Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspólne opowiadanie wersja nr 2 !
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Wto 18:36, 16 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

- Lily...
- Proszę Cię... Nie mów takich rzeczy. Nie umrzesz i ja t wiem.
Severus westchnął, a Greengrass kontynuowała:
- Jesteś inteligentnym, zdolnym, pełnym sprytu czarodziejem. W tym świecie takich to tylko ze świecą szukać. Więc... Obiecasz mi?
Na twarz Severusa wpłynął złośliwy uśmieszek:
- Nie zaczyna się zdania od więc...
Ruda się oburzyła:
- Severusie! Ja rozmawiam z Tobą o poważnych sprawach, a ty... – nie skończyła, bo Severus zamknął jej usta krótkim pocałunkiem i po chwili uśmiechał się szelmowsko. Jednak Lily nie dała za wygraną.
- Obiecasz?
- Co mam obiecać? – spytał niewinnie.
Lily przyparła go do kamiennego muru ruin:
- Że jak to się wszystko skończy, to weźmiesz ze mną ślub.
Severus popatrzył kobiecie w oczy. Ruda nie potrafiła nawet wywróżyć z oczu Snape’a co jej odpowie, bo miał jak zawsze takie same – ciemne i nie ukazujące żadnych uczuć. Po chwili ciszy jednak wyszeptał:
- Obiecuję. Masz moje słowo.
Ruda cmoknęła Seva w usta, odsunęła się od niego, chwyciła jego dłoń i poszli dalej pogrążając się w rozmowie.
- Jesteście na sto procent pewni, że to Narcyza?
- Tak... – odrzekł Severus pewnym głosem – Ale nie mówmy już o tym. Od tego, żeby się tym martwić jestem ja i Lucjusz.
- A my... my co mamy robić?
- Wy? Macie żyć własnym życiem.
Lily spojrzała w severusowe oczy, które przywodziły na myśl ciemne tunele:
- Ale to ty jesteś moim życiem.

Marietta spojrzała niepewnie na Lucjusza:
- A jeżeli się mylicie?
- Nie mylimy się, Marietto! To jest więcej niż pewne. Dokumenty mówią samo za siebie i trzeba tylko teraz odnaleźć Narcyzę.
- Gdzie może się ukrywać?
- Nie wiem... Nie! Raczej mam pewien domysł...
- To nie wiesz czy masz pewien domysł? Do rzeczy Lucjuszu!
- Myślałem wraz ze Snape’em o puszczy w Albanii... Tam gdzie kiedyś ukrywał się Czarny Pan.
- Kiedy zamierzacie się tam wybrać?
- Jutro. Najpóźniej pojutrze.
- A tak poza tym... Wiecie coś więcej czy macie tylko domysły? – na twarzy pani Rosier pojawił się sarkastyczny uśmiech.
- To nie jest proste. Na razie udamy się ze Snape’em do Albanii, a potem pomyślimy co dalej. I oczywiście jutro do was przyjdziemy sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Damy sobie radę... Nie wiem jak Greengass, ale ja na pewno. Nie będę potrzebowała niczyjej opieki.
Malfoy westchnął:
- Dziękuję, że przyjęłaś te pieniądze... Czuł bym się niezręcznie gdybyś musiała sama je wychowywać, a wina leży tylko po mojej stronie.
- Nie! Wzięłam to od Ciebie ponieważ nie dałbyś mi spokoju. Tego jestem pewna.
- Chciałam po prostu cię jakoś wesprzeć. – Lucjusz próbował się wytłumaczyć.
- Powiedziałam, żę nie chcę twojej pomocy – wycedziła pani Rosier – Ja ostatnio tobie pomogłam i mamy efekty.
- Ja... Nie wiem co się wtedy ze mną działo...
- Oczywiście! Jak zawsze. Wiesz co... Daj mi spokój. Nie mam teraz czasu dla Ciebie. Muszę iść coś sprawdzić. – wstała z sofy i poczuła nagle, że jej rękę trzyma inna dłoń.

- Mogłabyś mówić jaśniej?
- Mówię.
- Ja chyba kobiet nigdy nie zrozumiem! Myślałem, że między nami zaczynało się już układać, że poznaliśmy się na nowo.
- Ale jak widać... Nie przepadam za nową wersji ciebie.
- Nie rozumiem Cię. Kompletnie Cię nie rozumiem i zakładam, że to wina twojej ciotki. Co ona ci nagadała?
- Nic. To nie jest jej wina i przestań się jej czepiać! Co cię ugryzło?
- Widzisz... To mój nowy ja. – uśmiechnął się sarkastycznie.
- Grr... Draco ale ty mnie wkurzasz! Mam tego dość! Moja ciotka ani ja nic ci nie zrobiłyśmy.
- Ty nie... Twoja ciotka ma dziecko z moim ojcem! To nie jest normalne. Wierzę, że ojciec by tego sam nie zrobił, tylko ona go uwiodła.
- Nie obrażaj jej! Nie masz prawa! – Lia gwałtownie się obróciła i zaczęła iść w stronę domu. Draco pobiegł za nią:
- Lia..
- I kończę z Tobą tą grę! Nie będzie już żadnego udawania przed moją ciotką i twoim ojcem. Mogą sobie myśleć co chcą mnie to nie obchodzi!
- Tak uważasz? – spytał bardzo spokojnie Draco.
- Tak.
- A ja uważam, że będziesz żałować. Sama mi powiedziałaś w szpitalu, że w gabinecie kłamałaś. Chcesz oszukać samą siebie, skarbie.
Lia skrzywiła się.
- Nie mów tak do mnie!
- Ty mówiłaś... I przyznaj się. Naprawdę ci się podobam, tylko nie chcesz się przyznać.
Lia stała w ciszy.
- Milczysz. Ale ja i tak wiem swoje, Lia.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Wto 20:39, 16 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 21:10, 16 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Severus uśmiechnął się krzywo i odwrócił tyłem do swojej towarzyszki. Jego wzrok skupił się na małym owadzie, który usiadł na jego ręce. Snape szybko strzepał muchę z szaty i kontynuował.
- Wracajmy do domku, myślę, że Lucjusz chce już wyruszać - wytłumaczył, zrobiwszy zamach swoją długą, czarną szatą.
Greengrass odruchowo wywróciła oczami, wydając z siebie głośne westchnięcie.
- Idziecie sami we trójkę? - zapytała Lily, kiedy wychodzili z miasta.
Severus podrapał się po głowie, kompletnie nie wiedział jak to wytłumaczyć swojej narzeczonej. Sprawy się pokomplikowały, a on i Lucjusz wymyślili, nowy, bardziej wydajny plan.
- Ja, Lucjusz, Marietta i paru zaufanych znajomych - wyszeptał cicho.
Lily stanęła i tupnęła noga.
- Rosier? Dlaczego nie mogę iść ja? - warknęła, zakładając swoje ręce na piersi.
Snape zawahał się. Nie wiedział jak oznajmić jej fakt, że nie jest najlepsza w czarnej magii, a oni potrzebują najbardziej wykwalifikowanych ludzi.
- Potrzebujemy osób, które są bardzo dobre w czarnej magii… A twój atut to eliksiry - szybko dopowiedział, aby Lily nie miała czasu, na kolejną odpowiedź.
- Ona jest w ciąży, Severusie - oznajmiła kobieta, sprzeciwiając się rozstaniu ze swoim narzeczonym.
- Nawet w ciąży jest sprawniejsza w walce niż ty - rzucił. - Lily, ja po prostu nie zgodziłem się, żebyś z nami ruszyła, tu będziesz bardziej bezpieczna - dodał, delikatnie ściskając jej dłoń i dodając otuchy.
- Rozumiem, że tylko dlatego, bo się o mnie martwiłeś. - zaśmiała się ironicznie. - A co z chłopakiem? - zapytała, kiedy zauważyła, że zbliżają się do domu.
- Zostaje z panną Nott, tobą i pewnym znajomym Lujcusza - wytłumaczył.
Słowa Severusa ją rozczarowały i sprawiły, że coś w jej dole brzucha zawirowało. Będzie musiała się z nim rozstać na jakiś czas. Nie dość, że nie wezmą ślubu, to jeszcze czeka ich długa rozłąka.
- Idę z wami i nie interesuje mnie, kto jest sprawniejszy na polu bitwy - warknęła, ale Severus ją uciszył.
- Spokojnie, nie możemy ruszyć jako armia, tylko tyle - mruknął.
- To dlaczego idzie Rosier, chcę być przy tobie! - krzyknęła, kiedy Snape się zatrzymał przed domem.
Mistrz eliksirów dyskretnie rozejrzał się dookoła.
- Decyzje Lucjusza są niepodważalne. Chce ją mieć przy sobie - oznajmił zimno, sam nie zgadzając się ze swoim „panem”.
- Znowu to samo…
- Lily, to nie ma znaczenia, będę wracał codziennie doglądać jak się czujesz - zaczął, ale Greengras mu przerwała głośnym chrapnięciem.
- Nienawidzę go! Na pewno to on nie pozwolił nam zrobić ślubu! - stwierdziła lekceważąco.
Severus milczał, kiedy Lily poznała prawdę. Nie chciał mówić jej o kolejnych szczegółach zakazu Lucjusza. Przeprowadzili poważną rozmowę i Snape musiał się trzymać ustalonego planu.
- Żegnaj Lily - szepnął, całując ją delikatnie w usta.
- Nie, nigdzie nie idziesz - rzuciła, chwytając go za rękaw.
Mężczyzna skrzywił się, szarpnął szatą i zniknął swojej narzeczonej a oczu.






Marietta spojrzała na swoją dłoń splecioną z palcami Lucjusza. Przejechała swoim wzrokiem od ich splecionych rąk, aż do oczu Malfoya, dyskretnie przyglądając się jego wyrzeźbionej sylwetce. Zignorowała dziwne uczcie w brzuchu i wyrafinowanym szarpnięciem przerwała ich dotyk.
- Przestań! - krzyknęła. - To ja jestem w ciąży, to ja przeżywam śmierć swoich nienarodzonych dzieci, to ja borykam się z wszystkimi niedogodnościami i to ja noszę na barkach TWOJE problemy - rzuciła, sama nie wiedząc czemu, zwierzając się Lucjuszowi.
Blondyn otworzył szeroko oczy i spojrzał badawczo na kobietę.
- Moje problemy? - zapytał delikatnie.
- Gdyby twoja cudowna żona nie żyła, byłam bym już w domu… Ale okoliczności są inne, więc przestań mnie dotykać. - warknęła, zauważając, że odległość między nimi gwałtownie zmalała.
Lucjusz zwiesił głowę, analizując jej poprzednie słowa. Nie rozumiał, dlaczego wytykała mu ciążę, skoro chciała mieć dziecko. Rozumiał, że to jego błąd, ale przecież słyszał pannę Nott.
- Wyruszasz z nami na poszukiwania - wtrącił nagle, zmieniając całkowicie temat.
- Słucham? - syknęła.
- Wyruszasz ze mną i z Severusem, nie zostawię cię w tym stanie samej - mruknął.
Marietta zaśmiała się ironicznie. Podeszła do niego blisko i rozpięła mu szatę. Szybko odszukała wewnętrznych kieszeni i do jednej z nich, włożyła sakiewkę, którą jeszcze kilka minut temu dostała od Lucjusza.
Malfoy zesztywniał czując, że jej jedna ręką zsuwa się po jego klatce piersiowej, ale potem zrozumiał, że nie zrobiła tego specjalnie. Po prostu chciała mu oddać pieniądze.
- Nie potrzebuję od ciebie NICZEGO. - żachnęła się. - Żadnych pieniędzy, żadnego zainteresowania, żadnego towarzystwa, zrozumiano?
- Nie rób tego - zaczął, doskonale rozumiejąc do czego bije Rosier.
- Zrobię i to z pełną świadomością - rzuciła beznamiętnie, pamiętając Lucjusza i jego rozmowę z Draconem. - Moje dziecko nigdy nie pozna ojca!
Malfoy otworzył usta w szoku, próbując coś wykrztusić, ale po chwili zrezygnował. Zawahał się i podszedł do Marietty.
- Nie będę potrafiła mu wytłumaczyć, że jest błędem. Nikt nie chce żyć w świadomości, że jest niechciany… Nie zrobię tego własnemu dziecku, Lucjusz - ostatnie słowa, powiedziała tak cicho, że ledwie sama je słyszała.
- Błędem? - zapytał zaskoczony. - Dlaczego miałabyś powiedzieć mu, że jest błędem?
- Przecież nie powiem, że jest owocem miłości - mruknęła, odwracając się tyłem do Malfoya. Była twarda przez całą rozmowę. Utrzymywała swój fason i styl, więc musiała ukryć zaszklone oczy. Wiedziała, że fakt, iż bycie niechcianym dzieckiem, boli. Nie mogła tego zrobić.
- Można to ubrać w inne słowa - wytłumaczył, przygryzając wargę.
Marietta pokręciła głową z niedowierzania.
- Inne słowa - wyszeptała do siebie. - Lucjusz, czy ty w ogóle wiesz co mówisz? - warknęła głośno.
- Owszem - odrzekł krótko.
Rosier odwróciła się do niego i spiorunowała go wzrokiem.
- Lucjusz! - krzyknęła na głos. - Jesteś ojcem mojego dziecka! - to zdanie wzbudziło w niej tak wiele emocji, że aż opadła na kanapę.
- Przestań się tłumaczyć, tylko działaj - rzekła żałośnie. - Patrz, coś ty ze mną zrobił - szepnęła, zakrywając twarz dłońmi.
Lucjusz oblizał swoje wargi. Ta kobieta był bardziej skomplikowana, niż przypuszczał. Złapał jej dłoń.
- Chwyć moje ramię. Chcę ci coś pokazać i opowiedzieć - szepnął, deportując ich obydwoje do nieznanego jej miejsca.

Camelia stała w ciszy, nie odzywając się do chłopaka żadnym słowem. Draco zaśmiał się pod nosem, a potem okrążył dziewczynę i stanął z nią twarzą w twarz.
- Milczenie oznacza zgodę, kochanie - mruknął, podnosząc jej podbródek.
Lia podniosła wzrok i utkwiła oczy w ironicznym uśmieszku Malfoya.
- Nie mów tak do mnie! - warknęła. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, już nie - dodała cicho, odsuwając się od niego i podziwiając tym samym, piękno dziewiczego krajobrazu.
- Lia, przecież mówiłaś…
- Nie - oznajmiła. - Już nie, obraziłeś mnie i ciotkę. Nie mogę ci tego wybaczyć, nie po tym co się stało - wytłumaczyła, nie żałując swojej decyzji.
Nie lubiła z ludźmi rozmawiać na tematy przebaczania i przeprosin. W tej sytuacji nawet nie spodziewała się, by Draco mógł ją przeprosić w jakikolwiek ze znanych jej sposobów. Nie potrzebowała, ani odrobiny litości ze strony chłopaka.
- Będziesz musiała - dodał szybko. - Zamieszkam z tobą - oświadczył, jakby prosił Lię o rękę.
Nott zrobiła kilka kroków do tyłu i uśmiechnęła się.
- Zniżasz się do mugolskiego poziomu - szepnęła, widząc minę Dracona.
- Jak śmiesz nazywać mnie mugolem, ty, ty… - zaczął, ale przerwał po chwili, myśląc, że to byłby cios.
- Malfoy - szepnęła. - Spokojnie - mruknęła, puszczając mu oczko.
Lia świetnie się bawiła drażniąc z Draconem, lecz on najwidoczniej już wychodził z siebie. Dziewczyna nauczyła się wiele od swojej ciotki, ale dopiero teraz zrozumiała, na czym polega sztuka kokieterii i uwodzenia. Przygryzła swoją dolną wargę, powoli językiem przejeżdżając po ustach. Kiedy zauważyła, że Draco z zainteresowaniem śledzi jej ruch, cicho jęknęła.
- Lia - odrzekł z wielkim dystansem, widząc co robi dziewczyna.
Camelia uśmiechnęła się szeroko, po czym otworzyła swoją torebkę i wyciągnęła z niej paczkę papierosów.
- Na specjalne okazje - wytłumaczyła Draconowi, a następnie zapaliła.
Zakrztusiła się, ale z każdym kolejnym wdechem, robiła to lepiej i bardziej kobieco, owijając twarz Malfoya dymem.
Niezłe przedstawienie, pomyślała. W tej chwili uświadomiła sobie swoją siłę i moc. Zaśmiała się na myśl o Rosier i kontynuowała.
Przybliżyła się do Dracona i wsunęła mu do ust papierosa.
- Tylko na chwilę - szepnęła mu do ucha i zaczęła rozpinać swój żakiet.
- Stój - krzyknął chłopak, ale Nott rozpięła wszystkie guziki i rzuciła górną część garderoby na pobliski krzak.
Dziewczyna schyliła głowę patrząc na wielki dekolt w swojej bluzce, zmuszając Dracona, by przeniósł swój wzrok, tam gdzie ona.
- Przyznaj, podoba ci się - zaśmiała się, odbierając mu papierosa i znowu wciągając dym.
- Będziesz tego żałować - zauważył, zwężając oczy. - Pamiętaj, że od dzisiaj mieszkam tutaj z tobą i ciotka ci nie pomoże.
- Kto to mówi - jej ironia przechodziła samą siebie. - Bez opieki cudownego tatusia.
- Nie obrażaj go - warknął, ale Lia doskonale wiedziała, jak ma go sobie podporządkować.
Rzuciła swoją głowę do tyłu, odsłaniając swoją szyję, a następnie przeniosła na niego wzrok. Rzuciła niedopałek na ziemię, a sama ułozyła swoje ręce na piersi Dracona, popychając go do pobliskiego drzewa.
Kiedy ich wędrówkę zatrzymało drzewo, Lia przybliżyła się do Malfoya. Chłopak przełkną ślinę, kiedy plecami dotykał pnia rośliny.
- Teraz to ja będę robić, co tylko mi się podoba - szepnęła uwodzicielsko do ucha Dracona.



Weeny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Śro 8:08, 17 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lily chciała coś jeszcze powiedzieć, zaprotestować, ale słysząc głuchy trzask - warknęła tylko.
- Nienawidzę cię Malfoy – rzuciła, kopiąc kamień leżący na ziemi. Westchnąwszy głośno, podeszła do drzwi i weszła do środka domku. Rosier nie przydzieliła jej żadnego pokoju, więc będzie musiała poczekać, aż młody Malfoy i Nott się pogodzą. Zamiast uczestniczyć w walce, musiała siedzieć we Francji i robić za przyzwoitkę dla tej dwójki.
- Jutro sobie z tobą porozmawiam, Lucjuszu – warknęła. Nie lubiła uczucia niemocy, a takie właśnie ją ogarnęło. Chciała im pomóc, chciała brać udział w wyprawie, a nie siedzieć na miejscu i udawać, że wszystko jest w porządku. Potrzebowała zajęcia, którym mogłaby zajmować się w ciągu dnia, zanim Severus przybędzie aby sprawdzić jak się czuje. Była też wściekła na niego. Jak mógł tak łatwo podporządkować się Malfoyowi! Zawsze trzymali się na dystans, aż tu nagle – są najlepszymi przyjaciółmi. Wiedziała, że to przez niego nie może towarzyszyć im w wyprawie, wolał mieć przy sobie ciężarną kobietę, na którą trzeba dmuchać, niż kogoś trochę słabszego w walce. Owszem, nigdy nie interesowała się zbytnio czarną magią w takim sensie jak Severus, ona wolała warzyć zawiłe mikstury, niż machać różdżką na lewo i prawo.
Opadła ciężko na kanapę, rozglądając się po pomieszczeniu. Widać było, że od wielu lat nikt tutaj nie mieszkał, meble, szkło poukładane w witrynach ukazywały modę z czasów jej młodości. Obraz wiszący na ścianie przedstawiał młode małżeństwo z małym dzieckiem na rękach. To musieli być rodzice Lii, kobieta była do niej niezwykle podobna. Kiedy postacie zauważyły, że ktoś na nich patrzy, delikatnie skinęli głowami, a niemowlak zaczął cicho kwilić. Greengras odpowiedziała tym samym na ich gest, zastanawiając się dlaczego Rosier zostawiła obraz w domku na wsi, zamiast zabrać go do swojej posesji. Lily stwierdziła jednak, że nigdy nie zrozumie zachowania Marietty. Zawsze kiedy spodziewała się z jej strony jakiegoś określonego ruchu, czy zachowania, ona zupełnie ją zaskakiwała.
- Czy Camelia też tutaj jest? – słysząc głos z obrazu, aż podskoczyła. Nie spodziewała się, że namalowane postacie przemówią do niej.
- Och… - westchnęła, odwracając się twarzą do malowidła. – Jest – odpowiedziała tylko, a na twarzy kobiety z dzieckiem na rękach pojawił się szeroki uśmiech.
- Zobaczymy naszą córkę – szepnęła podekscytowana do mężczyzny stojącego obok. Lily delikatnie uśmiechnęła się, zauważając, że kobieta ma we włosach wstążkę.
- Pani jeszcze nie śpi? – nagle usłyszała za sobą głos Lii.
- Mów mi Lily – powiedziała odwracając się do kobiety. – Twoja ciotka nie przydzieliła mi pokoju.
Przypatrzyła się uważnie dziewczynie. Miała delikatnie rozmazaną szminkę na ustach i włosy w nieładzie, tak jakby ktoś wplatał w nie swoje dłonie. Chciała jej jakoś zwrócić uwagę na jej wygląd, ale nie wiedziała jak to zrobić. Westchnęła tylko i pozwoliła poprowadzić się na piętro do swojej sypialni.


W pierwszej chwili Marietta chciała zaprotestować, nie chciała nigdzie iść z mężczyzną. Pragnęła tylko, żeby dał jej i jej dziecku spokój. Nie potrzebowała jego litości. Lecz mężczyzna teleportował się razem z nią, nie dając jej czasu na sprzeciw. Kobieta rozejrzała się po miejscu, do którego dotarli. Nie znała go. Nigdy wcześniej w nim nie była.
- Gdzie mnie zabrałeś? – warknęła. Była zdezorientowana, nie znajomością terenu, na którym się znalazła.
- Chcę ci coś pokazać – szepnął mężczyzna, prowadząc ją alejką. Dopiero po chwili Rosier zrozumiała, że są na cmentarzu.
- Mam nadzieję, że to nie będzie pomnik twojej cudownej żony – żachnęła się, otulając się szczelnie peleryną. Lucjusz westchnął cicho i nagle skręcił z głównej ścieżki. Szli przez kilka minut w ciszy, kiedy nagle Malfoy zatrzymał się przed niewielkim grobem.
- Co… - zaczęła, ale blondyn przerwał jej ruchem ręki i wskazał na epitafium.

Rosalie Malfoy
ur. 5.07.1978
zm. 6.08.178

- Och… - szepnęła tylko. – Ja… ja nie wiedziałam.
- Nikt o niej nie wie – odpowiedział jej cicho mężczyzna, ruchem różdżki zapalił znicze stojące na malutkim nagrobku. Marietta przeczytała jeszcze kilka razy napis, nie rozumiejąc dlaczego pokazuje jej to.
- Co się stało? – zapytała. Ona traciła jeszcze nienarodzone dzieci, nie zaznała dotyku ich delikatnej skóry, a to dziecko? Żyło niewiele ponad miesiąc.
- Urodziła się z wadą serca – powiedział cicho. – Robiliśmy wszystko co w naszej mocy żeby ją utrzymać przy życiu – mówił szybko, jakby chciał jak najszybciej zakończyć tą bolesną opowieść. – Walczyliśmy o nią miesiąc czasu, a później…
- Umarła – dokończyła Marietta.
- Rozumiem twój ból po stracie dwójki dzieci – szepnął. – Uwierz, że ta strata boli mnie równie mocno, co ciebie twoja.
- Lucjusz – szepnęła kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. Nie wiedziała co może powiedzieć w takiej sytuacji. Widziała, że Malfoy wspominając to wydarzenie, rozdrapuje zabliźnione rany.
- Chodźmy stąd – szepnął nagle, delikatnie ujmując dłoń Rosier. Kobieta tym razem nie wyrwała jej. Była zbyt otępiała wiadomościami, które do niej dotarły, że nie miała siły by na nowo stać się silną i wyrafinowaną kobietą. Emocje jej na to nie pozwoliły.
- Liczę, że to zostanie między nami – powiedział słabo mężczyzna, kiedy dotarli do bramy wejściowej.
- Oczywiście – szepnęła cicho, zastanawiając się czy słyszał jej odpowiedź.
Chwilę później deportowali się do miejsca, z którego mieli jutro rano wyruszyć na poszukiwania.


Dziewczyna delikatnie przygryzła płatek ucha chłopaka. Zadrżał w odpowiedzi na zachowanie dziewczyny, a ona uśmiechnęła się sama do siebie.
- Podoba ci się, prawda – wychrypiała, tak jakby nadmiar emocji ją do tego zmusił. W myślach gratulowała sobie doskonałej gry. Draco niezgrabnie ułożył ręce na biodrach dziewczyny i Nott wiedziała, że wygrała. Zgrabnie korzystała ze wszystki rad ciotki, ośmieszając Malfoya i jego pospolitość pod tym względem. Podobał jej się smak zdobytej władzy.
Dlaczego wcześniej z tego nie korzystałam, zastanawiała się w myślach.
Musnęła ustami szyję chłopaka, odciskając na niej swoje usta. Draco jęknął i oparł głowę o drzewo.
- Lia – wymamrotał, wsuwając dłonie pod bluzkę dziewczyny. Przygryzła kokieteryjnie wargę i przejechała ręką po torsie chłopaka, zahaczając palcami o pasek jego spodni. Wiedziała, że Malfoy zinterpretuje to jako zachętę. Powtórzyła tą czynność jeszcze kilka razy i kiedy znudziła jej się, szybko odpięła kilka guzików koszuli chłopaka. Opuszkami palców drażniła jego skórę. Kiedy poczuła, że Draco odrywa jedną rękę od jej talii, w pierwszej chwili pomyślała, że chce odepchnąć ją od siebie, ale on ujął jej podbródek. Patrzył jej w oczy, jakby szukał wytłumaczenia tej sytuacji, ale kiedy nie znalazł w nich odpowiedzi, nachylił się nad dziewczyną i pocałował ją. Lia ochoczo oddała pocałunek, wiedziała, że to tylko gra, nic nie znaczący epizod.
Przyległa do chłopaka całym ciałem i zarzuciła ręce na jego szyję. Kiedy przerwał pocałunek, jęknęła niby w akcie protestu. Widziała, że na ustach chłopaka maluje się uśmiech, nadal był zdezorientowany jej zachowaniem, a ona naśmiewała się z tego.
- Oczywiście, że mi się podoba – głos mu drżał z nadmiaru emocji, Lia wiedziała, że on nie udaje. Pozwoliła mu pocałować się jeszcze kilka razy. Draco wplótł palce w jej włosy, mierzwiąc je. Korzystając z okazji, Camelia wsunęła swoją nogę pomiędzy, nogi chłopaka. Odpięła do końca koszulę chłopaka, ręką kreśliła na jego nagiej skórze wzory. Odchyliła swoją głowę do tyłu, dając pole do popisu chłopakowi. Malfoy przeniósł swoje pocałunki na jej szyję. Lia zadrżała wbrew swej woli. To zachowanie, przypomniało jej, że czas skończyć to przedstawienie. Chłopak był już wystarczająco rozgrzany, by mogła zostawić go z niczym.
Ku jego zaskoczeniu, odsunęła się od niego, na tyle daleko by nie mógł pochwycić ją swoimi rękami.
- Co…? – wymamrotał, patrząc na nią lekko zamglonym wzrokiem,
Dziewczyna wygładziła swoją bluzkę i spódnicę, sięgnęła po swój żakiet. Zanim odwróciła się do Dracona tyłem podniosła z ziemi swoją torebkę i wyjęła z niej papierosa. Zaczęła iść w stronę domu.
- Pierwszy pokój po lewej to twoja sypialnia – rzuciła przez ramie kiedy odeszła już kilka kroków. Miała ochotę roześmiać się, ale musiała się powstrzymać.
- Pieprz się, Nott – usłyszała jego krzyk. Zaciągnęła się dymem papierosa i strzepnęła popiół na ziemię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Śro 9:00, 17 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 19:52, 17 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta rozejrzała się po kolejnym jej nieznanym miejscu i spojrzała pytająco na swojego towarzysza.
- Nasza kryjówka - wyjaśnił. - Musimy się ukrywać w różnych miejscach. To Alpy - szepnął wskazując na wielkie szczyty ponad nimi.
Rosier uśmiechnęła się do Malfoya i ścisnęła jego dłoń, na znak, że może ją już puścić. Lucjusz westchnął głośno i oparł ją o pobliską ścianę. Kobieta wzdrygnęła się, kiedy poczuła, jak jego dłonie wędrują ku jej biodrze.
- Lucjusz - mruknęła. - Nie dotykaj mnie - kontynuowała cicho, nie chcąc sprawiać mu zawodu.
Mężczyzna zwiesił głowę i oddalił się. Wszedł do niewielkiego, drewnianego domku i zamknął się w jednym z pokoi, rzucając laską o ścianę. Marietta zasłoniła uszy, słysząc głośne krzyki mężczyzny. Przełknęła głośno ślinę i dotknęła swoje brzucha. Mogła już wyczuć płód, jej ciało zaczęło się zmieniać, i była taka szczęśliwa, że w końcu ma namacalny dowód na swoją ciążę.
Po krótkim spacerze, wróciła do domku. Próbowała zapamiętać każdy szczegół wnętrza, ponieważ wiedziała, że kolejnego dnia zatrzymają się w innym miejscu.
I wtedy kiedy myślała o podróży, przypomniało jej się, że nie porozmawiała ze swoją siostrzenicą o wyjeździe. Zastanowiła się przez chwilę, po czym machnęła różdżką. Postanowiła wysłać patronusa, który poinformuje Camelię o zaistniałych okolicznościach.
Kiedy zobaczyła kształt wydobywający się w wnętrza różdżki zamarła. Przyjrzała się dokładniej, a następnie zmrużyła oczy. To nie był jej patronus!
- Nie! - krzyknęła, kiedy przypomniała sobie, dlaczego to zaklęcie ma moc zmieniania kształtów. - Nie! Nie - powtarzała na głos.
Nagle Lucjusz wyskoczył na korytarz myśląc, że coś jej się stało.
- Co ty robisz? - zapytał z wyrzutem widząc, że kobieta jest cała i zdrowa.
- Mój patronus zmienił się w jakiegoś dziwaka - syknęła, zapominając o wszystkim co jeszcze kilka godzin temu połączyło ich dwoje.
Malfoy otworzył szeroko oczy. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił.
- To nie możliwe - szepnął, chwytając się za głowę.
Dostał szału. Zapominając o ciąży Rosier, popchnął ją w stronę korytarza. Przycisnął do ściany i mocno ścisnął nadgarstki, umieszczając je nad głową kobiety.
- Puść mnie - błagała, czując, że mężczyzna unosi ją nad podłogą.
- Coś TY zrobiła? To niemożliwe - powtarzał w kółko.
- Co jest niemożliwe? - zapytała cicho, nie chcąc znowu płakać.
- To mój patronus, jak możesz mieć taki sam kształt, skoro nawet Narcyza…
- Okłamywała cię przez połowę życia! - krzyknęła Marietta odpychając Lucjusza całą swoją siłą.
- Ale patronus to potężne zaklęcie, zmiana kształtu wiąże się z… - nie dokończył, ponieważ kolejne słowa były dla niego nie do wypowiedzenia.
Rosier zaśmiała się gorzko, masując swoje nadgarstki i brzuch.
- Nie miałam pojęcia - rzuciła zimno. - Trzeba było nie zabierać mnie na cmentarz! - krzyknęła, czując, że już traci siły.
- To wszystko co masz do powiedzenia? - zapytał. Nie wiedział, dlaczego, ale ta sytuacja go zmartwiła. Mieli już dość problemów z ciążą i Narcyzą.
- Czego chcesz? Ukrywałam prawdę, a teraz wszystko wyszło na jaw i mam się jeszcze tłumaczyć? - jej ironiczna odpowiedź, była doskonałym bodźcem dla Lucjusza.
- Kochasz mnie? - Malfoy wywinął się z jej pytania. Podszedł bliżej do kobiety, umieścił swoje dłonie na jej policzkach.
- Lucjusz, ty zdrajco! - krzyknął właściciel kojącego głosu, a Malfoy uniósł wzrok ponad Rosier. Chciał odepchnąć kobietę od siebie, ale nie zdążył wyprostować rąk.
- Crucio! - krzyknęła kobieta, ugadzając Mariettę zaklęciem.

Lia siedziała w swojej sypialni zadowolona ze swoich działań. Kiedy usłyszała słowa Malfoya, była skłonna wrócić do niego i pokazać do jakich granic jest zdolna posunąć się taka kobieta jak ona.
- Draco, Draco - szepnęła do siebie, wstając i podchodząc do okna. Otworzyła je na oścież i usiadła na parapecie, podziwiając z daleka piękno średniowiecznych budowli.
Ignorowała wszystkie głosy, które dochodziły z korytarza.
- Malfoy! - krzyknęła, kiedy słyszała, że chłopak dobijał się do jej drzwi.
Młody Malfoy gwizdnął coś pod nosem i dał za wygraną. Udał się do swojego pokoju, po czym z całej siły kopnął w szafkę nocną.
Camelia słyszała wszystko, dlatego złapała różdżkę i szybko wkroczyła do sypialni Dracona. Nie mogła pozwolić by chłopak demolował jej dom.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła, mierząc w niego różdżką.
Malfoy zaśmiał się, wstał i dołączył do dziewczyny. Nott ścisnęła swoje usta, które wcześniej starannie pomalowała szminką. Podniosła swój podbródek w geście triumfu i spojrzawszy na ślad Malfoya na szyi, zaśmiała się gardłowo.
- To chyba mój pokój - stwierdził i popatrzył na nią zdezorientowany.
Ta, nowa Lia była inna. Odważniejsza, kobieca i bardziej podniecająca. Malfoy zamknął oczy, nie chcąc widzieć jej wyrazu twarzy. Ostatnio kompletnie nie rozumiał kobiet. Jego ojciec traktował Rosier jako kobietę, która wychowała jego przyszłą synową, a następnego dnia okazało się, że będą mieli dziecko. Draco nie porównywał swojej sytuacji do tej ojca, ale doskonale zauważał działanie kobiet w tych występkach.
- Jeszcze nie pozbyłeś się tego? - rzuciła, wskazując na swojej szyi miejsce, dokładnie tam, gdzie Malfoy miał zaczerwienioną skórę, od jej ust.
- Skoro jesteś chętna możesz mi pomóc - warknął oschle, siląc się na jakiś milszy ton, zważywszy na to, że wszędzie było mnóstwo portretów przedstawiających krewnych dziewczyny.
Lia zapaliła, próbując pokazać Draconowi, że jest silniejsza, niż jemu się wydaje.
- Co w tym widzisz? - zapytał bijąc do papierosa.
Lia dmuchnęła dymem.
- W tym rzecz, Malfoy. Kiedy palę, nie widzę ciebie - krzyknęła, owijając przestrzeń między nimi dymem. - Cudowny patent na takich jak ty.
Chłopak ruchem ręki, przerzedził powietrze i złapał dziewczynę za rękę.
- Lepiej puszczaj - syknęła.
- Nie stać cię na nic więcej - rzucił. - Pokazałaś już wszystko - wycedził, myśląc, że Camelia nie jest w stanie posunąć się jeszcze dalej.
Usta Lii wywinęły się do góry.
- Nie zadzieraj ze mną, bo kiedy pokaże ci co potrafię… Dla ciebie będzie już za późno - odrzekła, wskazując na jego krocze.
Malfoy poczerwieniał na twarzy ze zdenerwowania.
- Nie ośmielisz się - warknął i zauważył, że zdeterminowanie dziewczyny rośnie z każdą minutą.
- Tak się składa, że dom należy do mnie - zaczęła tajemniczo, rzucając swoją torebkę za siebie. - Skrzaty słuchają tylko mnie. A skoro twój ojciec chciał zabrać moją ciotkę ze sobą, zostaliśmy sami - skończyła przygryzając wargę. - Więc dlaczego miałabym się hamować? - zapytała retorycznie.
Draco chciał jej już odpowiedzieć, ale Nott zakryła mu usta dłonią.
- Kochanie - szepnęła. - Po prostu przyznaj, że wygrałam tę rundę - mruknęła popychając Dracona na łóżko.


Lily siedziała w swojej sypialni, kompletnie nie wiedząc co myśleć o swojej sytuacji. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiś starych pamiątek, ale niczego ciekawego się nie dopatrzyła. Wstała więc i wytrzepała koc, który był na łóżku. Za pomocą czarów, odsłoniła zasłony, uporządkowała kilka staroci leżących na toaletce, po czym pozamiatała wszystko. Użyła kilku zaklęć i pokój wyglądał na nowy.
Nagle usłyszała jakieś zamieszanie na korytarzu i krzyk właścicielki domu. Wywróciła teatralnie oczami, po czym kontynuowała swoje prace. Nagle wyjrzała przez okna i dostrzegła dwie zakapturzone postaci, które stoją koło domku.
Lily westchnęła głośno i wymknęła się z sypialni. Ponownie uderzyła się w myślach, kiedy usłyszała dziwne odgłosy z sypialni Dracona. Była pewna, że Lia krzyczy, a potem cichnie i tak na zmianę. Na pewno nie zauważyła nowych gości.
Pospiesznie otworzyła drzwi.
- Słucham - powiedziała pierwsza, czekając na jakieś wyjaśnienia.
- Przepraszam za najście - zaczął starszy mężczyzna, wskazując na swojego syna. - Nazywam się Tom, a to mój syn Dorian - wytłumaczył. - Na pewno zna pani szlachetny ród Grenaldich.
Greengrass pokiwała twierdząco głową i już chciała wpuścić ich do środka, ale przypomniała sobie, że nie jest jego właścicielką.
- Nadal nie wiem po co i kim jesteście - mruknęła chłodno, chcąc naśladować beznamiętny ton Rosier.
- Severus wytłumaczył nam jak dojść do tego domku, chcemy do was dołączyć, jesteśmy znajomymi Lucjusza - odpowiedział Tom i skinął głową.
Wtedy Lily przypomniała sobie słowa Snape`a o znajomych szanownego pana Malfoya.
- Proszę wejść - odrzekła uprzejmie wskazując salon.
Kiedy goście wygodnie usiedli, wyczarowała czajnik z herbatą i kawą.
- Panowie czekają na kogoś? - zapytała, próbując wydobyć od nich jak najwięcej informacji.
- Właściwie, to mój syn miał dołączyć do mieszkańców tego domu. Ja wracam do Severusa - w tym momencie skinął na nią głową i pogratulował jej zaręczyn, po czym kontynuował. - Moja żona dołączyła już do Lucjusza i jego towarzyszki.
Kobieta nadal wpatrywała się sceptycznie w gości. Nie wiedziała, dlaczego żaden z mężczyzn nie powiadomił ją, że będą mieli gości.
Najwidoczniej zapomnieli, szepnęła do siebie myśląc o Severusie. Doskonale wiedziała, że ostatnio miał naprawdę wiele na głowie. Nie tylko porachunki Malfoyów, ale również ich ślub i związek.
- Dorian dołączy do nas? - zapytała jeszcze raz.
Pan Grenaldi skinął głową i poklepał syna po plecach.
- Wybaczcie panowie - odrzekła nagle Greengrass widząc, że coś stało się w kuchni. Nienawidziła tych wszystkich ruszających się i podskakujących garnków.
- Ojcze co teraz? - zapytał Dorian.
- Już zająłem się Snape`m, jest w lochach naszego dworu - mruknął do ucha syna i uśmiechnął się do Lily, która odwróciła się do mężczyzn.
- Ojcze, mój plan się zmienił, czyż nie? - zapytał nieświadomy zagrożeń nastolatek.
- Tak, teraz asz uwieść tę dziewuchę Nott, a następnie przyprowadzić Narcyzie jej syna - wytłumaczył siląc się na miły ton.
- Tak ojcze - odrzekł. - A matka?
- O nią nie martw, miała się zająć Lucjuszem i jego nienarodzonym dzieckiem - zaśmiał się. - Znasz ją, wykonała zadanie przed nami. Lojalna swojej pani, jak zawsze.



edit. Pozwoliłam sobie, po konsultacji z Olą, wprowadzić nowych bohaterów do opowiadania. Więc akcja się troszkę zagęści Very Happy
Weny Kasiu! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 20:58, 17 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pią 12:18, 19 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

W drzwiach stała, mając w oczach rządze mordu, Cornelia Grendali – żona Toma i matka Doriana.
- Curcio! – ponowiła zaklęcie patrzą z satysfakcją jak Marietta wije się pod jej nogami.
Lucjusz momentalnie zareagował i wyciągnął różdżkę, którą po chwili mierzył w Cornelię:
- Zostaw ją! Avad... – nie skończył po przybyła kobieta wytrąciła mu różdżkę, jednym zaklęciem, tym samym zostawiając w spokoju Mariettę – Co Lucjuszu... Żona nie żyję, to można zaszaleć prawda? Ale jesteś w błędzie ona żyje, ona jest następcą...
- ... Czarnego Pana – dokończył za nią Lucjusz. Kobieta wyglądała na zdziwioną.
- Skąd wiesz...?
- Nie twoja sprawa! A ty teraz...?
- Ja jestem razem z moim mężem i synem na posługach u Narcyzy... Ona wie o ciąży tej... tej twojej dziwki!
- Nie waż się tak o niej mówić!
- A jak mam mówić!? Z resztą to teraz nieważne! Mam ją zniszczyć! Mam zniszczyć życie, w której się w niej poczęło.
- Nie możesz tego zrobić – Lucjusz podeszł do Marietty i chciał pomóc jej wstać.
- Zostaw ją! – warknęła Grendali – Zostaw ją, bo wtedy będę musiała zabić i ją i Ciebie!
- Dlaczego chcesz zabić jej dziecko? – zapytał pan Malfoy patrząc w oczy Cornelii.
- To polecenie twojej żony Lucjuszu, a jej decyzji się nie podważa...
- Oszukiwała mnie...
- Teraz Cię to boli? – zaśmiała się ironicznie kobieta – Teraz, Malfoy? Teraz to już jest za późno!
Lucjusz nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział, że doczeka się tego dnia, kiedy Narcyza będzie manipulowała ludźmi niczym Czarny Pan.
- Odsuń się od niej!

Gdy Lia zbliżała się do Draco, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek, nagle w ich pokoju pojawił się dostojny paw. Draco zrobił wielkie oczy, gdy paw nie przemówił głosem jego ojca tylko... Marietty Rosier.
- Jesteśmy w Alpach... Niczym się nie przejmuj.
Lia nie wiedziała od czego zacząć... Jej ciocia nie miała takiego patronusa. Jej patronus był inny.
- Ale to nie patronus mojej ciotki.. Ona miała za patronusa... – Draco jej przerwał.
- Patronusy mogą zmieniać swój kształt.
- Wiem, przecież! Ale dlaczego paw?
- Mój ojciec ma takiego...
- Twój? To znaczy.... Znaczy, że moja ciotka go kocha...
- No to świetnie! – Draco krzyknął bez wyrazu radości na twarzy.
Lia wyglądała jakby nad czymś głęboko myślała. Młody Malfoy spojrzał na nią i spytał cicho kładąc jej rękę na ramieniu. Ona jej nie strąciła tylko dalej wpatrywała się w dal.
- O czym myślisz...?
- O tym, że możemy się odegrać na mojej ciotce i twoim ojcu... Tylko jak wrócą.
- Ale... O co ci chodzi?
- Oni nas chcieli zmusić do bycia razem to możemy się odpłacić pięknym za nadobne.
- O czym myślisz?
- O tym, że będziemy robić to samo co oni... Tylko w ich przypadku to zadziała...
- A u nas...
- Nie ma nas Malfoy... Wiesz doskonale o tym.
- A to przed chwilą... W ogrodzie...
- To były nic nie znaczące momenty! Robiłeś tak z wieloma dziewczynami to teraz nie mogę ja cię tak potraktować? Jak zabawkę? Jak zwykłą zabawkę, którą można wyrzucić?

Lily uporządkowała trzaskające się garnki w kuch ni wróciła do mężczyzn, którzy zawzięcie sobie szeptali coś do ucha. Gdy znów znalazła się obok nich, stanęli prosto i Tom posłał Lily lekki uśmiech:
- Ja będę już musiał iść. Doriana zostawiam pod pani opieką – pocałował Greengrass w rękę i spojrzał na nią ponownie – Mam nadzieję, że mój syn pozna wkrótce resztę domowników?
- Tak... Ale teraz są... zajęci.
- Tak... Ja teraz udaje dołączę do Severusa, Lucjusza, Marietty i mojej żony. Do wiedzenia pani. Do zobaczenia synu.
- Cześć tato.
Pan Grendali wyszedł z domu i po chwili usłyszeli ciche pyknięcie deportacji.
Lily spojrzała na chłopca, który przyglądał się obrazom na ścianie.
- Napiłbyś się czegoś?
- Tak jest, proszę pani.
- Mów mi Lily.
- Dobrze – uśmiechnął się nieśmiało chłopak i dalej ruszył w zwiedzanie salonu. Było tutaj mnóstwo obrazów. Bardzo starych. Dorian nie był tym zachwycony, że będzie musiał uwieść dziewczynę. Miał robić co innego! Miał zajmować się zabijaniem, ale nie! Jemu trafiło się uwodzenie jakiejś dziewczyny! I to jeszcze dziewczyny, która jest zajęta! Nagle usłyszał, że zaraz za nim na stoliku stawia herbatę Lily.
- Proszę – usiadła i sama zaczęła pić ze swojej filiżanki – Przyniosłam też ciastka.
Dorian przybrał swój najładniejszy uśmiech i z wdzięcznością usiadł naprzeciwko Greengass.
- Dziękuję. Gdzie będę spał?
- Na piętrze są sypialnie, ale dopiero panna Nott powie ci w której masz spać.
- A kiedy się zjawi?


Weny Ola Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pią 14:06, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pią 20:52, 19 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

- Odsuń się od niej – warknął Lucjusz widząc, że Cornelia nachyla się nad Mariettą.
- Uspokój się, Malfoy – zadrwiła, nie przerywając czynności. Blondyn stała sparaliżowany, wiedział, że po tak silnym zaklęciu Rosier musiała stracić dziecko.
- Narcyza będzie ze mnie dumna – zaśmiała się Grenaldi. – Spotkamy się niebawem, Malfoy.
Chwilę później deportowała się z charakterystycznym trzaskiem. Mężczyzna opadł na kolana i doczołgał się do brunetki. Była nieprzytomna, a jej ciało wygięte było w łuk, a rękoma osłaniała swój brzuch. Lucjusz za pomocą czarów przeniósł ją na łóżko, następnie przystąpił do cucenia kobiety.
Kilkanaście minut później wyczarował miednicę z wodą i kompres, który przyłożył do głowy kobiety. Zastanawiał się czy ma na tyle Silnu organizm, by obudzić się po tak krótkim czasie. Dopóki nie zacznie świtać, nie mógł wezwać swojego zaufanego uzdrowiciela, który mógłby pomóc kobiecie.
Zmieniając kompres na jaj głowie, zastanawiał się nad zmianą jej patronusa. Miał kształt pawia, dokładnie takiego samego jak jego. Znał tylko jeden taki przypadek i zadawał sobie sprawę, że to musi być niezwykle silna więź. Coś takiego musiało się między nimi pojawić po wizycie na cmentarzu.
Kiedy zauważył, że zaczęło świtać wysłał patronusa po uzdrowiciela, prosząc go o jak najszybsze przybycie.
- Witam panie Malfoy – powiedział starszy mężczyzna, pojawiając się w izbie chatki. – Jeśli mógłby mnie pan zostawić z panią Rosier.
- Oczywiście – rzucił szybko, wychodząc z pomieszczenia. Przez chwile spacerował po niewielkim korytarzu, ale kiedy stwierdził, że potrzebuje świeżego powietrza, wyszedł na dwór. Westchnął głęboko, obserwując jak jego oddech zamienia się w parę. Próbował sobie wmawiać, że noc z Rosier, miała być tylko aktem pocieszenia, dla obu stron. Ale teraz doskonale wiedział, że tak nie było. Równie dobrze mogła go pocieszyć Greengras, albo jakaś znajoma ze szkolnych lat. A jednak wybrał tą zimną, wyrafinowaną kobietę, którą początkowo traktował jak osobę, która wychowała doskonałą partię na żonę dla jego syna. Zaczął zastanawiać się, czy Rosier może być ciepła i czuła, a kiedy zaznał tego raz, pragnął więcej i więcej. A późnie spadła na niego, jak grom z jasnego nieba informacja o ciąży. W pierwszej chwili chciał wyprzeć się wszystkiego, co miało mieć związek z tym dzieckiem, wysyłając co miesiąc jakąś sumę pieniędzy na jego utrzymanie. A teraz, kiedy myślał o tym co stracili, czuł dziwne kłucie w okolicach serca. Chciał tego dziecka, równie mocna, jak wypierał się go przed Draconem. Nie potrafił powiedzieć synowi, że po śmierci matki, inna kobieta wydawała mu się bardziej pociągająca niż tak, która go urodziła. Żył w przekonaniu, że kochał Narcyzę, ale teraz nie był tego pewny. Nazwał by to raczej przyzwyczajeniem do niej, do jej stałych nawyków. Teraz zapragnął prawdziwej, dojrzałej miłości i chciał nią obdarzyć właśnie Mariettę.


- A to przed chwilą... W ogrodzie... – wyszeptał chłopak, siadając na łóżku.
To były nic nie znaczące momenty! Robiłeś tak z wieloma dziewczynami to teraz nie mogę ja cię tak potraktować? Jak zabawkę? Jak zwykłą zabawkę, którą można wyrzucić?, pomyślała dziewczyna, wiedziała, że nie może mu tego powiedzieć. Nie teraz kiedy zaszła tak daleko. Chciała żeby Dracon sam doszedł do tych wniosków, nie zamierzała podać mu ich jak na tacy.
- Widzisz Malfoy, oni i tak już się sami wyswatali – mruknęła, wstając z łóżka i stając przed lustrem. – Nie potrzebują naszej pomocy – zaśmiała się.
Palcami przeczesała włosy i poprawiła wstążkę, którą w nich miała. Widziała, że chłopak śledzi jej każdy ruch, dlatego wszystko robiła tak kobieco, jak tylko potrafiła. Przygryzła wargę, a ręką przejechała po swojej szyi zatrzymując się na krawędzi bluzki. Bawiła ją ta gra, ale nie zamierzała jej przerywać.
- Musisz to robić? – warknął, spoglądając na jej twarz w lustrzanym odbiciu.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedziała, rzucając mu prowokacyjne spojrzenie. Odwróciła się przodem do niego i oparła ręce na swoich biodrach. Wiedziała, że wygląda pociągająco.
- O to wszystko – rzucił, denerwowała go nowa sytuacja. Był zależno od humoru dziewczyny, zawsze to on rządził. – O to w ogrodzie, to teraz. – Wstał i podszedł do niej, nachylając się nad jej uchem. – Nie rób tak, bo odpłacę ci się tym samym – rzucił odważnie.
- Draco, Draco – zaśmiała się. – Gdybyś potrafił mi się odpłacić, zrobiłbyś to już dawno, a tak… wygrałam tę rundę – mruknęła stając przed nim i opierając swoje dłonie na jego piersi.
- Dzień się jeszcze nie skończył – żachnął się i zanim Lia zdążyła się zorientować, wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko. Położył ją, a sam oparł się na łokciach, tak żeby znajdować się nad nią.
- I co na to powiesz, Lia? – wyszeptał głosem amanta.
- Powiem, że to jest słabe – mruknęła, zerkając w jego oczy. – Spodziewałam się po tobie czego innego, wiesz jakie opowieści krążyły po szkole?
- Jakie? – zapytał, po czym uniósł jej głowę, by móc złożyć na jej szyi pocałunek. Dokładnie pamiętał jej reakcję na tę pieszczotę w szóstej klasie. Westchnęła krotko.
- Och… „Draco zabrał mnie do pokoju życzeń, a tak uprawialiśmy dziki… - doskonale udawał głos dziewczyny, z którą kiedyś umawiał się Malfoy.
- Zazdrościsz jej? Jeśli chcesz możemy… - zaczął, ale dziewczyna pocałowała go i korzystając z chwili nie uwagi, przekręciła ich tak, że teraz to ona była na górze. Usiadła okrakiem na chłopaku, wiedziała jak jego policzki momentalnie zrobiły się czerwone.
- Mówiła, że kiedy pokażę ci na co mnie stać, dla ciebie będzie już za późno? – zaśmiała się nachylając nad chłopakiem i delikatnie muskając jego usta. – Draco, Draco… - westchnęła.


Lily przygryzła wargę. Nie wiedziała jak ma odpowiedzieć na pytanie chłopaka.
- Widzisz Dorianie, panna Nott i pan Malfoy próbują sobie coś wyjaśnić – powiedziała ostrożnie, mając nadzieję, że chłopak nie będzie drążył tematu.
- Och… rozumiem – Dorian momentalnie zrozumiał, że będzie musiał włożyć dużo pracy w rozkochaniu w sobie dziewczyny. – Oni są parą? – zapytał, mając nadzieję, że kobieta pomoże mu w wybadaniu terenu.
- Nie… chyba nie – mruknęła. – Chociaż może… Widzisz, Dorianie ich opiekunowie widzą w nich dobre partie dla siebie – dodała po chwili. Wydawało jej się rzeczą naturalną, że chłopak interesuje się pozostałymi mieszkańcami. Lily w głębi serca, przeklinała swoje położenie. Camelia mogła posunąć się daleko, jako wychowanka Rosier miała doskonały obiekt do obserwacji. Wiele razy słyszała od Severua o wybrykach młodego Malfoya, na które przymykał oko, a Dorian? Wyglądał na spokojnego i ułożonego chłopaka… Ale Lia też wyglądała na taką i wyszło szydło z worka, przynajmniej tak myślała, widząc jej stan po powrocie do domu.
- Lily – zawołał chłopak, machając kobiecie ręką przed nosem.
- Ta…k? – zapytała. – Wybacz, zamyśliłam się.
- Nic się nie stało – powiedział chłopak, wyciągając rękę po czekoladowe ciasteczko. – Pytałem się, czy oni często się kłócą. Nic nie psuje atmosfery w domu, bardziej niż kłótnia – westchnął, udając, że martwi się ich wspólnym mieszkaniem.
- Wiem, Dorianie – westchnęła kobieta. – Ale nie możemy się między nich wtrącać.
Zdawała sobie sprawę, że nie odpowiedziała na pytanie chłopaka, ale prawdę mówiąc jego pytanie zaczynały się jej wydawać podejrzane, a poza tym nie interesowała się życiem prywatnym Nott i Malfoya.
- Oczywiście! – rzucił szybko, upijając łyk ze swojej filiżanki. – Słyszałem, że Camelia Nott jest bardzo urodziwą kobietą.
Lily skrzywiła się nieznacznie. Dorian wydawał się jej chorobliwie zainteresowany dziewczyną i Malfoyem.
- Widzisz ten obraz? – wskazała palcem na malowidło przedstawiające rodziców Nott. – Lia jest niezwykle podobna do swojej matki.
- Och… - westchnął chłopak, odwracając wzrok od obrazu. – Więc to co o niej mówią to prawda.
Kobieta skinęła głową i posłodziła swoją herbatę. Miała nadzieję, że pani domu szybko pojawi się w salonie i ona będzie mogła w końcu położyć się spać.



Weny Ciss!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pią 21:57, 19 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 10:00, 20 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Lucjusz bardzo długo przechadzał się wokół domku. Jego myśli krążyły wokół Narcyzy i jej planów, Marietty i pragnienia dojrzałej miłości oraz dziecka, które najprawdopodobniej zmarło na skutek zaklęcie Cruciatus.
Nagle zauważył uzdrowiciela, który ze spuszczona głową i kamienną twarzą przesuwa się w jego stronę. Lucjusz nabrał powietrza do ust i czekał na werdykt lekarza, w jego mniemaniu, najlepszego uzdrowiciela w południowej Anglii.
- Przykro mi panie Malfoy, ale nie mogłem nic zrobić - westchnął czule, podając Lucjuszowi jakieś dokumenty do podpisania.
Mężczyzna nie odezwał się, tylko przeczytał krótki raport uzdrowiciela, który mówił o poronieniu w skutek zastosowania czarnej magii. Lucjusz przeglądał kolejne kartki, aż w końcu cały raport wypadł mu z ręki.
- Kolejna ciąża graniczy z cudem? - zapytał niedowierzając własnym oczom.
- Niestety tak, to już trzecie poronienia pani Rosier, a jej wiek… Sam pan rozumie - odrzekł i skinął głową. Malfoy zagryzł wargi i odesłał lekarza z wielką sakwą pieniędzy.
Mężczyzna w pierwszej chwili obszedł kilka razy drzewo przy którym stał, a następnie energicznie wbiegł do domu. Usłyszał ciche chrapnięcie i skierował się do salonu, gdzie w kałuży łez leżała Rosier.
Na początku nie wiedział jak postąpić, wyprostował się i zatrzymał kilka metrów od sofy, gdzie była Marietta. Lecz z każdą minutą przesuwał się kilka kroków w jej stronę.
- Odejdź - wyszeptała, doskonale pamiętając ich rozmowę przed przybyciem Cornelii. Nie mogła powiedzieć mu prawdy, a on nie mógł się niczego dowiedzieć. Miało być tak jak na początku, oficjalne tytuły i zwroty.
W pierwszej chwili Lucjusz zaśmiał się gorzko, a potem klęknął obok Rosier, przesuwając włosy z jej twarzy.
- Jest tak jak chciałeś - rzuciła słabo i głośno nabrała powietrza z charakterystycznym świstem. - Już nas nic nie łączy. To co cię nie obchodziło, zniknęło - wytłumaczyła i zamknęła oczy.
Lucjusz podniósł rękę i chciał nią pogłaskać Rosier, ale kobieta skrzywiła się.
- Zanieś mnie do mojej sypialni - załkała, mając nadzieję, że po tym wszystkim Malfoy wyświadczy jej małą przysługę.
Mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Wziął kobietę w swoje ramiona i powoli zaczął wchodzić po schodach. Marietta zdziwiła się, dlaczego nie użył różdżki, lecz własnych mięśni. Jednak po chwili, kiedy ujrzała swoje łóżko odpłynęła opierając swoją głowę o pierś Lucjusza. Malfoy ułożył kobietę na łóżku, ściśle owijając ją kocem. Sam usiadł na fotelu, naprzeciwko niej. Usnął.
Nagle obudził go płacz kobiety, wiedział, że przeżywa traumę, ponieważ sam tego doświadczył, to było również jego dziecko, ale nie wiedział jak jej pomóc.
- Marietta? - zapytał cicho, siadając obok niej na łóżku, lecz kobieta zamiast go zignorować, zaczęła się zwierzać.
- To dziecko było ostatnią szansą na to, że nie zestarzeję się samotnie - wykrztusiła. - Było moją nadzieją na przyszłość, a teraz wszystko mi odebrano.
- Jeśli chcesz… - zaczął, ale Rosier mu przerwała.
- Nazwałam go Lucjusz, na cześć człowieka, który dał mi nadzieję na własne dziecko - mruknęła prawie słyszalnie.
Malfoy przybliżył się do niej. Objął ją, ale ona go odsunęła. Marietta uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zauważyła kilka łez.
- Nie potrzebuję pocieszenia - odrzekła chłodno bijąc do ich wspólnej nocy.
Następnie Rosier odwróciła wzrok i umieściła policzek na kolanie.
- Po prostu chcę, żeby mnie ktoś kochał - wyszeptała, przyglądając się swoim starzejącym dłoniom.

Draco zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się zachęcająco. Wiedział, że także zacząć pogrywać z panną Nott. Ona to robiła już od jakiegoś czasu i najwidoczniej miała z tego wielką przyjemność.
Camelia zbliżała swoją twarz do Dracona i próbowała patrzeć mu w oczy. Nie miała zamiaru rzucić się na niego jak przeciętna nastolatka, chciała, żeby to on przegrał jej rundę. Nott zagryzła wargę zachęcając tym samy Malfoya, do kolejnego posunięcia.
- Słabo ci idzie - szepnęła słodko Lia, kiedy chłopak próbował ją pocałować.
- Zaczęłaś tę grę Nott, a ja ją skończę - warknął, pociągając Camelię za włosy. Przycisnął ją do siebie i pocałował z niepohamowanym entuzjazmem.
Na początku dziewczyna nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Za wszelką cenę chciała pokazać Draconowi, że jest taki sam jak wszyscy pozostali w jego wieku.
- Spójrz na siebie - mruknęła, kiedy zauważyła wypieki na twarzy Malfoya.
Młodzieniec jej nie odpowiedział, tylko popchnął ją i wylądował nad nią. Przycisnął swoje biodra do ciała Nott i jęknął nad jej uchem. Dziewczyna zaczęła w kółko powtarzać zachęcające słowa, myśląc, że w ten sposób doprowadzi Dracona do obłędu. Nie myliła się, widząc, że Malfoy ściągnął swoją koszulę. Na początku dziewczyna odwróciła wzrok, nie chcą widzieć jego oczu, jego determinacji i pasji. Lecz potem przejechała opuszkami palców, delikatnie, w niektórych miejscach drapiąc jego skórę paznokciami.
- Lia - szepnął chłopak i gwałtownie rzucił koszulkę Nott za siebie. Pocałował jej obojczyk, a Lia zaczęła się zastanawiać, czy ta gra ma sens. Z jednej strony chciała przerwać i pokazać mu, że nadal jest pod jej urokiem, ale z drugiej chciała go bardziej upokorzyć.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Wiedziała, że ta gra ciągnie za sobą przyjemność nie tylko dla niej. Dmuchnęła na szyję Malfoy ciepłym powietrzem i odciągnęła jego uwagę od jej piersi.
- Zachowałbyś się przyzwoicie - warknęła. - Spójrz na mnie - syknęła, dobrze wiedząc, że Draco z każdą kolejną odkrytą częścią jej ciała, pragnie więcej.
Młody Malfoy pozwolił się wprowadzić do gry. Lia chwyciła go za ramiona i po raz kolejny zmieniła swoją pozycję. Usiadła na biodrach chłopaka, delikatnie się kołysząc. Oblizała swoje suche usta i roztrzepała kobieco włosy.
I nagle klasnęła w dłonie, kiedy poczuła, że Draco poddał jej się całkowicie. Zerknęła w oczy Dracona, które były zamglone i nieobecne.
Wtedy Camelia wstała i zaśmiała się głośno, widząc, że męskość Malfoya jest gotowa do kolejnych części. Nott ubrała bluzkę i chciała wyjść z pokoju, lecz nie zdążyła.
Draco doskoczył do niej i rzucił na łóżko. Następnie szybko rozebrał.
- Nie pozwolę ci, żebyś mnie upokorzyła - krzyknął. - Jesteś moja - wyszeptał całując jej pierś. Dziewczyna mimowolnie nabrała powietrza do ust. Kiedy Malfoy zainteresował się innymi częściami jej ciała, wygięła się w łuk.
- Draco ty, ty… - zaczęła, ale przerwała, kiedy Malfoy w ekstazie zaczął mówić coś, czego nigdy się nie spodziewała.
Jego usta były przy jej uchu, przechyliła głowę, by móc wyraźniej go słyszeć.
- Lia… - mruknął. - Kocham cię - wyszeptał opadając na jej ciało.
Camelia otworzyła szeroko oczy, a następnie wykonała kilka głębokich wdechów i usiadła na łóżku. Założyła ręce na piersi i narzuciła na siebie żakiet.
- Coś ty powiedział? - krzyknęła, potrząsając jego ciałem. Draco zamarł, nigdy nie powiedział tego żadnej dziewczynie. Uderzył się w myślach.
- Posłuchaj, ja po prostu…
- To nie miało być tak! - warknęła wychodząc z pokoju. Malfoy pobiegł za nią.
- Nott, wracaj tu w tej chwili - chłopak zdenerwował się nie na żarty.
- Znowu to zrobiłeś - warknęła, odwracając się do niego. - Chciałam, żebyś poczuł się odrzucony, a nie kochany! - syknęła trzaskając drzwiami.


Lily przeklinała w myślach, że to na nią spadł obowiązek witania gościa w domu. Nienawidziła się przed kimś płaszczyć i uśmiechać, ale „sprawa” od niej tego wymagała. Kiedy kobieta wypiła herbatę, a Dorian zaczął się przechadzać po salonie, z góry dobiegł ich straszliwy hałas, a raczej kłótnia.
- Młodzież - szepnęła sama do siebie Greengrass, rzucając kilka swoich kreacji do szafy w przedpokoju. Dorian tajemniczo przyglądał się gestom kobiety, jakby chciał wyczuć w czym jest dobra, a czego jej brakuje.
- Coś się stało? - zapytała po chwili, widząc Grenaldiego w bezruchu wpatrzonego w jej ruchy.
Dorian pokiwał przecząco głową i wyciągnął swoją różdżkę, dziwnie nią rzucając. Chłopak przeczesał palcami swoje włosy i podziwiał obrazy na ścianach, tak jakby chciał się czegoś dowiedzieć.
Lily zmieszała się, po czym po raz kolejny usiadła na kanapie, uśmiechając się do chłopaka.
- Przepraszam na chwilę, ale muszę skontaktować się z ojcem - rzucił i wyszedł na zewnątrz. Kobieta poczuła ulgę i zgarbiła się trochę, jakby powietrze z niej uciekło.
Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i podążyła do swojego pokoju.
Wdrapała się po schodach i na korytarzu zastała dziwny widok. Draco siedział, półnagi przed drzwiami do sypialni Nott i mruczał coś do siebie. Kiedy zobaczył Greengrass skrzywił się, ale nie wstał. Tym razem zaczął trzaskać w drzwi z całej siły.
- Lia, nie miałem tego na myśli! - krzyknął. Odetchnął, kiedy dziewczyna coś odburknęła.
- Powiedz jej, że przyjechał jakiś znajomy twojego ojca - wytłumaczyła Lily, skupiając się na rozszyfrowaniu miny Malfoya.
Draco wywrócił oczami, po czym za pomocą zaklęcia wysadził drzwi Camelii i wbiegł do środka, mówiąc wszystko to, co miał jej do przekazania.
Ruda mruknęła kilka słów do siebie i poszła do swojej sypialni. Przebrała się w bardziej wygodne ubrania, a następnie otworzyła okno na oścież, chcąc poczuć woń przyrody.
Wychyliła się, siadając na parapecie i wtedy zauważyła Doriana, który próbuje coś przekazać patronusowi. Kobieta machnęła różdżką, by lepiej słyszeć i próbowała zrozumieć kontekst rozmowy.
- Ojcze, będzie ciężej niż ona myślała - warknął Dorian siląc się na miły ton.
Patronus okrążył chłopaka.
- Wykonaj zadanie Dorianie, wykonaj to co ci kazała. Inaczej nie pokazuj się na oczy - powtarzał ściszony głos.
Greengrass zauważyła podenerwowanie młodzieńca i jego desperackie ruchy ręką.
- Ojcze, musisz mi pomóc!
- Wykonaj zadanie, wykonaj zadanie. Zabij kobietę, uwiedź małolatę i przyprowadź Dracona!
Lily odsunęła się od okna i przełknęła głośno ślinę. Skoro w tym domu mieli mieszkać w czwórkę, to tylko ona tu była kobietą….
„ Zabić kobietę”, powtórzyła w myślach i wychyliła się przez okno.
Skupiła wzrok na Dorianie.
- Wykonaj zadnie! Zabij kobietę, uwiedź małolatę, przyprowadź Dracona! - powtarzał patronus, ale Dorian już się w niego nie wpatrywał.
Odwrócił się i zobaczył, że Lily go obserwuje. Był pewny, że wszystko słyszała. Uśmiechnął się do niej szeroko i ukłonił, jakby chciał pokazać jej jakiś szacunek, a następnie skierował w jej stronę swoją różdżkę.




Weny Ola! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Sob 13:58, 20 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Sob 19:19, 20 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz Malfoy westchnął głęboko słysząc słowa kobiety. On też chciał żeby ktoś go pokochał. Nie potrzebował chwilowego pocieszenia, pragnął czegoś stałego.
- Marietto – zaczął, ale Rosier przerwała mu ruchem ręki.
- Po prostu wyjdź stąd – poprosiła, nie patrząc na niego. Nie chciała widzieć jego smutku i bólu, najpierw musiała się zmierzyć z własnym.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem w salonie – szepnął i wyszedł z pomieszczenia. Brunetka opadła ostrożnie na poduszki leżące na łóżku. Jej ciało było obolałe, a ból fizyczny przypominał o dotkliwej stracie. Na razie nie chciała wracać do siostrzenicy, nie chciała jej tego wszystkie tłumaczyć. Westchnęła cicho, przekręcając się na bok. Przybrała pozycję embrionalną i przez chwilę leżała starając się nie myśląc o wydarzeniach minionego dnia. Musiała przemyśleć to wszystko, co ostatnio działo się wokół niej. Po pierwsze koniecznie chciała wrócić do oficjalnego tonu z Lucjuszem. Przede wszystkim dla własnego spokoju i dla dobra Lii i jej związku z Draconem (mimo jego zachowania, które rozumiała całkowicie, nadal był dobrą partią dla Camelii). Poza tym, kiedy to wszystko się skończy chciała wrócić do swojego domu, a później wyjechać z Anglii choć na chwilę. Jej siostrzenica była dorosła, więc powinna zrozumieć jej chęć wyjazdu.
Przekręciła się na drugi bok i ostrożnie usiadła. Tępy ból wychodzący z brzucha przeszył jej ciało.
- Ałć – mruknęła i wstała z łóżka. W pierwszej sekundzie poczuła jak uginają się pod nią kolana, ale już chwilę później zyskała panowanie nad nogami. Podeszła do niewielkiej toaletki i usiadła przy niej.
- Starzejesz się, Marietto – szepnęła.
- Jednak dalej wyglądasz tak samo dobrze – usłyszała za sobą głos Lucjusza.
- Prosiłam, żebyś zostawił mnie samą – rzuciła beznamiętnym tonem. Musiała zająć czymś ręce, dlatego zaczęła szczotkować włosy.
- Myślałem, że… - zaczął, ale po chwili zamilkł. Zdziwił go ton kobiety.
- Nie myśl za dużo, Malfoy – mruknęła nie przerywając czynności. Blondyn zauważył, że ponownie przyjęła swoją rolę z przed kilku miesięcy.
- Marietto, myślałem, że chcesz coś zjeść – powiedział, cofając się tak, by mogła zobaczyć zastawiony stół w salonie.
- Wróćmy do oficjalnych tytułów – powiedziała, upinając swoje włosy. Głos miała zimny, wręcz odpychający. Kontem oka widziała, że mężczyzna niechętnie skina głową.
- W takim razie, pani Rosier, skrzaty podały kolację – powiedział siląc się na oficjalny ton. Kobieta przez chwilę chciała odmówić, ale przypomniała sobie, że ostatni posiłek jadła w Malfoy Manor i niechętnie zgodziła się na propozycję towarzysza.
- Gdzie jest Snape? – zapytała, kiedy zasiadła po przeciwnej stronie stołu niż blondyn.





Lia zatrzasnęła drzwi przed nosem chłopaka, a chwilę później zjechała po nich. W duchu dziękowała chłopakowi, że nie szarpał ich. Ułożyła policzek na kolanie. Nie chciała tego usłyszeć od chłopaka, nie teraz kiedy ona prowadziła swoją grę. Poza tym… nie chciała się przyznać przed samą sobą, ale Dracon nie był jej obojętny. Nie wiedziała, czy może nazwać to miłością, ale… słowa chłopaka, sprawiły, że coś w niej drgnęło. Coś co ostatnio próbowała w sobie zdusić.
Zaczynała myśleć, że traci panowanie nad sytuacją. Nie przewidziała takiej możliwości. Nie chciała pokazać chłopakowi, że jest kochany, wręcz odwrotnie. Chciała żeby poczuł się jak ona, jak zabaweczka na jeden, góra dwa dni, która później rzuca się w kąt.
- Otwórz te drzwi – usłyszała krzyk Malfoya. Wiedziała, że stoi pod drzwiami i czeka na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Lia jednak obawiała się, ze głos jej zadrży i nie odezwała się. Nie miała ochoty widzieć się teraz z chłopakiem. Wstała z podłogi i zrzuciła z siebie żakiet. Z tego wszystkiego zostawiła bluzkę w sypialni Dracona. Zdjęła z siebie spódniczkę i podeszła do walizki. Czuła silną potrzebę przebrania się. Założyła czarną sukienkę i pończochy. Wiedziała, że w końcu chłopak dostanie się do jej sypialni. Uczesała włosy i wplotła w nie inną wstążkę, poprawiła swój makijaż i usiadła na łóżku. Nie zważając na swoja uczucia, a tym bardziej uczucia chłopaka chciała kontynuować swoją grę, choć jeszcze nie wiedziała w którą stronę pójść.
- Lia, nie to miałem na myśli! – krzyknął Draco zza drzwi.
- Odejdź, Malfoy! – burknęła. Przez chwilę słyszała odgłosy rozmowy na korytarzu. Nagle ułamek sekundy później blondyn za pomocą czarów wywarzył drzwi do jej sypialni.
- Wziąłeś sobie za punkt honoru zniszczenie mojego domu? – rzuciła zimno. Po czasie na zainteresowanie, przyszedł czas na znieważanie chłopaka.
- Lia, ja… - szepnął podchodząc do niej, ruchem różdżki naprawił to co przed chwilą zniszczył. – Ja nigdy nie powiedziałem tego innej…
- Nie jestem pierwszą lepszą dziewczyną – warknęła wstając z łóżka i podchodząc do okna. – Kiedy to wreszcie zrozumiesz?
Słyszała jak chłopak wzdycha ciężko.
- Nie chciałem tego powiedzieć – rzucił, przyjmując postawę podobną do postawy Nott.
- Ale powiedziałeś – rzuciła, odwracając się do niego. Patrzyła mu w oczy.
- Odwołuję swoje słowa – oznajmił poważnym tonem. Dziewczyna zaśmiała się gardłowo.
- Szkoda mi ciebie – żachnęła się. – Raczej nie odwołuje się takich słów w ciągu kilkunastu minut od ich wypowiedzenia – w jakimś stopniu słowa Dracona były dla niej… miłą niespodzianką. Ale nie mogła mu tego pokazać, jej gra dopiero się zaczęła. Nagle usłyszeli huk, a później kroki kogoś, kierującego się na parter domu.
- Porozmawiamy później – rzucił. – Zostań tutaj.
Mówiąc to wyszedł z pokoju. Lia prychnęła i ruszyła zaraz za chłopakiem. Przecież Draco Malfoy nie będzie jej mówił co ma robić!


Lily przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić. Nigdy nie była za dobra w pojedynkach, a chłopak wyglądał na zdeterminowanego. Miał ja zabić i obawiała się, że właśnie to zrobi. Schowała się za ścianą i chwilę później przez otwór wleciało do środka zaklęcie. Czar uderzył w ścianę i po całej posiadłości rozszedł się huk. Pisnęła cicho zastanawiając się co powinna zrobić. Padła na kolana, zastanawiając się co powinna zrobić.
- Caccio różdżka Doriana – szepnęła, mając nadzieję, że zadziała. Chwilę później trzymała w garści własność chłopaka. Szybko podniosła się i wybiegła ze swojej sypialni. Musiała znaleźć gościa i związać go, a później (miała nadzieję, że tym razem zastanie Lię i Dracona w przyzwoitszym wyglądzie) porozmawia z młodymi i razem zadecydują co zrobią dalej. Uniosła dwoją różdżkę na wysokości głowy, chciała być przygotowana na ewentualny atak. Wychodząc na korytarz obejrzała się kilka razy, nie widząc żadnego z domowników i Grenaldiego wyszła i zaczęła kierować się w stronę schodów. Powoli zeszła po nich na parter i zaczęła zastanawiać się gdzie powinna zacząć szukać chłopaka.
- A kuku – usłyszała nagle za sobą głos chłopaka. Odwróciła się gwałtownie, stając twarzą w twarz z Dorianem. Greengras chciała rzucić zaklęcie, ale zanim zdążyła zareagować blondyn wyrwał jej z ręki swoją własność.
- Lily, Lily… jesteś taka łatwo wierna – rzucił. Nagle ruda spostrzegła, że ktoś skrada się od tyłu do chłopaka.
- Drętwota – usłyszała głos Lii i Grenaldi padł na ziemi, strzelając oczami na wszystkie strony.
- Miałaś zostać w pokoju – warknął Malfoy, nadal był bez koszuli. Dziewczyna posłała mu wściekle spojrzenie i kucnęła przy zaczarowanym chłopaku. Lily stała w pewnej odległości od młodych, starała się uspokoić.
- Kto to jest? – zapytała Lia, patrząc na twarz chłopaka. Malfoy prychnął i licząc, że już teraz intruz jest unieszkodliwiony poszedł na chwilę na górę, by po chwili wrócić w koszuli.
- Dorian Grenaldi – szepnęła kobieta, opadając na kanapę. Ukryła twarz w dłoniach. – Severus mówił, że ma do nas dołączyć znajomy twojego ojca. On i jego ojciec podali się za nich. Znali tyle szczegółów z naszego prywatnego życia, że byłam pewna, że to oni. – Nie chciała patrzeć na młodzież. Zachowała się mniej odpowiedzialnie niż oni i miała za swoje.
- Mówił po co się tu pojawił? – zapytał chłopak, zerkając to na Doriana, to na Lię.
- Miał się do nas przyłączyć – szepnęła słabo. Severus będzie na nią wściekły za to co zrobiła. Malfoy westchnął ciężko.
- A co mówił, przed zaatakowaniem pani? – wytłumaczył swoje poprzednie pytanie.
- „Zabij kobietę, uwiedź małolatę, przyprowadź chłopaka” – zacytowała. – Musimy coś z nim zrobić. Camelio?


Przepraszam za zmasakrowanie całości... i Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Nie 19:20, 21 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

- Snape? Powinien być dzisiaj o godzinie 20. – spojrzał na wiszący na jednej ze ścian zegar, a Marietta zrobiła to samo.
- Jest dziesięć po. Z tego co pamiętam to Snape był zawsze punktualny. Miał pan od niego jakieś wiadomości?
Lucjusz skrzywił się na słowo pan, ale postanowił nic na to nie mówić.
- Nie miałem, pani Rosier. Zaraz wyślę do Snape’a patronusa.
Odszedł na chwilę od stołu, machnął kilka razy różdżką i po chwili przed nim stał srebrnobiały paw. Wypowiedział w jego kierunku kilka słów, skierowanych do Severusa, i po chwili zwierzę wybiegło przez okno. Pan Malfoy wrócił do stołu i tak naprawdę nie wiedział co mówić. Zdążył się już przyzwyczaić do mówienia Marietcie po imieniu. On naprawdę chciał już czegoś więcej niż tylko pocieszenie. Tylko Marietta nie chciała. Nie mógł się z tym pogodzić. Zawsze wychodziło na jego, ale teraz tak nie było, teraz... Nagle w pomieszczeniu pojawił się patronus, który przedstawiał konia i przemówił głosem Lii:
- Przybądźcie jak najprędzej. Mamy problem i to duży.
Marietta zrobiła szerokie oczy i momentalie odechciało się jej jedzenia.
- Panie Malfoy. – wyciągnęła – Nie mam zamiaru tutaj siedzieć. - wstała i chwyciła swoją różdżkę. Po chwili obydwoje znaleźli się we małym domku we Francji.

Lily wraz z Draconem i Lią stała nad związanym ciałem Doriana.
- To co teraz zrobimy? – spytała się cicho Lily.
- Petrifikus Totalus – krzyknął Draco – Ja go wyniosę do piwnicy a pani niech z Lią coś postanowi.
Obydwie kobiety kiwnęły głowami. Po chwili odezwała się Lia.
- Kiedy tu przybyli? – spytała spokojnie.
Lily była przybita. Wiedziała, że Severus będzie na nią zły za to co zrobiła.
- Przyszli tutaj z jakąś godzinę temu – zaczęła cicho – Był Tom Grendali i jego syn Dorian. Wiedzieli wszystko o naszym zadaniu, położeniu, więc pomyślałam, że to są przyjaciele Malfoya, o których Severus mi mówił.
- I dlatego ich pani wpuściła? Nie łaska było zawołać mnie?!
Lily na początku była skora przeprosić, ale zdała sobie sprawę z kim ma doczynienie.
- Camelio! Wiem, że zrobiłam źle, ale takie osoby miały się u nas zjawić i myślałam, że to są one. Nie musisz na mnie krzyczeć, bo jestem od Ciebie starsza i należy mi się szacunek!
- A ty! – Lia porzuciła oficjalny ton – Mogłaś po mnie przyjść zanim ich tu wpuściłaś jak do własnego domu!
- No nie wiem! Kłóciłaś się z Draco! Nie chciałam wam przeszkadzać! – wycedziła.
Lia prychnęła:
- Pójdę wysłać wiadomość do ciotki. – obróciła się napięcie i zgarnęła dłoniom Draco, który własnie pojawił się w pokoju.
Lily usiadła na sofie i oddychała nierównomiernie. Była wkurzona! Wkurzona? To mało powiedziane! Nie dosyć, że na siebie to jeszcze na Lię. A najbardziej była zła dlatego, że Severus na pewno się o tym dowie. Od razu postanowiła wysłać od niego patronusa, ale w drzwiach spotkała Mariettę oraz Lucjusza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pon 12:37, 22 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Wszyscy stali w niewielkim salonie w domku należącym do panny Nott. Lily siedziała na kanapie odwrócona do reszty tyłem. Nie potrafiła uwierzyć, że Lia była na tyle odważna, by krzyknąć na nią. W pewnej chwili spojrzenia Greengrass i Nott spotkały się. Starsza kobieta patrzyła na nią wściekle, zaś Camelia uśmiechnęła się ironicznie, dokładnie tak jak uczyła ją ciotka. Po drugiej stronie pokoju stał Draco, wpatrzony w swojego ojca, który był przytłoczony. Marietta beznamiętnie zerkała na Lię. Dziewczyna jeszcze nie wiedziała, że Rosier straciła dziecko, nikt nie wiedział o jej stracie prócz Lucjusza.
- Camelio, to był zły pomysł - zaczęła nagle Marietta.
Lucjusz rozejrzał się i próbował coś powiedzieć Draconowi, lecz chłopak mruknął pod nosem i opadł na sofę.
- Kim on jest i co tu robi? - zapytał oschle straszy Malfoy, wyciągając swoją różdżkę.
Nastała chwila ciszy. W pewnym momencie Lily nie wytrzymała i opowiedziała całą historię. Każdy zareagował na swój sposób. Marietta zaczęła się histerycznie śmiać z głupoty Greegnrass, Lucjusz chciał milczeć, ale nie potrafił powstrzymać śmiechu. Następnie do tej dwójki dołączyli się Draco i Lia.
- To syn tej kobiety - wyszeptała Marietta, a Malfoy zamarł.
Camelia usiadła obok ciotki i zaczęła jej się uważnie przyglądać. Widziała, że coś jest nie tak. Jej nastrój zmieniał się, a brzuch, jakby zmalał. Nott pokręciła przecząco głową, by odgonić swoje złe i bezpodstawne myśli.
- Draco możesz zaprowadzić go do lochów? - zapytał Lucjusz syna i zerknął na Nott. - Mniemam, że macie tutaj lochy, twoi rodzice byli bardzo…
- Tak - westchnęła Lia i pokazała młodemu Malfoyowi, niewielkie drzwi koło kominka.
Po chwili dziewczyna wstała i chciała pomóc Draconowi, lecz Lily odgarnęła ja ręką.
- Naprawię, to co wam zepsułam - rzuciła zimno Lily, a następnie spojrzała na Mariettę i Lucjusza.
Greengrass mruknęła kilka zaklęć pod nosem, co pozwoliło zakuć Doriana i ograniczyć mu ruchy, kiedy się ocknie.
- Wracam - syknęła nagle Marietta, wstała, po czym podeszła do drzwi. - Camelio, przykro mi, ale muszę to przemyśleć w samotności.
Na jej słowa Draco prychnął, a Nott posłała mu spojrzenie pełne pogardy. Dziewczyna wciągnęła powietrze do ust, wiedziała, wiedziała, że coś jej nie pasuje!
- Ciociu… - zaczęła cicho, ale Greengrass krzyknęła, widząc, że Dorian się poruszył.
Pozostali to zignorowali.
- Severus może na nas czekać, pani Rosier - powiedział Lucjusz, a młody Malfoy zmrużył oczy.
Lily podskoczyła i zaśmiała się na wieść, że może ona go zobaczy. Lecz została uciszona.
- Severus? - zapytała głośno.
Draco zeszedł do lochów, a zaraz za nim podążyła Lia, która była zaobserwowana piękną twarzą Doriana. Lucjusz wyszedł zaraz za Mariettą, a Lily stała w szoku i próbowała sobie wmówić, że wszystkim się spieszyło, a nie, że ją zignorowali.

Marietta deportowała się do domku w Szwarcarii, słońce zniknęło za horyzontem, a jedyne światło dawał srebrzysty księżyc górujący na niebie. Rosier weszła do domu i usiadła na sofie w salonie. Było jej przykro, że nie powiedziała Camelii i dziecku. Chciała tam zostać i z nią porozmawiać, ale kiedy zobaczyła twarz tego chłopaka i usłyszała całą historię, musiała stamtąd wyjść czym prędzej.
Kątem oka widziała Lucjusza, który przechadzał się po pomieszczeniu. Nagle coś w nim drgnęło, więc podszedł do Rosier i przykucnął przy niej, by widzieć jej twarz.
- Marietto - zaczął, następnie odetchnął by kontynuować, lecz kobieta kiwnęła przecząco głową.
Malfoy zamknął oczy i nachylił się nad kobietę, chcąc ją pocałować. Rosier odsunęła się i zacisnęła pięści. Następnie otworzyła swoje oczy pełne łez i spojrzała na Lucjusza.
Mężczyzna szybko wstał i udał się do swojej sypialni.
Marietta pobiegła za nim. To nie miało tak być. Chciała mu coś powiedzieć, zanim ją pocałuje. Nie odsunęła się dlatego, że nie chciała tego. Odsunęła się, ponieważ chciała to wyjaśnić.
- Panie Malfoy - krzyknęła za nim, ale nawet nie zareagował.
Rosier stanęła, widząc, że blondyn stoi przy klatce schodowej.
- Lucjusz - wyszeptała i miała nadzieję, że odwróci się. Nie pomyliła się, stanął naprzeciwko niej. Jego wzrok był chłodny i beznamiętny. Postawa była odrzucająca, a atmosfera w pokoju napięta.
- Chcę ci coś powiedzieć - mruknęła i podeszła do niego. Przytuliła się i oparła swoją głowę o jego ramie.
Malfoy stał wyprostowany, chociaż kosztowało go to wiele, nie uległ jej.
- Lucjusz - szepnęła do ucha, a następnie oparła swoje czoło o jego ciepły policzek.
Mężczyzna odsunął Mariettę od siebie i nie odpowiadając ani słowem podążył na pierwsze piętro. Rosier zwiesiła ręce. Otarła łzy i przeklęła w myślach. Wszystko zepsuła, wiedział to. Zepsuła wszystko, gdyby okazała mu choć trochę czułości… Teraz już nigdy nie będzie chciał na nią spojrzeć.
Zdeterminowana kobieta pobiegła do swojego pokoju. Otwarła walizkę i wyciągnęła z niej małe, drewniane pudełko, w którym trzyma wszystko co ma dla niej ogromną wartość duchową.
Pośpiesznie je otwarła i wyciągnęła kremową, zapieczętowaną kopertę.
Następnie poszła do sypialni Lucjusza. Zapukała i nie czekając na pozwolenie, weszła do środka. Malfoy chciał jej rzucić coś nieprzyjemnego, ale Marietta zaczęła wszystko tłumaczyć.
Pokazała mu kopertę i otarła łzę.
- To przesądziło o mojej przyszłości - szepnęła wskazując papier w ręku.
- Ciekawe jak koperta mogła przesądzić o … - warknął podnosząc głos na Mariettę.
- To list, odpowiedź na twoją wiadomość i prośbę. Pamiętasz, kiedy pokłóciłeś się z Narcyzą, nie odzywaliście się ponad pół roku do siebie? Pisałam z tobą, a po czasie to nie były już tylko przyjacielskie wyznania - rzekła, nabierając powietrza.
- Teraz to nie ma znaczenia - syknął.
- Lucjusz, nie zdążyłam wysłać tego listu, ponieważ ogłosiliście swoje zaręczyny, więc wrzuciłam go do szuflady, by treść nigdy nie ujrzała światła dziennego - wyznała.
- Myślisz, że to coś zmieni? - krzyknął, nie panując nad emocjami.
- Po prostu chciałam dać ci coś, co przez wszystkie lata należało do ciebie. Leżało na dnie szuflady od 1977 roku - dodała, podając mu list.
Malfoy wziął go niechętnie, brzydząc się kawałka papieru.
- Nie chcę go - warknął, a Marietta zamknęła oczy, by nie widział jej łez.
- Odejdę, nigdy mnie już nie zobaczysz, ale proszę o jedno… Przeczytaj go - wyszeptała i odwróciła się do Malfoya tyłem.
Chciała opuścić pokój, ale słyszała, jak mężczyzna cicho czyta list. Kiedy wiedziała już, że dotarł do końca, po prostu wyszła na zewnątrz. Nie oczekiwała niczego, prócz ironicznego śmiechu.
- Zaczekaj! - krzyknął, wychodząc za nią.
Marietta odwróciła się i ze smutkiem spojrzała w jego oczy.
- Moje małżeństwo, twój mąż, dwójka nienarodzonych dzieci, siostrzenica na wychowaniu, lata starań i trudu, wiele związków, bale, śmierciożerca, spotkania na szczycie, twoja praca… - wymieniał cicho i kontynuował. - Kochałaś mnie przez te wszystkie lata i pomimo tylu wydarzeń?
Marietta skinęła głową i zrobiła kilka kroków do tyłu. Następnie wyszeptała:
- Zawsze, Lucjuszu.


Młody Malfoy zszedł do lochów, gdzie było brudno, zimno i mrocznie. Lia, nie wiedziała dlaczego, ale chciała się przyjrzeć Dorianowi.
Przechyliła głowę na bok, w ten sposób próbowała odgadnąć ile lat ma tajemniczy chłopak.
- Rok młodszy od nas - mruknął beznamiętnie Draco, wiedząc o czym myślała Nott.
- Skąd…? - ucięła, niemalże potykając się na schodach.
- Znam cię - odrzekł, potwierdzając swoje poprzednie słowa.
Camelia prychnęła przypominając sobie sytuację, kiedy wyznał jej miłość, a następnie cofnął słowa. Wiedziała, że powinna być na niego zła, za to co powiedział. I była, ale bolało ją to, że zaprzeczył.
- Nikt mnie nie zna, a szczególnie ty, Malfoy - syknęła, przypinając delikatne dłonie Doriana do ściany.
Pozwoliła sobie przejechać po jego miękkiej skórze.
Draco patrzył na jej rękę i śledził wzorkiem każdy jej gest.
Obydwoje milczeli. Kiedy skończyli zabezpieczenie chłopaka, przed ucieczkę wrócili do salonu.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknął blondyn. - Co ty zrobiłaś?
- Robiłam wszystko to, co mi wolno - mruknęła prawie słyszalnie i uśmiechnęła się do Malfoya.
Nie wiedziała dlaczego, ale za każdym razem, gdy na niego patrzyła, coś odżywało w niej od nowa. Było to dla niej dziwne i nigdy wcześniej nie poznane uczucie. Zamknęła oczy, mając w pamięci sypialnie Dracona i ich wspólną grę. To była jedna z jej ról, ale tylko ona wiedziała, że wtedy była sobą. Lia nie była aktorką w tamtej sytuacji, wszystko przeżywała z wielkim przejęciem.
Westchnęła głośno.
- Chcesz żebym był zazdrosny? - zapytał z ironią Malfoy, a Lia skinęła głową. - Więc jestem, Nott. Jestem zazdrosny - wyznał, a Camelia nie potrafiła uwierzyć z jego słowa.
- Od kiedy z ciebie taki prawdomówca? - rzuciła beznamiętnie przechadzając się po swoim domku.
Draco jej nie odpowiedział, tylko odwrócił się plecami. Miał serdecznie dosyć jej gier i niecnych planów. Ponadto stresował się sprawami ojca i Rosier. Ostatnio nikt nie był z nim szczery, wszyscy go zbywali, bądź karmili kłamstwem.
- Po prostu chcę żebyś wiedziała - dodał, uważając to za normalną rzecz.
Był Malfoyem i nie powinien przyznawać się do swoich uczuć i słabości, ale ostatnie wydarzenia bardzo go zmieniły.
- Draco! - krzyknęła dziewczyna, kiedy zdała sobie sprawę, ze znowu powie jej, że ją kocha.
- Lia! - odpowiedział tym samym tonem.
Camelia zgarbiła się i znowu zaczęła grać swoją grę. Przygryzała wargi, oblizywała usta i zapaliła papierosa.
- Na mnie to już nie działa - mruknął cicho.
Lia zirytowała się i głośno tupnęła nogą.
- Nie, nie, nie, nie - mówiła non stop, a Draco śmiał się do rytmu jej słów.
To zaczęło się już robić komiczne. Lia nie działała już tak na Dracona, ponieważ znał jej gierki. Nie potrzebował jej sztuczek, by go oczarowała. Był w niej zakochany.
- Lia, zrozum wreszcie - zaczął, ale dziewczyna mu ucięła.
- Draco, chciałam tylko żebyś mnie pragnął - wyznała, jakby chciała mu powiedzieć: „ ja też cię kocham”.

Lily zdenerwowana atmosferą w domu, poszła na dwór, by zaczerpnąć troszkę świeżego powietrza. Rozglądając się dookoła, nie zauważyła, że podszedł do niej ten sam mężczyzna, który podawał się za ojca Doriana. Tom zbliżył się blisko, a następnie nic nie mówiąc chwycił kobietę za ramię.
Greengrass chciała krzyczeć, lecz zanim otworzyła swoje usta, mężczyzna wyciągnął różdżkę i szepnął:
- Silenco - język Lily zastygnął w miejscu, a ona sama milczała.
Grenaldi zaśmiał się do ucha rudej i zaciągnął ją do pobliskich krzaków.
- To za mojego syna - syknął, deportując się do dziwnie wyglądającego miejsca. Lily zerknęła na niego kątem oka. Mężczyzna przybrał bojową pozę i cały czas celował w kobietę.
W końcu dźgnął ją różdżką w plecy i nakazał iść przed siebie.
Ruda zmuszona siłą, robiła wszystko to co jej kazał. Szła między wielkimi drzewami, koło rwącej rzeki, aż w końcu dotarła do wielkiego dworu, który przypominał Malfoy Manor.
Po chwili Tom za pomocą kilku zaklęć otworzył wielkie wrota prowadzące do wewnątrz. Kobieta westchnęła głośno i opadła na zimną, marmurowa posadzkę.
Nagle ktoś do niej podbiegł, popchnął ją, po czym Lily upadła po raz kolejny, lecz tym razem skaleczyła się w ramię.
- Gdzie jestem? - krzyknęła Greengrass, kiedy odzyskała władanie w języku.
Tom odchrząknął i ukłonił się nisko, wlepiając swój wzrok w postać za Lily. Ruda zdziwiła się jego gestem, bowiem myślała, że kłania się dla niej. Następnie obaliła swoją teorię.
- W mojej siedzibie - odrzekł zimny, kobiecy głos.
Greengrass zastygła w miejscu.
- Pani - rzucił Tom i skinął głową.
- Zaprowadzić ją do drogiego Severusa - zaśmiała się kobieta, obchodząc Lily dookoła. - Nigdy bym nie przypuszczała, że zdradzisz mnie jako swoją przyjaciółkę - zdziwiła się Narcyza, przejeżdżając dłonią po ramieniu Greengrass.
Ruda chciała coś powiedzieć, lecz zanim doszła do głosu, pani Malfoy kontynuowała:
- Lily, opowiedz mi o swoich nowych przyjaciołach. Słyszałam wiele dobrego o pani Rosier i jej siostrzenicy - stwierdziła z ironią, a następnie rzuciła swoim czarnym płaszczem w swojego sługę.
Greengrass skrzywiła się. Nie powiedziałaby nic, co mogło by im zaszkodzić. Pomimo, iż nie darzyła wielką sympatią Malfoyów i ich towarzyszki, to nigdy nie zdradziłaby ich zaufania.
Nie mogła tego zrobić, pomimo, iż bez problemu mogła się poddać i wstąpić do szeregów Narcyzy.
- Ja… - zaczęła Lily, ale Narcyza ponownie jej przerwała z wielkim entuzjazmem.
- Och, moja droga - rzekła. - Zatem opowiedz mi coś o Lucjuszu - szepnęła jej do ucha.
Kiedy Narcyza poczuła, że Greengrass zadrżała podczas jej szeptu, zaśmiała się tak głośno, że echo, które przechodziło przez dwór dotarło, aż do lochów.
Lily była tak wystraszona, że nie potrafiła wydać już z siebie ani jednego słowa.
- Bezużyteczna - warknęła pani Malfoy do swoich sługusów, którzy wiedzieli już co mają zrobić, na takie hasło swojej pani.
Złapali kobietę za członki i wrzucili do małej celi. Lily poczuła łzy cisnące się do oczu, nabrała powietrza i szepnęła coś do siebie.
- Lily? - usłyszała ciszy szelest i głos.
Kobieta wstała i po omacku próbowała dojść do źródła głosu. Nagle uklęknęła przy czyimś ciele i przejechała po klatce piersiowej.
- Severusie - pisnęła. - Ty krwawisz - po tych słowach zaczęła szukać różdżki i wtedy zdała sobie sprawę, że Narcyza włożyła rękę pod jej szatę, kiedy ta zadrżała.




Weeny Ola! Ostatni fragment dodam wieczorem, ponieważ urządzam afterparty i zaraz goście przyjdą xD Przepraszam za dezorganizację


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Pon 21:23, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Pon 19:06, 22 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz Malfoy patrzył swoimi szarymi, zimnymi oczami na kobietę. Znał ją od tylu lat i nigdy nie pomyślałby, że darzy go jakimkolwiek czułym uczuciem. Od ich ostatniego listu, jeszcze przed ślubem z Narcyzą, spotykali się wiele razy na oficjalnych przyjęciach i czasami wymieniali ze sobą grzeczności. Nikt z obecnych nie podejrzewałby, że kiedyś łączyło ich trochę więcej.
- Marietto, ja… - zaczął, ale kobieta przerwała mu ruchem ręki.
- Jeśli nie chcesz mnie widzieć, zrozumiem – szepnęła i cofnęła się jeszcze o krok.
W tym momencie przeżyłaby kolejne odrzucenie, była już oswojona z myślą o samotnym życiu, kiedy jej siostrzenica wyjdzie za mąż.
Lucjusz powoli podszedł do niej, zauważyła, że w ręce nadal trzyma list sprzed osiemnastu lat.
- Nie chcę żebyś odchodziła – powiedział cicho. Stali naprzeciwko siebie, oboje zawstydzeni i zażenowani sytuacją, w której się znaleźli.
Rosier zaczerpnęła głośno powietrza. Nie wiedziała jak powinna się teraz zachować, byli już dorośli, nie zachowywali się tak gwałtownie jak osoby w wieku Lii i Dracona. Oni już poznali smak miłości, nawet jeśli z biegiem czasu o tym zapominali. Znali też jej gorzki smak.
- Lucjuszu – szepnęła cicho, przerywając wysokogórską ciszę. Z jej ust razem ze słowem, wyleciała para. Zadrżała z zimna, we Francji było o wiele cieplej.
- Wracajmy do środka – rzucił. – Drżysz.
Kobieta skinęła głową i bez słowa udała się za mężczyzną. Kiedy weszli już do niewielkiego, drewnianego domku ogarnęło ich miłe ciepło wypełniające salon. Ogień podtrzymywany przez czary, tańczył w palenisku. Lucjusz wskazał Mariecie kanapę, Rosier w ciszy usiadła na niej i skupiła swój wzrok na kominku. Ogień zawsze ją uspokajał. Westchnęła cicho, ręką przeczesała swoje włosy i po chwili siedziała sztywno na sofie. Malfoy przez chwilę jej się przyglądał. Wyglądała olśniewająco nawet wtedy, kiedy była zmęczona. Nie musiała ubierać się w krwistoczerwone sukienki by zwrócił na nią uwagę. Zawsze przyciągała ją swoją urodą, czy zachowaniem.
Opadł na kanapę obok niej i podążając za jej wzrokiem spojrzał na kominek. Pamiętał, że jeszcze w Hogwarcie spędzała wiele czasu na obserwowaniu palącego się ognia w pokoju wspólnym.
- Nigdy nie rozumiałem, dlaczego spędzasz tyle czasu na obserwowaniu ognia – szepnął, nie wiedząc jak może wrócić do rozmowy o uczuciach. Był Malfoyem i nigdy się nimi nie afiszował, dlatego teraz kiedy pragnął to zrobić, wydało mu się to nienaturalne.
- Ogień jest nieprzewidywalny – szepnęła cicho, nie odrywając wzorku z kominka. – Niszczy, ale jeśli potrafi się go okiełznać, daje ciepło…
- Marietto, ja… - zaczął po raz kolejny, zastanawiając się jak ubrać w słowa to co czuje.
- Cii… - szepnęła kobieta. Wiedziała, że kolejne wyznanie mogą zniszczyć.
- Marietto, nie wiem czy to co czuję mogę nazwać miłością, ale… - Kobieta spojrzała na niego zaskoczona i czekała na dalszą część jego wypowiedzi. – Ale nie jesteś mi obojętna – dokończył wstając z kanapy. Ruszył w kierunku schodów.
- Lucjuszu! – zawołała Rosier, a mężczyzna zatrzymał się.

Lia nie potrafiła nikomu wyznać miłości. Te dwa słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Ciotka uczyła ją, że powinna ukrywać się ze swoimi uczuciami, poza tym nigdy nikt nie powiedział jej wprost, że ją kocha. Draco był pierwszy.
- W takim razie udało ci się – mruknął chłopak i opadł na kanapę. Przymknął oczy i przypomniał sobie wydarzenia z wieczora. Uśmiechnął się mimo woli, na myśl o pocałunkach, które składał na ciele dziewczyny.
Nott stała nie do końca wiedząc, co może ze sobą zrobić. Nie chciała siadać obok chłopaka, obawiała się kolejnych wyznań, na które nie wiedziałaby jak zareagować. Czuła na sobie wzrok chłopaka. Spojrzała na niego, unikając jego wzroku. Dlaczego tak na niego reagowała? Dlaczego…? Miała tyle pytań i ani jednej osoby, do której mogłaby się z nimi zwrócić. Przecież miała wielu chłopaków i przy nich nie czuła się tak jak teraz. Poza tym jej uczucia brały górę nad racjonalnym myśleniem.
- Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to chociaż się ze mną napij – westchnął chłopak podając jej lampkę wina. Dziewczyna najpierw chciała odmówić, ale po chwili przyjęła trunek cicho dziękując. Usiadła na fotelu stojącym naprzeciwko sofy, na której usiadł chłopak. Nieśmiało zanurzyła usta w czerwonej cieczy.
- Skąd…? – zapytała wskazując na kieliszki.
- Z lochów – wzruszył ramionami i upił łyk wina. Dziewczyna skinęła głową.
Zapadła cisza i żadne z nich nie wiedziała jak ma ją przerwać. Draco żałował, że odwołał swoje słowa, ale wiedział, że jeśli je znowu powtórzy nie poprawi sytuacji.
- Lia – szepnął chcąc zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Nott zerknęła na niego przelotnie. - Nie rozumiem cię – dodał po chwili. – Przed chwilą jeszcze byłaś pewną siebie, pociągającą kobietą, a teraz… siedzisz zupełnie jak w szkole.
Dziewczyna prychnęła. Usiadła, zakładając nogę na nogę, uniosła podbródek.
- Jak chcesz to potrafisz – westchnął przyglądając się jej. Widział, że dziewczyna jest zmęczona swoją grą, i choć on miał jej dosyć, zaczął prowadzić swoją. Nie chciał z nią pogrywać tak jak ona z nim, to było zbyt oczywiste.
- O co ci chodzi, Draco? – zapytała, przygryzając wargę.
- Lubię pewne siebie dziewczyny, a nie takie… nijakie – mruknął mrugając do niej. Dziewczyna zagryzła wargi.
- Do czego piejesz? – Usiadła prosto na fotelu, wpatrując się w twarz chłopaka.
- Do tego samego co ty – mruknął wstając z kanapy. Lia nie wiedziała o co mu chodzi.
- Nie pogrywaj ze mną, Malfoy – żachnęła się. Odstawiła pustą lampkę na stolik. Nie wiedziała o co mu chodzi, czuła, że teraz on zaczyna swoją grę, a ona nie miała już siły by bronić się przed swoimi uczuciami.
- Och Lia, Lia – westchnął, tak jak ona wcześniej – Widzisz, skoro ty możesz ze mną pogrywać, ja też mogę to robić.
Usiadł na oparciu fotela i zaczął bawić się jej włosami.
- Draco, daj spokój – mruknęła odtrącając jego rękę. Poczuła, że chłopak nachyla się nad nią. Zamarła na chwilę, zastanawiając się co kombinuje chłopak. Malfoy delikatnie musnął jej czoło i powiedział:
- Bonne nuit, ma chérie.*

(z fr. dobranoc, kochanie - odpowiedzialność zrzucam na google translator)

Lily nerwowo rozejrzała się po lochach, szukając czegoś, czym mogłaby zatamować krwotok.
- Co ty tutaj robisz? – szepnął słabo Severus. – Miałaś siedzieć z Lią i Draconem we Francji – dodał.
- Cii – szepnęła, kładąc mu palec na ustach. Kiedy stwierdziła, że nie widzi niczego co mogło by jej się przydać, szarpnęła mocno za swoją koszulę i urwała jej kawałek. W myślach cieszyła się, że ma pod nią podkoszulkę. Ręka sięgnęła po świece stojącą niedaleko i przybliżyła ją, by móc przyjrzeć się dokładniej ranom mężczyzny. Kiedy łuna świecy oświetliła Severusa, Lily zadrażała. Twarz ukochanego była poobijana, miał podkrążone oczy. Krew sączyła się z jego ramienia. Szybko, starając się sprawić mu jak najmniej bólu, owinęła jego rękę prowizorycznym bandażem, żałując, że wszystkie eliksiry zostawiła w domu.
- Masz gdzieś jeszcze ranę? – zapytała cicho, sama oglądając ciało narzeczonego.
- Nie, Lily, nie – odpowiedział jej cicho i oparł się o ścianę, przyjmując pozycję półsiedzącą.
- Długo tu jesteś? – rzuciła Greengras, rozglądając się po lochu. Śmierdziało w nim stęchliznom.
- Od kilku godzin, odkąd deportowałem się od ciebie – powiedział słabo.
- Och… Narcyza i ci jej poddani ci to zrobili ? – zadawała mężczyźnie wiele pytań.
Snape tylko skinął głową i przymkną powieki.
- Co tu robisz? – powtórzył swoje pytanie.
- Ja… Och Severusie – westchnęła, odwracając wzrok. Czuła się okropnie z tym co zrobiła. Chwilę później opowiedziała mężczyźnie wydarzenia z kilku ostatnich godzin.
- Lily – westchnął. – Obawiam się, że panna Nott ma więcej oleju w głowie niż ty – żachnął się.
Kobieta załkała cicho, oczekiwała takiej reakcji, jednak nie myślała, że tak ją zaboli.
- Chciałam dobrze, on znal nasze położenie i o tym, że się zaręczyliśmy – wyszeptała, pociągając nosem.
- Uprzedzilibyśmy was przed samym ich przybyciem – zauważył chłodno, patrząc na swoja narzeczoną.
- Wiem, ale ja… ja myślałam, że macie tyle rzeczy na głowie – mruknęła cicho, odwracając wzrok od Snape’a . – Poza tym nie porównuj mnie do tej smarkuli – rzuciła. Mężczyzna zaśmiał się krótko.
- Co ci zrobiła?
- Krzyczała, że powinnam ją była zawołać – przyznała.
- Bo powinnaś, Lily – przypomniał jej – to jej dom.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Pon 22:12, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pon 21:59, 22 Sie 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

- Lucjuszu! – powtórzyła głośniej Marietta, a Lucjusz zatrzymał się. Kobieta oddychała nierównomiernie, a pan Malfoy obrócił się do niej i zaczął świdrować ją swoimi szarymi oczyma.
- Lucjuszu... – nie wiedziała od czego zacząć.
Mężczyzna nie zmierzał się ruszyć i czekał na dalszy ciąg wypowiedzi:
- Ja... – zaczęła. Musi mu to powiedzieć! Musi się przełamać! Zawsze była dzielną kobietą, a teraz boi się wypowiedzenia jednego prostego zdania. Po chwili zaczęła kontynuować. – Ty... ty też nie jesteś mi obojętny. Ja nadal cię kocham. Zawsze cię kochałam i... i nic tego nie zmieni! Rozumiesz? Możesz mnie odrzucić! Ja mogę odejść z twojego życia, ale nadal będę ciebie kochać! Do końca swojego życia! Zawsze...
Lucjusz nie wiedział co odpowiedzieć. To co on czuł... Nie była mu obojętna. Nie wiedział czy to jest naprawdę miłość. Coś czuł do Marietty. Nie było to takie same uczucie jak do Narcyzy tylko... inne. Pan Malfoy z powrotem udał się na sofę i chwycił lekko ręce Marietty.
- Jesteś dla mnie ważna... Ale ja tak naprawdę nie wiem co czuję... A nie chciałbym, żebyś... – przełknął gulę, która tkwiła w jego gardle – żebyś przeze mnie cierpiała. - nie przywykł do takich wyznań, coś go ciągnęło, żeby kontynuował, ale Marietta mu przerwała.
- Ja wiem, że bym przez ciebie nie cierpiała. Czuję to. Nie jesteś jakimś tam zwykłym mężczyzną. Byłeś wierny żonie cały czas, a że ona cię oszukała to już inna sprawa...
Lucjusz spojrzał na palący się ogień w kominku:
- Nigdy się po niej tego nie spodziewałem. Zawsze była taka...
Weź się w garść Lucjuszu! – żachnął się w myślach mężczyzna – Nie możesz znów zacząć się żalić!
- Przepraszam... – spojrzał na Mariettę, która nie odzywała się od kilku sekund – Nie powinienem o niej mówić. To już przeszłość.
- A co jest dla ciebie przyszłością Lucjuszu?
- Ty, Marietto, ty... Twoje humory, złości, twój charakter... To jest właśnie moja przyszłość.

Lia spojrzała na chłopaka, który uśmiechał się szelmowsko. I w tym jednym momencie zapomniała o przykazaniach ciotki, o etykiecie, której się nauczyła, o wszystkim. Teraz liczył się tylko głos jej serca. Obróciła się w stronę młodego Malfoya i chwyciła go za rękę, którą trzymał na oparciu.
- Draco... - wyszeptała do zdziwionego chłopaka – Ja... Muszę ci coś powiedzieć.
Malfoy uniósł jedną z brwi do góry i czekał na ciąg dalszy, wypowiedzi panny Nott.
- Nie jesteś mi obojętny – wyszeptała cicho.
- Słucham? – spytał, niedowierzając jej słową, Draco.
- Jesteś dla mnie ważny. – powiedziała trochę głośniej.
- Mogłabyś... rozwinąć? – uśmiechnął się chłopak.
- Skończ! Wiesz przecież o co mi chodzi! – oburzyła się dziewczyna.
- Ale chcę to usłyszeć z twoich ust, ma chérie.
Camelia wzdrygnęła się na ostatnie słowo Draco. Wymawiał to jak rodowity francuz... Z taką... pasją. Aż ciarki przechodziły po ciele.
- Lio? Czekam... – powiedział cicho blondyn.
- Ja... Nie jesteś mi obojętny i jesteś dla mnie ważny! – zaczęła odważnie.
- To już wiem.
- Nie przerywaj mi! – wysyczała dziewczyna.
- Noo... Stara Camelia wróciła. Witamy! – uśmiechnął się lekko, ale napotkał groźny wzrok Lii.
- Przerywasz mi, więc nic Ci nie powiem! Koniec i kropka!
Draco nachylił się nad uchem dziewczyny i wyszeptał:
- Jesteś tego pewna?
Lia poczuła oddech chłopaka na swoim uchu.
- Tak. Chciałam ci powiedzieć, straciłeś swą szansę.
- A co mam zrobić, żeby ją odzyskać?
Lia spodziewała się takiego pytania i teraz już zapomniała o wszystkim... O cioci jako swatce, o Grendali... Liczył się tylko Draco. Przez chwilę biła się z myślami. Po kilku minutach jednak wydobyła z siebie głos:
- Pocałuj mnie.

Lily spojrzała oburzona na swojego przyszłego męża:
- Że co? Myślałam, że co jak co, ale ty będziesz po mojej stronie!
- I jestem... Ale postąpiłaś nierozsądnie!
- Oczywiście... A jakbym przerwała jej kłótnię z Malfoyem to oczywiście wywaliłaby mnie za drzwi, jak psa!
- Kłótnię?
- A kłótnie! Nie wiem o co... Mało obchodzą mnie sprawy tej przeklętej, nadętej smarkuli Nott!
Severus zaśmiał się cicho pod nosem.
- No i z czego się śmiejesz?! – warknęła Lily.
Severus przyciągnął ją do siebie zdrową ręką.
- Z ciebie. Lubię jak się złościsz.
- I co jest w tym do lubienia?! Z resztą... Musimy się teraz zastanowić co zrobimy.
Severus westchnął:
- Nic nie możemy zrobić. Mi zabrali różdżkę, podejrzewam, że tobie też, a na te lochy, znając życie, nałożone są zaklęcia, które uniemożliwią nam wyjście.
Lily gwałtownie wstała i zaczęła chodzić w prawo i w lewo.
- Oczywiście to przeze mnie się tu znalazłeś. To przeze mnie te wszystkie kłopoty! Jestem głupia i nieodpowiedzialna! Nott...
- ... jest więcej odpowiedzialna! – dokończył za nią Snape.
- Ta smarkula! – usiadła pod ścianą – Nie miała prawa podnieść na mnie głosu!
- Lily! Uspokój się! Lia miała prawo być na ciebie zła! Wpuściłaś do jej domu obce osoby! Nawet Potter byłby mądrzejszy!
- Nie porównuj mnie do tego... tego człowieka!
- Lily... Chodzi mi tylko o to, że...
- Że jestem głupia? Ależ Severusie... Jeżeli jestem taka głupia to po co prosiłeś mnie o rękę?
- Nie jesteś głupia! – wrzasnął. – Poprosiłem cię o rękę, bo cię kocham z wszystkimi twoimi wadami.
Nagle zaskrzypiały kraty i do pomieszczenia weszło dwóch wysłanników Narcyzy Malfoy. Podeszli do Severusa i brutalnie podnieśli go z ziemi:
- Pani chcę z tobą rozmawiać. A ty... – spojrzał na Lily jeden ze sługusów – Będziesz po nim...
Będziesz po nim... – zabrzmiało w uszach Lily. Brzmiało to jak wyrok śmierci.



Weny Cissa! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Pon 23:30, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 13:12, 23 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Marietta zareagowała na słowa Lucjusza dość spontanicznie. Najpierw kiwnęła przecząco głową, a następnie kazała mu milczeć.
- Nie prawda - rzuciła, wspominając to, że Malfoy uważa ją za swoją przyszłość.
To co powiedział Lucjusz, mogło być prawdą w jego mniemaniu. Marietta nie uwierzyła mu w to, co mówi, ponieważ prócz słów, nigdy nie okazał jej czegoś więcej. Kiedy kobieta potrzebowała rozmowy, Malfoy odwracał się od niej i mówił, że jej dziecko nic dla niego nie znaczy. Innym razem, kiedy Rosier chciała pobyć w jego towarzystwie, nie odzywając się ani słowem, on próbował ją pocałować.
To nie tak miało wyglądać. Nie mogła żyć w ten sposób. I co najważniejsze, nie potrafiła uwierzyć jego słowom.
- Ależ o czym ty mówisz… - zaczął groźnie.
Lucjusz powstrzymywał się w myślach, by nie zrobić jej przykrości. Nie chciał jej zranić, ale ona najwidoczniej miała jakiś niecny plan. Najpierw wyznała mu miłość, a teraz twierdzi, że to co jej odpowiedział, to nie prawda.
Mężczyzna podszedł do Rosier. Jego bliskość wgniotła ją do ściany. Następnie Lucjusz usadowił swoje ręce po obu stronach Marietty.
- Osaczasz mnie - mruknęła. - Źle się czuję - wyszeptała.
Lucjusz spojrzał na nią zdziwiony i zrobił mały krok do przodu. Teraz był jeszcze bliżej jej ciała.
- Dlaczego to robisz? - syknął. - Dajesz mi list, żebym poznał prawdę. Potem przyznajesz, że nadal mnie kochasz, po czym…
- Nie mogę ci zaufać, nie wierzę w twoje słowa - wyznała cicho, nie patrząc w jego oczy.
- Więc co mogę zrobić? - zapytał.
Marietta uśmiechnęła się gorzko i oparła swoje ręce na jego torsie.
- Nic - rzuciła. - Pomogę ci znaleźć Narcyzę, a następnie wyjadę daleko. Camelia wyjdzie za twojego syna, więc już nic nie będzie mnie trzymać w tych stronach - wytłumaczyła.
- Marietto - warknął. - Myślałem, że mnie kochasz. Przecież ty i ja…
Nie podobały mu się jej słowa.
- Lucjuszu - szepnęła i pogłaskała jego policzek. - Wyjadę i spróbuję zapomnieć. Przez tyle lat tłumiłam uczucia, więc przez kolejne dwadzieścia również nie powinno mi to sprawić problemu - wytłumaczyła.
Pomimo, iż wiedziała, że Malfoy jest teraz tak blisko, niczego nie oczekiwała. Byli razem w tym domku, ale jedyne o czym marzyła, to znaleźć się jak najdalej Lucjusza. Kochała go, ale jego słowa ją zabijały.
- Nigdzie nie jedziesz - warknął do jej ucha. Był tak zdeterminowany, że ani myślał, by wyjechała bez niego. Nie chciał stracić kolejnej kobiety, na której mu zależało.
- Jestem dorosła, nie mów mi co mam robić - odrzekła spokojnie. Nie chciała rozpoczynać kłótni, a jedynie łagodnie wytłumaczyć ich położenie.
- Lucjuszu, nie mogę żyć w kłamstwie przez całe życie. Chciałabym, żebyś odpowiedział na jedno moje pytanie, a więcej o nic nie spytam - żachnęła się. Mężczyzna potrzasnął głową.
- Dlaczego nie dołączysz do Narcyzy? - kontynuowała. Nie rozumiała jego położenia, kiedy dołączyłby do swojej żony, byli by najpotężniejszymi czarodziejami na świecie.
- Przez ciebie - wyszeptał, patrząc w jej oczy. Zbliżył swoją twarz do Marietty i czekał na jej reakcję.
- Po cóż te kłamstwa, Lucjuszu? - wymamrotała. Zamknęła oczy i prowadziła wojnę z samą sobą. Z jednej strony kochała go i pożądała, lecz z drugiej nienawidziła tak samo jak resztę świata.
Malfoy warknął coś pod nosem.
- Zaraz ci pokażę, moje kłamstwa - szepnął, a następnie gwałtownie podniósł Rosier i wywlókł do salonu. Marietta próbowała się uwolnić z jego uścisku, ale on nie ustępował. W końcu rzucił ją na sofę, a sam wspiął się ponad nią. Rosier zesztywniała, kiedy Lucjusz zaczął rękami błądzić po jej ciele. Następnie pocałował ją w usta, inaczej. Marietta nigdy nie doświadczyła takie pocałunku, lecz zanim uległa, opamiętała się i podniosła na łokciach.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła, a Lucjusz cicho zachichotał.
- Chcę mieć dziecko… Z tobą - westchnął i myślał, że wkupił się w jej łaski. Lecz jak bardzo się pomylił. Rosier odepchnęła go i spojrzała mu w oczy.
- Ale ja nie chcę - odpowiedziała, pozostawiając Malfoya w szoku.


Draco zmarszczył czoło i podszedł do dziewczyny. Z każdym kolejny krokiem, Lia stawała się coraz bardziej zestresowana jego bliskością. W końcu kiedy zamknęła oczy i czekała na pocałunek, Malfoy wyszeptał do jej ucha:
- Nie, nie, nie… Camelio - Lia w szoku otworzyła usta i chciała go uderzyć.
Doskonale wiedziała, że teraz on z nią pogrywa. Jej policzki poróżowiały, nie z zażenowanie, lecz ze złości. Nie potrafiła uwierzyć, że wyznała chłopakowi tak wiele, a on ja wyśmiał i nie potraktował poważnie.
- Myślisz, że żartowałam - stwierdziła, rozglądając się dookoła. Przez chwilę zastanowiła się, gdzie podziała się Greengrass.
Draco nie odpowiedział na jej słowa od razu. Najpierw obszedł Nott dokoła, delikatnie głaszcząc po ramionach, a potem, nagle jakby zmiękł i opadł na kanapę.
- Oczywiście, że tak - zaśmiał się. - Jesteś dobrą aktorką, a tę rolę zagrałaś dość przekonująco - rzucił, przypominając sobie, jak Camelia powiedziała mu o tym, że nie jest dla niej ważny.
Dziewczyna odwróciła się tyłem i zaczęła podziwiać rodzinne portery. Zdała sobie sprawę, że naprawdę jest podobna do swojej matki. Kilka czarownic i czarodziejów machało jej z obrazów, a Nott odmachiwała, chcąc być uprzejma. W końcu Malfoy podszedł do niej. Mruknął coś pod nosem.
- Jesteś bardzo podobna do swojej ciotki - odrzekł, co zdziwiło Nott, ponieważ nikt nigdy nie zastosował takiego porównania.
Dziewczyna chciała się zapytać: „dlaczego”, ale chłopak kontynuował:
- Spójrz - wskazał na wielki obraz koło szafy, który przedstawiał dwie młode kobiety. - To twoja matka, a to ciotka - wytłumaczył, a Lia skinęła głową, dobrze wiedziała, kto jest kim.
- Skąd wiesz? - rzuciła, zapominając o ich poprzedniej kłótni.
- Ojciec pokazał mi go, kiedy tu przybyliśmy - powiedział. - Teraz zerknij w lustro - nakazał.
Dziewczyna nie chciała wykonywać jego poleceń, ale intrygowało ją to co zauważył Draco. Camelia wzięła podręczne lustro do ręki i przyjrzała się sobie. Następnie przeniosła wzrok na obraz przedstawiający jej ciotkę i matkę w wieku szkolnym.
- Nigdy tego nie widziałam - szepnęła zszokowana Nott. Wtedy zauważyła, że jest posiada te same rysy twarzy co Marietta.
- Ponieważ jesteście rodziną i to zrozumiałe - ciągnął Malfoy, jakby chciał odkryć przed dziewczyną jakąś tajemnicę. - Jesteś do niej bardziej podobna, niż do swojej matki - odrzekł i różdżką wskazał kolejne zdjęcie.
- Moja mama była blondynką? - zapytała. Nigdy o tym nie wiedziała, każde zdjęcie, które pokazała jej Rosier, przedstawiało inną panią Nott.
- To bardziej skomplikowane - westchnął i kazał Lii wyjśc na zewnątrz.
Nott skrzywiła się, ale podążyła za chłopakiem. Czuła, że szykują się jakieś rewelacje. Draco wyglądał na zestresowanego, a Camelia nie miała pojęcia, czego ma się spodziewać.
- Draco, co ty przede mną ukrywasz? - warknął, ściskając jego ramię. Malfoy syknął, ponieważ po „odrodzeniu” kolejnego mistrza śmierciożerców znak znowu bolał.
- Ojciec opowiedział mi pewną historię z twojego dzieciństwa - wyznał. - Nie mogę ci tego powiedzieć bez jego obecności i twojej ciotki.
- Nienawidzisz jej!
- Camelio, tu chodzi o coś więcej - szepnął i pociągnął ją z dala od domku. Rzucił kilka zaklęć na siebie i Lię, po czym obydwoje się deportowali.
- Gdzie i po co tu jesteśmy? - krzyknęła Lia, widząc zarys gór nad nimi.
- Jesteśmy w Szwajcarii, byś poznała w końcu prawdę o sobie - wyszeptał do jej ucha i wskazał niewielki, drewniany domek na horyzoncie.



Lily zjechała po ścianie w ciemnej celi. Czuła i słyszała każde uderzenia serca. Pot spływał po jej plecach i czole, a kobieta nie potrafiła opanować swojego szlochu. Nagle do jej celi przybyło dwóch mężczyzn, którzy zabrali ją, tam gdzie wcześniej poszedł Severus.
Nie widziała, gdzie idzie, ponieważ rzucono na nią zaklęcie ciemności. W końcu usłyszała poruszenie i jakiś szmer. Rozejrzała się po Sali, na której było mnóstwo ludzi różnych narodowości. W środku, na wielkim tronie siedziała Narcyza z jakimiś insygniami i różdżką wycelowaną w Lily.
- Bądźcie uprzejmi - ogłosiła do swoich ludzi. - Może postąpi jak nasz drogi Severus - zaśmiała się i energicznie wstała.
Greengrass wystraszyła się nie na żarty i opadła na kolana.
Po Sali przetoczyło się echo wścibskich śmiechów. Każdy chichotał z postawy Lily. Kobieta zaś otarła twarz i zmusiła się do popatrzenia na panią Malfoy.
- Powiedzcie Severusowi, że jesteśmy gotowi na ceremonię - krzyknęła Narcyza wkładając na głowę Lily biały wianek. Greengrass chciała go zrzucić, ale mistrzyni ciemnego świata przytrzymała go różdżką.
Po chwili do pomieszczenia wszedł pewny mężczyzna odziany w czarną szatę. Nie było po nim widać, ani zmęczenia, ani rany na ramieniu.
- Severus? - wyszeptała Ruda, próbując wytężyć wzrok.
Snape uśmiechnął się ironicznie. Szedł w stronę Lily, lecz zamiast iść prosto do niej, uklęknął przy Narcyzie i pocałował jej dłoń.
- To miłe z twojej strony - skinął głowę, a następnie zwrócił się do swojej narzeczonej.
- Severusie, proszę - błagała, patrząc na niego ze łzami w oczach.
Mistrz eliksirów przybrał beznamiętny wyraz twarzy i podał rękę Greengrass. Kiedy kobieta wstała i utrzymała równowagę, szepnął o niej coś niezrozumiałego.
- Narcyza da nam to czego chciałaś - odrzekł, ponownie skinął głowę w stronę swojej mistrzyni.
- Myślałam, że bierzesz stronę Malfoyów! - warknęła.
- Bo bierze - wtrąciła się mistrzyni. - Czyż nie nazywam się Narcyza Malfoy? - zapytała wszystkich zgromadzonych, a każdy po kolei przyznawał jej rację.
- To nie twoje nazwisko - krzyknęła Lily, która nie wiedziała już komu wierzyć. Severus ścisnął jej rękę i warknął do ucha, żeby się uspokoiła.
- Kochana, chyba wiem lepiej czyje to nazwisko - wygłosiła kobieta. Machnęła różdżką w sufit, po czym z wielkiego sklepienia zaczęły zjeżdżać białe wstążki i kwiaty. Całość Sali wyglądała jak kaplica.
- Zgaduję, że znaleźliśmy się tutaj dzisiaj, by połączyć tych dwoje… świętym węzłem małżeńskim - odrzekła Narcyza, teatralnie przewracając oczami.
- O czym ona mówi? - zapytała Lily Severusa, ale mężczyzna zamiast odpowiedzieć, podprowadził ją pod oblicze pani Malfoy i kilku kapelanów.
Nie o takim ślubie marzyła Greengrass, to zaczęło ją przerastać. Czuła się jak na szkolnym przedstawieniu, gdzie dostała rolę osła.
Kobieta siłą zgodziła się na poślubienie Severusa. Wypowiedziała całą regułkę, po czym o to samo poproszono Severusa. Kiedy obydwoje ślubowali sobie miłość, aż do śmierci Narcyza ponownie się zaśmiała.
- Dopóki śmierć was nie rozłączy - Narcyza oznajmiła wszystkim zgromadzonym i kontynuowała - ogłaszam was mężem i żoną. A teraz, Severusie! Możesz zabić pannę młodą! - krzyknęła uroczyście i wyczarowała setki fajerwerków nad ich głowami.



Weeeny Ola!
mam nadzieję, ze troszkę namieszałam xDD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Wto 14:24, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 19:43, 23 Sie 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Lucjusz patrzyła zaskoczonym wzrokiem na kobietę. Przecież tak cieszyła się na myśl o dziecku, pragnęła go bardziej niż on mógł to zrozumieć.
- Dlaczego? – wyszeptał, liczył, że to wyznanie sprawi, że kobieta wyzbędzie się swoich obaw. Marietta westchnęła cicho i wstała z kanapy. Podeszła do okna i oparła na szybie czoło.
- Dziecko skomplikowałoby wszystko – rzuciła mimo chodem. Nie chciała się przyznać, ale bała się, kolejnej straty życia, które nosiłaby pod sercem. Nie miała zamiaru przeżywać tego po raz kolejny. Zbyt wiele razy płakała i zbyt wiele razy widziała jak jej najbliżsi cierpią z tego powodu.
- Nie prawda – mruknął mężczyzna podchodząc do niej.
- Prawda, Lucjuszu i doskonale o tym wiesz. – Odwróciła się do niego twarzą. – Poza tym słyszałeś lekarza, mam niewielkie szanse na kolejną ciążę – mówiła cicho i szybko, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- Marietto – westchnął. – Draco pogodzi się z nową sytuacją – powiedział, wiedząc do czego nawiązuje kobieta.
- Nie wyglądał jakby pogodził się z tą sytuacją – westchnęła, przypominając sobie wyraz twarzy młodego Malfoya i fakt, że nie powiedziała swojej siostrzenicy o tym, że poroniła.
- Zaufaj mi – poprosił, znał swojego syna o wiele lepiej niż kobieta. Marietta otworzyła usta żeby odpowiedzieć mężczyźnie, ale przerwało jej głośnie pukanie do drzwi.


Lia zadrżała z zimna. Byli w Alpach, dokoła nich leżał świeży śnieg, a dziewczyna była ubrana w cienką sukienką.
- Nie pomyślałem o tym – mruknął chłopak i chwilę później wyczarował dziewczynie i sobie eleganckie zimowe płaszcze. Nott zarzuciła go na siebie, mając nadzieję, że szybko dojdą do domku.
- Po co mnie tu zaciągnąłeś? – warknęła. Było jej zimno, nawet pomimo dość szybkiego marszu jakim przemieszczali się w stronę niewielkiego budynku.
- Mówiłem, że nie mogę ci sam opowiedzieć tej historii – rzucił i otuli się szczelniej płaszczem. Camelia westchnęła głośno, nie rozumiejąc nic z tego co mówi jej chłopak.
- Bredzisz, Draco – zadrwiła, zatrzymując się.
- Chodź! – Chłopak pociągną ją za rękę, nie przewidział jednak, ze buty dziewczyny zupełnie nie są przystosowane do chodzenia po śniegowych zaspach i po chwili Lia przewróciła się, upadając na biały puch. Wstała szybko, ciskając wściekłymi spojrzeniami w stronę blondyna.
- Gratuluję inteligencji – warknęła, otrzepując się ze śniegu. Teraz była już cała mokro.
- Przepraszam – mruknął tak cicho, że dziewczynie wydawało się, ze się przesłyszała.
Chciała jakoś odpowiedzieć Draconowi, ale zanim zdążyła otworzyć usta chłopak zapukał do drzwi.


Lucjusz zerknął zaskoczony na Mariettę. Nie spodziewali się gości, a Snape przecież nie pukałby do drzwi. Mężczyzna przygotował różdżkę i podszedł do drzwi.
- Kto? – rzucił ostro, obawiając się kolejnego ataku.
- Draco Lucjusz Malfoy i Camelia Elizabeth Nott – odpowiedział ktoś szybko. Blondyn rozpoznał głos swojego syna, zerknął zaskoczony na kobietę. Lucjusz zadał kolejne pytanie i kiedy uzyskał zadowalającą go odpowiedź otworzył drzwi. Spojrzał na młodzież, oboje mieli sine od zimna usta, a kiedy spojrzał na ich stopy zrozumiał dlaczego. Żadne z nich nie miała na nogach kozaków, tylko buty, pasujące do ciepłej Francji.
- Co tu robicie? – zapytał kiedy już usiedli na kanapie przy kominku. Lia uśmiechnęła się blado do ciotki.
- Rozmawialiśmy z Lią o jej rodzinie i pochodzeniu – rzucił patrząc w twarz kobiecie, a ta kiedy zrozumiała o co mu chodzi, rzuciła wściekłe spojrzenie Lucjuszowi. Tylko on mógł powiedzieć chłopakowi o ich rodzinnym sekrecie.
- I wydaje mi się, że czas by poznała prawdę o swoim pochodzeniu – dokończył myśl, a Nott rzuciła Marietcie zaciekawione spojrzenie.
- Draco – rzucił Lucjusz, powiedział to mu w sekrecie i miał nadzieję, że chłopak zatrzyma to dla siebie.
– Każdy ma prawo znać swoje pochodzenie, prawda, pani Rosier? - Chłopak ciągnął dalej.
Brunetka wciągnęła powietrze. To była jedna z tych spraw, o których nie rozmawia się głośno, a jedynie przyciszonym głosem w najdalszym zakątku ogrodu lub posiadłości.
- O co mu chodzi, ciociu? – zapytała cicho dziewczyna. Wydawało jej się, że wszyscy poza nią wiedzą o co chodzi Draconowi, ale żadna z obecnych osób nie miała zamiaru jej tego wyjaśnić.
- Camelio – westchnęła kobieta siadając przy dziewczynie. – Nie jesteś moją siostrzenicą.
Dziewczyna rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
- Jak to? Przecież… - zaczęła nie do końca wiedząc jak uargumentować ich pokrewieństwo.
- Nie jesteś moją siostrzenicą, ponieważ jesteś moją siostrą – rzuciła szybko, zastanawiając się czy wszystkie lata, które poświęciła na wychowanie dziewczyny przyniosą jakiekolwiek efekty. Policzki dziewczyny przybrały krwisto czerwony kolor, ale nie powiedziała nic, ani nie wykonała żadnego gwałtownego ruchu. Siedziała prosta jak struna, czekając na kolejne rewelacje.
- Nie możliwe – rzuciła nagle. W głowie szumiało jej od niewypowiedzianych myśli, które musiała powstrzymywać przed wydostaniem się przez jej usta.
- Ależ owszem, możliwe – oznajmiła Rosier. – Mój ojciec miał romans z dużo młodszą kobietą, słabą i naiwną, pech chciał, że zaszła z nim w ciążę. Cóż za hańba! – żachnęła się. – Zatuszowaliśmy sprawę, planując odesłanie kobiety do Francji, kiedy tylko urodzi dziecko. W tym samym czasie Anna też zaszła w ciąże. Znosiła ją fatalnie, dlatego przestała pojawiać się na oficjalnych przyjęciach. Poroniła i zanim jej organizm się po tym zregenerował, kochanka naszego ojca urodziła dziecko i umarła. To była idealna sytuacja. Anna wzięła cię pod opiekę, podając za swoją córkę – Marietta nie zamierzała kręcić i zmylać Lii, jeśli miała jej wytłumaczyć tę sytuację, zamierzała mówić tylko i wyłącznie prawdę. – Na szczęście wdałaś się w naszą rodzinę, dlatego jesteś do mnie taka podobna – rzuciła.
- Mam… Anna była blondynką – szepnęła naglę dziewczyna, czując, że cały jej świat powoli rozpada się na kawałki, wszystko w co wierzyła od dziecka okazało się kłamstwem.
- Owszem – westchnęła Marietta, była dumna z postawy dziewczyny, tak ją wychowała. – Pokazywałam ci moje zdjęcia, mówiąc, że to ona. W młodości byłyśmy do siebie niezwykle podobne.
Lia podniosła głowę i spojrzała ciotce… czy też siostrze w oczy.
- W takim razie jestem bękartem – rzuciła szybko, nie wiedziała dlaczego Draco chciał żeby poznała swoje korzenie. Gwałtownie podniosła się z kanapy. – Chciałeś mnie upokorzyć, Malfoy? – zwróciła się do chłopaka, zapominając o tym jak powinna się zachowywać. – Świetnie, odpłaciłeś mi się za cały dzisiejszy dzień. Gratulacje – rzuciła ostro. Marietta rzuciła jej zaciekawione spojrzenie, mogła jedynie snuć podejrzenia jak wyglądała gra dziewczyny.
- Camelio, usiądź i uspokój się – poprosiła, licząc, że uda jej się zapanować nad złością dziewczyny. Choć rozumiała jej gwałtowność w tym momencie, nie chciała by Lia dała pokaz swojej wściekłości przy Malfoyach.
- Nie zamierzam się uspokajać – warknęła. – Okłamywałaś mnie całe życie! Karmiłaś mnie kłamstwami, opowiadając o moim „wspaniały” pochodzeniu! Czystej krwi! – krzyczała, dając upust swoim emocją. – Jak mogłaś! Dlaczego wie o tym, Malfoy, a ja dowiaduję się dopiero teraz!
- Nie wiem dlaczego Draco o tym wie – rzuciła chłodno. – Lucjuszu?
- Nie ważne – warknęła dziewczyna podchodząc do drzwi. – Nienawidzę cię – wyszeptała i po chwili poprawiła się – Nienawidzę cię, Malfoy. Wiedziałeś o tym i nic nie powiedziałeś.
Chwilę później dziewczyna deportowała się, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Nikt z nich nie spodziewał się, aż tak gwałtownej reakcji.

Lily spojrzała zaskoczona na kobietę, a potem na swojego… męża. Była otępiała nową sytuacją, a tłum nieznanych jej czarnoksiężników sprawiał, że czuła się obserwowana z każdej strony.
- Na co czekasz, Severusie – żachnęła się Narcyza. – Goście się nudzą!
Snape odwrócił się twarzą do mistrzyni.
- Pani, Greengras może się nam przydać – powiedział powoli. – Przy warzeniu eliksirów będę potrzebował pomocy, Czarny Pan doceniał jej zdolności.
- Twierdzisz, że szkoda ją zabić? Severusie, nie będzie z niej żadnego pożytku. Jest słaba – zadrwiła blondynka i zaśmiała się. Chwilę później śmiała się już cała sala. Lily zadrżała.
- W walce owszem, ale przy kociołku – mężczyzna chwytał się każdej możliwości uratowania ukochanej.
- Snape – westchnęła kobieta – po prostu przyznaj się, że marzy ci się noc poślubna – śmiech po raz kolejny rozniósł się po całej sali. Mężczyzna otworzył szerzej oczy.
- Owszem – rzucił odważnie. – Ale chciałbym ją zatrzymać jako pomoc. Ważyła ze mną eliksir dla Voldemorta.
- Słyszałam o tym – mruknęła Narcyza. – Myślałam jednak, że to tylko głupia plotka.
Wzruszyła ramionami.
- Dobrze, zatrzymaj ją jeśli tak ci zależy, ale musisz skłonić ją do mówienia – powiedział powoli kobieta. – A teraz idźcie – jest tylko jedna noc poślubna! – Malfoy zaśmiała się, wskazując swoim sługusom by odprowadzili parę do wolnej sypialni, przy pracowni eliksirów. Severus puścił kobietę przodem i przez kilka minut szli w ciszy przez korytarze. Mężczyzna otworzył przed nimi drzwi by po chwili zniknąć w ciemnościach. Lily opadła na fotel, na próżno szukając swojej różdżki.
- Jak się czujesz? – zapytał nagle Snape, stojąc w niewielkiej odległości od kobiety. Rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- Od kiedy interesujesz się moim samopoczuciem – rzuciła chłodno, nawet nie zdając sobie sprawy, że dokładnie naśladowała ton głosu Rosier.
- Odkąd poprosiłem cię o rękę – powiedział, podchodząc do niej i klękając przed nią.
- Nienawidzę cię – rzuciła słabo. Chwilę później ściągnęła z palca złotą obrączkę i rzuciła ją pod nogi Severusa. To samo zrobiła ze swoim pierścionkiem, który dostała od Snape’a.
- Nie spodziewałem się takich podziękować za uratowanie życia – burknął, podnosząc z ziemi pierścionki.
- Na co czekasz, Severusie? – spytała nagle, zbijając Severusa z pantałyku.
- O co ci chodzi, Lily?
- Dlaczego mnie nie zabijesz teraz, kiedy jesteśmy sami? – żachnęła się.


W pierwszym momencie Lia chciała się deportować, do domku na wsi, w którym chwilowo mieszkała z Greengras i Malfoyem, wydało jej się to jednak zbyt oczywiste i teleportowała się do swojej francuskiej willi. Kiedy tylko otworzyła drzwi i kazała skrzatom posprzątać, opadła na starą czerwoną kanapę w salonie. Nowe informacje bombardowały jej umysł. Nigdy nie myślała, że osoba, która ją wychowała, może ją okłamywać. Rosier była jej wzorem, chciała być taką damą jak ona. Widziała swoje podobieństwo do niej, ale nie potrafiła przyjąć do wiadomości faktu, że jest jej siostrą. A co gorsza, że jest dzieckiem z nieprawego łoża. Otarła łzy spływające po jej policzkach i kazała przynieść sobie wino. Została wychowana w przekonaniu o swojej wyższości nad innymi, była pewna czystości swojej krwi. Była wychowana jak arystokratka. Zachowywała się tak jak prawdziwa dama, przynajmniej do dzisiaj. Zsunęła z siebie mokrą sukienkę i kazała przynieść swojej skrzatce inny strój. Upiła łyk wina. Malfoy wybrał idealną sytuację żeby odpłacić się jej wszystkie gierki, które miały go upokorzyć. Zagryzła wargi, starając się jeszcze bardziej nie rozpłakać. Jej świat rozpadał jej się na kawałki, a każdy fragment, którego mocno się trzymała, okazywał się jeszcze większym bagnem, zmieszanym z kłamstw, którymi karmiła ją Marietta.


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Wto 21:51, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Śro 11:22, 24 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Wszyscy w osłupieniu patrzeli na siebie. Marietta usiadła na kanapie, biorąc pierwszą lepszą poduszkę i przytulając się do niej. Lucjusz popatrzył na syna, a następnie usiadł koło kobiety. Młody Malfoy stał przed otwartymi drzwiami i tępo wpatrywał się w ślady pozostawione przez Lię.
- Lucjuszu - wyszeptała cicho Rosier, nie zważając większej uwagi na syna Malfoya.
Draco popatrzył w ich stronę. Pierwszy raz usłyszał imię swojego ojca, wypowiadane przez Mariettę. Młody Malfoy usiadł naprzeciwko nich, ukrywając swoją twarz w dłoniach.
Marietta zerknęła na mężczyznę obok niej i energicznie wstała, ciskając poduszkę w stronę kominka.
- Przeklinam cię na wszystko co żyje - warknęła w stronę Lucjusza i pogroziła mu różdżką. - Nie zobaczysz mnie więcej! Nie próbuj mnie szukać! - syknęła i stanęła przy oparciu kanapy.
Zarejestrowała jeszcze kilka zdesperowanych ruchów Lucjusza i ponurą minę Dracona, która mówiła, że jest beznadziejny.
- Synu - zaczął Lucjusz, ale Marietta się wtrąciła.
- Dlaczego mu powiedziałeś? - warknęła. - Ufałam ci!
- Draco nic nie wiedział! - oznajmił Malfoy. - Powiedziałem mu tylko o zdjęciach. O tym, że pokazywałaś Lii swoje zdjęcia, a nie jej matki! - wytłumaczył.
Mimo chodem, obydwoje spojrzeli na Dracona, który również był załamany całą sytuacją. Nie wiedział, że była córką ojca Rosier i jego młodszej kochanki. Ojciec powiedział mu o tym, że Marietta miała jakieś problemy, kiedy Camelia był mała, dlatego pokazywała jej swoje zdjęcia z dzieciństwa. Młody Malfoy po prostu chciał, żeby Lia w końcu zrozumiała, że kobieta, którą uważała za swoją matkę jest jej ciotką. Lecz teraz nawet to nie miało sensu, ponieważ była jej siostrą!
Marietta założyła ręce na piersi i spiorunowała Lucjusza wzrokiem.
- To miało zostać między nami! - wykrztusiła i próbowała się deportować.
Malfoy ją odepchnął.
- Nie możesz tego robić sama - odrzekł. - Lekarz kazał…
- Nie obchodzi mnie to, Malfoy - rzuciła. Jeszcze raz zerknęła na załamanego Dracona, który nie odezwał się ani słowem, po czym aportowała się z domku.
Nagle poczuła, że ktoś zdążył chwycić ją za ramię.
Dyszała ciężko i opadła na podłogę w swoim domu, gdzie wychowywała Lię przez wszystkie lata. Zjechała po ścianie i zobaczyła na podłodze kałużę krwi. Rozejrzała się i zobaczyła, że Lucjusz deportował się z nią. Przybliżyła się i doznała szoku, kiedy uświadomiła sobie, że Malfoy oberwał i ma rozszczepione ramie.

Camelia opróżniła jedną butelkę wina. Nie czuła zmęczenia, ani bólu. Była wściekła, na wszystkich. Nie rozumiała, co było złego w byciu siostrą Rosier. Część o tym, że była i jest bękartem wstrząsnęła ją najbardziej, ale nadal próbowała sobie wytłumaczyć, dlaczego Marietta przez osiemnaście lat karmiła ją takimi kłamstwami i jak bardzo się poświęcała. Opowiadała Lii o tylu ciekawych wydarzeniach z życia jej rodziców, pokazywała jej mnóstwo zdjęć z różnych miejsc, a na sam koniec tuliła i mówiła, że czeka ją cudowna przyszłość.
- Dlaczego? - zapytała sama siebie i odesłała wszystkie skrzaty na górę.
Chciała być sama, pragnęła usłyszeć swoje myśli, bicie swojego serca. Rozejrzała się po salonie i szybko wstała.
Podniosła wazon z kwiatami i rozbiła go o ścianę.
- To i tak nie mój dom! - warknęła, przypominając sobie, że dostała ten dom w spadku po rodzicach, którzy nie byli jej rodzicami.
Panna Nott toczyła walkę ze sobą. Dwie osobowości wymieniały swoje racje, co doprowadzało dziewczynę do potężnego bólu głowy. Jedna strona głosiła, że biologiczni rodzice nie mają znaczenia i spędziła pierwsze dni po urodzeniu u państwa Nott, a potem wychowała ją ciotka Rosier.
Kolejna strona gwizdała i krzyczała, że pochodzenie i krew jest najważniejsza. Nie ważne kim się stajesz, ważne skąd pochodzisz!
Camelia opadła na dywan w salonie, rozlewając resztę wina. Zgarbiła się i wytarła swoje łzy. Nie zachowywała się już jak dama. Była choleryczką, która miała chwilę słabości. Lia rzucała wszystkim co miała pod ręką. Następnie rozmazała swój makijaż i wrzuciła do kominka swoją wstążkę z włosów. Na sam koniec rozczochrała włosy i położyła się na ziemi, by następnie poddać się objęciom Orfeusza.
Popadła w osłupienie. Spała, lecz nadal toczyła bitwę. Powoli scenariusz bycia damą i to, że pochodzenie się nie liczy, zastąpiła jedna myśl, która przez całą noc krążyła w jej głowie.
Nie ważne kim się stajesz, ważne skąd pochodzisz!


Draco siedział na kanapie w drewnianym domku. Jego ręce zacisnęły się na twarzy. Palcami próbował sobie rozmasować czoło, ale na marne. Mnóstwo łez cisnęło mu się do oczu. Nie mógł płakać, przecież był Malfoyem.
Draco wstał i poszedł do kuchni, wyjrzał na okno i usiadł na kuchennym blacie. To wszystko nie miało dla niego sensu. Gdyby wiedział, że ciotka Lii i jego własny ojciec skrywają taką tajemnicę, nigdy nie poruszyłby tego tematu. Owszem, chciał grać z Camelią, robiła mu na złość, tak samo jak on. Lecz „numer” z jej pochodzeniem w ogóle nie mieścił się w kategorii ich gry.
Draco chwycił widelec, który miał po ręką, a następnie wrzucił go z wielkim hukiem do zlewu. Nie dość, że Lia już się do niego nie odezwie, to jeszcze odkrył kim naprawdę była.
Teraz nawet nie miał pewności, czy jest czystej krwi.
- To nie ma znaczenia - wyszeptał w końcu do siebie, a po chwili uderzył się w udo. - Oczywiście, że ma znaczenie! - krzyknął na cały głos.
Wciągnął powietrze do ust i zaczął mamrotać pod nosem różne rzeczy.
Zaczął od tego, że Rosier kłamała Lii przez całe życie. Podążając tym szlakiem, stwierdził, że gdyby dowiedział się takich rewelacji do swojego ojca, nigdy by mu nie wybaczył. Kolejne myśli również krążyły wokół Camelii, po pierwsze nie wiedział gdzie ona jest, a co gorsza, sam nie wiedział, czy chce ją widzieć!

Severus podejrzliwie patrzył na Lily i podniósł obrączkę z ziemi. Następnie rozejrzał się dokładnie i schwał do kieszeni pierścionek zaręczynowy.
- Tak mi dziękujesz? - zapytał z ironią, masując ramię, które znowu piekło niemiłosiernie.
- Nie rozumiem, dlaczego przeszedłeś na jej stronę? Myślałam, że mamy plan z Malfoyami! - warknęła, przy okazji tupiąc nogą.
Snape zaśmiał się jak nigdy dotąd i przeczesał swoje włosy, podobnie jak Lucjusz.
- Plan z Malfoyami? - zapytał tajemniczo mężczyzna i usiadł na łóżku.
- Severusie! Przestań, to ty mnie wpakowałeś w to spiskowanie, a teraz wypytujesz jak głupiec - syknęła, nalewając sobie szampana ze stolika. Nie miała ochoty na żaden trunek, ale po głębszym przeanalizowaniu sytuacji, stwierdziła, że alkohol to jednak dobra rzecz.
- Lily - zamruczał do jej ucha i przejechał dłonią po jej udzie. - To nasza noc poślubna i nie jestem głupcem - rzucił.
- Severusie - wyszeptała. - Musimy wracać, Lucjusz i Marietta czekają na ciebie w Szwajcarii! - krzyknęła, odsuwając Snape`a od siebie.
- W Szwajcarii? - zapytał zaskoczony. - Rosier i Lucjusz? - był coraz bardziej podejrzliwy, a Greengrass nie wiedziała co się z nim dzieje. Po pierwsze wyglądał świetnie, w porównaniu do swojego stanu sprzed kilku godzin. Po drugie bredził i wypytywał o tak oczywiste sprawy, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie.
- Tak, Malfoy i Rosier! Czekają na ciebie, mieliście wyruszyć w poszukiwaniu Narcyzy - warknęła przez zęby i owinęła się jakimś materiałem, który był pod ręką. Nie chciała kusić Severusa, a kątem oka widziała, że zastanawia się jak ją zaciągnąć do łóżka.
- Zaraz się deportujemy, ale powiedz mi jak Draco i Lia. Dobrze ci się z nimi mieszkało? - Snape uśmiechnął się i pochylił głowę na jedną stronę.
- Nie. Wiesz jak to młodzież, raz się kłócili, a raz… przeżywali swoje wielkie chwile czułości - szepnęła i teatralnie wywróciła oczyma.
- Chwile czułości? - rzucił ciekawskie spojrzenie. - Draco?
Lily odsunęła się od mężczyzny i ułożyła swoje dłonie na biodrach.
- Od kiedy obchodzi ci co robi młody Malfoy? - krzyknęła.
- Opowiedz, siedziałem w tej celi i po prostu się zastanawiałem jak to wszystko wygląda…
Greengrass odwróciła się plecami do Snape`a i wzięła głęboki oddech.
- Wiem, że to twój chrześniak, Severusie, ale chyba należą mu się chwile intymności z tą panną - wyszeptała kobieta, gotując się na myśl o pannie Nott.
- Oczywiście - odrzekł kobiecy, zimny głos.
Lily podskoczyła i spojrzała na Severusa, którego już nie było. Zamiast niego stała Narcyza w jego szatach.
- Co ty tutaj robisz? - krzyknęła ruda.
- Eliksir wieloskokowy - szepnęła pani Malfoy, śmiejąc się z głupoty Greegrass. - Już nie jesteś mi potrzebna.
- Jak to, przecież ty i Severus.. na Sali!
- Och… byłaś taka zachwycona nową obrączką, że nawet nie zauważyłaś jak moi ludzie wywlekli prawdziwego Severusa do lochów - zarechotała i wyciągnęła różdżkę.
- Ty suko!
- To nie ja zdradziłam miejsce, gdzie są moi znajomi- zachichotała, odgarniając swoje złote włosy na plecy.
- Zabiję cię - krzyknęła Lily, ale Narcyza była szybsza.
- Avada kedavra - krzyknęła, ale nie była pewna, czy trafiła w Lily, ponieważ usłyszał pisk kogoś innego.


Tymczasem w południowej Anglii Marietta uklęknęła koło Lucjusza. Była na niego zła, wściekła, ale musiała mu pomóc. Mężczyzna nie ruszał się, a jedyne co robił to patrzył na nią, swoimi stalowymi oczyma i prosił o pomoc. Rosier umieściła jego głowę na swoich kolanach i zdjęła z niego koszulę. Wtedy odwróciła wzrok z obrzydzenia.
Jego ramię było pozbawione skóry, a krew tryskała z żył jak z miejskiej fontanny. Marietta wyciągnęła różdżkę i próbowała opatrzeń go zaklęciem, ale na marne. Chciała wezwać uzdrowiciela, ale nie mogła zdradzić ich położenia.
Kiedy zauważyła, że Lucjusz zasypia, uderzyła pięścią w jego tors.
Była zła, nie tylko za to, że powiedział wszystko synowi, ale za to, że deportował się z nią.
Marietta mruczała mnóstwo zaklęć, które w końcu zaczęły pomagać, choć przynosiły marne skutki. Nagle zauważyła, że Malfoy stracił przytomność. Jej słowa już do niego nie docierały, a rana nadal pozostawała taka jak na początku.
- Lucjuszu - szepnęła, kładąc swoją głowę na jego nagim torsie. - Nie zostawiaj mnie - krzyknęła, ponownie uderzając go w pierś.



Weeny Ola Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narcissa Malfoy dnia Śro 12:45, 24 Sie 2011, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanowska / Wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 4 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare