po co tu byłeś? – zapytała kobieta stając przed swoim mężem.
- Sama kazałaś mi się interesować sprawą Nott – przypomniał jej. Narcyza od zawsze wiedziała o korzeniach Lii i o widzieli w niej dobrą kandydatkę na ukochaną ich syna.
- I dlatego przyjeżdżałeś do jej matki? –zapytała, nie zdając sobie sprawy, że znowu próbuje pokazać swoją wyższość nad mężczyzną.
- Narcyzo – upomniał ją, odsuwając się od niej nieznacznie.
Kobieta wyszeptała coś pod nosem, ale mężczyzna tego nie usłyszał.
- Odpowiedz mi – poprosiła, siląc się na łagodny ton. Nie wyszło jej to.
- Sprawdzałem, czy nie chce odzyskać swojej córki. To wszystko. – Nagle uświadomił sobie, że powinien pominąć obecność Marietty w tym wszystkim.
- Rozumiem, że Rosier ci nie podała namiarów na tę kobietę? – zapytała ironicznie i zaczęła iść w stronę drzwi. Kiedy Lucjusz nie dołączył do niej odwróciła się i krzyknęła:
- Nie chcesz spotkać się ze swoją znajomą?

Lia chciała coś powiedzieć, potwierdzić słowa kobiety, ale drzwi do saloniku otworzyły się i stanął w nich siwowłosy starszy mężczyzna.
- Kochanie, mamy kolejnych gości – wyszeptał po francusku i wszedł do pomieszczenia. Lia zerknęła na niego i uśmiechnęła się delikatnie, na co Draco delikatnie uderzył jej kolano swoim. Zerknęła na niego, tracąc z oczy drzwi i wchodzących do pomieszczenia ludzi i zaśmiała się z chłopaka.
- Lia, Draco – powiedziała Narcyza, a zaskoczona młodzież podskoczyła i momentalnie odwróciła się w stronę drzwi.
- Matko, ojcze – rzucił chłopak wstając się z kanapy i ciągnąc za sobą dziewczynę. – Co tu robicie?
Adele nagle zacisnęła dłoń na różdżce i wycelowała ją w stronę mężczyzny.
- Czego tym razem chcesz? – wysyczała. – Gdzie masz tę diablicę?
Narcyza puściła to mimo uszu i mimowolnie zaśmiała się. Wiedziała, że kobieta chętnie pomoże jej w zemście na Rosier.
- Nie ma jej z nami, moja droga – zaśmiała się Malfoy. Podeszła do kobiety i oparła dłoń na jej różdżce zmuszając ją do opuszczenia broni. – Ale o niej chciałabym porozmawiać.
- Rychło w czas – mruknęła Lia.
- Długo tu jesteście? – zapytała Narcyza podchodząc do Dracona i dziewczyny.
Adele wyglądała niepewnie. Odkąd pamiętała wizyty mężczyzny kojarzyły jej się ze stratą dziecka i strachem. Uśmiechnęła się do siwowłosego mężczyzny, mając nadzieję, że to go trochę uspokoi. Oczywiście jej partner znał całą historię, ale tak jak ona myślał, że to już wszystko przeszłość, a dziecko kobiety zmarło kilka lat temu.
- Wystarczająco długo, by usłyszeć trochę o mojej przeszłości – rzuciła dziewczyna.
- Narcyza Malfoy – powiedziała blondynka wyciągając dłoń w stronę pani domu. – Widzę, że zdążyłaś już poznać mojego męża, syna i synową.
- Masz na myśli moją córkę – rzuciła Adele. Nadal nie była wszystkiego pewna, ale coś podpowiadało jej, że to wszystko jest prawdą, a przed nią stoi jej córka.
- Owszem – zaśmiała się matka Dracona. – Zaopiekowaliśmy się nią.
- Jestem wdzięczna za to – szepnęła kobieta, zastanawiając się jakiego typu opiekę mógł zapewnić dziewczynie Lucjusz Malfoy, który tak usilnie zmuszał ja do trzymania się z dala Lii.
- Mam do ciebie sprawę, ale wolałabym żebyśmy porozmawiały w cztery oczy, bez zbędnych świadków – powiedziała Narcyza, chcąc jak najszybciej zawiązać współpracę z kobietą i wrócić do Anglii by odpowiednio zająć się Rosier.
- Najpierw chciałabym porozmawiać z Lią – powiedziała Adele z silnym francuskim akcentem.
- To bardzo ważne – rzuciła rozpaczliwe Narcyza.
- Nic nie jest ważniejszego niż poznanie własnego dziecka – odpowiedziała jej kobieta i stanęła za dziewczyną opierając dłonie na jej ramionach. Czuła pulsującą w Lii magię i coś, co wskazywało na pokrewieństwo Nott z Morganą Le Fay.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Nie 20:39, 05 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 22:13, 06 Lut 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Narcyza sztucznie się uśmiechnęła i skinęła głową na znak, że rozumie Adele i jej potrzeby. Kobieta przetarła swoje dłonie i wciągnęła powietrze do ust, jakby to miało ją uzdrowić. Zamiast tego zwróciła na siebie uwagę gapiów. Lucjusz przyglądał się uważnie mieszkaniu, samej Adele, jak i Narcyzie, która starała się panować nad złością, która została spowodowana zlekceważeniem jej przed rzekomą matkę Lii.
- Spokojnie - szepnął Malfoy, który stał za swoją żoną.
Adele delikatnie uśmiechnęła się do zebranych i zacisnęła swoje ramiona wokół Camelii. Draco bacznie obserwował wszystkich w pomieszczeniu i jedyne co przychodziło mu do głowy, że atmosfera jest bardzo napięta.
- Bądź cicho - powiedziała przez zęby pani Malfoy i po raz kolejny z miłym uśmiechem zwróciła się do Adele - idźcie porozmawiać… Nie mam zbyt wiele czasu, a moja oferta jest kusząca - odparła próbując zaciekawić Byng.
Nott wpatrywała się w swoją teściową. Zauważyła, że jest inna, bardziej nienaturalna i sztuczna.
- Chodź - szepnęła cicho Adele, a Lia powędrowała za nią do innego pokoju. Dziewczyna wiedziała, że może zaufać kobiecie, choć tak naprawdę jej nie znała, bowiem czuła w sobie jakąś dziwną więź z Adele.
Kiedy Lia odeszła z kobietą w pomieszczeniu zrobiło się dość dziwnie. Obcy mężczyzna, który wprowadził Lucjusza i Narcyzę opierał się o drzwi i co chwila zerkał na Dracona, jakby chciał coś powiedzieć. W końcu straszy pan nie wytrzymał i zaprosił młodego Malfoy do kuchni obiecując, że chodzi o Lię i musi mu coś szybko powiedzieć.
- Nie ma mowy - wrzasnęła Narcyza, tak, że echo jej głosu poniosło się po całym domu.
Następnie kobieta wskazała palcem miejsce Dracona przy swoim ojcu. Nie mogła nikomu ufać, dlatego też nie chciała by jej syn gdzieś się oddalał z mężczyzną, którego ona widziała po raz pierwszy.
- Narcyzo - odezwał się Lucjusz, ale po raz kolejny został uciszony przez swoją żonę.
- Matko - rzekł Draco, a Narcyza dopiero wtedy zrozumiała co zrobiła.
Jej syn już nie był małym chłopcem, a młodzieńcem, który odnalazł matkę swojej ukochanej.
W końcu kobieta zgodziła się i kiwnęła głową. Odprowadziła Dracona wzrokiem do kuchni i dała nieme ostrzeżenie mężczyźnie, który uparcie chciał porozmawiać z Malfoyem.


Adele wskazała Lii miejsce na wygodnej sofie, a sama oparła się o ścianę naprzeciwko. Przez pierwsze dziesięć minut kobieta wpatrywała się w dziewczynę, jakby chciała wychwycić wszystkie rysy jej twarzy, które świadczą o ich pokrewieństwie. Następnie Byng przechadzała się po pomieszczeniu, wymyślając opowieść, z której będzie zadowolona Lia.
- Widzę cię po raz pierwszy - odrzekła Adele zdruzgotana własnymi słowami. Kobieta doskonale pamiętała jak Rosier wtargnęła na salę po porodzie i oświadczyła, że już się wszystkim zajęła.
- Ale… - zaczęła Camelia, po czym zamknęła swoje usta.
- Marietta Rosier wzięła cię szybciej niż ja zdążyłam na ciebie spojrzeć… Nie widziałam cię nigdy, nawet wtedy kiedy cię urodziłam - ucięła Adele i spojrzała na swoją córkę. - Nigdy nie było mi dane cię zobaczyć. Z tego co teraz widzę, wszystkie zdjęcia przesyłane przez Rosier też były fałszywe. Według niej byłaś blondynką niepodobną do mnie - wyjaśniała, a jedyne na co było stać Nott to lekkie skinięcie głowy.
- Ona taka była od zawsze - uściśliła Camelia jakby chciała pokazać Adele, że to ona musiała z nią żyć przez ponad osiemnaście lat.
- Wiem, Camelio… Choć nie zaprzeczę, że dobrze cię wychowała - oświadczyła kobieta i pokiwała ze zdumienia głową. Byng nie była świadoma, że Marietta jest zdolna do takiego poświęcenia. Miała wrażenie, że Rosier wynajmuje gosposie i inne pomoce domowe do zajmowania się Lią, ale nawet służba, nie mogła tak wychować Nott. To sama Rosier się o to postarała.
Lia gwałtownie wstała i spojrzała prosto w oczy swojej matce. Nie potrafiła uwierzyć, że ta może być jej za coś wdzięczna.
- Dobrze mnie wychowała?! - wrzasnęła Nott z wściekłości doskonale pamiętając kary jakie stosowała Rosier. Lia miała w głowie każdą ranę jaka zadała jej Marietta.
- Jestem jej za to wdzięczna - odparła Adele, a Lia myślała, że zapadnie się pod ziemię.
- Zniszczyła ci życie, odebrała mnie - wymieniała Camelia, a Adele starała się zachować kamienną twarz.
- Ale i dobrze wychowała, moja droga - przypomniała delikatnie, po czym Lia wybiegła z pomieszczenia.

Draco wszedł do przestronnej kuchni i oparł się o blat graniczący z piekarnikiem. Straszy mężczyzna obszedł stół, po czym zajął wygodną pozycję na krześle.
- Musisz bronić Camelii - odparł mężczyzna i podejrzliwie spojrzał na Malfoya.
Ten nie wiedząc o co chodzi podniósł ręce w geście niezrozumienia.
- Nie rozumiem - odrzekł Draco powoli, jakby wiedział, że ma czas. Zdawał sobie sprawę, że Lia będzie chciała porozmawiać z matką i wypyta ją o najmniejsze szczegóły.
- Adele skrywa mroczną tajemnicę… Może zagrażać dziewczynie - wyszeptał tajemniczo starzec, jakby bał się mówić tego na głos.
- To jest jej matka - uściślił Draco, a mężczyzna zaśmiał się chrapliwie.
- Mój drogi chłopcze - zaczął, a następnie kontynuował - ona ma wiele dzieci - skończył, a następnie wskazał Draconowi plac za domem, na którym znajdowało się kilkadziesiąt małych nagrobków.


Narcyza i Lucjusz zostali sami w salonie. Kobieta opierała jedną rękę na biodrze, drugą próbowała przeczesać swoje włosy, jakby to była sprawa wagi państwowej. Jej mąż wpatrywał się w niezmienione wnętrze domu. Pamiętał każdy szczegół tego pomieszczenia, w którym razem z Rosier torturowali młodą matkę, zmuszając do złożenia kilku przysiąg.
- Cóż cię trapi? - zapytała ironicznie Narcyza udając, że martwi się o stan męża.
Lucjusz Malfoy wywrócił oczyma i stanął przez kobietą. Wskazał dłonią całe pomieszczenie, a następnie ułożył swoje ręce na jej tali.
- Musimy stąd wyjść - odparł blondyn i ścisnął żonę. Ta histerycznie się obracając, uderzyła Lucjusza w twarz.
Mężczyzna odsunął się od żony i zszokowany jej ruchem, wyszedł na zewnątrz by zaczerpnąć powietrza.
Narcyza nie wiedziała co się z nią dzieje. Wiedziała, że w jakimś stopniu się zmieniła, a moc, która powróciła opanowała jej ciało, nie pozwalając na inne działanie niż te, które reprezentowała sobą.
Blondynka złapała się za szaty i czym prędzej wybiegła za mężem. Nie obchodziło ją jak wyglądała w tamtej chwili, najważniejsze było to, by Lucjusz jej nie uciekł. Kiedy w końcu dogoniła go na skraju lasu, Narcyza przycisnęła go do drzewa.
- Byłeś tu z Rosier? - zapytała delikatnie Narcyza.
Lucjusz zaprzeczył głową, wtedy kobieta zdenerwowała się nie na żarty. Wbiła paznokcie w tors męża.
- Przychodziłeś tu z Rosier, kiedy ja siedziałam w domu z Draconem! - krzyknęła tak głośno, że kilka zwierząt spłoszyło się i uciekło w głąb lasu.




Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 15:18, 08 Lut 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Draco podszedł bliżej okna i oparł dłoń na szybie. Szybko przeleciał wzrokiem po nagrobkach. Spojrzał na towarzyszącego mu mężczyznę.
- To jej wszystkie dzieci? - zapytał cicho czując, że w gardle pojawia mu się gula.
Towarzysz westchnął i machnął ręką w nieokreślonym geście.
- Nie, nie wszystkie – rzucił i zgarnął chłopaka, tak by już nie wyglądał przez okno.
- Więc, kogo to nagrobki? - Draco dążył dalej do poznania prawdy. - Chcesz dużo wiedzieć, mój drogi – powiedział mężczyzna i po chwili zaproponował mu kawę.
- Chcę wiedzieć, na co naraziłem Lię – wyszeptał. Malfoy zaczynał żałować, że zaciągnął tu Camelię. Miał dobre intencje i na chwilę zapomniał, że nimi wybrukowane jest piekło.
- Tylko Camelia stoi na jej drodze do zdobycia pełnej mocy Morgany Le Fay – powiedział mężczyzna podając chłopakowi filiżankę z kawą.

Lucjusz przełknął głośno ślinę i bacznie obserwował kobietę.
- Powiedz – rzuciła głośno, nie dbając o to, czy ktoś jeszcze ją słyszy i jakie może mieć zdanie na temat ich związku. Pragnęła prawdy.
- Dbałam o twoje dziecko, kiedy ty... - zaczęła, jeszcze mocniej wbijając w tors mężczyzny paznokcie.
Malfoy uparcie milczał, wiedząc, że teraz pogrąża się jeszcze bardziej. Obawiał się wyznania prawdy, gdyż nie wiedział, czego ma się spodziewać po kobiecie. Zaskakiwała go z każdą kolejną minutą, którą z nią spędził.
- Działaliśmy zgodnie z rozkazami – przyznał w końcu. Kobieta roześmiała się histerycznie.
- Czarny Pan to planował? - zapytała uspokajając się.
- Przecież wiesz, że tak – przypomniał jej.
- Nigdy nic mi nie mówiłeś – żachnęła się. - Nigdy nie wspominałeś o jakichkolwiek wyprawach razem z Rosier!
Narcyza nie chciała się przyznać, ale Lucjusz doskonale wiedział, że wszystko co łączyło się z Mariettą, było dla niej drażliwym tematem. Malfoy była o nią chorobliwie zazdrosna, a fakt, który teraz wyszedł na światło dzienne przechodziło pojęcie Narcyzy.
- Chciał zachować dyskrecję – wyszeptał.
- Co takiego ona ma, że tyle razy wybrałeś ją? - zapytała, czując, że wszystkie siły, które wypełniały jej ciało zaczynały z niego uciekać, zostawiając jedynie wściekłość oszukanej kobiety.
- Nie rozumiem – przyznał mężczyzna i korzystając z chwili słabości Narcyzy zdjął jej dłonie ze swojego torsu.
- Przyjeżdżałeś tu, kiedy ja siedziałam w domu z małym dzieckiem. A kiedy ja zniknęłam, wpadłeś w jej ramiona – krzyczała.
Lucjusz odszedł od kobiety, próbując zebrać swoje myśli.
- Nie uciekaj od odpowiedzialności – warknęła za nim starając się zatrzymać Lucjusza.
- Powinniśmy wrócić do środka, jeśli chcesz zdobyć pomocnika do znęcania się nad Mariettą – rzucił idąc w stronę posiadłości.
- Nie!
- Narcyzo, przyjeżdżałem tu, bo takie otrzymałem rozkazy. Miałem zadbać o to, by ta kobieta nie chciała odzyskać dziecka, którym zajmowała się Rosier – powiedział licząc, że Malfoy będzie uspokojona tą okrojoną wersją wydarzeń.
- Pomysł – podjął po raz kolejny – jak silna byłaby Byng, gdyby miała przy sobie dziecko, które mogłaby wykorzystać do zdobycia władzy.
- Ta kobieta, nie posunęłaby się do czegoś takiego, Lucjuszu – warknęła. Nie znałą Adele, ale czuła, że nie byłaby zdolna do wykorzystania córki i ich korzeni do zdobycia siły.
- Nie znasz jej – rzucił.
- Ty również – odpowiedziała, zatrzymując mężczyznę z daleka od willi.
- Narcyzo, znasz kobietę, która zabiłaby własne dziecko, żeby zdobyć tytuł jedynego przodka Le Fay, posiadającej całość jej mocy? Ona nie mogła zbliżać się do dziewczyny, do czasu osiągnięcia przez nią pełnoletności, ale dlaczego nie szukała jej sama, tylko czekała, aż Draco ją znajdzie?
Narcyza przystanęła na chwilę i zawołała:
- To dalej nie wyjaśnia, dlaczego przyjeżdżałeś tu z Rosier.
- Zapewnialiśmy dziecku bezpieczeństwo – warknął
- Nie mogłeś zostawić tego Rosier? - krzyknęła.

Lia wybiegła z pokoiku i przez dłuższą chwilę biegła przed siebie. Słyszała, że kobieta biegnie za nią, ale chciała odwlec moment kiedy będzie musiała z nią wrócić do rozmowy na temat Rosier.
Zatrzymała się w końcu i oparła o ścianę, ciężko oddychając.
- Camelio – zawołała Adele, podchodząc do swojego dziecka. - Nie wiem, jakie metody stosowała, ale uwierz, że ja lepiej bym tego nie zrobiła.
- Jak możesz być jej za cokolwiek wdzięczna? - zapytała, nie zdając sobie sprawy, że mówi podniesionym głosem.
- Odebrała mi cię, ale... - zaczęła mówić, ale dziewczyna przerwała jej.
- Nie! - warknęła. - Nie wiesz nawet jak to jest gdy wychowuje cię ktoś, kto cały czas opłakuje swoje nienarodzone dzieci!
- Camelio – szepnęła. - Gdybym wiedziała, że żyjesz, szukałabym ciebie, zaraz po tym gdy zaklęcia przestały działać. Ale Rosier wysłała mi list z informacją o twojej śmierci.
- W takim razie dlaczego nie szukałaś grobu? - zawołała z goryczą, zastanawiając się w co może teraz wierzyć.
Byng podeszła do dziewczyna i pogłaskała jej włosy.
- Cieszmy się tym co teraz mamy – szepnęła. - Chcę cię poznać, kochanie. Wiem, że nie nadrobimy tych straconych lat, ale dalej mamy ich wiele przed sobą.
- Po prostu... To takie dziwne – przyznała dziewczyna. - W ciągu ostatnich miesięcy tyle się wokół mnie działo.
- Domyślam się – rzuciła kobieta, nie mogąc mieć nawet bladego pojęcia, o tym, co działo się z jej dzieckiem w ostatnich miesięcy. - Draco pisał, że to był dla was ciężki okres czasu. Długo go znasz?
Adele czuła, że chcąc zdobyć zaufanie dziewczyny, musi zadawać jej pytania, godne matki chcącej poznać wybranka córki i wykazać się w stosunku do niej czułością.
Lia zaśmiała się i przeczesała włosy palcami.
- Chodziliśmy razem do szkoły – przyznała i skrzywiła się nie znacznie, myśląc o tym, że kiedy kończyła szkołę, wieszała psy na chłopaku.
- Urocze – Byng wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do dziewczyny. - Wydaje się być miłym młodzieńcem.
Tym razem Lia wzruszyła ramionami. Znała część oblicz chłopaka i wiedziała, że tylko nieliczne z nich są urocze. Zwykle, tak jak ona, chował się za doskonale wybudowany mur, dzięki któremu ciężko było mu mówić o uczuciach i mógł odgrywać swoją rolę dziedzica Malfoyów.
- Jego rodzina cieszyła się niegdyś wielkim szacunkiem – przypomniała sobie Adele, biorąc dziewczynę pod rękę i pociągnęła w stronę kuchni.
- Owszem – rzuciła dziewczyna, przypominając sobie reakcje ludzi na nazwisko Dracona.

Lucjusz bez słowa wziął Narcyzę pod ramię i pociągnął w stronę domu.
- Załatwimy wszystko, co musimy i wrócimy do Anglii – syknęła mu do ucha. - Nie licz, że tak szybko sobie odpuszczę.
Mężczyzna w ciszy skinął głową. Miał przynajmniej czas, by wszystko ułożyć sobie.

Draco obracał w dłoni filiżankę zastanawiając się nad słowami mężczyzny.
- Dlaczego z nią jesteś skoro, wiesz do czego jest zdolna? - zapytał nagle Malfoy.
- Wszędzie was szukałyśmy – zaśmiała się Adele, razem z Lią wchodząc do kuchni. Za pomocą czarów zasłoniła okno, a Malfoy rzucił zaskoczone spojrzenie partnerowi kobiety.
- Cześć – powiedziała Nott podchodząc do chłopaka. Wyjęła z jego dłoni kubek i upiła łyk zimnej kawy.
- Fuj – mruknęła. Chłopak odpowiedział jej coś tak cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć.
- Draconie, gdzie są twoi rodzice? Wydawało mi się, że twoja matka miała do mnie ważną sprawę – Byng nagle przypomniało się o Malfoyach, kręcących się gdzieś po jej posiadłości.
- Wyszli się przewietrzyć – odpowiedział mężczyzna i po chwili dodał – zostawmy młodych samych i znajdźmy rodziców Dracona.
Adele niechętnie przystała na to i po chwili Lia została sama z Malfoyem.


- Tutaj jesteście! - zawołała matka Camelii widząc Malfoyów wchodzących do jej posiadłości. Chciała zrobić dobre wrażenie na Narcyzie.
- Pozwoliliśmy sobie obejrzeć ogród – powiedziała szybko blondynka, ściskając mocniej ramię Lucjusza. - Sama się nim zajmujesz?
Byng zaśmiała się życzliwe i tylko jej partner, wiedział ile pracy włożyła w to, by wymuszony śmiech brzmiał prawdziwie.
- Mam doskonałych ogrodników – odpowiedziała. - Miała pani do mnie sprawę, pani Malfoy?
Narcyza potaknęła szybko.
- W takim razie usiądźmy w salonie – powiedzialł pani domu i wskazała na odpowiednie drzwi.
- Gdzie są... - zaczął pytać Lucjusz, wiedząc, że za tym mydlącym wzrok obrazku, Adele jest zdolna do wielu okropnych rzeczy.
- Zostawiliśmy ich w kuchni.
- Dobrze – rzuciła bezwiednie Narcyza. - Chciałam porozmawiać o Rosier.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 19:49, 11 Lut 2012 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lia siedziała koło Dracona i razem z nim wpatrywała się w mężczyznę, który znajdował się naprzeciwko nich. Chłopak w głowie analizował obrazy zza okna i opowieści, którymi uraczył go staruszek. Nie rozumiał co się działo w tym domu, bądź dzieje. Malfoy zerkał na Camelię jakby chciał się czegoś dowiedzieć o Adele, co pomoże mu połączyć groby z tą kobietą.
Nott tupała nogą w podłogę, chcąc opuścić to miejsce. Adele nie przekonała ją do siebie, a wręcz przeciwnie. Dziewczyna czuła do kobiety jakąś odrazę i brak współczucia. Każde słowo Byng wypowiedziane w stosunku do Lii było oziębłe i pozbawione jakichkolwiek uczuć, które powinna posiadać matka trącąca małe dziecko.
- Nie przedstawiłem się - odrzekła w końcu mężczyzna, kiedy usłyszał, że Adele zabiera państwa Malfoya do salonu na pierwszym piętrze.
Draco skinął głową na jego słowa i pozwolił mu kontynuować. Młodzieniec wiedział, że staruszek wie coś co pomoże mu w rozwianiu wszelkich wątpliwości.
- Nazywam się Henry Prince - wychrypiał mężczyzna i zdjął uroczy melonik z głowy.
Lia zakrztusiła się i zaczęło głęboko oddychać. Draco uśmiechnął się do Henry`ego tak jakby nie powiązał wszystkiego w głowie.
- Jest pan spokrewniony z TYMI Prince`ami? - zapytał Malfoy popijając coś z kubka.
- Owszem - odparł nieśmiało, bowiem od dwudziestu lat nie był w swojej ojczyźnie i nie rozmawiał z nikim o Anglii.
- Henry Prince? - wyszeptała dziewczyna z niedowierzania.
Lia wstała i zrobiła kilka kroków w tył, jakby przestraszyła się swoich myśli. To, że Draco znalazł jej matkę było straszne, ale potem dziewczyna odetchnęła z ulgą. Po spotkaniu z kobietą Nott zmieniła zdanie i zaczęła się obawiać Adele. A teraz… Lia była niemalże pewna, że to on.. Jej ojciec!
Malfoy zrobił się blady, kiedy uzmysłowił sobie wszystko w głowie. Nie był pewien jakie nazwisko przez Rosier nosiła Marietta, ale był niemalże pewny, że jego ojciec mówił kiedyś o Marietcie Prince.
- Jestem tu uwięziony - wyjaśnił szybko mężczyzna i zaczął mówić szeptem.
- Ale jak to uwięziony?- zapytał Malfoy, ponieważ Lia nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego porządnego słowa. Wpatrywała się w mężczyznę jak zaczarowana, by móc powiedzieć tylko kilka sylab z niedowierzania. To wszystko zaczynało być chore, począwszy od spotkania z Adele.
- Adele zaczarowała mnie dwadzieścia lat temu… To jej nieprawdziwe imię i nazwisko, ale mniejsza o to. Przybyła do Londynu w poszukiwaniu krwi, która da jej potomka. Musiała wzmocnić swoje korzenia i wydać na świat dziewczynkę o czystej krwi, czystszej niż mogłoby się wydawać. Z tego co wiem analizowała kilka lat drzewa genealogiczne wszystkich rodów angielskich, a potem zapukała do naszego domu. Wtargnęła i rozpoczęło się piekło. Moja młodsza córka zdążyła się teleportować, a starsza Marietta walczyła z nią. Moja żona przybyła właśnie ze spotkania i trafiło w nią zaklęcie… nie wybaczalne. To tak umarła moja kochana żona… Marietta została ugodzona urokiem i została sparaliżowana. Devilla kazała mi coś wypić, nie wiem co to było, ale szybko obudziłem się w ciemnym pokoju… Kilka kolejnych miesięcy było dosyć dziwnych, ponieważ wydawało mi się, że ją kocham, ale byłem pod wpływem zaklęcia… Kiedy chciałem powiedzieć o wszystkim, ona zabrała mnie tutaj, z dala od rodziny… Moja córka przybywała tutaj co kilka dni w ciągu trzech lat po moim zniknięciu, ale Devilla kazała mi się chować w piwnicy, dopiero dzisiaj kiedy przybyliście, mogłem zostać na parterze, w charakterze sługi - opowiedział, a Lia otarła mała łzę spływającą po policzku. To był jej ojciec, już nie miała wątpliwości.
- Devilla? - zaśmiał się Draco, ale szybko spoważniał, kiedy zrozumiał ciężar całej sytuacji. Domłodego Malfoya dotarło ile osób zostało oszukanych. Chłopak zaczął pluć sobie w brodę, kiedy stwierdził, że naraził na niebezpieczeństwo Lię.
- Devilla Le Fay - odrzekł mężczyzna, a Nott od razu się nie zgodziła.
- To nazwisko nie może być prawdziwe - odrzekła wiedząc, że po tylu pokoleniach nie utrzymała by nazwiska po matce.
- Prawdziwe, ponieważ Devilla jest córką Morgany - wytłumaczył, a Draco i Camelia zaniemówili.




Adele skinęła głową na Malfoyów i wskazała im drogę po schodach. Narcyza energicznie ruszyła przed siebie, jakby całą rozmowę o Rosier chciała mieć już za sobą. Lucjusz niechętnie podążał za Narcyzą, ale musiał to robić. Wiedział, że nie może teraz uciec, ani nic powiedzieć swojej żonie. Marietta nigdy nie opowiedziała mu wiele o swojej rodzinie, pamiętał tylko jak mówiła, że matka Lii nie jest tą kobietą z opowieści. Malfoy wiedział, że Czarny Pan nie pozwolił by Adele kiedykolwiek zobaczyła bądź dotknęła Camelię. Ta sytuacja byłą chora i mężczyzna wiedział, że Rosier zrobi sobie krzywdę jeśli się o tym wszystkim dowie, ale on musiał milczeć.
Aktualnie robił minę do złej gry. Uśmiechał się fałszywie do Byng jakby chciał pokazać, że już nie wiele pamięta sprzed kilku lat. Chciała, by kobieta mu zaufała.
- Czy coś się stało? - zapytała Adele Lucjusza, ale mężczyzna automatycznie zaprzeczył.
Lucjusz Malfoy nie był dobrze poinformowany jeśli chodzi o wizyty w tym domu z Rosier. Nie był to rozkaz Czarnego Pana, który usłyszał osobiście. To zawsze Rosier pisała namiętnie do niego listy i błagała o pomoc. Opisywała złą moc, która spadła na jej rodzinę, ale nie roztrząsał tego. Pamiętał jak spotkał się z nią po raz pierwszy po swoim ślubie z Narcyzą.
Marietta była wtedy w żałobie po mężu, ale nie było po niej tego widać. Miała na rękach małe zawiniątko, które słodko spało na jej rekach. Rosier płakała stojąc przed Lucjuszem. Mężczyzna wiedział, że jest jedynym, który ogląda słabość tej kobiety.
- Ona nie może trafić w jej ręce! - krzyczała Marietta przytulając małą Lię do swojej piersi, jakby chciała pokazać, że malutka jest dla niej całym światem.
- Wiesz, że nie mogę się z tobą spotykać - odparł Malfoy ozięble i odwrócił się na pięcie.
- To co wiesz o naszej rodzinie to nieprawda! Wszystko zostało zmyślone dla prasy… Nie mogę ci powiedzieć kim ona dla mnie jest … Ktoś stanie się potężniejszy od Czarnego Pana - tłumaczyła uparcie Marietta.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zakpił Lucjusz, ale szybko został uciszony przed Rosier, która wskazała na śpiącą dziewczynkę.
- Dostałam rozkaz - warknęła. - Zostałam sama. Zabiła mi matkę i porwała ojca. Moja siostra i szwagier nie żyją, a mąż niedawno zginął. Pomóż mi, bo nie mam nikogo bliskiego - prosiła Marietta. Kobieta czuła upokorzenie, ale Lucjusz Malfoy był jedynym człowiekiem, który mógł jej pomóc w tej misji.
- Skoro chodzi o Czarnego Pana… Pomogę ci - rzekł Malfoy wracając do swojego domu i zostawiając Mariettę na pustkowiu.
Lucjusz wrócił do rzeczywistości. Odwrócił się i spojrzał na rozkojarzoną minę Byng. Rosier nie zdradziła mu zbyt wielu szczegółów, dlatego nieme oskarżenia Malfoya mogły być bezpodstawne.
- Musimy się stąd wynosić - szepnął Lucjusz do ucha Narcyzy.
- Słucham? - zapytała ostro kobieta, a następnie zamilkła kiedy zobaczyła Adele przed sobą.
Lucjusz nie mógł jej teraz nic powiedzieć, ale poskładał sobie wszystko w głowie. Kiedy wręczał dokumenty Narcyzie, nie przyszło mu na myśl, że niejaka Adele Byng może być tą kobietą, którą odwiedzał prawie dwadzieścia lat temu. Rosier przedstawiła mu ją jako Devillę Prince, potomkinię Morgany Le Fay. Lucjusz myślał, że Adele okazała się prawdziwą matką Lii, a tamto wydarzenie w przeszłości było manipulacją samego Voldemorta, lecz teraz Malfoy wszystko rozumiał.
- Prince, odejdź od mojej żony! - krzyknął Lucjusz, kiedy Devilla wycelowała różdżkę w Narcyzę.




Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 11:52, 12 Lut 2012 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Dziewczyna wzięła głęboki wdech i bezwładnie opadła na jedno z krzeseł stojących w kuchni. Ukryła twarz w dłoniach i starała się zebrać myśli.
- To nie możliwe – powtórzyła słabym głosem. – Morgana żyła setki lat temu.
- Mocą, którą posiada Devilla można uczynić dużo gorsze rzeczy, niż tylko życie przez setki lat – westchnął mężczyzna. On od samego początku wiedział, że Lia to jego najmłodsze dziecko, ale czekał aż dziewczyna pozna całą prawdę. Wiedział, że w opowieściach był dla niej martwy, a teraz kiedy ona była już dorosła nie mógł ingerować w jej życie.
- Camelio – zaczął mężczyzna, ale dziewczyna przerwała mu skinieniem ręki.
- Domyśliłam się już – szepnęła. Draco zerkał zdezorientowany to na dziewczynę, to na Henrego. Młody Malfoy po chwili domyślił się, że rozmawiał z ojcem Nott.
- Musimy się stąd wszyscy wydostać – rzuciła dziewczyna i wyprostowała się na krześle.
Draco energicznie pokiwał głową, musieli opuścić to miejsce i ukryć się gdzieś, gdzie będą bezpieczni.
- Ona nie pozwoli ci tak łatwo stąd wyjechać – oznajmił mężczyzna, jakby to była rzecz zupełnie oczywista. – Czekała tylko na moment, kiedy się tu pojawisz.
Blondyn przeklął pod nosem i odstawił z hukiem kubek na blat.
- Ja… - zaczął, zdając sobie sprawę, że powinien coś powiedzieć.
- Mój drogi, nie mogłeś wiedzieć o tym – uspokoił go pan Prince.
- Pozwoli wam wyjechać jeśli ja tu zostanę? – zapytała spokojnie Lia.
- Nawet o tym nie myśli! – warknął Draco. Nie po to przez tyle czasu szukali siebie, by teraz to wszystko tak po prostu stracić.
- Nie sądzę – westchnął starszy pan. – Wyczuła już więzi między wami i obawiam się, że zostawi Malfoyów, żeby zmusić cię do współpracy.
- Draco wróć póki możesz do domu – błagała dziewczyna. Wiedziała, że jeśli on tu zostanie będzie w stanie wykonać każdy rozkaz Devilli tylko po to, żeby nic mu się nie stało.
- Już jest za późno – mruknął mężczyzna. - Zdobędzie siłę i wszystko stanie się gorsze niż za jego czasów. – Mówiąc to podwinął rękaw i wskazał na wyblakły Mroczny Znak. Malfoy odruchowo ścisnął swoje lewe ramie. Mężczyzna spojrzał na niego, chłopak był zbyt młody by posiadać znak.
- Ponad rok temu Voldemort ponownie zdobył władzę – wyjaśniła dziewczyna za Dracona.
- Och – mruknął tylko mężczyzna. Odkąd uznano go za nieżywego nie czuł żadnego pieczenia dochodzącego z przedramienia.
- Zastanówmy się jak możemy się stąd wydostać – Lia wróciła do wcześniejszego tematu i nagle poderwała się z krzesła. – Jakie jest prawdopodobieństwo, że już pokazała swoją prawdziwą twarz w tym salonie?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Pół na pół. Jeśli któreś z nich znało tajemnicę już mogła to zrobić – wytłumaczył. Draco nie mógł trafić na tor myśli Lii, nie wiedział co chce osiągnąć.
- Musimy do nich iść. – Podeszła w stronę drzwi i spojrzała wyczekująco na mężczyzn.
- Nie rozumiem – szepnął Henry Prince, który nadal zachwycał się swoim dzieckiem. Widział gesty Marietty w tym co robiła dziewczyna, a przy tym dodawała im coś od siebie, co tak bardzo odróżniało ją od jego pozostałych córek.
- Jeśli pokazała już kim jest, sami mogą nie dać sobie z nią rady – wyjaśniła. – Jeśli nie zrobiła tego to dobra nasza, będziemy gotowi na jej ruch.
- To szaleństwo! – krzyknął Draco. – Nawet nie myśli, że pozwolę ci tam pójść.
Mężczyzna poparł zdanie chłopaka. Dziewczyna spojrzała czule na swojego narzeczonego.
- Podejrzewam, że tylko ja mogę jej zagrozić.
- Zostaniesz tutaj, Camelio – rzucił chłopak. Nie chciał odkrywać swoich uczuć przed ojcem dziewczyny, ale też zdawał sobie sprawę, że Lia rozumie uczucia, które nim prowadzą.
- Idziesz ze mną, czy zostajesz tu, Draco? – zapytała chłopaka, gdyż czuła, że Henry Prince nie zostawi jej samej.

Narcyza szeroko otworzyła oczy.
- Prince? – wyszeptała kobieta, nie wiedząc o co chodzi jej mężowi. Jedyne co rozumiała to to, że matka Lii celowała w nią różdżką.
- Le Fay – zarechotała kobieta, nie opuszczając różdżki. – Wasz synalek postąpił bardzo miło, przyprowadzając do mnie moją córkę, nie sądzicie? Będę musiała mu za to podziękować – zaśmiała się.
Lucjusz stał pomiędzy kobietami i celował swoją różdżką w Adele. Narcyza warknęła, kiedy usłyszała to nazwisko.
- Devilla Le Fay – westchnęła kobieta stojąca przed Malfoyem i obróciła się z gracją, tak jakby prezentowała im najnowszą kreację.
- Córka… - zaczęła mówić Narcyza, ale kobieta jej przerwała.
- Ach tak moja bieda matka – zaśmiała się. - Morgana nie zdawała sobie sprawy ile mocy może przekazać swojej córce i wnuczce.
- Może wiecie, co się dzieje z Rosier? Dawno mnie nie odwiedzała – westchnęła, nic sobie nie robiąc z uniesionej różdżki Malfoya. – Chciałaś o niej pomówić, Narcyzo – przypomniała.
- Siedzi w mojej posiadłości – rzuciła szybko kobieta, a Lucjusz spojrzał na nią ze złością.
- Bardzo chętnie się z nią spotkam – powiedziała miękko Devilla i dłonią pogładziła swoją różdżkę.
- Nie ma mowy – warknął Malfoy, a jego żona prychnęła za nim.
Matka Lii zaśmiała się głośno i spojrzała w stronę drzwi.
- Ktoś tu jest zazdrosny – zanuciła, jakby cieszyła się z nieszczęścia siejącego się w jej posiadłości.
Narcyza wyminęła męża i stanęła oko w oko z Devillą Le Fay.
- Chcę się jej pozbyć, raz na zawsze – powiedziała i uśmiechnęła się. Nie czuła zagrożenia w tej kobiecie, znała swoje możliwości i moce, dlatego tylko czekała aż Rosier pozna jej wściekłość, za to wszystko co jej zrobiła.
- Widzę, że mamy podobny plan – wyszeptała jadowitym tonem Adele, pstrykając palcami. W tym momencie jej uroczy jasny kostium zmienił się w długą czarną suknie, a ciemne kręcone włosy ułożyły się w dystyngowanego koka.
- Obawiam się tylko, że zabójstwo Rosier, źle odbiłoby się na moich stosunkach z Lią – westchnęła, chcąc zgrywać dobrą matkę, która cieszy się ze spotkania ze swoją córką.
- Obie wiemy, że to nieprawda – rzuciła swobodnie Narcyza i przelotnie spojrzała na Lucjusza. Mężczyzna wyglądał spokojnie i tylko jego oczy zdradzały, że obawia się o zdrowie swojej żony.
- Mylisz się moja droga – mruknęła Le Fay, odchodząc na kilka kroków od małżeństwa. Korzystając z ich nie uwagi wycelowała w ich różdżką i wyczarowała otaczającą ich klatkę.
Podeszła na tyle blisko, by móc spojrzeć w oczy kobiecie i wysyczała:
- Myślisz, że nie wiem kim jesteś? Następczyni Czarnego Pana.
Narcyza wciągnęła głośno powietrze, a w tym czasie Lucjusz zaczął szarpać za stalowe pręty.
- Nie radzę – zaśmiała się Devilla, widząc, że klatka kurczy się odrobinę.
- Myślałam, że chcesz się pozbyć Rosier – warknęła Narcyza, czując że przez własną głupotę i chęć zemsty wciągnęła w to wszystkich swoich bliskich.
- Ależ chcę – szepnęła kobieta i klasnęła w dłonie. Drzwi otworzyły się, ukazując pewną siebie Lię z różdżką gotową do działania i stojących za nią Dracona i pana Princa.
- Ty! – warknęła dziewczyna. Nie znała swoich możliwości, ale wiedziała, że zrobi wszystko żeby nic nie stało się nikomu poza Adele.
- Widzę, że synek może dołączyć do rodziców – zaśmiała się kobieta i klasnęła ręką tak, że teraz w niewielkiej klatce znajdowały się cztery osoby: Narcyza, Lucjusz, Draco i Henry Prince.
- Dobijmy targu – rzuciła Lia stając twarzą w twarz z matką.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13, 14  Następny
Strona 12 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare