Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 18:02, 06 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Zakręciło jej się w głowie i pociemniało przed oczami. Trzymała się w pionie tylko dzięki silnemu uściskowi mężczyzny. Przez głowę przechodziło jej co najmniej tysiąc myśli, ale żadna nie znajdowała wyjaśnienia obecności mężczyzny tutaj. Nie był duchem. Jego dotyk był realny. Czuła jak jego silne ramiona pomagały jej utrzymać się.
- Oddychaj – rzucił szybko. Głos miał opanowany, jak zwykle. Szorstki i chłodny.
- Staram się – warknęła nagle wyrywając się z uścisków mężczyzny. Najchętniej rzuciłaby mu się w ramiona, ale coś ją powstrzymywało. Jeżeli żył, jeśli to był on – a była niemalże pewna, że to on, to dlaczego nie wysłał jej chociaż głupiej sowy, że żyje. Dlaczego?
- Co tu robisz? – zadała najbardziej idiotyczne pytanie, ale zanim zdążyła się zastanowić słowa same wypadły jej z ust. Mężczyzna zaśmiał się krótko.
- To samo co ty, Lily – odpowiedział, a kobieta zmarszczyła nos. Kilka minut wcześniej to samo odpowiedziała natrętnemu znajomemu. Kątem oka zauważyła kelnera rozdającego gościom lampki z czerwonym winem, kiwnęła na niego ręką i już po chwili trzymała w ręce naczynie z trunkiem. Przez chwilę obserwowała jak ciecz przelewa się w kieliszku. Miała nadzieję, że ta czynność w jakimś stopniu ją uspokoi. Upiła łyka i ponownie spojrzała na mężczyznę. Jego ciemne włosy opadały na ramiona, gdzie niegdzie zauważyła siwe kępki, ale nie przeszkadzało jej to. Dzięki temu wyglądał lepiej. Jego twarz przecinała cienka szrama, musiał ją zdobyć podczas Wielkiej Bitwy. Kiedy patrzyła na niego na nowo odżyły w niej wspomnienia. Krzyki, rannych lub umierających czarodziejów. Odgłos tłuczonych kamieni. Płacz. Lament. Wszystko zawiązywało się w okropną kakofonię, która prześladowała ją bardzo długo. W swoim życiu widziała wiele, sama nie raz zadała komuś śmierć. W tych sytuacjach była nie ugięta. Nie ruszały jej prośby ofiar, śmiała się z nich. Szydziła zanim zabiła, a wcześnie torturowała – więc, dlaczego wojna odcisnęła w niej takie piętno.
Biegała po korytarzach Hogwartu szukając Snape’a, jej elegancka sukienka była podarta w kilu miejscach, a torba w której trzymała eliksiry uzdrawiające ciążyła jej. Nie mogła go znaleźć. I później, kiedy dowiedziała się, że jest martwy zaczynała tłumaczyć sobie jego nieobecność.
Westchnęła ciężko i napiła się trunku. Wypiła jeszcze za mało, żeby w jakikolwiek sposób się odprężyć, albo chociaż żeby łatwiej przyswoić obraz malujący się przed nią.
- Jesteś bladsza niż zwykle – usłyszała jego głos, a jej żołądek skoczył salto. W tym samym momencie serce podeszło jej do gardła. Nie był zjawą. Przecież przed chwilą trzymał ja w swoich ramionach, czuła jego ciepło, czuła jego dotyk. Duch nie mógłby utrzymać jej w pionie. A mimo wszystko, dalej myślała, że stęskniony umysł płata jej figla.
Severus Snape nie żył. I od sześciu miesięcy próbowała to zaakceptować, z taką myślą zasypiała i budziła się rano.
- Muszę usiąść – wyszeptała tylko ostawiając na podstawę jednej z rzeźb na wpół opróżniony kieliszek.



Lucjusz Malfoy zawachlował ręką przed swoją twarzą, chcąc by papierosowy dym odsunął się od jego twarzy.
- Grozisz mi? – zapytał po chwili, skłaniając się mężczyźnie którego mijali.
- Gdzież bym mogła! – zawołała, rozglądając się za swoją siostrzenicą. Zdecydowanie bardziej wolała ją mieć przy sobie. – Tylko cię ostrzegam – dodała beznamiętnie i po raz kolejny zaciągnęła się dymem. Kiwnęła na służącego i kiedy ten przyniósł jej popielniczkę, Strzepnęła do niej popiół i odesłała chłopaka.
Przez chwilę, w ciszy przechadzali się wzdłuż przepięknych sal, przygotowanych na tą uroczystość. Marietta obserwowała ludzi. Większość z nich pół roku temu straciło bliskich. Stali pod ścianami, sącząc napoje ze swoich kieliszków. Kilka osób zerknęło na panią Rosier, ale zaraz odwróciło spojrzenie. Jedynie ona i jej siostrzenica zdecydowały się na tak odważne stroje.
- Miało być jak za dawnych czasów – zauważyła kobieta i oddała filtr papierosa jednemu z kelnerów.
- Kiedyś wszyscy ludzie, którzy zmarli w Hogwarcie żyli – powiedział pan Malfoy. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Wtedy większość z nich robiła dopiero podchody, żeby wyjść za siebie – oznajmiła oschle. – Albo poznawali swoich narzeczonych wybranych przez rodziców. Lucjusz musiał jej przyznać rację. Kiedy oni skończyli szkołę, zaczęła się walka o najlepsze partie, dokładnie tak jak teraz – z tym wyjątkiem, że kiedyś rodów o czystej krwi było więcej niż teraz. Mężczyzna wiedział, że jego syn poradzi sobie doskonale z tym zadaniem i przedłuży linię swojej rodziny. Kobieta zerknęła na sofę pod ścianą i ulżyło jej, kiedy zauważyła, że Lia nie siedzi ze swoimi koleżankami. Widząc je, nie miała najmniejszych wątpliwości, że Nott nie będzie miała problemów z wyjściem za mąż za najlepszą partię.
- Cóż to za muzyka – zadrwiła kobieta – Jeśli pan chce, panie Malfoy by było jak za dawnych czasów, muzyka też powinna taka być.
Blondyn spojrzał na nią zaskoczony, ale już po chwili musiał przyznać jej rację. Za dawnych czasów, bal otwierali gospodarze tańcząc pierwszy taniec. Podeszli do orkiestry i Malfoy kazał im na chwilę przestać grać. Stanął na wyczarowanym podeście i poprosił o uwagę.
- Przyjaciele! – zawołał, a pani Rosier pomyślała, że to beznadziejne rozpoczęcie przemowy, godne przemówienia na urodzinach dalekiego kuzyna. – Pozwólmy by nasze dzieci poznały bale, takie jakie my znaliśmy za czasów naszej młodości. Czas wrócić do dawnych przyzwyczajeń. – obok Lucjusza pojawił się jego syn, a Lia stanęła obok ciotki – Uważam bal za otwarty!
Dał znak orkiestrze i już po chwili salę wypełniła muzyka stylizowana na wolnego, pięknego walca.
- Zatańcz z Camelią Nott to idealna partia – syknął mężczyzna do swojego syna i po chwili oboje skłonili się przed Lią i Mariettą.



Dziewczyna była doskonałą aktorką, przez cały czas kiedy została zmuszona towarzyszyć Draconowi, uśmiechała się dumnie jakby właśnie wygrała główną nagrodę dzisiejszego wieczora. I z punktu patrzenia innych tak rzeczywiście było. Młodego Malfoya okrzyknięto najbardziej obiecującym kawalerem i wszystkie panny na wydaniu chciały znaleźć się na jej miejscu. Choć nikt by jej nie uwierzył, chętnie odstąpiłaby którejś swojego towarzysza. Kątem oka zauważyła, że Pansy I Dafne rzucają jej zdziwione spojrzenia, ale ona tylko uśmiechęła się szerz do nich i wzruszyła delikatnie ramionami.
- Och… przyszły – westchnął blondyn widząc koleżanki ze szkoły.
- Zaprosiliście je – zauważyła dziewczyna i zaczęła rozglądać się za swoją ciotką. Im więcej czasu spędzi w jej towarzystwie, tym mniej w towarzystwie Malfoya.
- Ojciec nalegał – rzucił chłopak i skinął głową w stronę swoich znajomych ze szkoły. Lia powstrzymywała się przed wywróceniem oczami. Nie nawiedziła tego chłopaka i zupełnie nie wiedziała, dlaczego jego ojciec skazał ich na swoje towarzystwo.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz – komplementował jej wygląd, tak jakby chciał uśpić jej czujność by móc zaatakować ją – w jakikolwiek sposób.
- Nie wysilaj się, Malfoy – rzuciła dziewczyna. – Nie zależy mi na twoich komplementach.
Uśmiechnęła się do niego złośliwie i zlokalizowała swoją ciotkę idącą u boku pana Malfoya.
- Chciałem być miły – żachnął się chłopak.
- Wtedy też chciałeś być miły dolewając mi do kubka Ognistej, prawda? – warknęła. Wiedziała, że wina leży też po jej stronie, ale o ile łatwiej było choć na chwilę większą odpowiedzialność zrzucić na chłopaka.
- Zgodziłaś się.
- Byłam pijana, Malfoy – rzuciła. Rozglądając się nerwowo, czy nikt tego nie słuchał.
- Ja też – powiedział spokojnie i nagle zaczął zmierzać w stronę swojego ojca i pani Rosier.
- Ani słowa o tym przy mojej ciotce – szepnęła.
- Albo co? – mruknął.
- Nie chcesz wiedzieć, co potrafię zrobić – rzuciła odważnie i dłonią przygładziła swoją krwistoczerwoną suknię. Chłopak zostawił ją przy ciotce, a sam dołączył do swojego ojca.
- Mam nadzieję, że zatańczysz z Draconem - szepnęła kobieta do swojej podopiecznej. – Malfoywie to rodzina z klasą, a ich dziedzic to idealna partia dla ciebie.
Dziewczyna zbladła kiedy uświadomiła sobie do czego będzie dążyć jej ciotka. Chwilę później już wirowała z chłopakiem wzbudzając zazdrość u swoich koleżanek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Sob 19:20, 06 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 19:23, 06 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Ach... cudowny rozdział... xD
Masakra, strasznie, strasznie mi się podoba!
te ich rozmowy, a teraz bd tańczyć!
Boże, za dużo wrażeń jak na jeden rozdział <3


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Nie 14:15, 07 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Ola... Co by tu dużo pisać Very Happy Rozdział jest jak zawsze cudowny Wink

Severus objął Lily ramieniem i doprowadził do ławki, która stała nieopodal. Greengrass, usiadła na ławce i oparła się oddychając głęboko. Snape nie zajął miejsca obok niej, tylko podszedł do kamiennych barierek balkonu i zaczął wpatrywać się w ciemne niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy. Te niebo przypominało jego ciemne oczy, z których nigdy nie dało się wyczytać ani jednego uczucia.
- Kim jesteś? – wyszeptała Lily i po chwili zdała sobie sprawę, że to było trochę głupie pytanie. Nie był duchem, bo by jej nie złapał. Wyglądał tak jak go zapamiętała. Ziemista cera, haczykowaty nos... Falująca na wietrze czarna peleryna i szczupła sylwetka. Snape obrócił się w stronę Lily i na jego twarzy pojawił się, tak dobrze jej znany, ironiczny uśmiech:
- Czyżby wojna zepsuła twój wzrok, Greengrass?
- Ty... Ty nie żyjesz... Twoje nazwisko było na liście osób zamordowanych!
- Spokojnie... – usiadł obok niej – Pozwól, że wszystko ci opowiem.
Lily nie wiedziała co zrobić... A jeżeli to był jakiś facet, który tylko wypił eliksir wielosokowy? Ale... Głos identyczny... Ruchy identyczne... I...
- To naprawdę ja... Ja nie zginąłem... Znaczy się... Czarny Pan myślał, że mnie zabił, ale tak nie było...
- Jak to... myślał?
- Wymyśliłem ten plan razem z Lucjuszem...
- Z Malfoyem?
Severus uniósł prawą brew do góry. Lily uważała ten wyraz twarzy, za bardzo seksowny, więc zarumieniła się.
- A znasz innego?

Pan Malfoya skłonił się przed Mariettą i ze swoją, jak największą, nonszalancją rzekł:
- Mogę prosić do tańca, pani Rosier?
Kobieta uśmiechnęła się z wyższością, wysunęła w stronę Lucjusza dłoń i odpowiedziała chłodno:
- Ależ oczywiście, panie Malfoy.
Chwilę później obydwoje dryfowali na parkiecie w rytm wolnego walca. Kobieta od razu wyłapała wzrokiem Camile, która tańczyła z Draconem i odetchnęła z ulgą. Ucieszyła się, że nie siedzi ona z tymi jej pustymi koleżankami tylko tańczy z doskonałą partią na męża. Tak... Oni muszą być razem. Doskonale do siebie pasują.
Marietta spojrzała w jasnoniebieskie oczy pana Malfoya. Nigdy nie patrzyła na niego od tej strony, ale... był nawet ładny. Te jego chłodne spojrzenie było bardzo... podniecające. Gdy w pewnym momencie przysunęła się bliżej twarzy Lucjusza, ucieszyła się, w duchu, że ją trzyma za ramiona. Jej nogi lekko zadrżały, gdy poczuła zapach jego perfum. Ten zapach ją dosłownie omotał. Nigdy nie czuła czegoś takiego, gdy była blisko jakiegoś mężczyzny. Nawet nie usłyszała, gdy muzyka przestała grać. Dopiero ujrzała gdy pan Malfoy pocałował ją w rękę i odszedł na bok, gdzie po chwili już stał jego syn. Rozejrzała się dookoła i po chwili przy niej przystanęła Camelia. Dała jej do zrozumienia, chłodnym tonem, że Draco to doskonała partia dla niej i powinna z nim jeszcze raz zatańczyć. Sama udała się powoli w stronę drzwi, na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Gdy Lia wraz z młodym Malfoyem zakończyła, któryś raz z kolei, taniec, Draco kiwnął na kelnera, od którego zabrał dwie lampki wina, z czego jedną podał pannie Nott. Dziewczyna skrzywiła się, ale wzięła lampkę:
- Znowu chcesz mnie upić?
- Ja? – uśmiechnął się ironicznie chłopak – Ja tylko chcę być miły...
- To może będziesz tak miły i zatańczysz lub porozmawiasz, z którąś z pozostałych dziewczyn?
- Nie. Wolę tańczyć i rozmawiać z Tobą.
- Dlaczego? Bo można mnie łatwo wykorzystać? – podniosła do ust kieliszek z winem i upiła łyk czerwonej cieczy.
- Nie. Bo jesteś inteligentna, piękna... – chłopak chwycił delikatnie Lię za dłoń, a ona natychmiast ją strzepnęła, co nie uszło uwadze ciotki, która gdzieś z daleka posłała jej chłodne spojrzenie.
- Zachowaj te komplementy dla siebie! – wycedziła – W takim razie – przybrała ironiczny uśmiech – gdzie ty miałeś oczy jak prowadziłeś się po szkole z Parkinson?
- To już przeszłość... Ona nie jest nawet tak, w połowie inteligentna jak ty – uśmiechnął się do niej szelmowsko, co sprawiło u niej niekontrolowany rumieniec.
- Aha! W takim razie ją wykorzystałeś i mnie też zamierzasz?!
- Lia... Ja próbuję być dla tylko dla ciebie miły. Jestem gospodarzem, a ty jesteś moim gościem.
- Parkinson i cała reszta tych rozchichotanych dziewczyn to też twoi goście.
- Ale... – nagle usłyszał swoje imię wołane z daleka. Obrócił się na chwilę i ujrzał twarz pewnego człowieka – Zaraz będę – przybliżył się do Cameli, pocałował ją w policzek i odszedł pozostawiając ją w całkowitym szoku.


Weny Cisa Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 15:43, 07 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Bardzo podoba mi się twój rozdział kasiu! <3

Lily jeszcze długo patrzyła w milczeniu na Severusa. Nie mogła uwierzyć w żadne jego słowo. Żyła przez pół roku z myślą, że umarł, że już go nigdy nie zobaczy. A tu nagle zjawia się na balu…
- Wymyśliłeś to z Malfoyem? - zaśmiała się żałośnie, wyliczając miesiące od jego rzekomej śmierci.
- Tak, Lucjusz i ja zaplanowaliśmy to kilka miesięcy przez Wielką Bitwą, on wiedział o wszystkim, o różdżce, naszych eliksirach i ucieczce naszych ludzi z pola bitwy - wytłumaczył rozglądając się dookoła.
Greengrass przetarła oczy, i wytężyła wzrok. Snape w ogóle się nie zmienił, więc zaczęła się zastanawiać, gdzie on teraz mieszka, skoro nie trafiła na niego przez tyle czasu. Jednak przypomniała jej się scena z Ulicy Pokątnej.
- Dlaczego nie dałeś mi znać? - zapytała z wyrzutem, nie ujawniając swoich uczuć. Przejechała dłonią po swoich długich, rudych włosach i odetchnęła głęboko.
- Część planu, wiedzieliśmy, że Ministerstwo infiltruje wszystko i wszystkich - mówił dalej - a wiesz, że byliśmy w niebezpieczeństwie, jako Ci, którzy przeżyli z Jego popleczników.
Lily układała jego słowa w swojej głowie. Próbowała zrozumieć, dlaczego. Czuła, że coś jest nie tak.
- Czy wy staracie się odbudować „ciemną stronę”? - zapytała nagle, zdając sobie sprawę, że to naprawdę prawdopodobne.
Severus nie zaprzeczył, tylko delikatnie skinął głową.
- Lily, nie możemy rozmawiać o tym w tym miejscu, ale gwarantuję, że Lucjusz postarał się dzisiaj o wszystko - rzucił. - Ten bal nie został zorganizowany dla zabawy - zakończył, odwracając głowę i spoglądając na około.
Musiał być wyczulony, jego plany i Malfoya nie mogły wyjść na jaw. Tylko kilka osób miało zostać wtajemniczonych, na sam początek. Ten bal miał wyłonić, najbardziej zasłużonych i lojalnych czarodziejów, którzy pomimo Jego przegranej, dalej wierzyli w zasady czystej krwi.
Greengrass nie potrafiła uwierzyć w jego słowa.
Nagle wstała i warknęła dość głośno:
- Znikasz, a teraz proponujesz mi… miejsce w szeregach… - Lily ucięła, kiedy Severus zamknął jej usta swoja dłonią.
- Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie - dodał. - Chodź za mną - mruknął, kiedy zegar wybił jedenastą.
Jak zahipnotyzowany prowadził kobietę po korytarzach, a następnie weszli do wielkiego pomieszczenia, które odkryło przed nimi swoje tajemnice.
- Dlaczego mnie w to wplątałeś? - syknęła, zdając sobie sprawę, że znowu zaczyna się to, co rozpoczęło się za czasów jej młodości.
- Potrzebuję ciebie i twojego talentu do eliksirów - odrzekł, wpatrując się w pozostałe osoby wchodzące do komnaty.

Draco pożegnał się z Camelią, po czym ruszył w stronę swojego ojca. Lucjusz nie był zły, ale wpatrywał się w syna z dziwnym entuzjazmem.
- Draco, już czas - oznajmił, a jego syn od razu zrozumiał co jego ojciec miał na myśli.
Młodzieniec chciał ruszyć do wskazanej komnaty, ale Lucjusz zagrodził mu drogą laską.
- Zabierz ze sobą pannę Nott, ma niezwykły potencjał - dodał jeszcze, a następnie oddalił się do tłumu. Młody Malfoy wrócił do Lii z kamienną twarzą.
- Muszę cię gdzieś zabrać, to strasznie tajne - wytłumaczył, a dziewczyna popatrzyła na niego w szoku.
- Malfoy, nigdzie z tobą nie idę. Nie ma mowy - warknęła przez zęby, mając w głowie scenę z dormitorium. Miała tylko wstać z kanapy i coś zobaczyć. A potem, nic nie zobaczyła. Ogarnęła ją ciemność, trafiła to sypialni razem z nim…
- Słuchaj, to nie był mój pomysł. Ojciec i jego… - zawahał się - fani chcą, żebyś dołączyła do czegoś na kształt śmierciożerców - wytłumaczył, a Nott zaniemówiła.
Odsunęła się od niego, na jej twarzy gościł tajemniczy uśmieszek.
- Pogrywasz ze mną… Zrobisz wszystko, żeby jeszcze raz mnie zaciągnąć do łóżka? - rzuciła beznamiętnie układając swoje dłonie na biodrach.
- Wdrażam w życie plan ojca, tylko tyle. Chodź - nakazał wskazując jej palcem korytarz i mówiąc o komnacie, w której ma się odbyć spotkanie.
- Wszyscy z tego balu będą…?
- Tylko ci najbardziej zaufani i lojalni wobec nowego lidera - żachnął się, widząc minę Camelii.
- Kto ci powiedział, że się do tego nadaję? - Nott była do tego sceptycznie nastawiona, nadal bała się pułapki. Wiedziała, że Draco stosuje różne teksty, chcąc pobyć z którąś z dziewczyn sam na sam.
Camelia rozejrzała się po Sali i zauważyła, że dużo ludzi opuściło pomieszczenie, choć większa część nadal się bawiła.
Nie wiedziała, czy może wierzyć w jego słowa.
- Lia, ten jeden raz chodź ze mną, a zostawię cię w spokoju. Mój ojciec będzie zły, jeśli cię nie przyprowadzę - zaczął, ale ta mu ucięła.
- Kto jest nowym liderem?
Malfoy zaśmiał się i wskazał Lii wielkie drzwi, za którymi znajdowało się zebranie. Dziewczyna uchyliła wrota i weszła do środka razem z Draco. Zaniemówiła, kiedy zobaczyła wiele znajomych twarzy.
- I wszystko jasne - wyszeptał Draco do jej ucha.

Marietta ruszyła w stronę balkonu. Nigdy nie odwracała się, kiedy odchodziła od mężczyzny, ale tym razem poczyniła wyjątek, delikatnie zerknęła za siebie, udając, że bierze szampana z jednego ze stołów. Wciągnęła powietrze do ust, widząc, że Lucjusz Malfoy rozmawia ze swoim synem, a następnie Draco wraca do jej siostrzenicy.
Wygrałam tę rundę, pomyślała o Camelli i wyszła na balkon. Powietrze było dość mroźne, lecz jej to nie przeszkadzało. Rozejrzała się i nie widząc zbyt wielu twarzy wróciła do Sali.
Nagle niespodziewanie podszedł do niej skrzat i pociągnął ją za czerwoną suknię.
- Czego chcesz? - warknęła kopiąc delikatnie domowego elfa.
- Mistrz Malfoy chce widzieć panią Rosier w zielonej komnacie - pisnął skrzat i zaczął iść, wskazując kobiecie drogę.
Marietta zmarszczyła brwi i wypiła cały kieliszek szampana, podążając za małym skrzatem. Sama nie wiedziała po co idzie, ale Malfoy musiał mieć jakiś ważny interes.
Rozejrzała się po Sali, próbując dopatrzeć Lię. Odetchnęła z ulgą widząc, ze dziewczyna nadal rozmawia z młodym Malfoyem.
Pani Rosier stanęła przed wielkimi drzwiami. Skrzat zniknął, a ona w tej samej chwili pchnęła wielkie wrota. I wtedy ujrzała prawdę.
Pokój był ciemny, brak w nim było elektryczności, jedynie kilka świec oświetlało pomieszczenie. W Sali było paru mężczyzn, których Marietta pamiętała ze spotkań śmierciożerców. Na środku komnaty stał gigantyczny stół, taki sam, przy którym decydowali, kiedy przenoszą Harry`ego Pottera. Nadal pamiętała te kobietę nad stołem i Nagini. Wzdrygnęła się trochę, widząc, że komuś bardzo zależało oddać ten sam klimat.
Zrobiła kilka kroków bliżej, prostując się jeszcze bardziej i podnosząc podbródek do góry.
Nagle Lucjusz Malfoy odwrócił się do niej, uniósł jedną brew do góry. Zaśmiał się cicho.
- Jednak nas pani zaszczyciła swoim towarzystwem - odrzekł, wskazując jej miejsce. Marietta usiadła, nie zdając sobie sprawy, że miejsca były ułożone według największych zdolności magicznych, bądź znaczenia na balu.
- Tylko nie wiem… - zaczęła, ale po chwili Lucjusz ją uciszył.
- Wszystko w swoim czasie. Widzisz, podczas wojny potraktowano nas niesprawiedliwie, zabijając większość bliskich - urwał, robiąc głośny wdech i kontynuował - a kolejną połowie zamykając w Azkabanie.
- Trzeba się odpłacić - krzyknął ktoś z drugiego końca Sali.
Nagle do pomieszczenie wszedł Severus Snape z rudą towarzyszką. Rosier znała tych dwoje, może nie najlepiej, ale najwidoczniej, też byli zaproszeni. Kiedy myślała, że już ją nic nie zaskoczy, zobaczyła Dracona i swoją siostrzenice.
Kilkoro mężczyzn zaczęło coś szeptać, następnie Lucjusz Malfoy przeszedł po Sali, każąc każdemu usiąść. Rosier wiedziała już, że chcą przywrócić szeregi Czarnego Pana z nowym liderem.
Pozostawało pytanie, kto nim będzie? I kiedy Marietta próbowała sobie odpowiedzieć na to pytanie, Lucjusz Malfoy usiadł na czele stołu zajmując zaszczytne miejsce.


Weny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Nie 16:02, 07 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Świetny rozdział! Dużo zaczyna się dziać
Weny Olu! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 17:44, 07 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Nie bijcie mnie w piątek za ten rozdział ! proszę!

Kiedy już wszyscy usiedli na wyznaczonych sobie miejscach Marietta odetchnęła z ulgą widząc, że ma siostrzenicę po swojej lewej stronie, natomiast po jej prawej stronie siedział Lucjusz Malfoy. Wygląd sali był stylizowany na wieczór, kiedy jeszcze z Voldemortem ustalali szczegóły wojny. Otulił ich półmrok i w pomieszczeniu zrobiło się duszno od zapachu palących się świeczek. Lucjusz powoli patrzył na wszystkich zgromadzonych przy stole, szukając oznak ewentualnej zdrady na twarzy.
- Po co nas tutaj zebrałeś, Malfoy? – zapytał ktoś siedzący po lewo od pani Rosier. Atmosfera zaczęła się zagęszczać, nikt nie wiedział o co chodzi, a gospodarz milczał.
- Lucjuszu – powiedział Snape siedzący naprzeciwko Lii.
- Tak jak mówiłem po wojnie potraktowano nas… okropnie – rzucił. – Zabili, wtrącili do Azkabanu. Nasza garstka musiała kłamać by móc pozostać na wolności. Czarna magia nie umarła wraz ze śmiercią Naszego Pana! – mówił, porywając swoich słuchaczy. Nikt nie odezwał się, jedynie gdzieś w oddali było słychać muzykę i bawiących się gości. – Powinniśmy bronić swoich zwyczajów. Powinniśmy na nowo dostać swoje przywileje jako osoby z wyższych sfer, osoby z czysta krwią!
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiały krzyki aprobaty słów blondyna. Każdy chciał coś powiedzieć, dodać swój pomysł. Marietta nachyliła się do dziewczyny i szepnęła tylko:
- Masz wracać do domu kiedy tylko skończy się to spotkanie, bez dyskusji – jej ton był władczy, Camelia w duchu podziękowała ciotce za ten nakaz, miała już po dziurki w nosie towarzystwa Malfoya i jego komplementów.
- Dobrze – odpowiedziała szybko.
- To jest Snape? – krzyknął ktoś, a po tym pojawiły się kolejne takie pytanie pochodzące z różnych stron stołu. Lily wydała z siebie ciche westchnienie, dziś za wiele się dla niej wydarzyło, a wyglądało na to, że to jeszcze nie jest koniec tej farsy.
- To część planu – odrzekł zimno profesor i wstał – To było niezwykle wygodne, kiedy wszyscy myśleli, że nie żyję, a tym czasem ja swobodnie mogłem zbierać potrzebne nam teraz informacje lub składniki eliksirów. Gdybyście wiedzieli o tym, że żyję wcześniej ministerstwo mogło by mnie znaleźć i wtedy najprawdopodobniej pocałowałby mnie dementor – mówił tak, że Lii przypomniały się lekcje z warzenia eliksirów. Mężczyzna przybrał ton pasujący tłumaczeniu grupie głąbów jak uwarzyć jakiś niezwykle prosty wywar.
- Na razie jest za wcześnie żeby zacząć działać – powiedziała nagle pani Rosier – wszyscy jeszcze patrzą nam na ręce, trzymają na dystans, panie Malfoy. Jesteśmy pod stałą obserwacją.
I wszyscy zaczęli przyznawać jej rację.
- Nie twierdzę, że czas na kolejną wojnę! – żachnął się Lucjusz. – Nie każdy z nas otrząsnął się już ze straty bliskich.


Burzliwe obrady trwały jeszcze kilkanaście minut, nie mieli wiele czasu, reszta gości mogłaby zorientować się, że ich brakuje. Nie udało im się wiele ustalić, uzgodnili jedynie to, że teraz będą się spotykać na kolejnych takich dużych zbiorowiskach ludzi. Kiedy tylko kobiety wyszły z sali, Marietta pociągnęła Lię za sobą i już po chwili stały naprzeciwko siebie w jednej z altanek, w ogrodzie Malfoyów.
- Wracaj do domu, porozmawiamy jutro przy śniadaniu – Rosier mówiła szybko. Obawiała się, że ktoś mógł dać znać ministerstwu, że tyle ludzi spotkało się za zamkniętymi drzwiami. Ona jakoś się wybroni, zawsze jej się to udawało. Nie chciała by nazwisko dziewczyny kojarzono z pierwszych stron „Proroka” z dopiskiem „aresztowana”.
- Dobrze – szepnęła.
- Spotkamy się jutro na śniadaniu – powiedziała jeszcze Marietta. Chwilę później dziewczyna zniknęła z głuchym trzaskiem.

Lily została w tyle, nie chciała jeszcze wracać do sali pełnej ludzi. Potrzebowała czasu żeby przyswoić wszystkie nowe wiadomości, a co gorsza następny bal miała zorganizować ona w rodzinnej posiadłości. Musiała wiedzieć jak załatwić wszystko z ministerstwem żeby grupa sfiksowanych aurorów nie wpadła w odwiedziny podczas ich tajemnych obrad. Kątek oka zauważyła, że Snape czeka na nią przy ogromnych drewnianych drzwiach.
- Ach to ty – szepnęła na jego widok i chciała go wyminąć, ale nie pozwolił jej.
- Chciałem ci powiedzieć, Lil – mówił szybko, jakby sam był zawstydzony swoim nagłym wyznaniem. – Ale nie mogłem, każda kolejna osoba, która o mnie wiedziała mogła mnie sprzedać ministerstwu.
- Myślałam, że mi ufasz – rzuciła z wyrzutem.
- Ufam ci w kwestii warzenia eliksirów – powiedział. Jego mowa ciała nie potrafiła nic jej powiedzieć, stał wyprostowany z rękami opuszczonymi, kiedy spojrzała w jego oczy zobaczyła pustkę. Nigdy nie potrafiła odczytać jego emocji.
- Jesteśmy zaproszeni jutro na obiad w Malfoy Manor – oznajmił nagle i otworzył drzwi przed kobietą puszczając ją przodem.

Lucjusz został w sali czekając aż wszyscy wyjdą. Dracona odesłał do gości, chociaż był pewien, że nie spotka tam już panny Nott, dziewczyna już zapewne jest w bezpiecznym domu. Kiedy chciał już wychodzić z pomieszczenia zatrzymała go
Rosier.
- Czuj się zaproszona jutro na obiad w mojej posiadłości – zawołał mężczyzna. Kobieta jedynie skinęła głową.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz w to bagno ciągnąć swojego syna i moją siostrzenicę – rzuciła beznamiętnie zapalając różdżką papierosa, drugim jej skinięciem wyczarowała kryształową popielniczkę.
- Ktoś będzie musiał to kontynuować po mnie – oznajmił sucho. – Właściwie dobrze, że się przyszła pani, pani Rosier, musimy porozmawiać.
Kobieta skinęła głową strzepując popiół.
- Też chciałam z tobą porozmawiać – głos miała pewny i wyrachowany, idealnie pasował do jej postawy.
- Chciałam porozmawiać na temat naszych podopiecznych – rzuciła Marietta.
- Widzę, że oboje widzimy w nich wystarczająco dobre partie dla siebie – powiedział powoli mężczyzna. Rosier zaśmiała się perliście.
- Draco będzie idealną partią dla Camelii i odwrotnie.
- Chcesz postawić ich przed naszą decyzją? – zapytał nagle mężczyzna.
- Nie – rzuciła szybko. – Chcę ich tylko naprowadzić na to, że są dla siebie idealni!


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Nie 18:04, 07 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

mam Cię bić za ten rozdział?
Chyba będę musiał Cię wyściskać, uważając, żeby Cię nie udusić!
Rozdział jest genialny, wyrafinowanie, kłótnia i cudowny chłód i snute plany dla naszych młodocianych!

Weeeny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Nie 18:05, 07 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

uff chyba wole być wyściskana <3
W takim razie ciesze się, ze się rozdział podoba.
Weny Kasieńko!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 20:13, 08 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lily odwróciła się i chwilę wpatrywała w Severusa. Jego słowa nie chciały docierać do jej umysłu. Otworzyła swoje usta, jakby chciała coś powiedzieć, po czym żałośnie je zamknęła.
- Do widzenia - rzucił Snape na pożegnanie i pośpiesznie chciał wrócić do środka. Geengrass skinęła głową, a następnie deportowała się na swoim podwórku.
Lily odtwarzała tę scenę przez całą noc, zastanawiając się w co pogrywa Severus. Pamiętała go innego, bardziej stonowanego. W jej umyśle zapisał się człowiek, który rzadko kiedy mówił wprost, a teraz mógł powiedzieć jej wszystko. Ruda zamyśliła się siedząc przy kominku. Nie miała ochoty kłaść się do łóżka. Jej umysł był pełen różnych informacji; począwszy od nowego stowarzyszenia śmierciożerców, po dziwne zachowanie mistrza eliksirów.
Kobieta głośno westchnęła, schodząc po schodach do kuchni. Zrobiła sobie śniadanie, które próbowała skonsumować. Następnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić, usiadła na fotelu i zaczęła czytać najnowszego „Proroka Codziennego”.
- Bzdury, bzdury - szeptała do siebie, odwracając kartki gazety i stwierdzając, że nic ciekawego się nie dzieje.
I właśnie wtedy zrozumiała, co chcieli osiągnąć Ci, którzy odzywali się na „zebraniu” w Malfoy Manor. Następnie przeanalizowała w głowie, to co powiedział wtedy Severus.
- Miał rację - syknęła przez zęby, zdajając sobie sprawę ze swojego błędu.
Tak bardzo chciała się podporządkować nowemu światu, że zapomniała już o swoim wnętrzu i swoich wierzeniach. I wtedy, kiedy najmniej się spodziewała, ktoś aportował się w jej salonie.
- Lily, musimy porozmawiać! - krzyknął Snape, a Greengrass podskoczyła zasłaniając swoje półnagie ciało szlafrokiem.
Kobieta ścisnęła swoje oczy, a następnie wstała, odkładając gazetę na bok.
- Co ty tu robisz, o tej porze? - wrzasnęła patrząc na zegarek. Gdyby umiała spać, leżałaby jeszcze w łóżku.
- Musisz o czymś wiedzieć, to strasznie tajne, nawet Lucjusz… - zaczął, ale ruda stuknęła czymś szklanym.
- Słuchaj, mógłbyś usiąść i nie krzyczeć na mnie? - warknęła z wyrzutem, wskazując mu miejsce.
Snape usiadł niechętnie.
- Lily, nie wiem… To zależy do ciebie, ale Ministerstwo wie o nowej „ciemnej stronie”. Musimy zejść do podziemi i usunąć się z życia publicznego - wytłumaczył.
- Od wojny żyję w podziemiu - uściśliła.
- Nie chodzi o takie podziemie, musimy żyć ściślej ze sobą, gdzieś w jednym miejscu, nie pokazywać się. Ja i Lucjusz, dowiesz się wszystkiego na obiedzie, ale chciałem, żebyś wiedziała, że jeszcze masz wybór, możesz odejść - rzucił jakby zależało mu na tym.
- Ile mamy żyć w tym… podziemiu?
- Jakiś czas - machnął różdżką, żeby deportować się do willi Malfoya. - Jakiś czas, dopóki będą pewni, że upadliśmy na zawsze - dokończył, przechodząc z Lily przez wielką, kutą bramę.


Marietta wróciła do domu, odszukując swoim wzrokiem Lię. Doskonale wiedziała, że dziewczyna ma do niej mnóstwo pytań. Rosier mruknęła cicho, próbując tym samym odreagować bal i zabranie. Czuła się dość dziwne, bowiem w jakiś sposób zrozumiała, że awansowała w społeczeństwie bardzo wysoko. Zawsze zajmowała wysokie miejsce w szeregach Czarnego Pana, ale teraz… wiedziała, że jest kimś więcej niż tylko jedną z wielu popleczników czarnej magii.
- Ciociu - zaczęła cicho Camelia, zbliżając się do miejsca, gdzie stała starsza kobieta.
- Rozumiem, że oczekujesz ode mnie wyjaśnień - powiedziała beznamiętnie, sortując jakieś dokumenty. - Ale muszę cię zawieść, nie wiem nic więcej, prócz tego co zostało wygłoszone przy tamtym stole - stwierdziła, źle się czuje z brakiem wiedzy.
Nott kiwnęła twierdząco głową.
- Czy to znaczy, że ja… - przerwała, obawiając się słowa „śmierciożerca”.
- Udział w zebraniu oznaczał twoją akrobatę - wyszeptała chłodno. - Jesteś już dorosła, więc nie musze ci tłumaczyć - dodała, wyciągając z szafy kreację na obiad u Malfoyów.
- Rozumiem wszystko, myślałam, że to będzie inaczej wyglądało - stwierdziła.
- Ja również, Camelio. A teraz, do łóżka. Jutro idziemy do Malfoyów!
Lia odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do swojego pokoju. Trzasnęła drzwi i warknęła sama do siebie.
- Zaś ci Malfoyowie - syknęła przez zęby, wkładając w swoje włosy ozdobną wstążkę. Ubrała granatowy żakiet i wybiegła na korytarz. Tam ujrzała swoją ciotkę.
Jej myśli walczyły ze sobą. Widziała w oczach Rosier, że ta jest bardzo podekscytowana kolejnym wyjściem do tego „cudownego” domu. Kiedy panna Nott, nie mogła już dłużej przebywać w towarzystwie Malfoya, ciotka, najwidoczniej miała uciechę z jej tortur. To było dla niej irytujące, ale najgorsze były te sztuczne uśmiechy, które musiała posyłać do Dracona.
- Camelio, przybędziemy wcześniej do Malfoy Manor, Lucjusz nie chce rozmawiać z nami przy natłoku tych wszystkich ohydnych twarzy - rzuciła oschle.
- Ohydnych, myślałam, że potrzebuje ludzi do…
- Ależ moja droga, to, że potrzebuje ludzi do nowego ruchu przeciwko ministerstwu nie oznacza, że uważa tych ludzi za pięknych i kulturalnych. Ten świat to coś więcej niż uczucia. To interesy - szepnęła, myśląc o planie pana Malfoya. Camelia była doskonałą dziewczyną dla Dracona.
Niedługo po tym, kroczyły już, wielkim i zimnym korytarzem Malfoy Manor.
- Pani Rosier - kobiety usłyszały czyjś głos. - Panienka Nott. Witamy ponownie - ukłonił się Lucjusz Malfoy, a Draco poszedł w jego ślady, ściskając swoje pięści z zażenowania.
- Dzień dobry - dodał młody Malfoy.
Kobiety przywitały się, po czym zostały zaprowadzone do niewielkiego pomieszczenia.
- Myślałam, że zostaliśmy zaproszeni na obiad, a nie na przyjęcie koktajlowe - żachnęła się Marietta, rozglądając dookoła.
- Ależ nie… Chciałem tylko pokazać Draconowi i pannie Nott, gdzie mogą pogawędzić przed obiadem. Nie będziemy im przeszkadzać -skończył blondyn, szeroko uśmiechając się z ironią do swojego syna. - Draco, drzwi zostają otwarte i bez żadnych sztuczek - syknął ojciec do syna, a Camelia wiedziała, że coś się tu dzieje.
On wie o wszystkim, pomyślała słysząc ostatnie słowa Lucjusza Malfoya.

Camelia zagryzła dolną wargę, patrząc z wściekłością na swoją ciotkę. Wciągnęła głośno powietrze. Draco zaśmiał się gardłowo na jej gest, po czym wygodnie usiadł w fotelu, zsuwając się po zielonej skórze.
- Nie uda im się - rzucił Malfoy z typową dla niego mimiką twarzy, a Nott otworzyła swoje usta, żeby się wtrącić.
- A co ma im się udać? - warknęła, krzyżując swoje dłoni na piersi.
- Jesteś taka głupia, że nie widzisz, albo udajesz, bo nie chcesz widzieć? - zapytał, podrzucając swoją różdżkę w powietrze.
- Malfoy! Przestań nawijać jak ostatni kretyn i powiedz mi coś czego rzekomo nie wiem - żachnęła się, naprawdę nie wiedząc co on ma na myśli.
- Chcą nas wyswatać. Częste spotkania, gesty, uśmiechy… Raczej nie robią tego, bo się lubią. Chodzi o nas - mruknął nie wzruszony.
- Czyś ty oszalał - syknęła i nagle spoważniała. Jego słowa miały sens, wszystkie wymienione spojrzenia jej ciotki. Jej rozmowy i ta chęć powrotu do tego domu.
- Nie uda im się, bo ja się nie dam wkręcić w ich plan - dodał Malfoy, głaszcząc swoje włosy.
- W życiu. Ani mi się śni, żeby bratać się z tobą - odezwała się odważnie.
Nagle Draco podniósł się, jakby zahipnotyzowany jakimś pomysłem.
- Co ty na to, żeby pobawić się z nimi… Dać im nadzieję na to, że dobrze zrobili?
- Mam grać z tobą w jakąś gierkę? Już raz zagrałam i przegrałam. Nie będę się bawić - walnęła.
- Nott! Pomyśl, będą zmuszeni do swojego towarzystwa, czy im się to podoba czy nie. Niech poczują się jak my! - zaczął się głośno śmiać. Ten plan mu się podobał.
- A jeśli oni ze sobą? A my jesteśmy przykrywką do ich zabawy? - zapytała dziewczyna oszołomiona poprzednimi informacjami.
- Jednak jesteś głupia - skomentował Draco, rozglądając się po pomieszczeniu.


Marietta odeszła od pokoju, w którym Draco miał rozmawiać z Lią. Kobieta miała zamiar udać się w jakieś ustronne i ciche miejsce, ale zamiast tego, Lucjusz zaczął za nią podążać.
- Spacery w moim dworze? - rzekł ironicznie.
Rosier odwróciła się, rzucając mu spojrzenie pełne pogardy.
- Muszę się czymś zająć, z tego co wiem zostało dużo czasu do przybycia gości. - warknęła, nie zdajając sobie sprawy z podtekstu starszego Malfoya.
- Chciałem tylko pani towarzyszyć - mruknął.
- W moim towarzystwie możesz używać mojego imienia. Przy dzieciach tak nie wypada - dodała niewzruszona.
- Bardzo sprytnie, ale to do niczego nie prowadzi - syknął, zdejmując swój, gruby płaszcz.
- Jesteśmy skazani na swoje towarzystwo przez tych dwojga. Możemy darować sobie ten ton - żachnęła się ostro na myśl o kolejnych spotkaniach.
- Marietto, a kto powiedział, że jesteśmy skazani na siebie? Myślałem, że to była twoja decyzja i pomysł - wiedział, że wygrał tę rundę.
Rosier odnalazła jakąś ławkę koło altanki, po czym usiadła i zapaliła papierosa. Wiedziała, że tak może trzymać go na dystans.
- Słuchaj, jest mi przykro z powodu śmierci twojej żony, ale ja nie jestem damą do towarzystwa. Jeśli oczekujesz ode mnie czegoś więcej… To mnie z kimś pomyliłeś, Lucjuszu - oznajmiła, czując napiętą atmosferę między nimi.
- Uparta jak za czasów młodości - syknął.
- Arogancki jak sprzed czasów swojego małżeństwa - rzuciła, nie zdawając sobie sprawy ze swoich słów. I dopiero teraz do niej dotarło co obydwoje powiedzieli. To nie były tylko słowa, a wyznanie.
Rosier otworzyła swoje usta w szoku, dopiero teraz przypomniało jej się co zrobiła z Lucjuszem Malfoyem, kiedy skończyła Hogwart!
- Odświeżyłem pamięć? - zapytał Lucjusz sarkastycznie, a Marietta zbladła.


To już całość Smile
Weeeeny Ola!!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 21:01, 08 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Wto 16:25, 09 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Lily wyrwała swoją rękę z dłoni Severusa i krzyknęła:
-Stój! Nie widzisz jak ja wyglądam?!
Snape obrócił się w stronę towarzyszki. Miała potargane włosy, krótką koszulę nocną i cienki, prześwitujący szlafroczek. Wyglądała przepięknie i Severus oczywiście tego nie okazał, tylko uśmiechnął się ironicznie. Lily machnęła różdżką i za chwilę miała na sobie jeansy i zwykłą flanelową koszulę w kratę. Machnęła drugi raz i jej włosy nie były już powykręcane każdy w inną stronę. Schowała różdżkę.
- Gotowa?
- A nie widać? – odburknęła i poszła przodem. Kilka sekund później Snape ją dogonił. Grenngrass spojrzała na jego twarz stronę:
- Jak… jak to się stało, że żyjesz? No chyba teraz możesz mi to opowiedzieć.
Severus westchnął:
- Lily…
- Severusie, proszę…
- No dobrze. Chodź… Przejdźmy się.
Szli kilka dobrych minut w ciszy. Snape myślał od czego zacząć, a Lily przyglądała się pięknemu ogrodowi Malfoyów.
- Ten mężczyzna, który zginął to nie byłem ja.
- No tego się domyśliłam – kobieta przewróciła oczami.
- Był to mugol, który wypił eliksir wielosokowy z moim włosem.


Lia skrzywiła twarz:
- Wczoraj mówiłeś co innego…! Ty… ty mnie oszukałeś! Czułam to od początku. I jeszcze… Co to był ten pocałunek?
- Lia… Ja już wczoraj się domyślałem co im chodzi. Ojciec cały czas kazał mi z tobą tańczyć, bo jak on to ujął… „Jesteś dla mnie doskonałą partią na żonę”
Camelia zrobiła wielkie oczy.
- Moja ciotka mówiła to samo.
Draco uśmiechnął się ironicznie:
- To teraz skojarz fakty… - odczekał chwilę – I co, wchodzisz w tą… jak to ujęłaś, grę?
- Masz rację… Wchodzę w to! – stanęła prosto patrząc się odważnie w szare oczy młodego Malfoya. Draco zaśmiał się.
- Nott… Ja zawsze mam rację.
- Malfoy! Skończ już, bo jestem skora wycofać swoją zgodę.
- Ty mi grozisz? A twoja ciotka…? – chłopak zaczął brać Cameilę pod włos. Dziewczyna zaczęła się denerwować, ale profesjonalnie tego nie okazała. Blondyn kontynuował – Więc widzę, że się jednak nie wycofasz. Teraz zasady!
- Jakie zasady?
- Nott! Nie udawaj głupiej! Zasady. Po pierwsze… Nie możesz zwracać się do mnie po nazwisku, tylko po imieniu. W końcu – podszedł do dziewczyny bliżej i położył jej dłoń na policzku – jesteśmy ze sobą blisko…
- Malfoy! – strząsnęła jego rękę.
- Lia… Właśnie złamałaś zasadę numer jeden. A teraz dotykać cię będę musiał… Czy to ci się podoba czy nie… To część naszej gry…


Marietta zbladła lecz szybko odzyskała swój chłodny wyraz twarzy i obróciła się w stronę Malfoya:
- To było dawno… Byłam młoda.
- Ja też, ale… Podobało Ci się wtedy… Czyż nie? – na jego twarz wpłynął ironiczny uśmiech, a Marietta się lekko zarumieniła.
- Czy ty się rumienisz?
- Nie!
- Nie podobało ci się , czy się nie rumienisz? – Lucjusz kontynuował grę, bo mu się spodobała.
- To było krótkie… Potem i tak zaręczyłeś się z Narcyzą.
- Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
Marietta zmierzyła go chłodnym spojrzeniem:
- Bo nie mam takiego obowiązku, by ci na nie odpowiedzieć!
- Ahh… Znaczy się… Pani Rosier wstydzi się odpowiedzi?
- Nie wstydzę się!
- To odpowiedz… Podobało Ci się wtedy?
- Lucj… A zresztą. Co Cię to właściwie interesuję? Nie dosyć, że muszę spędzać z Tobą czas ze względu na Camelię to jeszcze zadajesz mi takie pytania! Brakuję Ci kobiecego towarzystwa? – dmuchnęła mu dymem papierosowym w twarz – U mnie go nie znajdziesz.


Weny Ola Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 17:05, 09 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Kobieta prychnęła. Nie podejrzewała Snape’a o taki plan.
- Cóż za genialny pomysł – żachnęła się. – Godny mistrza eliksirów.
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie, oczekiwał takiej reakcji swojej współpracowniczki.
- Jedyny, który mógł mi zapewnić bezpieczeństwo – oznajmił powoli. Uważnie dobierał słowa, jakby obawiał się wybuchy złości kobiety. – Kiedy Voldemort wezwał mnie do siebie, sam schowałem się, a mugolaka wysłałem do niego. Odczekałem kilka godzin, a później przeniosłem się do Malfoy Manor i zamieszkałem z Malfoyami.
- Nie musisz mi się tłumaczyć – warknęła, dłonią gładząc swoją flanelową koszulę.
- Nie muszę, ale chcę – wyszeptał, jednak Greengras puściła to mimo chodem.
- Nie mam zamiary tego słuchać – rzuciła i wyprzedziła mężczyznę, zerkając na pawie przechadzające się po ogrodzie.
- Jesteś wściekła.
- A ty spostrzegawczy – powiedziała, krzyżując ręce na piersi. – Wyobraź sobie, że przez pół roku żyjesz z myślą, że ktoś z kim spędzałeś całe dnie umarł. Na początku jest ci ciężko, a później powoli, stopniowo się przyzwyczajasz do sytuacji. Aż tu nagle wychodzisz z domu i spotykasz tę osobę! – Kobieta dała upust swoim emocjom. Dłużej już nie mogła ich dusić w sobie.
- Lily… - wyszeptał.
- Daj spokój, Severusie. Nawet nie pomyślałeś o tym, jak ja się poczuję kiedy cię spotkam na balu. – Przykucnęła przed pawiem i pogładziła jego głowę. Robiła wszystko żeby tylko nie patrzeć na towarzyszącego jej mężczyznę.
Snape kilka razy otwierał i zamykał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
- Nie musisz się wysilać – powiedziała wstając. Zerknęła na niego i jak zwykle nie potrafiła odczytać jego emocji. Stało wyprostowany z rękami wzdłuż tułowia. Spoglądał gdzieś w bok, ale nawet gdyby widziała jego oczy nie potrafiłaby się domyślić co czuje.
Kobieta nagle przypomniała sobie, że została zaproszona na obiad i nie wypada jej się pojawić w takim stroju. Ponownie machnęła różdżką i zmieniła jeasny i flanelową koszulę na ciemną sukienkę sięgającą do kolana. Żeby nie było jej zimo koszulę zmieniła na pasujący do całości sweterek, a wygodne tenisówki na buty na obcasie. Rozpuściła włosy i szybkim zaklęciem delikatnie je skręciła.
- Spóźnimy się na obiad – oznajmiła chłodno i stanęła obok mężczyzny.



Malfoy przez chwilę w ciszy spoglądał na kobietę. Małżeństwo, wojny, a nawet wychowanie dziecka nie zmieniły charakteru kobiety. Nadal była zimna i wyrachowana.
- Nie szukam towarzystwa kobiety – oznajmił chłodno, a Rosier uśmiechnęła się ironicznie.
- Jeszcze nie – poprawiła go. – Minie jeszcze trochę czasu i zacznie ci brakować kobiety – zaśmiała się. – Myślę, że do tego czasu nie uda nam się wyswatać Lii i Dracona. Mówię, tak na przyszłość.
Lucjusz westchnął, brakowało mu kogoś przy kim mógł zasypiać i budzić się. Kogoś, to rozumiał go bezgranicznie… tak jak rozumiała go Narcyza. Na razie jednak nie miał czasu na szukanie kogoś, kto mógłby ją zastąpić. Teraz chciał odbudować ciemną stronę mocy i zrobić wszystko co mógł, żeby jego syn przedłużył linię Malfoyów.
Wzruszył ramionami, a kobieta zaśmiała się.
- Wspomnisz moje słowa, Lucjuszu.
- Liczę, że nie – odpowiedział kobiecie i pomyślał o stercie listów, które dostał w ciągu ostatnich miesięcy, odezwały się do niego jego wszystkie poprzednie partnerki, wszystkie oprócz jednej… Marietta Rosier, po ich rozstaniu nie wysłała mu sowy. Podejrzewał, że chciała zapomnieć o ich nic nie znaczącym romansie.
- Nie myśl za wiele – burknęła, wyrzucając filtr od papierosa. Przez chwilę wachała się czy nie zapalić kolejnego, ale stwierdziła, że zrobi to, dopiero wtedy kiedy znowu będzie chciała zachować dystans między sobą i Malfoyem.
- Mam nadzieję, że nie chciałeś się ze mną spotkać wcześniej, żeby pogawędzić o przeszłości – rzuciła, oglądając rośliny rosnące przy altance, w której się znajdowali.
- Nie – powiedział szybko. Kobieta skinęła jedynie głową.
- Również nie chodzi tylko o Camelię i Dracona – mówiła dalej.
- Nie. Ministerstwo dowiedziało się, że chcemy kontynuować podział według czystości krwi – powiedział powoli, gładząc ręką swoją laskę.
- To było do przewidzenia, szczególnie po balu – mruknęła odwracając się twarzą do mężczyzny.
- Powinniśmy na razie zejść do podziemia – rzucił.
- Wszyscy żyjemy w podziemiu, Lucjuszu – oznajmiła Marietta.
- Nie o to mi chodzi. Musimy zniknąć z salonów na jakiś czas, a żebyśmy mogli snuć plany odbudowy ciemnej strony, powinniśmy zamieszkać w jednej posiadłości.


Nott odsunęła się od chłopaka na stosowną odległość i splotła ręce na piersi.
- Ręce przy sobie – warknęła. Malfoy wywrócił oczami i teatralnie westchnął.
- Jak ty chcesz, ich oszukać, nie pozwalając mi się nawet dotknąć – powiedział i podszedł do stołu, wziął z niego dwa pucharki z sokiem dyniowym i jeden podał dziewczynie. Podziękowała mu skinieniem głowy.
- Zasada numer dwa – rzuciła nagle – ręce przy sobie, kiedy jesteśmy sami. Nie życzę sobie takich zachowań, jak przed chwilą.
Draco nie myślał nawet, że dziewczyna może zdobyć się na tak zimny ton.
- Przydałby ci się jakiś rumieniec w moim towarzystwie – powiedział chłopak, uśmiechając się szelmowsko.
- Nie za szybko? – zapytała uśmiechając się ironicznie. – Jeśli mamy ich wkręcić musimy się częściej spotykać – na te słowa skrzywiła się, licząc, że chłopak zinterpretuje to we właściwy sposób. – Wyglądasz na mądrzejszego, Malfoy.
- Zasada numer…
- Jednen, tak wiem. Ale jak już ustaliliśmy, bez obserwatorów nie musimy być dla siebie mili – warknęła. – Więc jak już mówiłam, nie możemy za pokazać im, że daliśmy się… zeswatać.
Chłopak skinął głową i wymamrotał coś pod nosem. Lia tylko wywróciła oczami i upiła łyk soku.
- Zaraz zapali ci się lampka nad głową od tego myślenia – żachnął się, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
- Zastanawiam się, jakie zasady są nam potrzebne – burknęła.
- Możemy pisać do siebie listy, to chyba romantyczne, prawda? – zaśmiał się Draco i dolał sobie soku do pucharka.
- Za dużo romansów, Draco – mruknęła, ale po chwili musiała przyznać, że jest to całkiem niezły pomysł. – Jak chcesz, pisz. Ja nie zamierzam grać dziewczyny, która zaraz wpadnie ci w ramiona.
- Ach… a myślałem, że spodoba ci się mój pomysł. Wiesz ile dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu? – zapytał, głosem godnym Casanovy – tym samym, którym uwodził uczennice. Jeśli to na nie, nie zadziałało zostawał mu alkohol do dyspozycji.
- Nie działa na mnie twój głos – przypomniała mu. – A wiesz ilu chłopaków, marzy żeby ze mną zamienić chociaż słowo?
Ona i Draco, już w czasach szkolnych byli najbardziej pożądanymi partnerami, i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę.


Chyba teraz możemy wrócić do "normalnej" kolejki, tak jak Bóg przykazał.
Weny Ciss! <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Wto 17:50, 09 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 9:54, 10 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lily miała dość jego lekceważącego tonu i zachowania. Nie dość, że żyła przez ponad pół roku, bez wieści o nic, to teraz nawet nie stać go na kilka słów przeprosin w jej stronę. Kobieta zawsze myślała, że Severus traktuje ją, co najmniej jak przyjaciółkę, ale w tej sytuacji najwidoczniej się pomyliła.
- Idziemy? - zapytała ironicznie, potrząsając ramieniem Snape`a.
Mistrz eliksirów jej nie odpowiedział, tylko rzucił jej dziwne spojrzenie. Pomieszanie współczucia i przeprosin.
- Nie będę cię zmuszał to uczestnictwa w tym ruchu, to niebezpieczne! - oznajmił donośnie, kiedy Lily minęła fontannę i stanęła przed wielkimi drzwiami, prowadzącymi do wnętrza Malfoy Manor.
- Słuchaj, nie będziesz mi mówił, szczególnie teraz, co mam robić. Nie wysilaj się, skoro nawet nie potrafisz mnie przeprosić - żachnęła się, rozglądając dookoła i szukając jakiejś kołatki, czy czegoś, co pozwoli jej wejść do środka.
- To magiczne drzwi, otwierają się tylko wtedy, kiedy osoba, stojąca przed nimi naprawdę chce wejść - skomentował, nie odpowiadając na poprzednie słowa Greengrass.
Kobieta zmarszczyła czoło, tak naprawdę w ogóle nie miała ochoty na żaden obiad w tym domu. Najchętniej zostałaby w domu i uwarzyła jakiś potrzebny eliksir.
- Może ja nie chcę wejść na względu na ciebie? - zapytała z sarkazmem w głosie.
Severus przez chwilę kompletnie nie wiedział co powiedzieć i zrobić. Oparł się o kamienny płot i starał wymyślić coś sensownego. Wyciągnął swoje spocone dłonie z kieszeni.
- Udając swoją śmierć, chciałem chronić takich jak ty - odparł nagle, bez żadnego wcześniejszego przygotowania.
Ruda nie miała pojęcia jak zareagować na jego słowa. Mruknęła coś pod nosem, co przypominało przekleństwo, po czym wielkie drzwi, otwarły się przed nią.
- Widzisz, jak ja bardzo pragnę się spotkać z panem Malfoyem - szepnęła ledwo słyszalnie i kontynuowała - może powie mi więcej od ciebie?
Kobieta nie czekając na reakcję Snape`a , odważnym krokiem weszła do środka, rozglądając się po wnętrzu. Wszystko wyglądało inaczej, niż w dzień balu. Pomieszczenie wydawało się chłodne i niezamieszkane.
Nagle Severus wyciągnął różdżkę i machnął nią w stronę kilku portretów.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła, zdajając sobie sprawę, że to nie jego dom.
- Uciszam portrety, ministerstwo nawet w nich ma swój pożytek, a skoro mam akrobatę Lucjusza…
Lily Greengrass tupnęła głośno nogą.
- Lucjusz to, Lucjusz tamto… A gdzie zniknął facet, którego nazywałeś Malfoy przed wojną?
Snape nie zwrócił uwagi na jej pytanie, wprowadził ją do jadalni. Nie było jeszcze nikogo, owszem jedzenie było już gotowe, a skrzaty obsługiwały pusty stół.
- Usiądź , gdzie chcesz, a potem dowiesz się wszystkiego - powiedział dziwnym głosem.
Ruda otworzyła swoje usta w szoku i założyła ręce na piersi.
- Zmieniłeś się… Dla mnie umarłeś pół roku temu - rzuciła przyciszonym głosem i usiadła.


Obydwoje doskonale zdawali sobie sprawę, ze swojej wartości w tym świecie. Lia została już poinformowana w czasach swojego dzieciństwa, o wielkości i znaczeniu jej, jako dziewczyny na salonach. Draco natomiast odkrywał swoją wielkość w szkole i w domu, kiedy matka i ojciec powtarzali mu dewizę rodziny.
- A co będę z tego miał? - rzucił nagle Draco, zdajając sobie sprawę, że zgodził się na jakieś zasady, które po części nie miały sensu, bynajmniej dla niego.
Camelia założyła nogę na nogę, udając, że się zastanawia.
- Sam wymyśliłeś ten plan - ucięła, pokazując Malfoyowi, że nie da się wciągnąć w jakieś pobieżne gierki.
Spiorunował ją wzrokiem.
- Słuchaj! - warknął, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. - Chce pokazać tylko mojemu ojcu, że mogę decydować SAM o moim życiu - dopowiedział, na co Lia uśmiechnęła się szeroko.
Dziewczyna nie chciała przyznać mu racji, ale w tej kwestii zgadzała się z nim całkowicie. Lia dopiła swój napój, a następnie wstała i odłożyła pucharek.
- Więc mamy w tym wspólny cel - stwierdziła z nonszalancją, poprawiając swoja sukienkę. Podeszła do lustra i starała się pomierzwić swoje włosy. Lekko roztarła swoją szminkę i odwróciła się do Dracona.
Malfoy odgarnął pięścią włosy ze swojego czoła.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał, wiedząc, że przecież na razie mieli pokazać, że nic między nimi nie ma.
Nott skrzywiła się, a następnie uśmiechnęła do swojego odbicia w lustrze.
- Przyszło mi na myśl, że jeśli „zerwiemy” ze sobą podczas tej farsy, będą się bardziej starać nas zeswatać - wytłumaczyła, wiedząc, że to cudowny plan.
Blondyn przyglądał jej się w milczeniu, jakby nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Nagle z wielką porywczością i siłą, zeskoczył z sofy i wskazał ręką na Lię.
- To… to… całkiem przyzwoity plan - hamował się, co dało się wyczuć w jego głosie. Tak naprawdę był bardzo podekscytowany i popierał Camelię.
- Tylko przyzwoity, Malfoy? Musisz mi przyznać rację, skoro dzisiaj mamy zagrać rolę kochanków - syknęła z pogardą, krzywiąc się na ostatnie słowo.
- Nott, wiem, że to twoje marzenie, ale uspokój się. Swoim entuzjazmem zepsujesz plan - skarcił ją, dając jej do zrozumienia, że jest łatwa do odczytania.
Camelia spojrzała jeszcze raz do lustra, po czym przetestowała kilka gestów i spojrzeń.
- Wchodzisz w to, czy mam zagrać dziewczynę ze złamanym sercem? - odrzekła niemalże śpiewając, i układając swoją rękę na klatce piersiowej.
- Wchodzę - oznajmił, przekręcając swój krawat, odpinając jeden guzik z koszuli i układając swoje włosy w nieładzie.
- Wyglądamy na nieogarniętych i trochę…
- Napalonych… Tak, ale w tym będzie tkwił nasz sukces - mruknął, wychodząc z pomieszczenia i kierując się do jadalni.
- Nasz sukces - wyszeptała Lia wymierzając sobie policzek w myślach.

Marietta w skupieniu analizowała ostatnie słowa Lucjusza. On chciał zamieszkać w jednej posiadłości! Jej myśli krzyczały, a serce waliło jak szalone. Szybko wyciągnęła kolejnego papierosa i zapaliła końcem różdżki. Wciągnęła dym, po czym po raz kolejny dmuchnęła w stronę Malfoya.
- W jednej posiadłości, powiadasz? - zapytała ze znaną mu dobrze delikatnością.
Cofnęła się trochę, by spojrzeć na Malfoy Manor w całej okazałości, a następnie wyszła z altanki, by porozglądać się po ogrodzie. Podeszła do krzaka z różami, nachyliła się i powąchała kilka kwiatków.
Lucjusz dogonił ją i złapał za nadgarstek. Rosier prychnęła i odrzuciła jego rękę.
- Mniemam, że mam zamieszkać u ciebie - rzekła z dziwną obawą. - Nigdzie indziej nie ma standardów, które odpowiadają wielkiemu Lucjuszowi Malfoywi.
Trafiła w samo sedno, ale Malfoy brał pod uwagę wielkość jego dworu i funkcjonalność przede wszystkim.
- Możesz mieszkać u siebie, ale pannę Nott przyjmuje pod mój dach - dodał, nie licząc się ze zdaniem kobiety.
Marietta była zdenerwowana. Wyciągnęła pośpiesznie swoją różdżkę i wycelowała w tors Lucjusza.
- Ani się waż decydować o losie mojej siostrzenicy! - syknęła, robiąc kilka kroków do przodu, tym samym zmuszając mężczyznę do oparcia się o drzewo.
- Muszę decydować za nią i za ciebie, kiedy jesteś niepoczytalna, jak w tym momencie - rzucił śmiejąc się gardłowo.
Rosier wciągnęła głośno powietrze, po czym przeniosła swoją różdżkę z jego torsu do gardła.
- Niepoczytalnym zaraz się staniesz, dopóki nie powiesz mi, dlaczego mam mieszkać z tobą! - warknęła obnażając swoje zęby.
Lucjusz nic sobie nie zrobił z jej słów. Wiedział, że jest piekielną czarownicą, i nie jednego już zabiła przez swoją porywczość, ale on się jej nie bał.
- Ależ Marietto, to dla naszej wspólnej wygody - wytłumaczył.
- No tak, będziesz miał bliżej do mojej sypialni, tak bardzo cię rozczarowałam za czasów młodości, że za wszelką cenę chcesz mnie zaciągnąć do… - Rosier przerwała, widząc, że za mocno przymała różdżkę na jego szyi. Odsunęła się i zaśmiała.
Na jego szyi znajdowało się wielkie zaczerwienienie.
- Co za bzdury. Ministerstwu będzie trudniej odnaleźć nas po naszych śladach. Teraz nas śledzą, a kiedy zamieszkamy razem, nie będą mieli kogo obserwować, bo będziemy w jednym miejscu - rzucił łapiąc swoją laskę i głaszcząc srebrną głowę węża.
Marietta żachnęła się na jego słowa, ale w końcu skinieniem głowy, przyznała mu rację.
- Wprowadzimy się jutro, ale… Wiedz, że mam wielkie wymagania - mruknęła.
Lucjusz nie odpowiedział od razu, tylko skierował się do jadalni, bowiem wiedział, że goście już przybyli.
- Twoje wymagania, to dla mnie żaden problem - rzekł puszczając Rosier pierwszą do jadalni.
Kiedy weszli, wszystkie spojrzenia były w nich utkwione. Marietta podniosła nieznacznie podbródek i bardziej się wyprostowała.
- Żądam sypialni po drugiej stronie budynku… Jak najdalej od ciebie - wyszeptała witając się z gośćmi.




Weny Ola!
( wracamy do starej starej kolejki, prawda? )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 10:42, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 11:46, 10 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lily usiadła przy krześle stojącym mniej więcej na środku stołu. Snape usiadł zaraz obok niej, choć wiedział, że jego miejsce znajduje się bliżej Lucjusza. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale wolał być przy kobiecie. Chciał ją przeprosić, ale nie potrafił tego zrobić. Nie rozumiał sowich uczuć względem niej, miał sześć miesięcy na myślenie, a teraz kiedy ją znowu spotkał – wszystkie plany poszły w nie pamięć. Obwiniał się za to, że znając plan działania na czas wojny, pozostawiał jej nadzieję na bycie razem po wszystkim. Już wtedy wiedział, że nie będą mogli być razem, nawet po wojnie.
Widział jak Lily się zmieniła, była chłodniejsza w stosunku do innych i nie uśmiechała się już tak często jak kiedyś. Przy nim nawet raz na jej ustach nie pojawił się choćby cień uśmiechu. Sprawiała wrażenie bardziej wyrachowanej niż kiedyś.
Kobieta widziała natomiast zmiany jakie zaszyły w mężczyźnie. Zachowywał się inaczej, tak jakby jego największym przyjacielem stał się Malfoy, był jego największym fanem i Lily nie zdziwiłaby się gdyby nagle zaczął zgadzać się z nim we wszystkich możliwych sprawach. Tęskniła za nim, każdego dnia, marząc o choć jednej rozmowie, a teraz kiedy mieli się na wyciagnięcie ręki, ona wolała unieść się honorem. Czuła, że dobrze robi, tego uczuli ją przez całe życie. Westchnęła głośno i rozejrzała się po jadalni. Goście powoli pojawiali się i zajmowali miejsca, bądź gawędzili miedzy sobą.


Lia wyszła z pomieszczenia za raz za chłopakiem, zastanawiając się jak bardzo będzie żałowała teh farsy.
- Mal… Draco, zaczekaj! – warknęła. Powinni razem pojawić się w jadalni. Chłopak zatrzymał się i cierpliwie poczekał na nią.
- Brawo – zawołał. – Nie złamałaś zasady numer jeden.
Dziewczyna westchnęła głośno, w myślach licząc do dziesięciu. Nikt inny nie potrafił tak jej zirytować jak on, i akurat z nim musiała brać udział w jakimś głupim przedstawieniu.
- Wiem, że jesteś dobrą aktorką, więc liczę, że w tej roli też się odnajdziesz – żachnął się i przystanął przed Nott patrząc jej odważnie w oczy.
- Martwiłabym się o ciebie. Aktor z ciebie marny – powiedziała i wyminęła go. – Wolisz zaczekać na nich przed jadalnią, czy może w niej?
Blondyn szybko dogonił swoją „kochankę” i pchnął ją na ścianę. Chciała zaprotestować i odepchnąć się, ale Malfoy ułożył ręce po obu stronach jego ciała. Chwilę później poczuła jego wargi na swoich ustach. Odepchnęła go od siebie gwałtownie.
- Co ty sobie wyobrażasz – warknęła i chciała ręką obetrzeć usta, ale Malfoy zatrzymał ją.
- Tak wygląda bardziej przekonywująco – zadrwił i zaśmiał się perliście z dziewczyny. – Przedstawienie czas zacząć!



- Jak sobie życzysz – westchnął Malfoy rozglądając się w poszukiwaniu swojego syna i Nott, to samo robiła Rosier. Chciała jej przekazać wiadomość o przeprowadzce osobiście, ale jak na złość nigdzie jej nie było. Westchnęła, mając nadzieję, że dziewczyna nie zrobiła czegoś głupiego. Zajęła miejsce dla siebie przy szczycie stołu i przezornie zostawiła jedno obok siebie dla siostrzenicy. Godzina rozpoczęcia obiadu zbliżała się nie ubłaganie, a młodych nie było. Widziała, że Lucjusz nic sobie nie robi z nieobecności syna i dziewczyny. Mężczyzna rozmawiał ze swoimi znajomymi i po chwili wszyscy się śmiali. Wstała od stołu i spojrzała jeszcze raz na gospodarza, tym razem chyba zrozumiał o co jej chodzi.
- Przepraszam, Draco się spóźnia – powiedział i przepraszając ich podszedł do Rosier.
- To był zły pomysł, żeby zostawiać ich samych – warknęła, przeklinając w myślach, fakt, że znowu wszyscy ich obserwują. Szybko wyszli z pomieszczenia i rozejrzeli się na boki. Nie dalej niż trzy metry od drzwi zauważyli swoich podopiecznych. Lia była oparta o ścianę, włosy miała rozczochrane i rozmazaną szminkę, nad nią nachylał się młody Malfoy. Miał rozluźniony krawat i odpięty pierwszy guzik koszuli.
- Czy nie mówiłem, Draco, żadnych sztuczek? – zagrzmiał pan domu. Para odskoczyła od siebie. Blondyn odważnie patrzył na swojego ojca, dziewczyna natomiast spuściła głowę, szepcząc zaklęcie, które sprawiło, że zarumieniła się delikatnie.
- Wyglądacie… - Malfoy skrzywił się, choć w myślach gratulował Marietcie genialnego pomysłu.
- Jak osoby z gorszym statusem – zagrzmiała pani Rosier – Camelio, przeprowadzamy się do tego domu. Po obiedzie chcę cię widzieć w mojej sypialni.
Mówiąc to odwróciła się i wróciła do jadalni. Jej plan działał, ale nie zamierzała pozwolić żeby jej podopieczna pokazywała się publicznie w takim stanie.



Lucjusz wszedł do jadalni i niemalże od razu przy jego boku pojawiła się dawna koleżanka ze szkoły, jej mąż umarł podczas wojny.
- Witaj Caroline – powiedział miękko i pocałował dłoń kobiety. Ona jedynie zachichotała na ten gest. „Ona ma wpływy w ministerstwie, jej pomoc się przyda” powtórzył sobie w myślach i zapytał się o jej dziecko. Z tego co pamiętał miała córkę rok młodszą od Dracona.
- Gdzie jest twój syn? – zapytała, jakby miała nadzieję, że może jej pociesze uda się dostać do skarbca Malfoyów.
- Zaraz się pojawi z panną Nott – powiedział, licząc, że to ostudzi jej zapał do swatania swojej córki z jego synem. Draco zasługiwał na lepszą partię niż córka Caroline.
- Pójdę już zająć miejsce – westchnęła i odeszła od gospodarza. Malfoy dostojnym krokiem podszedł do stołu i zajął honorowe miejsce.
- Zapraszam do stołu! – zawołał, kiedy zauważył, że Marietta, Lia i Draco weszli do pomieszczenia, ku jego uldze oboje wyglądali przyzwoicie, nie tak jak kilka minut temu na korytarzu. Rosier zajęła miejsce po jego prawicy, obok niej usiała Lia, Draco chciał usiąść obok niej, ale ojciec wskazał mu miejsce po swojej lewej stronie. Dziewczynie ulżyło, na reszcie nie czuła przy sobie chłopaka, jej jedynym zadaniem na tą część dnia było posyłanie mu uśmiechów i miłe słowa. Powinna dać sobie radę.

Lily, po prośbie gospodarza zajęła miejsce obok Severusa, na samym początku stołu. Nie podobały jej się spojrzenia posyłane w jej stronę, wszyscy pamiętali, z jaką paniką szukała Snape’a podczas bitwy. Siedziała sztywno, obserwując jak Lucjusz Malfoy podnosi się i prosi o ciszę.
- Doszły mnie słuchy, że ministerstwo dowiedziało się o kontynuacji tradycji czystej krwi – zaczął i spoglądał osobno na każdego ze swoich gości. – Dlatego też na jakiś czas powinniśmy zaprzestać spotkań w tak szerokim gronie. Pod swoją opiekę – Marietta i Lily skrzywiły się na te słowa – biorę Severusa, panią Lily Greengras, madame Rosier i jej podopieczną pannę Nott – dziewczyna posłała chłopakowi promienny uśmiech, ich farsa dopiero się zaczynała. – Mamy zamiar zniknąć na jakiś czas z życia publicznego.
Z sali dobiegły go zaciekawione głosy.
- Jeśli zamieszkamy razem, wam również proponuję dobrać się w kilkuosobowe grupy i zrobić to samo co my, ministerstwo nie będzie mogło śledzić naszych poczynań – zakończył i nie czekając na odzew reszty swoich gości dał znak kelnerom do podawania jedzenia.

Po kilku minutach zerkania na chłopaka, Lia miała serdecznie dość tego „idealnego” planu. Zerkali na siebie, wymieniali komentarze na temat jedzenia wciągając do rozmowy swoich podopiecznych i otaczających ich ludzi – Severusa i panią Greengras. I jedno i drugie nie było jednak skore do rozmowy.

Kiedy już emocje opadył, ludzie najedli się, napili i skończyli rozmawiać ze swoimi znajomymi stwierdzili, ze czas wracać do swoich domów. Marietta korzystając z zamieszania rozkazała skrzatom przenieść rzeczy swoje i Lii od wskazanych sypialni, przy okazji dowiadując się czy w stajni Malfoyów znajdują się wolne boksy na ich konie (bezgranicznie uwielbiała te zwierzęta), nie zamierzała pozostawić ich na łaskę nieogarniętych służących.
Zmęczona obiadem weszła do swojej sypialni i poprosiła skrzata by przyprowadził do niej siostrzenice. Czekała ja poważna rozmowa.
Lily opadła na fotel w swojej sypialni i przymknęła oczy. Znowu wpakowała się w jakieś bagno.
Camelia siedziała w swoim pokoju, uśmiechając się do siebie. Malfoy i jej ciotka kupili ich farsę. Teraz musieli ją tylko odpowiednio poprowadzić dalej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 12:37, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Śro 18:03, 10 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Lily siedziała w swojej sypialni i jakby nigdy nic wpatrywała się w przestrzeń za oknem.
Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Rozejrzała się po miejscu, w którym się znajdowała. Był to wielki pokój, jak na Malfoyów przystało, z łożem małżeńskim, regałami pełnymi książek, małym stoliczkiem z dwoma krzesłami i czarnym pianinem. Kobieta podniosła się z fotela, podeszła do wielkich regałów i przejechała palcem po brzegach grubych ksiąg. „Czarna magia kiedyś, teraz i w przyszłości” , „Dlaczego mugole powinni zniknąć z powierzchni ziemi?”, „Najwięksi czarnoksiężnicy świata”… Takie tytuły przewijały się przed oczami rudej kobiety. W końcu chwyciła jedną, na chybił trafił trzymając ją w dłoniach spojrzała na okładkę.
- „ Pierwsza wojna czarodziejów – jak to naprawdę było?” – wymruczała pod nosem i usiadła w fotelu, by zagłębić się w czytaniu książki. Po 10 minutach nie wiedziała już co się wkoło niej dzieje. Chłonęła każde słowo, które było zapisane na tych kartkach.
- Lily… - ruda przestraszyła się męskiego głosu i natychmiastowo obróciła się w tył. To był Severus. Greengrass szybko wstała z fotela i odrzekła chłodno:
- Mógłbyś chociaż pukać.
- Lily… - chciał ją przerosić za te pół roku, za to wszystko, ale nie mógł wydobyć z siebie tego jednego słowa – Usiądź.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! Po co tu przyszedłeś? Żebym znowu słuchała o twoim jakże wielkim przyjacielu i idolu – Lucjuszu i jego genialnych pomysłach?
- Co… O co ci chodzi?
- O to, że traktujesz go jak jakiegoś swojego guru. We wszystkim się z nim zgadzasz! Severusie… Kiedyś byłeś inny… Zmieniłeś się.
- Ty też… - odrzekł Severus niewzruszony wywodami kobiety – Ciągle chodzi mi po głowie gdzie jest ta uśmiechnięta i pełna optymizmu kobieta z przed wojny.
Lily pochlebiał ten komplement, ale nie dała tego po sobie poznać i odpowiedziała chłodno:
- Zniknęła. – po chwili przerwy dodał – I to tylko dzięki Tobie. Pogodziłam się z tą myślą, że już cię nigdy nie zobaczę, a ty się pojawiasz tak nagle i nawet nie potrafisz mnie przeprosić.
- Ja właśnie… - Severus bił się z myślami. Nigdy nikogo nie musiał przepraszać. A właściwie co on jej powie? W końcu się jednak przełamał - …w tej sprawie.

Marietta stała i wpatrywała się w okno. Cieszyła się na myśl, że Camelia zbliżyła się do Draco, ale przez to zaczęła się zachowywać niegodnie. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi
- Proszę. – odrzekła chłodno.
- To ja ciociu…
- Musimy poważnie porozmawiać. Wejdź i zamknij drzwi.
Lia wykonała polecenie swojej opiekunki, która cały czas stała plecami do niej. Dokładnie chwilę później obróciła się i rzekła:
- Camelio… Bardzo się cieszę, że zbliżyłaś się do młodego Malfoya, ale teraz się tutaj przeprowadzamy i będą obowiązywać cię pewne zasady, młoda damo. Przede wszystkim. Zero takich sytuacji jak dzisiaj przed obiadem. Jak ty wyglądałaś? To był wygląd niegodny twojego statusu w tym świecie.
Lia udawała skruszoną:
- Przepraszam ciociu. To się więcej nie powtórzy. - w duszy się jednak cieszyła, że ciotka uwierzyła w ich niewinne przedstawienie.
- Tak… Co by było jakby ludzie zobaczyli Cię taką umazaną na twarzy i z włosami jakby piorun Ci w nie strzelił. Co by sobie o Tobie pomyśleli? Co by pomyśleli o mnie?
- Że… że mnie niedobrze wychowałaś.
- Tak… A tego chyba nie chcemy? Zgadzasz się ze mną?
- Tak ciociu.
- No dobrze… Jak już słyszałaś, przy obiedzie, będziemy musiały spędzić tutaj najbliższy czas…
- Ile? – wyszeptała Lia.
- Słucham?
- Ile czasu będziemy musiały tu spedzić?
- Tyle ile będzie potrzeba. Z tego co mówił pan Malfoy kolacja jest o 20, więc chcę cię widzieć na dole, w jadalni punktualnie. I masz wyglądać jak na damę przystało.
- Dobrze ciociu. Mogę na razie udać się do swojego pokoju?
- Idź.
Lia otworzyła drzwi i cichutko je zamknęła. Chciała od razu udać się do swojego pokoju, ale na drodze stanął jej pewien blondyn o szarych oczach i intrygującym uśmiechu.

Marietta jeszcze chwilę stala w bezruchu, aż w końcu wyciągnęła papierosa i natychmiast go zapaliła. Podeszła do barku, który był w pokoju, nalała sobie do kieliszka wina i usiadła przy stoliku rozkoszując się smakiem alkoholu. Nagle ktoś zapukał do drzwi.


Weny Cissa Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Śro 18:44, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 19:00, 10 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Severus zgarbił się na minutę, po czym gwałtownie usiadł na łóżku koło Lily. Pierwszą myślą kobiety było odtrącenie go i wyrzucenie zza drzwi, ale po krótkim zastanowieniu skinęła głową, pozwalając mu mówić.
- Jeśli będziesz używał tych samym słów co przedtem, możesz już wyjść - powiedziała na wstępie, ignorując to, że Snape od dłuższego czasu sili się na jedno zdanie.
Greengrass obróciła w swoich dłoniach książkę o pierwszej wojnie czarodziejów, po czym rzuciła ją na szafkę, używając swojej różdżki. Rozejrzała się po pokoju, dając tym samym czas Severusowi.
- Przepraszam - mruknął, ściskając swoje pięści, jakby bał się jej odpowiedzi.
Kobieta zaśmiała się.
- Znowu to samo - warknęła. - Nie możesz być ze mną szczery?
To ją zabolało. Nigdy nie sądziła, że może być tak na niego wściekła, ale miała swoje powody. Odkąd pamięta Severus zawsze był przyjacielem Malfoya, ale utrzymywali oficjalne kontakty, a Snape nigdy nie zachowywał się jak sługa. Teraz jego uniżenie sugerowało, że jest niewolnikiem Mal… Lucjusza, jak skory go nazywać. Ruda potępiała takie zachowanie, nigdy nic nie miała do Malfoyów, ale teraz to oni stali się przyczyną jej zachowania, jej przemiany i jej życia!
- Jestem z tobą szczery, Lily. Zawsze byłem, jesteś dla mnie ważna. Nie wiem,, czy sam dałbym radę prowadzić laboratorium, a teraz… Jesteś mi jeszcze bardziej potrzebna - odezwał się w końcu, myśląc, że to przekona Lily.
Greengrass zacisnęła swoją dłoń na prześcieradle, każde słowo było jak kolejny sztylet w jej małe serce.
„Czy on nie widzi kim dla niego jestem?”, myślała, sprzeczając się ze sobą.
Severus naciągnął na siebie szaty i zerknął za okno, gdzie księżyc oświetlał wielkie ogrody, przy posiadłości Malfoya.
- Wybaczam ci, ale teraz chcę odpocząć. Daj mi pomyśleć, to za dużo jak na jeden tydzień, nie sądzisz? - zapytała, śmiejąc się pod nosem o zmartwychwstaniu Snape`a.
Mistrz eliksirów nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście. Nie był głupi i doskonale sobie zdawał sprawę, że ton Greengrass był lekceważący i oschły, ale wierzył, że wybaczyła mu.
Szybko wstał i zaczął kierować się do wyjścia. Czuł, że nie jest pożądam gościem w tym pomieszczeniu. Uśmiechnął się do siebie, kiedy zauważył tytuł książki, którą czytała kobieta. Pamiętał ją doskonale, kiedy na jednym z pierwszych spotkań śmierciożerców, Czarny Pan, kazał im to przeczytać i potraktować jako zwycięstwo nad światem. Dla Śmierciożerców książka była dobrym żartem, opisywała żałosne i zarazem śmieszne obrazy z tamtej bitwy. Nazwiska zabitych, liczby, pieniądze i mnóstwo strat w ludziach. Potrafił sobie przypomnieć jak wtedy wyglądała Lily. Była młoda i nieśmiała, nie potrafiła się do niego odezwać. Severus zawsze próbował rozpocząć rozmowę, mówiąc o książkach, czy spotkaniu popleczników Czarnego Pana, wtedy się otwierała.
- Dobranoc - wyszeptał, mając tamtą dziewczynę w pamięci, po czym kontynuował - kocham cię, Lily.
Greengrass wyprostowała się i w szoku otworzyła swoje usta. Snape nie powiedział nic nadzwyczajnego, chciał zamknąć drzwi, wychylił się jeszcze na chwilę i dokończył:
- Jesteś dla mnie jak siostra…
Lily czuła, że jej świat przewraca się do góry nogami.
„To nie tak miało być”, krzyczała w myślach.

Lia stała na korytarzu niedaleko pokoju swojej ciotki. Draco zagrodził jej drogę i nie pozwolił jej się ruszyć, jedyne na co było go stać, to szelmowski uśmiech zdobiący jego twarz.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała na wstępie, w ich sytuacji nie było nic zabawnego.
Nott mruknęła pod nosem jakieś zaklęcie, obawiając się, że może jest brudna na twarzy, czy coś podobnego. Ale nic się nie stało.
- Udało nam się - rzucił. - Doprowadziliśmy ich do szału! - krzyknął, po czym zakrył swoje usta dłonią. Jego głos niósł się echem po prawym skrzydle Malfoy Manor.
- Moja ciotka była zła, ale nie nazwałabym tego szałem - dodała cicho, kierując się do swojego pokoju. Musiała się przygotować na kolację, która była już niedługo.
Malfoy nagle się zgarbił i jego uśmiech zniknął.
- Ojciec zrobił mi awanturę, musiał nawet użyć zaklęcia wyciszenia, żeby nikt nas nie słyszał… Jego nie słyszał - wytłumaczył, a Lia poczuła coś dziwnego.
Czuła żal, było jej przykro z powodu Dracona.
„O nie, nie, nie. To niemożliwe”, powtarzała w myślach.
Zapatrzyła się w jakiś punkt na ścianie i próbowała dopatrzeć się w nim coś ciekawego. Od jakiegoś czasu nie panowała nad swoim ciałem. Czasami robiła coś w jego obecności, czego nie chciała. Nie mogła przestać się uśmiechać, kiedy o nim myślała.
„NIE!”, krzyknęła w myślach.
Nagle Draco pstryknął jej palcami przed oczami.
- Możesz mi odpowiedzieć na pytanie, jeśli łaskaw? - syknął, ale Camelia nie miała zielonego pojęcia o co mu może chodzić.
Skrzywiła się, po czym go wyminęła i udała się do swojego pokoju.
- Myślałem, Nott, że chcesz realizować plan! - krzyknął za nią, ale ona go już nie słuchała.
Wpadła do swojego pokoju, szybko powyciągała z walizki potrzebne rzeczy. Chciała się spieszyć, więc ubrała się za pomocą różdżki, tak samo ułożyła włosy i poprawiła makijaż. Rozejrzała się jeszcze raz, próbując zrozumieć, po co komuś tyle sypialni w pokoju. W domu jej ciotki, mieli tylko trzy gościnne pokoje, a tu ich liczba dochodziła prawie do setki.
Ostatnie co zrobiła, włożyła czarne szpilki i wyszła na korytarz. I nagle zrozumiała, że bez przewodnika nie dotrze do jadalni. Ten dom był za wielki jak na nią. Ich willa bardziej przypominała Hogwart, niż budynek mieszkalny.
- Nott! Już jest po 20, znowu będę miał awanturę - warknął chwytając ją za nadgarstek i ciągnąc w dół po schodach.
- Co mnie obchodzi twoja awantura, Malfoy! - dodała obnażając zęby ze zdenerwowania.
Draco nie pozwolił na takie traktowanie, dlatego popchnął ją na ścianę, a dziewczynie przypomniała się scena sprzed obiadu.
- Nie dotykaj mnie - wyszeptała zdając sobie sprawę, że jego twarz jest coraz bliżej.
Szybko się oddalił.
- Nie miałem takiego zamiaru. A teraz słuchaj co robimy… - po chwili Draco wytłumaczył Nott cały plan działania. Camelia nie chciała robić tego, co jej kazał, ale wiedziała, że tylko tak mogą im pokazać kto wygrał tę rundę. Kiedy mieli już wszystko opracowane, co do każdego szczegółu, Nott wciągnęła powietrze do ust.
- Czyli mamy wejść do Sali, chichocząc? - zapytała, ta część jej się nie podobała.
Malfoy dopowiedział jeszcze parę kwestii, po czym umilkł wchodząc do jadalni. Camelia spojrzała na wszystkie twarze i zorientowała się, ze brakuje dwóch osób.
- On się nigdy nie spóźnia - wyszeptał Draco ze zdenerwowania i złapał Lię za rękę.

Marietta usiadła wygodnie w fotelu, popijając jeden z „cudownych” trunków Malfoyów. Miała jeszcze czas do kolacji, dlatego była w nieładzie. Jej sukienka była do połowy nie zapięta, w włosy aż się prosiły, żeby je ułożyć. Wciągnęła kolejną dawkę uzależniającego dymu, po czym popiła wielkim łykiem wina.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi, była niemalże pewna, że Camelia ma problem z wyborem stroju. Nie wstała, usiadła jeszcze wygodniej i pozwoliła wejść osobie, która miała czelność jej przeszkadzać. Rosier siedziała tyłem do drzwi. Po chwili usłyszała, delikatnie szarpnięcie i była pewna, że drzwi się zamknęły.
- Camelio… - zaczęła, ale nagle poczuła męskie perfumy, a raczej zapach wody kolońskiej.
Pośpiesznie zgasiła papierosa i wstała, nie zdając sobie sprawy ze swojego wyglądu. Nie przypominała teraz damy, a raczej nałogowca, który spędza cały dzień na piciu. Wiedziała, że jej makijaż jest rozmazany, od wcześniejszego ocierania twarzy.
- Lucjuszu, to nie najlepsza pora… Wyglądam teraz jak… - nie dokończyła, ponieważ Malfoy jej uciął.
- Nie obchodzi mnie jak wyglądasz - dodał cicho, a Marietta starała się rozpracować jego ton.
Nigdy nie widziała tak przytłoczonego Lucjusza. Był rozdrażniony, słaby, a jednocześnie bezradny.
Wszedł głębiej do pokoju. Marietta zaczęła się odsuwać, by nie widział jej z bliska w tym stanie.
- To mi pochlebia, ale nie przywykłam do wizyt w takim stanie - rzuciła, a Malfoy się zaśmiał.
- Ja też nie przywykłem, odwiedzając kogoś, kiedy mam problem - zaczął, by po wdechu kontynuować - nie mam z kim porozmawiać od jej śmierci. Został mi tylko Draco, ale on… nie rozumie moich problemów, jest tylko dzieckiem.
Marietta doskonale go rozumiała, sama nie miała z kim rozmawiać, na tematy jej intymne. Camelia była już dorosła, ale większość ważnych spraw, jeszcze nie docierała do jej umysłu.
Nagle Lucjusz zrobił coś czego się nie spodziewała, opadł na fotel, nie panując nad swoim ciałem. Jego laska opadła na ziemię, a jego zrezygnowane dłonie powędrowały do jego twarzy.
Myślał, że w ten sposób ukryje swoje uczucia.
- Lucjuszu, to nie pomoże. Sama zostałam wdową mając niespełna dwadzieścia lat - mruknęła cicho.
Spojrzał na nią, nie był w stanie jej odpowiedzieć, więc kontynuowała, wcześniej siadając na łóżku.
- Kazano mi wyjść za Rosiera, nigdy go nie kochałam, ale byłam wdzięczna za życie. Za nazwisko, za status w społeczeństwie i nie ukrywajmy za pieniądze. Nie chciałam wyjść za mąż za niego, ale wiedziałam, że to dobra inwestycja. Żyliśmy razem pod jednym dachem przez dwa lata, a potem… zginął. Nie powinno mi być przykro, wszyscy myślą, że zyskałam na jego śmierci… Potem nie przyszłam na jego pogrzeb, było wiele plotek, a ty w nie uwierzyłeś. Wszyscy uwierzyli, ale to było kłamstwo. Byłam w tak okropnym stanie, że nie mogłam się pokazać ze swoimi łzami publicznie - opowiedziała. - Spędzony z nim czas zrobił wiele. Wiem jak się czujesz nie mając jej przy sobie.
Lucjusz odsłonił swoją twarz, po czym wstał. Marietta zrobiła to samo, patrząc na zegarek i widząc, że kolacja już się zaczęła.
- Chodźmy na kolację, dajemy zły przykład dzieciom - odrzekła, ale Malfoy kiwnął przecząco głową.
Podszedł bliżej Rosier, tak blisko, że niemal widział wszystkie niedociągnięcia w jej makijażu.
- Nie mogę na niego patrzeć, jest tak podobny do Narcyzy - mruknął żałośnie blondyn, myśląc o swoim synu. - A kiedy krzyknę na niego… Czuję jakbym krzyczał na nią…
Marietta nie odpowiedziała, ponieważ nie wiedziała jak to jest widzieć kogoś podobnego do swojego męża. Spojrzała, więc na Lucjusza.
- Lucjusz, nie! Proszę, ja się do tego nie nadaję - wyszeptała, kiedy zauważyła, że kilka łez spłynęło po jego bladych policzkach.
Podszedł do niej i owinął swoje ręce wokół jej zgrabnego ciała, mówiąc, że nie chce słyszeć o żadnej kolacji.




Weeeny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 20:07, 10 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 12, 13, 14  Następny
Strona 2 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare