Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 17:32, 04 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Taaak!
Tym razem, to mnie przyszedł ten wielki zaszczyt rozpoczęcia wspólnego opowiadanie.
Bez zbędnych słów i zdań, proszę o zgłaszanie siebie wraz z postacią.

Czekam na was... jako, że chcę coś pisać o HP!
Mam nadzieję, że znajdą się chętni Very Happy
Proszę o wklejanie postaci.. ja postaram się dodać moją już dzisiaj Very Happy


Marietta Rosier
( nie utożsamiam się z postacią, no może troszkę, imię zostało wybrane z powodu braku innego pomysłu )
Data urodzenie: 1959 rok ( aktualnie 39 lat ), wygląda na góra 30 dzięki zastosowaniu starożytnej magii
Różdżka: 12 calów, ostrokrzew, włos jednorożca, odpowiednio miękka
Dom: Slytherin

Wygląd: Marietta jest dość wysoką kobietą, o strasznie jasnej cerze. Ma czarne włosy, które zapina do tyłu, często spinając w kok. Ma niebieskie oczy, które hipnotyzują przypadkowych ludzi. Jej cera jest zniszczona przez czas, na szczęście pochodzi z rodziny czystej krwi, gdzie praktykowano starożytną magię, która pozwala zachować młody wygląd.
Rosier wybiera elegantsze stroje, uwielbia zakładać kapelusze, lub wpinać w włosy toczki z woalką zasłaniającą część jej twarzy. Czuje się wtedy tajemnicza.

Historia: Wdowa po Evanie Rosierze, który zginął w 1980 roku, podczas pierwszej wojny czarodziejów. Marietta nigdy nie szukała drugiego męża. Wierzyła, że jeden mariaż z osobą czystej krwi wystarczy by z młodej nastolatki zrobić przerażającą i beznamiętną kobietę.
Tak naprawdę, była wdzięczna tym, którym udało się zabić jej męża. Popierała jego manie i Lorda Voldemorta, ale sama nigdy nie była śmierciożercą. Nie kochała Evana, ich małżeństwo zostało zaaranżowane, dlatego nigdy nie czuła żalu i smutku. Ich pożycie trwało nie więcej niż dwa lata. Nie doczekała swojego potomstwa, ale była dumna ze swojego nazwiska.
Rok po śmierci Evana, zginęła jej siostra i szwagier. Była zła, ale przyjęła swoją siostrzenicę do siebie. Wychowywała jak własne dziecko, pozbawiając siebie lat młodości. Poświęciła jej wszystko, dlatego w stosunku do Camelii jest oziębła i chłodna, ale ją kocha. Rzadko okazuje uczucia, ale to wszystko ze względu na siostrzenicę, którą chce nauczyć dobrych manier i życia damy.
Dziewczyna już od pierwszego roku życia przebywa z Mariettą.

Charakter: Jest oziębła i chłodna, nie przepada za byle jakim towarzystwem. Jest pożądaną osobą na wszystkich balach i imprezach okolicznościowych. Odkąd Lia ukończyła 16 rok, Marietta zawsze zabiera siostrzenicę ze sobą, jako, że ta nie ma towarzysza w postaci mężczyzny. Pani Rosier nie narzeka na towarzystwo mężczyzn, odkąd zmarł jej mąż, miewa krótkie romanse, które polegają jedynie na napięciu seksualnym. Nigdy nie poczuła do nikogo czegoś więcej. Jest taką damą, jaką powinna być kobieta w arystokratycznej wizji czarodziejów z linii czystej krwi.

Zachowanie: Nie przepada za tłumem ludzi, stroi od głośnych wydarzeń i uroczystości. Uwielbia być w centrum uwagi, szczególnie kiedy kończy się to artykułem w jakiejś gazecie. Rosier ma jedną wadę, jest uzależniona od papierosów. Jako niezależna i silna kobieta, nie walczy z nałogiem, twierdzi, że to ją odstresowuje od życia.

Życie:Marietta nie jest śmierciożercą, ale spotyka się z nimi na niektórych spotkaniach. Zawsze znała plany Czarnego Pana, brała także bierny udział w Bitwie o Hogwart. Lord Voldemort cenił ją za swoje oddanie, dlatego Marietta się go nie bała. Ufała śmierciożercom, dlatego, że była im wdzięczna za śmierć Evana. Po bitwie wróciła do domu i pierwsze co zrobiła, to sprowadziła siostrzenicę do domu. Kiedy upewniła się, że jest bezpieczna, mogła odetchnąć z ulgą, wziąć gazetę i w spokoju przeczytać nazwiska wszystkich ofiar.

Przypuszczalny partner: Lucjusz Malfoy



[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 19:41, 04 Sie 2011, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 17:34, 04 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Chwała spływa na Cissę! xD nie ważne

W każdym razie ja też oczywiście się zgłaszam i tak dalej, i tak dalej.
Partner (oczywista, oczywistość) : Draco.

Dzisiaj postaram się dodać opis postaci!



Camellia „Lia” Nott



Data urodzenia : 14.05.1980 (obecnie ma 18 lat)
Różdżka : Wiśnia z włosem z grzywy jednorożca


Historia :
Rodzice Lii zmarli gdy dziewczynka miała zaledwie rok i od przytułku dla sierot uratowała ją siostra matki – Marietta Rosier. Nie pamięta swoich rodziców, ale lubi myśleć, że mimo faktu bycia śmierciożercami nie byli skrajnie złymi ludźmi. Chciała by dowiedzieć się więcej o swojej matce, do której – jak twierdzą ludzie – jest niezwykle podobna, ale jej opiekunka nie chce rozmawiać na ten temat. Camellia wychowuje się bez czułej matczynej miłości, wie, że ciotka w jakimś sensie ją kocha, ale nie okazuje tego. Od dziecka wychowuje swoją siostrzenice na pannę z dobrego domu, która ma dobrze wyjść za mąż, żeby zapewnić sobie przyszłość…

Ukończyła Hogwart krótko po Wielkiej Bitwie razem z innymi Ślizgonami ze swojego roku. Zakończyła swoją edukację z doskonałymi wynikami i pochwałą za dobre sprawowanie funkcji prefekta. Dracona Malfoya zna dość dobrze, ale nie przepadają za sobą. Lia stara się nie wchodzić mu w drogę i tę samą zasadę stosuje chłopak. Wszystko dlatego, że na szóstym roku, po jednej z zabaw w dormitorium pozwolili sobie na za dużo…


Charakter:
Dziewczyna jest doskonałą aktorką, tak jak nauczyła ją tego ciotka. Wyrachowana, nie chce zadawać się z byle kim. Zna swój status i doskonale wie jak z niego korzystać.. Nie znajomym wydaje się zimna, ale jej przyjaciele wiedzą doskonale, że to tylko maska, która została jej wpojona przez ciotkę. Dla przyjaciół jest ciepła, potrafi rozbawić wszystkich. Posiada też ciemną stronę swojego charakteru – bywa złośliwa i niesympatyczna. Kiedy nie jest w humorze, lepiej się trzymać od niej z daleka.


Wygląd:
Usta dziewczyny często układają się w ironiczny uśmiech. Jej spojrzenie jest zawsze ciekawe i intrygujące. W brązowe włosy uwielbia wplatać przeróżne przepaski i wstążki, wie, że dobrze z nimi wygląda. Ubiera się wyłącznie sukienki (według jej ciotki, damom nie przystoi chodzić w spodniach), z powodu niskiego wzrostu zaraz po zakończeniu szkoły zaczęła chodzić w butach na wygodnym obcasie. Jej strój i wygląd jest zawsze nienaganny.

Przypuszczalny partner : Draco


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Czw 19:39, 04 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 20:50, 04 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Świat pogrążył się w melancholii. Każdy nagłówek gazety opowiadał o nagrodach, pięknych kobietach i sztuce magii. Zagrożenie i ciemne zaklęcia zniknęły z życia publicznego. Wielkie, potężne rody czystej krwi próbowały odbudować swoją reputację i wizerunek po wojnie, ale nie było to taki proste.
Mały skrzat wdrapał się po schodach, po czym delikatnie zapukał do wielkich, brązowych drzwi. Mieszkaniec pokoju wyszeptał coś w ciszy, a następnie małe stworzenie położyło najnowszy numer „Proroka codziennego” na szafce nocnej.
- Ciotka oczekuje panienkę na śniadaniu - pisnął skrzat, a po kilku sekundach już go nie było.
Młoda kobieta wywróciła oczyma, po czym zarzuciła na siebie czarny, satynowy szlafrok i pomknęła do salonu.
Wchodząc przywitała się ze swoją ciotką i usiadła na miejscu, które jej wyznaczyła żywicielka.
- Mniemam, że masz dobry powód spóźniając się na śniadanie - mruknęła cicho pani Rosier, wychylając się znad codziennej prasy.
Camelia Nott wyprostowała się na krześle i skinęła delikatnie swoją głową.
- Przepraszam - wyszeptała i zaczęła w ciszy spożywać swoje kanapki.
Lia nie byłą córką Marietty, a jedynie jej siostrzenicą. Państwo Nott zginęli zaraz po pierwszej wojnie czarodziejów, kiedy to Camelia miała zaledwie rok. Cudem uniknęła przytułku dla sierót, trafiając pod opiekę wdowy po Evanie Rosierze. Marietta była siostrą jej matki, dlatego bardzo przeżyła jej śmierć. Na dodatek z każdym rokiem dziewczyna coraz bardziej przypominała swoją matkę, narażając Panią Rosier na wewnętrzne rozterki i wspomnienia swojej ukochanej siostry.
- Dosyć tego -syknęła starsza kobieta odkładając herbatę i gazetę, równocześnie. - Mam dość czytania o tym, że Hermiona Granger nie wie co kupić swojemu chłopakowi na urodziny!
Panna Nott rozszerzyła oczy.
- „Prorok Codzienny” to teraz gazeta dla… zwyczajnych nastolatek - rzekła Lia uważając na swoje słowa. Teraz, kiedy Lord Voldemort upadł, w codziennym słowniku zabroniono wielu słów.
Byli śmierciożercy nawrócili się, publicznie okazując skruchę i przygnębienie, zaś potajemnie nadal głosili swoje idee.
- Nonsens. Camelio, musisz wiedzieć, że kiedy byłam w twoim wieku, nie pisano o takich bzdurach - powiedziała Marietta, a Lia zmarszczyła nos, na dźwięk swojego imienia.
Dziewczyna nie lubiła, jak ciotka woła ją, nie używając zdrobnień. Musiała jej to wybaczyć.
Nott przełknęła ostatniego kęsa i usiadła wygodnie, spoglądając na ciotkę wyczekująco.
- Opowiesz mi, czym się zajmowali dziennikarze? - zapytała Lia z nutą tajemniczości, jakby bała się, że ciotka znowu zwróci jej uwagę.
- Oczywiście, to wspaniałe czasy… Czasy, w których Lord Voldemort święcił swoje triumfy. Prasa zbierała informacje na temat ataków śmierciożerców i ofiar. Rozwodzono się nad taktyką walki, rzucaniem Niewybaczalnych Zaklęć i nazwiskami popleczników samego Voldemorta - zaśmiała się, kontynuując - Rozumiesz? Oni starali się przewidzieć, co oni… my możemy jeszcze zrobić. „Prorok” był jak dobrze sprzedający się żart w pochmurny dzień, na okładkach rządzili arystokraci z fortunami w skrytkach w Banku Gringotta, a nastolatki śliniły się na widok listy „Najbardziej Pożądanych Kawalerów do Wzięcia”.
Młoda kobieta westchnęła z zachwytem, odgarniając swoje włosy do tyłu.
- Ale to już nie wróci - Marietta wróciła do rzeczywistości. - Teraz świat woli czytać o szla… Dziewczętach z gorszych domów, mówiąc dość kolokwialnie.
- Ciociu, opowiadasz tak o przeszłości, a czy moi…
Rosier rzuciła groźne spojrzenie, wiedząc, że Camelia ponownie spyta o swoich rodziców. Marietta nienawidziła wspominać ich, ale teraz, jej opowieść wiązała się z jej siostrą.
- Razem z twoją matką, śledziłyśmy wszystkie towarzyskie wydarzenia dla panien czystej krwi. W tamtych czasach, do „Proroka” wkładano wielką kartę, którą można było odczytać za znajomością odpowiedniego zaklęcia… Oczywiście znali je członkowie najwyżej usytuowanych rodzin na świecie. Takie nazwiska jak: Black, Rosier, Nott, Lestrenge, Yaxley, Malfoy… - ciotka urwała, kiedy zauważyła, że Lia przewraca oczyma na dźwięk ostatniego nazwiska.
- Nie nauczyłam cię dobrych manier? - zapytała ironicznie.
Nott szybko doszła do siebie i oblizała wargę. Nadal, w jej głowie tkwiło wspomnienie z tej nocy. Szósty rok, dormitorium, wielka impreza, i w końcu ona i Draco, idący na całość.
- To nie miało nic wspólnego z twoimi słowami - wytłumaczyła szybko, bijąc się w swojej głowie.
Nie lubiła wychodzić na idiotkę. Od dawna starała się udowodnić ciotce, że zasługuję na to, żeby chodzić z Rosier po balach i innych imprezach okolicznościowych.
Jeśli zachowywała się dobrze, Marietta, jako nagrodę oferowała jej wyjście na bal. Kiedy Nott zawiodła ciotkę, musiała spędzić kilka kolejnych dni, w samotności, sama na sam ze swoim pokojem.
- Też tak myślałam - mruknęła.
Camelia była dobrą aktorką, Marietta to wiedziała.
- Myślę, że starczy tych sentymentów jak na jeden dzień. Teraz jeśli pozwolisz, przejdę to obowiązków i dokończę sporządzać listę ofiar z bitwy. To już się ciągnie miesiącami, setki zaginionych ciał i jeszcze więcej ofiar.
Młoda dziewczyna w skupieniu słuchała ciotki, po czym gwałtownie wstała, podchodząc do okna. Pogłaskała sowę po głowie i delikatnie wyjęła list z jej pazurów.
Przeklęła w myślach, na widok ostrych szponów. Odwróciła się i usiadła tuż obok Marietty.
Rosier nie oderwała się od swojej pracy, dokładnie czytając nazwisko, imię i życiorys ofiary.
- Och - wyrwało się starszej kobiecie. Przejechała palcami po swoich włosach i z większą dokładnością napisała imię ofiary, którą przed chwilą przestudiowała.
- Co się stało, ciociu? - zapytała Lia, widząc, że ciotka nigdy nie miała takiej miny.
- Wiedziałam, że nie żyje… Ale, nie mogę publikować jej nazwiska z resztą, tych brudnych ofiar - powiedziała Marietta, patrząc na swoją siostrzenicę.
- Kto?
- Narcyza Malfoy - rzuciła chłodno Rosier. - Za każdym razem, kiedy jej nazwisko pojawia się na liście ofiar, wywołuje niemałe zamieszanie wśród czytelników. Nie mogę zrobić tego ponownie… Postaram się, aby tym razem ją pominięto i dodano to listy bardziej zasłużonych.
- Dlaczego to robisz? - zapytała Lia, nie wiedząc co ma dokładnie myśleć.
Nigdy nie wiedziała, że jej ciotka przepada za Malfoyami. Z tego co wiedziała, Marietta zazdrościła im, że pomimo czystej krwi, pieniędzy, kochali siebie, co było niemałym wyjątkiem w tym świecie.
- Była naprawdę z dobrego domu, a to już rzadkość. Szczególnie teraz, kiedy zaraza się szerzy, jak za machnięciem różdżki. Może nie znałyśmy się najlepiej, ale swoich należy dobrze traktować - wytłumaczyła Rosier, a Nott doskonale zdawała sobie już sprawę, z tego co jej ciotka powiedziała.
- Jeśli chodzi o Malfoyów - zaczęła Lia, spuszczając wzrok i kontynuując - dostaliśmy list.
Marietta Rosier, nie wzięła kartki do siostrzenicy. Skończyła wypełniać jakieś formularze, po czym, na ostatnim miejscu dopisała Narcyzę, z adnotację, że osierociła syna i zostawiła męża.
Następnie kobieta machnęła różdżką i schowała wszystkie pergaminy do wielkiej teczki. Odetchnęła z ulgą, kiedy zdała sobie sprawę, że teraz czas na odpoczynek. Chwyciła filiżankę i dopiła swoją herbatę, marząc o wielkiej uroczystości, jak za czasów młodości.
- Ciociu, myślę, że musimy im odpisać - odezwała się Nott, podając ciotce list i niewielką paczuszkę.
Rosier wzięła kopertę i wyciągnęła z niej niewielki skrawek pergaminu. Spojrzała na datę i westchnęła.
Od wielkiej bitwy, minęło już pół roku.
Jak ten czas leci, pomyślała.
Uważnie przeczytała list i zerknęła na Camelię, która starała się jej powiedzieć „nie rób tego”. Młoda panna Nott, kiwnęła przecząco głową, chcąc pokazać swoje odczucia, co do treści listu.
Marietta uśmiechnęła się blado.
- Chyba nie tylko ja tęsknię za starymi czasami - mruknęła. - Powinniśmy tam pójść - dodała beznamiętnie.
- Nie zasłużyłam na bal, byłam dzisiaj nieuprzejma - powiedziała szybko Camelia, krzyżując palce za sobą.
Miała nadzieję, ze jej ciotka, nie każe jej iść ze sobą.
- Ależ Camelio, jesteś już wspaniałą młodą damą. Zapomnijmy o bitwie… Chciałaś posłuchać historii o moich czasach, a co ty na to, żebym ci pokazała jak to było?
- Słowa wystarczą - rzuciła.
- Myślę, że jednak chcesz zobaczyć jak wyglądały czasy kiedy byłam młoda. Świat, gdzie czystość krwi, była kartą przetargową. Poczujmy się znowu docenione - zaproponowała, a Lia nadal kręciła głową.
- Ciociu… - zaczęła.
- To wspaniałą okazja do wyjścia. Ministerstwo nie będzie miało problemów, jest czas Halloween, więc będziemy bezpieczni na tym przyjęciu. Żadnego zagrożenie - dodała.
- A jeśli, oni się dowiedzą, że wstęp mają tylko…
- Już w tym głowa Lucjusza Malfoya, żeby odpowiednio zabezpieczyć swój bal przed najazdem aurorów - westchnęła Marietta wysyłając zwrotną sowę, z potwierdzeniem przybycia.



Weeny Ola!
Przypominam, że nadal się można zgłaszać. Z chęcią przyjmiemy nową osobę i postać xD Mam nadzieję, ze początek jest udany Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Czw 21:16, 04 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 21:11, 04 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Już kocham to opowiadanie. I bezgranicznie uwielbiam Mariettę. (xD) Już powoli czuję smak rozmów między kobietami i Malfoyami. ochh... będzie bosko! <3

Z pisaniem rozdziału wstrzymam się z bólem serca. Mam nadzieję, że do jutrzejszego popołudnia ktoś się jeszcze do nas przyłączy (taak Kasiu, o Tobie myślę! Very Happy)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Czw 21:36, 04 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

AAAAAAAAAA ! Świetne ! Cudowne! Boskie!
I wiem że o mnie myślisz Olu Very Happy Już lecę pisać biografię postaci "D Jeszcze dzisiaj ją dodam!
Wiecie co... Zupełnie mnie to wybiło z kończenia rozdziału do mojego opo
Ale najpierw karta postaci a potem rozdział
Kocham Cię Marietta!!! <3
I w ogóle wasze postacie są cudowne jak zawsze Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 21:39, 04 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Świetnie, czekamy właśnie na Twoją wiadomość, co o tym myślisz xD

Dzięki, ja też Cię kocham <3
I fajnie, ze Ci się tak bardzo spodobało xD
czekamy teraz na postać Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Czw 21:41, 04 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Żebyś ty mnie teraz widziała... Siedzę i śmieję się jak głupi do sera Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Czw 21:43, 04 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Kasiu to tak jak my. Uwierz!
I przy okazji zerknij na sb. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pią 11:34, 05 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Lily Greengrass

[link widoczny dla zalogowanych]

Data urodzenia: 30 stycznia 1960 roku
Różdżka: Cis, 11 cali, włókno ze smoczego serca
Dom: Slytherin

Historia:
Pochodzi z rodu czystej krwi, chociaż jej zachowanie nigdy na to nie wskazywało. Jej rodzice nie żyją: matka zmarła chorując, a ojciec, który był Śmierciożercą zginął w Pierwszej Bitwie. Mimo iż nic na to nie wskazywało - Lily poszła w ślady ojca i dołączyła do szeregu Śmierciożerców. Zabijała i torturowała tak samo jak kiedyś jej ojciec. Była też cenna dla Czarnego Pana, ponieważ była drugim, zaraz po Severusie Snape’ie, Mistrzem Eliksirów w Wielkiej Brytanii. Gdy zaczęły zbliżać się czasy Bitwy o Hogwart została przydzielona do robienia eliksirów dla wszystkich Śmierciożerców. Snape miał jej pomagać tylko w wolnych chwilach. Przez ten czas trochę się do siebie zbliżyli. Lily nie potrafiła wyznać swoich uczuć i po Bitwie o Hogwart było już za późno. Severus pojawił się na liście osób, którzy zostali zabici. Lily nie potrafiła się z tym pogodzić. Wpadała w wir pracy. Pewnego dnia na ulicy Pokątnej ujrzała znajomą sylwetkę człowieka, który po chwili zniknął...

Charakter:
Kobieta chociaż pochodzi z arystokratycznego rodu czystej krwi wcale się tak nie zachowuje. Potrafi się śmiać przy każdej okazji, dla każdego jest ciepła i serdeczna. W walce, jednak, zmienia się nie do poznania. Potrafi zabić z zimną krwią i torturować bez skrzywienia na twarzy. Śmierciożercy, którzy znali jej ojca, twierdzą, że ma to po nim. Jej ojciec był taki samym człowiekiem o dwóch twarzach. Poza tym jest bardzo inteligentna, uparta i wie jakimi ideologiami powinna się kierować. Lubi obracać się w doborowym towarzystwie.

Wygląd:
Lily jest kobietą o niskim wzroście i bladej cerze. Ma rude włosy i bardzo zielone oczy.
Na co dzień chodzi ubrana w koszule i zwykłe jeansy, lecz gdy przyjdzie moment balu, ważnego spotkania czy jakiejś uroczystość potrafi wyglądać jak prawdziwa dama. Uwielbia nosić swoje włosy rozpuszczone choć do pracy z eliksirami woli związać je sobie w luźną kitkę. Jej matka zawsze potępiała jej ubiór. Chciała by córka w kółko chodziła ubrana w sukienki, bo „to tylko przystoi damie na twoim poziomie”.

Przypuszczalny partner: Severus Snape


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pią 12:13, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 18:44, 05 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Minęło sześć miesięcy, a skutków Wielkiej Bitwy widać było coraz mniej. Pokątna ponownie zaczynała tętnić życiem. Kolorowe szyldy zaczęły wracać na swojej miejsce, a grupki czarodziei przemieszczały się między poszczególnymi sklepami.
Nie mogła uwierzyć, że wystarczyło sześć miesięcy by wszystko powoli zaczynało wracać do normy. Przecież to tylko 217440 minut. 3624 godzin i raptem 151 dni. Ona nie potrafiła wrócić do poprzedniego trybu życia, nic nie było dla niej takie same jak kiedyś. Musiała udawać, że się nawróciła, że tylko zmuszano ją do walki razem z Voldemortem. Kłamała. Z resztą dość skutecznie. Uwierzyli jej ci, od których zależało czy trafi do Azkabanu, reszta jej nie obchodziła. Nie teraz kiedy straciła kogoś na kim jej zależało. Nie była kochanką Severusa Snape’a. Nie była nawet jego przyjaciółką. Była jedynie osobą, z którą mężczyzna warzył eliksiry przed wojną. I tylko wtedy kiedy miał czas, bo sprawowanie funkcji dyrektora Hogwartu zajmowało mu wiele godzin. Mimo chłodu jaki wokół siebie roztaczał, dystansu do innych, czuła, że ją zaakceptował. Przy przygotowywaniu mikstur wymieniali się informacjami, komentowali ostatnie wydarzenia, czy dzielili się nowinkami z zakresu wiedzy o eliksirach. Sama dziwiła się kiedy po kilku miesiącach wspólnej pracy zaczynała dostrzegać w Severusie mężczyznę. Nie okropnego nauczyciela, ale kogoś intrygującego, godnego bliższego poznania. Fascynacja, wbrew jej woli, zaczynała przerażać się w zauroczenie, a później… Kila razy przyłapała Snape’a na patrzeniu się na nią, kiedy nachyla się nad kociołkiem, albo kroi składniki. Chciała wierzyć, że mężczyzna dostrzega w niej kobietę, a nie wspólnika doli. Próbowała delikatnie wybadać jego uczucia, ale on zgrabnie unikał tematu, a ona bez choć minimalnej szansy, że i jemu choć trochę na niej zależy, bała się wyjawiać swoich uczuć. Tchórzyła. Choć w każdej innej sytuacji zachowywała zimną krew. Szydziła z siebie w myślach. Później nie miała już szansy by wyznać mężczyźnie, co do niego czuje. Severus Snape zmarł podczas Wielkiej Bitwy. A ona do tej pory nie potrafiła się z tego otrząsnąć.

Pokręciła głową i westchnęła cicho. Nie cofnie czasu i nie uratuje go. Nawet gdyby miała zmieniacz czasu, nie wiedziała gdzie był w tym czasie mężczyzna. Rozejrzała się i spostrzegła, że minęła aptekę. Poprawiła w rękach pudełko z fiolkami eliksirów i cofnęła się. Apteka wyglądała tak jak wcześniej. Białe pomieszczenie z masywnymi drewnianymi szafami stały dookoła ścian. Nie przyjemny zapach zaczął drażnić ją. Nie przepadała za tym miejscem, jednak obecnie ważenie eliksirów na zamówienie, pomagało jej odciągnąć się od nie przyjemnych myśli. A poza tym pracą dla tak szanowanej instytucji zdobywała w jakimś stopniu zaufanie opinii publicznej.
- Witam panią, pani Greengras! – zawołał mężczyzna stojący za ladą na jej widok. – Myślałem, że nie pojawi się pani wcześniej niż jutro.
Kobieta wzruszyła ramionami. Nie musiała się nikomu tłumaczyć.
- Proszę – powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach i postawiła pudełko na blacie. Fiolki zaskrzeczały ocierając się jedna o drugą. Mężczyzna wyją jedną z nich i przez chwilę przypatrywał się jej.
- Idealny kolor, jak zawsze – powiedział i chwilę później podał kobiecie należną jej sumę za wykonaną pracę.

Kiedy wyszła z powrotem na Pokątną, zaczerpnęła świeżego powietrza. Westchnęła i przez chwilę zastanowiła się, gdzie może się teraz udać. Przez chwilę spacerowała wzdłuż sklepowych wystaw kiedy… nagle zobaczyła znajomą postać. Zamarła na chwilę. Ciemne włosy i… och była niemalże pewna, że taką samą sylwetkę miał Severus. Pociemniało jej przed oczami i żeby nie stracić równowagi musiała oprzeć się ręką o szklaną taflę wystawy.



Kilka kolejnych dni mijało w domu pani Rosier według stałego planu. Rano kobiety jadły razem śniadanie (Lia starała się na nie spóźniać, mając nadzieję, że dzięki temu nie będzie musiała brać udziału w balu u Malfoyów), później do obiadu każda z nich zajmowała się sobą. Marietta kończyła spisy ofiar, za każdym razem ubolewając nad tym ilu członków poważanych rodów straciło życie. I równocześnie w myślach dziękowała, że nie musi dodawać do listy imienia swojej siostrzenicy. Tego by nie zniosła. Za bardzo przywiązała się do dziewczyny. Camelia natomiast spędzała czas w ogrodzie, spacerując z delikatną parasolką, by nie dosięgły jej promienie słońca. Raz, kiedy dostała pozwolenie ciotki udała się na konną przejażdżkę po okolicznych lasach. Obiady również jadły razem, a później odwiedzały znajomych, lub przyjaciele odwiedzali ich. Na każdym z takich spotkań głównym tematem rozmów był zbliżający się bal w Malfoy Manor. Matki były podekscytowane możliwością powrotu do dawnych czasów, czekały na to od dawna, młode damy były podekscytowane. W końcu ukończyły już Hogwart i musiały zacząć myśleć o swojej przyszłości. Każda z nich chciała mieć męża z dobrego rodu.
- Chciałabym żeby Draco zwrócił na mnie uwagę – westchnęła podczas jednego z takich po południ Dafne Greengras. Lia miała ochotę wywrócić oczami, ale musiała się powstrzymać. Była lepiej wychowana niż one. Chwilę później młodej gospodyni zawtórowały inne dziewczyny.
- Lia, nie mów, że nie chciałabyś zwrócić na siebie jego uwagi! – zawołała Pansy Parkinson, za co zaraz została skarcona przez matkę, rozmawiającą przy drugim stole z innymi kobietami.
- Nie – odparła krótko, zastanawiając się jak może pociągnąć dalej swoją wypowiedź. Żadna z jej koleżanek nie wiedziała o sytuacji zaistniałej między nią i młodym Malfoyem, z resztą w tym czasie on był chłopakiem Parkinson.
- Nie wierzę – nagle odezwała się młodsza siostra Dafne – Astoria. – Draco jest jednym z najbardziej pożądanych kawalerów! – Z tego wszystkiego dziewczyna aż się zarumieniła.
- Jest jednym z nich, ale nie jedynym – ucięła krótko panna Nott, mając nadzieję, że odejdą od tego nie wygodnego dla niej tematu.
- Nie męczmy jej – zaproponowała Pansy – Mamy o jedną mniej konkurentkę. – Wyszczerzyła się. – Macie już sukienki na bal?
Camelia posłała dziewczynie miły uśmiech, była jej niezwykle wdzięczna za zmianę tematu.
- Po podwieczorku jadę z ciotką do krawca – powiedziała dziewczyna. Obie chciały wyglądać olśniewająco. Pani Rosier była jednym z najbardziej pożądanych gości, a panna Nott jako jej podopieczna musiała prezentować się nienagannie.
- My już mamy – powiedziała zadowolona Dafne, za siebie i siostrę, po czym przystąpiła do opisywania swojej sukienki, za każdym możliwym razem podkreślając jak doskonale w niej wygląda. Lia męczyła się tym towarzystwem, jednak musiała to znieść z uśmiechem na ustach. Większość jej koleżanek była dość płytkimi osobami, którym w głowie tylko romanse. Astoria nie została dopuszczona do głosu, w jej słowa wpadła Pansy i zaczęła komentować swoją sukienkę. Lia zanotowała w głowie, że nie może pokazać się w sukience w czarnym i różowym kolorze.


W tym samym czasie, po drugiej stronie salonu przy stole siedziały matki panien i ciotka Carmeli. Rozmowa, podobnie jak przy stole panien, toczyła się wokół zbliżającego się balu.
- Taki bal to powrót do czasów naszej młodości – szepnęła z czcią pani Parkinson. Prawdopodobnie nie zdawała sobie nawet sprawy jak bardzo była podobna do swojej córki, dla jednej i drugiej liczyły się wydarzenia towarzyskie, na których mogły obserwować innych, by później dać upust swojej zazdrości i komentować ich stroje, fryzury czy osoby z którymi tańczyły.
- Od dawna marzyłam o takim wydarzeniu – zawtórowała jej pani Greengras. – Jakiś czas temu sama myślałam o zorganizowaniu takiego balu, ale Lucjusz Malfoy mnie uprzedził!
Kobiety zachichotały cicho, jakby były nastolatkami. Marietta wzruszyła ramionami.
- Musiał już się otrząsnąć po stracie żony, tak bardzo ją kochał – dodała matka Pansy – Biedny Draco.
- Albo chce przywrócić wspomnienia, z czasów kiedy było lżej – zauważyła beznamiętnie pani Rosier – Draco jest już dorosły i zapewne wiedział z jakim ryzykiem wiąże się udział w bitwie.
Marietta nie lubiła rozczulania się. Nie była dużo starsza od chłopaka kiedy straciła męża, a później ukochaną siostrę. A na dodatek zaczęła się opiekować roczną siostrzenicą.
- Moja droga, wszystkie wiemy jak ci było ciężko kiedy sama wychowywałaś dziecko, ale popatrz na jaką piękną damę wyrosła twoja podopieczna! – pani Greengras chciała zmienić temat, a temat dzieci wydawał jej się w tym momencie najbezpieczniejszy.
- Camelia jest taka podobna do matki, kiedy była w jej wieku – zauważyła Parkinson.
- Teraz musi tylko dobrze wyjść za mąż – oznajmiła chłodno Rosier.
- Jak każda z nich – westchnęła matka Dafne. – A kawalerów z dobrych domów jest coraz mniej.
- To straszne jak w wielu rodach czystej krwi zaczęli pojawiać się osoby… niższe klasą – oznajmiła pani Parkinson i wyciągnęła rękę po kolejne ciasteczko. – Te dziewczyny zabierają wyższym klasą odpowiednich kawalerów.
- Myślę, że Camelia nie będzie miała problemu z znalezieniem kandydata na męża – oznajmiła Marietta, zerkając na zegarek stojący naprzeciwko niej. Jeszcze kilka minut i będzie mogła uwolnić się od towarzystwa kobiet. W jakimś stopniu darzyła je sympatią – były niezwykłą pomocą przy opiece nad małym dzieckiem, ale teraz każda z nich walczyła o dostatecznie dobre życie dla swojego potomstwa. A przy tym były niesamowicie płytkie, w każdym możliwym aspekcie, jakby zostały zupełnie zdominowane przez swoich mężów. I Rosier po raz kolejny podziękowała w myślach osobie, która zabiła jej męża, żałując, że nie może zrobić tego osobiście.


Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Choć nie ukrywam, że jestem z rozdziału strasznie zadowolona!

Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 23:08, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 19:46, 05 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Awww! Rozdział cudowny, te płytkie rozmowy i plany!
Ach... uwielbiam takie towarzystwo i klimat.
I może już będzie Bal?

kto się pokusi o rozdział z balem?

Kasiu weeeny!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 19:49, 05 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Dziękuję! <3 Obawiam się, że Ty Ciss skusisz się na rozdział o balu! Razz

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pią 21:35, 05 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Lily stała oparta o szybę jakiegoś sklepu i oddychała nierównomiernie. Rozejrzała się dookoła... Już go nie było... Zniknął. Ale... Nie... To było niemożliwe. On jest na tej liście. Liście osób zamordowanych. ZAMORDOWANYCH ty idiotko! Odetchnęła głęboko i zaczęła podążać w stronę ławki, którą szybko uchwyciła wzrokiem, ponieważ zaczęła zwracać uwagę przechodzących obok czarodziejów.
Musiała ochłonąć. W głowie kołotało się jej tysiące pytań, na które nikt, w tym momencie, nie mógłby odpowiedzieć.

Nie... Nie... Nie... To nie możliwe!
Jestem zmęczona i to tylko pewnie moje zwidzenia!
Nie mogę się tym tak przejmować!


Wstała i udała się w dalszą wędrówkę po sklepach. Starała się zapomnieć o zaistniałym incydencie, ale nie mogła. Ciągle miała w myślach tą scenę: człowiek w czarnych włosach przechodzący pomiędzy wystawami sklepowymi. Mężczyzna miał sylwetkę uderzająco podobną do Severusa. A może tylko podobną? Tak! Tylko podobną. Lily poczuła nagle, że wpada na jakiegoś człowieka. Pod wpływem uderzenia wylądowała na ziemi.
- Cholera! Jak ty do... – nie skończyła, bo ujrzała przed oczami skrawek czarnej szaty.
Przez myśl przeszło jej jedno imię: Severus. Po chwili spojrzała na twarz czarodzieja, który wyciągał ku niej rękę i mówił z lekkim uśmiechem:
- Nic się pani nie stało? – dokładnie zlustrowała twarz mężczyzny i natychmiast wstała sama. Przed nią stał czarnowłosy chłopak, który na swoim nosie miał okrągłe okulary, a na czole bliznę w kształcie błyskawicy. Tym mężczyzną był Harry Potter – Chłopiec Który, Niestety, Przeżył.
- Proszę pani...
- Nic się nie stało. Mógłby mi pan nie stać na przejściu? – odgarnęła swoje rude włosy do tyłu i podążyła w stronę sklepu Madame Maklin, zostawiając Harry’ego w osłupieniu. W myślach przeklinała swoją bezmyślność.

Jak mogłam tego... tego... Pottera pomylić z Severusem?
Ze mną naprawdę jest źle...


Po chwili stała już przed sklepem „Madame Maklin: Szaty na wszystkie okazje”. Zielona suknia, którą wybrała sobie u krawcowej była cudowna. Miała cieniutkie ramiączka, była zwiewna i sięgała kobiecie za kolana. Kolor jej oczu doskonale zgrywał się z kolorem jej sukni. Ubiór potrzebowała na bal u Lucjusza Malfoya, na który została zaproszona. Przez ostatnie pół roku nie wychodziła na takie imprezy, ale teraz się zgodziła. Wcześnie po prostu nie była w pełni sił psychicznych. Nie chciała pokazywać jak cierpi z powodu śmierci Severusa. Wolała rzucić się w wir pracy. Gdy sprzedawczyni podała jej zapakowaną sukienkę, Lily jej zapłaciła i udała się z powrotem do domu.


Marietta odetchnęła gdy jej koleżanki wraz ze swoimi córkami opuściły jej dom. Przywołała do siebie domowego skrzata – Iskierkę. Skrzatka pojawiła się u stóp swej pani z głośnym trzaskiem:
- Iskierka przybyła. Co Iskierka ma zrobić dla swojej pani? – wypowiedziała to z głębokim ukłonem wykonanym w stronę Marietty.
- Powiedz, żeby Camelia zaszła na dół, natychmiast!
- Tak jest o pani. Pani każe, Iskierka wykonuje - skrzatka znów się ukłoniła i zniknęła z głośnym trzaskiem. Pani Rosier stała i wpatrywała się w dal. Trudno jej było mówić o siostrze, a wiedziała, że Camelia będzie musiała kiedyś poznać prawdę o swoich rodzicach. O tym kim byli, jak się zachowywali. Wiedziała, że nadejdzie ten czas, ale jeszcze nie dziś, nie teraz. Codziennie robiła spisy ofiar. Tyle ważnych rodów straciło swoich członków. Czysta krew powoli zaczęła zanikać. Była bardzo zadowolona z balu u Malfoya, ponieważ znów znajdzie się w centrum uwagi, co bardzo uwielbiała. Na każdych spotkaniach towarzyskich była i jest oblegana przez mężczyzn. Nie pamięta kiedy tak naprawdę miała na długo mężczyznę. Poza Rosierem oczywiście. Jej „związki” polegały tylko na tym, żeby rozładować napięcie seksualne i na tym się kończyło. Nic poza tym.

Lia stała przed lustrem, poprawiając swoją kokardkę w blond włosach. Nagle ktoś zapukał do drzwi i dziewczyna odrzekła krótkie: proszę. Do pokoju weszła domowa skrzatka:
- Pani Iskierki, prosi panienkę, żeby natychmiast zeszła na dół. – skrzatka ukłoniła się i wyszła z pokoju. Lia usiadła na łóżku. Ciąglę miała w pamięci tą noc w dormitorium Ślizgonów. To było tak nagle. Jej ciotka na pewno by tego nie pochwaliła. Ale ona przecież o tym nie wiedziała. I dobrze… Lia wypiła trochę tego wieczora. No może więcej niż trochę… I zapomniała się… Spędziła noc z najbardziej znienawidzonym przez siebie chłopakiem. Nie potrafiła następnego dnia mu spojrzeć w oczy. A co dopiero teraz jak uda się na bal. Ciotka już postanowiła, a jej postanowień nie można naginać. No cóż… Jakoś wytrzymam. Lia jeszcze raz stanęła przed lustrem, poprawiła swój jak zawsze nienaganny wygląd i zeszła na dół. Na ganku ujrzała ciotkę.
- Ciociu… Już jestem.
- Dlaczego tak długo się szykowałaś? Posłałam po ciebie skrzatkę 5 minut temu.
- Przepraszam – Lia opuściła głowę w ramach skruchy i w tym samym momencie pani Rosier wyciągnęla w jej stronę rękę:
- Chwyć mnie! – Camelia wykonała polecenie i po chwili znalazły się w sercu samego Londynu. Lia zapatrzyła się w pewien punkt, ale głos ciotki wyrwał ją z zamyslań:
- Camelia, chodź! – Lia podążył szybkim krokiem za ciotką, która szła trochę szybko. Momentalnie znalazły się przed starodawnym domem. Marietta zapukała w drewniane drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły i Lia ujrzała pulchną kobietę, która przywitała się z wilekim uśmiechem na twarzy:
- Witam panią, pani Rosier!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pią 23:31, 05 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 9:17, 06 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Świetny rozdział Kasiu, b. mi się podoba Very Happy

Padał deszcz, nie było to zaskoczeniem dla wszystkich mieszkańców, jednak oczekiwano innej pogody. Ulice opustoszały, a ludzie chowali się przed nawałnicą do pobliskich budynków. Tylko jednak osoba miał tyle odwagi, aby przejść środkiem chodnika.
Zakapturzona postać była kobietą, co do tego nie było wątpliwości. Szła w kierunku ulic, które zwyczajni ludzie i czarodzieje omijają z daleka. Upewniła się kilka razy, po czym zanurkowała w ciemną uliczkę i zniknęła.
Lily podniosła kaptur, siadając w swoim wygodnym fotelu w domu. Nienawidziła chodzić sama po mieście, ale okoliczności ją do tego zmusiły. Wiedziała, że bitwę wygrali „Ci dobrzy”, nadchodzący bal, był przypomnieniem starych czasów. Nie mogła przyjść bez prezentu, potrzebowała czegoś czarno magicznego, a zarazem bezpiecznego do transportu.
Greengrass ukryła małą fiolkę w pudełku, następnie starannie owinęła czarnym papierem, myśląc o ulubionym kolorze Severusa, po czym sama zaczęła się ubierać.
Na co dzień nie chodziła w pięknych strojach, ale ten dzień był inny. Ubrała zieloną sukienkę, którą kupiła kilka dni temu, włożyła najdroższą biżuterię, a następnie machnęła kilka razy różdżką, a jej włosy skręciły się w loki i fale.
Kobieta spojrzała na zegarek. Ulubiona pora Severusa na kremowe piwo, pomyślała i zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Musiała pogodzić się ze stratą tylu wspaniałych czarodziejów, ale teraz chciała zapomnieć. Odetchnęła głęboko, policzyła do trzech. Nabrała trochę magicznego proszku do swoich kościstych palców, po czym weszła do kominka.
Wolną ręką wygładziła sukienkę, zabrała mały upominek, upewniła się, że ma różdżkę, a następnie rzuciła proszkiem krzycząc: „Malfoy Manor”

Pulchna kobieta przez chwilę przyglądała się Camelii, po czym bezpośrednio zwróciła się do Marietty.
- Myślałam, że miało być bez świadków - powiedziała dobitnie, patrząc podejrzanie na pannę Nott.
- Ależ pani Borgin, to moja siostrzenica, zapewniam maximum dyskretności. A teraz to po co przyszłam - rzuciła chłodno, krzyżując swoje ręce na piersiach.
Olbrzymia kobieta wpuściła Rosier i Nott do domu. Następnie zniknęła na jakiś czas, to zdenerwowało Mariettę.
- Po co tu przyszłyśmy? - zapytała cicho Lia.
- Musisz wiedzieć, gdzie teraz można dostać… zakazane przedmioty - zaśmiała się dobitnie, zbijając siostrzenicę z pantałyku. - Po wojnie zamknęli sklep Borgina i Burkesa, a ktoś musiał prowadzić ten interes. Jest bardzo opłacalny. Teraz zajmują się tym ich żony, w tym opuszczonym budynku - wyjaśniała, a Camelia kiwała głową na znak, że wszystko rozumie.
To była nie mała zagadka. Lia znała swoją ciotkę, wiedziała, gdzie przebywa, ale z każdym kolejnym dniem, uświadamiało sobie, że jest w błędzie. Marietta była dla niej wielką zagadką.
- Dzisiaj tylko tyle, pani Rosier - rzekła pulchna kobieta, wręczając wdowie zieloną kulę.
- Och, wystarczy. Jest dość skromne, ale w tych czasach… Nawet z tego się trzeba cieszyć - mruknęła beznamiętnie i bez zbędnego pożegnania opuściła dom ze swoją siostrzenicą.
Nott przełknęła głośno ślinę, kiedy dotarli do domu. Jej ciotka robi brudne i nielegalne interesy! Nie wiedziała, że Marietta jest taką aktorką, i że zaproszenie na bal jest równoznaczne z podarkiem.
- Camelio, wiesz, że nie toleruję spóźnień, ale musisz wyglądać zachwycająco. Nie wiem, kiedy będzie kolejny bal, a nadszedł czas szukania sobie męża - syknęła Marietta ubierając sukienkę.
Nagle do jej sypialni weszła dziewczyna.
- Ciociu, myślałam, że na zaproszeniu pisało, że tolerują czarne stroje - wyszeptała Lia.
- Ależ dziewczyno - zaczęła Rosier i kontynuowała - żeby zaistnieć w tym świecie, trzeba się wyróżniać - odrzekła poprawiając swoja krwisto czerwoną suknię. - Czy przypadkiem twoje koleżanki, nie kupiły kolorowych sukienek?
- Tak - żachnęła się. - Tylko po co ta adnotacja, skoro nikt się do tego nie stosuje?
- Kobiety w moim wieku będą w czerni, ale jak już powiedziałam. Młode panny szukają kawalerów, muszą się wyróżniać, a nie wmówisz mi, że Draco Malfoy chce przeciętną dziewczynę - zaśmiała się histerycznie.
Na szczęście Lia zdążyła się odwrócić, pomaszerowała do swojego pokoju i wybrała suknie w najbardziej rzucającym się w oczy kolorze.
- Cudownie! - krzyknęła Marietta, patrząc na siebie i Camelię w lustrze.
Obie kobiety miały na sobie czerwone stroje. Rosier miała głębszy dekolt i bardziej ekstrawaganckie dodatki. Nott postawiła na stonowanie, ale i tak wiedziała, że nikt od niej nie oderwie oczu.
Marietta zapaliła papierosa, wkładając swój toczek i zasłaniając twarz woalką. Lia patrzyła na nią z zainteresowaniem. To rozbawiło ciotkę, dlatego wyczarowała dla swojej siostrzenicy podobne nakrycie głowy, lecz z kokardą, która pasowała dziewczynie.
- Złap moje ramię - nakazała Rosier.
- Ja umiem się już deportować - rzuciła pośpiesznie Nott.
- Ale nie byłaś u Malfoyów, więc zaufaj. Nie potrzebujemy twojego rozszczepienia - zaśmiała się, a następnie deportowała siebie i Lię.
Obie panie stanęły przed wielkim dworem. Marietta wywróciła oczami na widok pawia, przechadzającego się po ogrodzie, zaś Camelia wydała z siebie cichy pisk zachwytu.


MALFOY MANOR
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że Lucjusz Malfoy zaprosił większość czarodziejów z niejasną przeszłością. Na balu nie można było spotkać nikogo, kto, należał do tych dobrych. Wszyscy przechadzali się po wielkich salach zajadając najlepszymi przekąskami i pijąc wszelakiego rodzaju trunki. Jak mówiła Rosier, wszystkie kobiety z jej pokolenia, miały na sobie czerń, nie rzucając się w oczy, a wręcz przeciwnie, gubiąc w tłumie. Inaczej to wyglądało wśród nastolatek, gdzie rządziły pastelowe kolory, przede wszystkim róże. Młode panny były zbyt nieśmiałe, by na takie wydarzenie ubrać coś odważniejszego.
Gdzieś w tłumie przechadzała się Lily w swojej zielonej kreacji. I pomimo, iż ubrała coś innego niż czerń, większość nawet nie zauważyła, że brakuje jej czarnego stroju.
- Lily Greengrass - rzucił oschle jeden z mężczyzn.
Kobieta skrzywiła się patrząc na niego, po czym wysiliła się na uśmiech. Wzięła od jednego z kelnerów czerwone wino i szybko się napiła.
- Co cię tu sprowadza? - pytał dalej.
- To samo co ciebie - rzekła, nie mówiąc zbyt wiele. Bardzo go nie lubiła, był w jej roczniku i zawsze za nią łaził, chcąc „ coś więcej”.
- To dobrze się składa, bo przyszedłem tu dla ciebie - zaśmiał się, podchodząc do Lily całkiem blisko, lecz ta zamarła.
Gdzieś w tłumie dostrzegła długą, czarną szatę, rozwiewająca się na wietrze. Rozszerzyła swoje oczy i próbowała śledzić tę postać.
- Muszę iść - mruknęła do mężczyzny i podążyła za czarnym cieniem.
Minęła kilka kolumn i ludzi, aż w końcu dotarła na balkon. Ten ktoś już nie mógł jej uciec.
- Przepraszam… - zaczęła, chcąc by tajemnicza postać, przypominającą Severusa się odwróciła.
I nagle, to się stało. Zamarła, ścisnęła swoje pięści.
- Na Merlina - wyszeptała Lily opierając się o pobliską ścianę i próbując bezskutecznie oddychać.
- Lily, oddychaj - odrzekł mężczyzna, tak dobrze jej znany.

Marietta powoli wraz z siostrzenicą zmierzały do dworu, idąc koło wielkich żywopłotów. Rosier umieściła papierosa w lufce, po czym wytłumaczyła Nott podstawowe zasady zachowania.
- Rozumiem wszystko, tajemniczość przede wszystkim - dodała nabierając powietrze i wchodząc do wielkiego dworu. Dziewczyna mogła chodzić wszędzie tam, gdzie była pewna, że nie będzie Draco Malfoya.
Rosier nie chciała opuszczać swojej siostrzenicy, miała nadzieję, że dziewczyna dotrzyma jej towarzystwa. Nie robiła tego, dla własnych zachcianek, ale nie chciała, aby Camelia spotkała się ze swoimi koleżankami, i jak ostatnia, głupia dziewczyna chichotała na widok jakiegoś mężczyzny.
Nagle Lia zbladła, czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie.
- Marietto - obydwie kobiety usłyszały chłodny głos.
Rosier zaśmiała się głośno, zwracając uwagę większości Sali na nią, nie tylko z powodu śmiechu, ale również stroju.
- Panie Malfoy, radziłabym zostać przy oficjalnych tytułach - rzuciła beznamiętnie, odwracając się do blondyna i do jego syna.
- Ca… Lia - mruknął Draco, patrząc na Nott.
Dziewczyna przypomniała sobie słowa ciotki i wygrała. Rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy, po czym się wyprostowała.
- Miło mi cię widzieć - rzuciła na jednym wydechu i zaśmiała się w myślach.
Lucjusz Malfoy uniósł jedną brew i rozbawiony zerknął na Dracona.
- Dalej, Draco. Myślę, że chcecie z panną Nott powspominać stare czasy - zaczął, wprawiając swojego syna w zakłopotanie. Oczywiście Lucjusz wiedział o incydencie Dracona z Lią, przed nim nie dało się nic ukryć. Może nie był dumny z tego czynu swojego syna, ale wiedział, że Draco może to jeszcze wykorzystać.
Nagle poczuła rękę na swoim ramieniu. Odwróciła się i zerknęła z przerażenia. Draco ofiarował jej ramię. Dziewczyna skarcona wzrokiem swojej ciotki, przyjęła jego gest i oddaliła się od tłumu.
- Nie daruję mu tego - warknął blondyn, myśląc o ojcu. - Robię to tylko ze względu na niego, Nott! Więc nie myśl o niczym więcej.
- Bezmyślny jak zawsze, Malfoy - syknęła rozglądając się po okolicy.

Marietta stała przed Lucjuszem Malfoyem zaciągając się dymem i popijając winem.
- Myślałem, że w zaproszeniu była mowa o czerni - odrzekł ozięble i skrzywił się.
Rosier zmarszczyła brwi.
- Nikt mi nie będzie mówił w co się ubrać, a szczególnie ty - mruknęła. - A, gdzie moje maniery? Moje kondolencje, strasznie mi przykro z powodu jej straty - powiedziała beznamiętnie.
Malfoy wpatrywał się w nią, jakby nie wiedzieć co ma powiedzieć.
- Wszyscy wiemy, że tak nie myślisz - zaśmiał się. - Skoro nawet nie potrafiłaś przyjść na pogrzeb własnego męża - zaczął, a Rosier mu ucięła.
- Evan był idiotą, wszyscy o tym wiedzieli. - warknęła.
- Był lojalnym żołnierzem, a ty zwykłą…
- Spróbuj mnie obrazić, a twoja żona nie będzie jedyną rzeczą, która zniknie z twojego cudownego życia - syknęła, dmuchając w jego stronę dymem ze swojego papierosa.




Weny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Sob 16:25, 06 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Cieszę się, że mój rozdział się podobał... Najbardziej bałam się drugiej części... Muszę się trochę oswoić z waszymi postaciami
A co do twojego rozdziału... Super! Jak zawsze pierwsza klasa!
Tylko moja postać o mało zawału nie dostała! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 1 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare