Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wspolne opowiadanie forumowe vol 2.0 (ZMIERZCH)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Pon 22:52, 18 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Następnego dnia każda z dziewczyn musiała, po mimo dręczących ich przeczuć, wrócić do swoich zajęć. Dafne musiała udać się na „wampirzą” sesję zdjęciową, Ana wrócić do pisania swojej książki a Taylor zagrać koncert. Rano wszystkie spotkały się razem z rodziną Cullenów przy śniadaniu, po mimo, iż oni nie jedli. Esme wszystko bardzo ciekawiło i zadawała wiele pytań. Anę naprawdę denerwowało takie zachowanie. Carlisle twierdził, że zachowuję się tak samo, ale... On nie robił tego w taki sposób. Nie robił tego w sposób narzucający a Esme właśnie tak robiła. Nagle z zamyśleń wyrwał ją głos Carlisle’a:
- Ano, a ty co o tym myślisz?
- O czym? Przepraszam, ale myślałam o czymś.
- O tym – zaczął Emmett – Żebyśmy wieczorem wszyscy udali się na koncert Taylor – uśmiechnął się do panny Brown a Rosalie zmierzyła go zabójczym wzrokiem.
- Chętnie z wami pójdę, ale nie wiem czy będę do końca, bo chciałabym trochę posiedzieć nad książkami.
- Dobrze – uśmiechnęła się Esme do wszystkich – W takim razie idziemy wszyscy.
Rosalie się obruszyła:
- Na mnie nie liczcie! Ja zostaję w domu. Nawet jakbym miała w nim siedzieć sama.
Esme próbowała namówić blondynkę na zmianę decyzji:
- Rose, ale Taylor będzie bardzo miło jeżeli się tam zjawimy wszyscy i będziemy ją...
Taylor przerwała Esme:
- Dobrze, pani Cullen. Jeżeli Rosalie nie chce tam iść to nie musi. Ja jej do tego nie zmuszam.
- Dziękuję za uświadomienie mi tego! – wykrzyknęła Rosalie obrażona – Idę na polowanie!
- Rose... Proszę... - zaczął Emmett z zamiarem uspokojenia swojej towarzyszki, ale ta mu odburknęła – Zostaw mnie! – i wyskoczyła przez okno, by za chwilę znaleźć się w lesie. Przy stole znowu zaczęły się toczyć rozmowy, Emmett wrócił trochę przygnębiony i usiadł na krześle. Chwilę później poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę i usłyszał głos panny Brown:
- Będzie dobrze Emmett – posłała mu lekki uśmiech.
Misiowatemu znów wrócił nastrój:
- Wiem i przepraszam za nią.
- Nie masz za co przepraszać, bo to nie twoja wina.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, na które Dafne, aż podskoczyła, jakby wyrwało ją z letargu.
Carlisle przerwał prowadzoną z Aną rozmowę o legendzie i poszedł otworzyć drzwi. Nagle Dafne usłyszała głos, który mogła by rozpoznać między tysiącami innych. Po chwili do kuchni wrócił sam pan Culllen i zwrócił się do Marcuzzi:
- Dafne, Aro przybył i kazał mi Tobie przekazać, że poczeka za Tobą przed domem. Esme odwróciła się od patelni, która była na ogniu, zostawiła na niej dwa tosty, podeszła do Carlisle’a i spytała się Dafne:
- Wybierasz się gdzieś z Aro?
- Yyy... W sumie to On sam mi wczoraj zaproponował, że pójdzie ze mną na moją sesję zdjęciową.
- Uuu... Sesja pewnie w bikini? W takim razie ja też chcę iść! – zaśmiał się Emmett a Esme zmierzyła go chłodnym wzrokiem.
- Nie. Sesja będzie wampirza – włoszka zaakcentowała ostatnie słowo.
- No dobrze... To wieczorem zobaczymy się na koncercie, tak? – upewnił się Carlisle.
Marcuzzi przytaknęła głową i udała się do swojego pokoju po torebkę. Po chwili była z powrotem na dole, pożegnała się ze wszystkimi i wyszła przed dom.
Ana nagle spojrzała na wszystkich dziwnie:
- Co tu tak śmierdzi?
Taylor nagle spostrzegła, że zza pleców Esme unosi się dym i wykrzyknęła:
– Tosty!
Pani Cullen gwałtownie się obróciła i ściągnęła patelnię z gazówki wrzucając ją do zlewu. Carlisle zaśmiał się a ona się oburzyła:
- Carl! To nie jest wcale śmieszne! To miało być jeszcze śniadanie dla naszych gości.
Taylor uśmiechnęła się:
- Spokojnie... Ja i tak się już najadałam.
Ana przytaknęła swojej koleżance i przyglądała się chwilę małżeństwu Cullenów. Byli tacy szczęśliwi. Widać, że Esme nawet nie potrafiła się na męża gniewać. Po chwili wstała:
- Ja pójdę posiedzieć trochę między książkami – Carlisle uśmiechnął się do niej i panna Mendoza szybkim krokiem wyszła z kuchni.
Taylor odsunęła się od stołu:
- Ja pójdę trochę poćwiczyć przed koncertem.
Emmett odprowadził Polkę wzrokiem i po chwili sam wyszedł.

Dafne wyszła przed dom i ujrzała postać bladego mężczyzny, który na jej widok lekko się uśmiechnął. Wyglądał inaczej niż wczoraj. Nie miał na sobie iście królewskich ciuchów tylko czarne jeansy i białą koszulę. Podszedł do panny Marcuzzi i pocałował ją w rękę:
-Witam... – zmierzył ją wzrokiem – Wyglądasz... pięknie.
- Dziękuję – odpowiedziała zarumieniona dziewczyna i nie potrafiła nic więcej z siebie wykrztusić, aż do chwili.
- To idziemy, czy będziemy tak tu stali cały dzień? – zaśmiał się ironicznie.
- Taak... Idziemy. Ta sesja jest dla mnie bardzo ważna.
Powoli zaczęli iść i Aro od razu zadał Dafne pytanie:
- Ważna... Dlaczego?
- Bo to może być moment przełomowy w mojej karierze. Dzięki tej sesji mogę dostać propozycję lepszego kontraktu.
Dziewczyna była zdziwiona. Aro zachowywał się inaczej niż wczoraj. Nie czepiał się niczego. Był jakiś inny.
Spojrzała na jego ciuchy:
- A gdzie masz swoje królewskie szaty? – uśmiechnęła się lekko. Aro nachmurzyła się trochę mina:
- Ty się ze mnie naśmiewasz?
- A jakbym mogła! Po prostu ubrałeś się dzisiaj... inaczej.
- No nie wiem co by powiedzieli twoi znajomi na sesji gdybym przyszedł ubrany w szaty z przed 400 lat.
- No tak... Uznaliby Cię po prostu za jakiegoś dziwaka.
Aro przystanął i zmierzył ją wzrokiem, a Dafne nie wiedziała co powiedzieć, bo jego wzrok zrobił się trochę groźny.


Ana usiadła wygodnie w fotelu i otworzyła zaczętą wczoraj książkę. Nie potrafiła jej jednak dalej czytać, bo rozmyślała nad legendą, którą przedstawił im wczoraj Aro. Najbardziej przerażała ją wizja, że będą musiały zostać wampirami. Tego najbardziej się bała. Nie wiedziała czy to boli, ile trwa, ale czasami jest lepsza niewiedza niż wiedza. Nagle jej przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Odrzekła krótkie „proszę” i chwile później koło niej siedział Carlisle:
- Znalazłaś coś nowego?
- Nie...
- Może masz jakieś pytania?
Skąd On to wie? – przeszło dziewczynie przez myśl.
- Tak praktycznie to mam... Aro wczoraj nam powiedział, że prawdopodobnie będziemy musiały zostać wampirami... Powiedz mi. Taka przemiana... Jak się odbywa?
Carlisle westchnął:
- Wampir musi Cię ugryźć i tym sposobem wprowadza do twojego krwioobiegu jad. Musi on rozprzestrzenić się po ciele. Trwa to jakieś trzy dni i wcale nie jest przyjemne.
Ana wzdrygnęła się:
- A jeżeli taki wampir się nie powstrzyma i zacznie pić moją krew?
- To wtedy taką osobę – nie chciał konkretnie mówić o Anie, żeby jej nie denerwować – czeka śmierć.
Mendoza zaczęła wpatrywać się w okno. W jej głowie kłębiło się jeszcze tyle pytań... Musiała je komuś zadać.


Taylor usiadła wygodnie na trawie i nie potrafiła nawet ruszyć ręką, bo cały czas myślała o „Femme Fatal”. Najbardziej przerażała ją myśl o zamienieniu w wampira. Ale teraz musi się odprężyć. Czeka ją dzisiaj wyjątkowy wieczór. Cieszyła się, że przyjdzie rodzina Cullenów i dziewczyny, ale najbardziej się cieszyła, że zjawi się tam także Emmett. Uwielbiała jego sposób bycia. Był bardzo troskliwy, zabawny. Nie zazdrościła mu trochę przebywania z Rosalie, ale jak On to ujął: „Do niej trzeba się przyzwyczaić”. Postanowiła już tak dużo nie myśleć i zaczęła śpiewać i grać na gitarze:

Chodź połóż się obok mnie
Chcę w Księżycu, Księżycu tulić Cię
Kochać, kochać, kochać tak
Bez pojęcia, ooo...
Ale odrzuć siebie
Którą nosisz
Którą nosisz w dzień
I pomóż bym ja tak uczynić mógł
Pozostańmy jak...

Tylko Ty
Tylko Ja
Tylko Ty
Tylko Ja


Nagle jej śpiew przerwało klaskanie. To był Emmett:
- Wspaniale! Masz anielski głos! – usiadł obok niej.
- Emmett! Od kiedy tu stoisz?
- Odkąd zaczęłaś grać. Mam pytanie. Sama to napisałaś?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 9:57, 19 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Wow! Kasiu rozdział jest świetny!
naprawdę, od ostatnich rozdziałów strasznie się rozwinęłaś i dlatego Ci gratuluję.
Naprawdę, jestem pod wrażeniem ilości, jak i jakości tego rozdziału.
Tylko tak dalej.
No chyba teraz moja kolej...xD A ja zamiast myśleć o opo ( nie mam zielonego pojęcia jak to pociągnąć), myślę dalej o tym samym xD No ale, jakoś przełknę tę gulę w gardle i coś spróbuję napisać Very Happy


btw. Kasiu! Jak widzę Twój podpis pod każdym postem kiedy coś napiszesz na forum, to serce mi mięknie. Dlaczego ten obrazek jest taki duży? Widzę za dużo szczegółów na twarzy Seva! I to jest takie smutne! A ja nie chcę płakać!!! Very Happy Oczywiście obrazek jest piękny...<3


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 13:46, 19 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Kiedy Dafne rozmawiała z Aro, co chwile dało się słyszeć jakieś szepty dochodzące z różnych części domu. W końcu kiedy wszystko ucichło zegar zaczął wybijać południe.
- Jestem już spóźniona - mruknęła cicho Włoszka dając znać pozostałym, że spotkają się dopiero na koncercie.
- Wychodzimy - stwierdził poważnie Aro, po czym zniknął na kilka sekund i pojawił się na dworze przy samochodzie.
Marcuzzi próbowała nadążyć wzrokiem za wampirem, ale po jakimś czasie zrezygnowała wmawiając sobie, że to po prostu nie możliwe.
Po kilku minut udało jej się dojść do samochodu. Najpierw upewniła się, że zabrała wszystkie potrzebne rzeczy. W drodze na miejsce podane przez sponsora sesji, obydwoje nie odzywali się do siebie. Aro co chwila wydawał z siebie jakieś dźwięki, komentował wydarzenia i opowiadał, jak to bardzo niezręcznie się czuję siedząc obok potencjalnego jedzenia.
Dafne co jakiś czas przechodziły dreszcze. Jej wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, ale stwierdziła, że dzięki temu jej sesja może być bardziej naturalna.
- Tędy, tędy - krzyczał jakiś opalony mężczyzna z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Wyglądał na kogoś kto uczestniczy podczas sesji. Wprowadził dziewczynę do odpowiednich pomieszczeń, a Aro kazał czekać w wyznaczonym miejscu.
Po godzinie przygotowań, mecenas mógł w końcu zobaczyć Dafne, która nie wyglądała jak śmiertelniczka.
Miała na sobie zwiewny, szary materiał, który rozwiewał się pod wpływem wiatraków umieszczonych przed modelką. Jej cera świeciła w ciemnym pomieszczeniu. Dafne była prawie tak blada jak Cullenowie. Jej oczy stały się czerwone, a usta bardziej różowe.
Aro uważnie przyglądał się mężczyznom obecnym na sesji. Szczególnie jednen wydał się podejrzany.
-Bardziej na prawo - powiedział fotograf, pokazując Włoszce pozę o jaką mu chodziło.
Ruda zmarszczyła brwi, oblizała usta, po czym ustawiła się tak jak od niej oczekiwano.
Kilka asystentek wylało jej czerwony płyn na ręce, po czym roztarły minimalną ilość na jej podbródku i ustach.
Dziewczyna wciągnęła powietrze, kiedy zdała sobie sprawę, że to co ma na ustach jest prawdziwą krwią.
- To jest prawdziwa… krew? - zapytała Dafne, kobiety, która pomagała jej przy sesji.
- Miało być realistycznie, to pomysł fotografa - przyznała kobieta i wskazała na bardzo bladego mężczyznę stojącego z aparatem fotograficznym.
Widziała także, że Aro podejrzliwie się na nie go patrzy.
- Wszyscy mają opuścić plan i to pomieszczenie - krzyknął fotograf, który od jakiegoś czasu dziwnie się zachowywał. Kiedy zdał sobie sprawę, że większość osób wyszła zwrócił się do Dafne. Aro nie spuszczał jej z oczu.
- To teraz możemy się zabawić - mruknął podchodząc bliżej Włoszki.
Marcuzzi patrzyła na niego, czuła się coraz dziwniej.
- Femme Fatal - wyszeptał. - Wcale nie tak trudno było was znaleźć - rzucił, ale wtedy Aro skoczył na niego odpychając go od Dafne.
- Jedź do Cullenów, powiedz, że odnaleziono koronę - warknął mecenas siłując się z mężczyzną, który najwidoczniej też był wampirem.
- Odnaleziono koronę? - zapytała niepewnie Dafne idąc ku wyjściu.
- Tak! Powiedz im wszystkim, że pieczęć została złamana, a koronę odnaleziono. I to szybko!- krzyknął widząc dziki szał w swoim przeciwniku.
Marcuzzi biegła do domu. Wiedziała, że kończy karierę. Za wiele osób było w to wszystko zamieszane. Dziewczyna wytarła krew ze swojej twarzy i czym prędzej wsiadła do samochodu. Musiała przekazać tajną informację Cullenom.


Emmett przez chwilę patrzył na drobną Taylor, po czym odważnym ruchem ruszył ku niej. Patrzył na jej długie palce delikatnie zmieniające położenie na gitarze. Wpatrywał się w jej włosy, które co jakiś czas były rozwiewane przez delikatny wiatr, który tańczył wokół leśnych drzew.
- Sama to napisałaś? - zapytał ściszonym głosem, próbując w swojej głowie odtworzyć te słowa.
- Yhm… Tak, to znaczy nie - powiedziała. - Część słów jest zaczerpnięta z mojej ulubionej poezji, ale aranżacja jest mojego autorstwa - wytłumaczyła delikatnie się rumieniąc.
Nie przepadała za takimi sytuacjami, kiedy musiała tłumaczyć wokoło, kto był autorem słów, melodii i tak dalej.
- Ciekawe - mruknął pod nosem. - Jestem ciekaw tego koncertu, chociaż przepadam za bardziej zdecydowanymi tonami muzyki - powiedział uśmiechając się delikatnie.
Taylor przez chwilę mierzyła go wzrokiem.
- Mam w zanadrzu kilka odważnych melodii - przyznała szybko. - Ale do tego nie nadaje się ta gitara - zaśmiała się wskazując na klasyka.
Misiowaty kiwnął głową na znak, że ją zrozumiał, po czym podał jej rękę i nakazał wstać.
- Chyba powinnam już jechać. Pozostali chcieli, abyśmy przeprowadzili próbę generalną przed samym koncertem - stwierdziła pakując swoje nuty i notatki do wielkiej torby.
Emmett zniknął w domu. Brown widziała przez okno, że rozmawia z Rosalie. Blondyna szeroko otwierała usta, co dało Taylor do myślenia. Kłócili się i krzyczeli. W końcu Hale wyskoczyła przez okno, spojrzała na Polskę i uciekła w głąb lasu.
Brown odwróciła się i zaczęła podążać w stronę garażu Cullenów, tak gdzie wcześniej Emmett kazał jej się wstawić.
Po kilku minutach misiowaty przyszedł i odpalił wielki samochód.
- Rose woli dzisiaj pomyśleć i iść na polowanie - stwierdził smętnym głosem. - Ale my możemy już jechać.
Taylor skinęła odruchowo głową. Rzuciła swoją torbę na tyle siedzenie, umiejscowiła gitarę między siedzeniami i zapięła pasy.
Zanim się zorientowała stała przed sceną. Na pozór wszystko wydawało się idealne. Krzesła były umieszczone w kilkunastu rzędach, spodziewano się wielkiej publiki.
Kiedy Polka zauważyła swoich znajomych i organizatorów od razu do nich podeszła. Wytłumaczyli jej kilka ważnych kwestii dotyczących koncertu, po czym Brown zaczęła przygotowania.
W czasie kiedy Taylor szukała swoich notatek i słów, podeszła do niej dziewczyna, która wyglądała na kogoś, kto także ma grać na koncercie.
- Taylor Brown? - zapytała piskliwym głosem, a Polka skinęła głową. - Widziałam cię podczas innych koncertów. Jesteś niesamowita. Mogłybyśmy porozmawiać, moja mama strasznie chce cię poznać - tłumaczyła. - To ona wplątała mnie w ten koncert, jest jedną z organizatorów - mówiła, a Taylor delikatnie skinęła głową. Stwierdziła bowiem, że powinni ją poznać, ponieważ to organizatorom zawdzięcza szansę zaśpiewania.
Zamiast matki dziewczynki, za sceną czekało na nią kilku bladych mężczyzn z czerwonymi tęczówkami. Brown zrobiła tył zwrot, lecz zanim dążyła uciec, ktoś ją mocno chwycił w pasie.
- Nie tak szybko blondyneczko - zaśmiał się któryś z mężczyzn. - To my mamy koronę, potrzebę nam tylko Femme Fatal - rzucił do kogoś kto próbował skrępować Polsce ręce.
- Puszczaj! - krzyknęła, i wtedy Emmett przybiegł do niej. Wiedziała w duchu, że Em ma szansę ich pokonać. Cullenowi udało się wyrwać Brown, po czym zabrał ją w bezpieczne miejsce.
- Co oni ci powiedzieli? - zapytał głośno.
- Powiedzieli, że mają koronę i potrzebują… - nie skończyła, ponieważ misiowaty jej przerwał. Zanim się zorientowała, byli w drodze do domu Cullenów.
- To koncertu nie będzie - mruknął Emmett poganiając Taylor.


Ana wpatrywała się doktora, który milczał od jakiegoś czasu. Bardzo ją korciło, aby zadać mu jeszcze kilka pytań, ale wiedziała, że większość z nich jest nietaktowna i nie na miejscu. Mendoza bardzo dbała o swoją opinię, dlatego stwierdziła, że lepiej siedzieć cicho, niż zadawać mnóstwo pytań.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - zapytał obserwując ją od dłuższego czasu.
Angielka prychnęła, po czym przygryzła dolną wargę.
- O niczym - stwierdziła dość chłodno nie spoglądając na Carlisle`a.
Doktor zaśmiał się przez chwilę i oderwał się od swojej lektury.
- Wampiry widzą najmniejszy gest, czują nawet najdrobniejsze zdenerwowanie i spięcie - wytłumaczył, a brunetka zdawała się nie słuchać.
Wzruszyła ramionami beznamiętnie i przewróciła kolejną stronę książki, próbując rozszyfrować napis, który znajdował się pod obrazem z XVI wieku.
Mendoza zamyśliła się i próbowała sobie wyobrazić taką przemianę, co chwile na jej czole pojawiała się mała zmarszczka, która mówiła o tym, że tę młodą kobietę coś męczy.
- Co się dzieje? - zapytał Cullen przyglądając się Angielce, lecz ta jedynie machnęła dłonią teatralnie.
- Ano! - odrzekł stanowczo doktor.
Mendoza podskoczyła na swoim fotelu i spojrzała wystraszona na doktora. Wiedziała, że wampiry inaczej wszystko przeżywają. Ich złość jest mocniejsza od ludzkiej nienawiści. Ten ton Carlisle`a ją wystraszył.
- Słucham - mruknęła ściszonym głosem, ale czuła, że ręka zaczyna jej drżeć.
- Przepraszam - żachnął się blondyn. - To do mnie nie podobne - przyznała, ale Ana się uśmiechnęła.
- Lepsze to niż ten słodki ton, dwadzieścia cztery na siedem - burknęła chłodno wstając i rozglądając się po pomieszczeniu.
Cullen uśmiechnął się przepraszająco, po czym zdał sobie sprawę, że ostatnio jest coraz mniej podobny do swojej żony. Coś w jego wnętrzu mówiło mu, że on i Esme mają coraz mniej wspólnego ze sobą.
- Chyba masz rację - odrzekł Carlisle biorąc książkę z rąk Any. - A teraz mnie posłuchaj.
Mendoza nic sobie nie robiła z jego słów. Bardzo nie lubiła jak ktoś robił z siebie ważniejszą osobą, niż naprawdę był. Choć wiedziała, że Cullen nie udaje, to coś było nie tak w jego tonie głosu.
-Zamieniam się w słuch - zaczęła pozwalając mu kontynuować.
- Nie powiedzieliśmy wam wszystkiego - przyznał ściszonym głosem, po czym zaczął opowiadać dalej, ale już odważniej. - Nie powiedzieliśmy wam, że pewien klan wampirów, którzy nie uznają rządów Volturi, potrzebuje was, waszej krwi do rytuału koronnego - wytłumaczył, a Ana robiła się coraz bardziej wściekła.
- Macie tutaj papierosy? - zapytała zbijając go z pantałyku.
- Nie - odrzekł. - Ale posłuchaj…
- O nie, nie - warknęła dochodząc do drzwi. - Stresujecie mnie! Nikt nigdy nie mówił mi co mam robić. Jestem dorosłą i niezależną kobietą, która chce w tej chwili zapalić - krzyknęła, po czym zaczęła szukać czegoś w swojej torebce. Zanim się zorientowała, doktor podszedł do niej. Złapał ją za łokieć i przyciągnął do biurka, jego siła była tak wielka, że Angielka aż pisnęła czując jego dotyk.
- To boli!
- Przepraszam - odrzekł. - Ale nie dajesz mi wyboru, jeśli oni odkryją wasze położenie… Będziemy musieli uciekać, zbierając tym samym popleczników.
- Popleczników - zaśmiała się. - Też mi coś.
Carlisle chciał kontynuować, ale wtedy coś się wstało. Ana wciągnęła dym, próbując się uspokoić, a doktor wydał z siebie chrząkniecie, kiedy Dafne wpadła do salonu.
Mendoza odsunęła papieros ze swoich ust i zaśmiała się cicho na wygląd swojej przyjaciółki. Tą jednak nic nie bawiło. Marcuzzi wzięła głęboki oddech i oznajmiła to czego wszyscy się bali:
- Oni złamali pieczęć! Mają koronę!
Na jej słowa, doktor, który próbował być opanowany, popadł w wielki szał i kazał się wszystkim pakować.



Weny Chochlik Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Wto 16:18, 19 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Świetny rozdział Cissa Very Happy!
Dziękuję, też jestem wyjątkowo zadowolona z tego rozdziałuSmile Ale i tak chciałabym wrócić do wspólnego opo z HP. No, ale najpierw skończmy to Wink

A mój obrazek w podpisie...No cóż... Jak sama go widzę to mi serce mięknie, ale jest cudny <3

Weny Chochlik! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PannaSnape dnia Wto 17:03, 19 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Chochlik
Przyszła pani Malfoy
PostWysłany: Wto 21:59, 19 Lip 2011 Powrót do góry
Przyszła pani Malfoy


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z sypialni Dracona (cii to tajemnica - jego rodzice o tym nie wiedzą!)

Korzystając z tego, że jestem przy głosie.

Kasiu - wow! wow! wow! zrobiłaś niesamowite postępy od poprzedniego odpowiadania. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Trzymaj tak dalej!

Ciss - uwielbiam każdy Twój rozdział!

Dafne stała obserwując jak wampiry przemieszczały się w ogół niej i Any. W szarej materiałowej sukience zrobiło jej się chłodno. Poza tym fakt, że mężczyzna został tam sam z tym… czymś, sprawiało, ze zaczynała się niepokoić.
- Carlisle! – krzyknęła – Niech ktoś tam jedzie! On… - głos zaczął jej się łamać – on został tam sam!
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w jej głosie pojawiła się panika. Przyjaciółka rzuciła jej zaniepokojone spojrzenie.
- Daj mi papierosa – warknęła ruda podchodząc do Angielki. Ta niechętnie podsunęła dziewczynie paczkę. Była zdziwiona, wiedziała, że od czasu nastoletniego buntu Marcuzzi nie miała w ustach papierosa. Kiedy Dafne była w połowie pierwszego papierosa pod dom z piskiem opon podjechał Emmett i Taylor, nerwowo tłumaczyli coś Esme, która podbiegła do nich.
- Spakujemy was, tak będzie szybciej. Załóżcie to. – Do pomieszczenia w którym stały wpadła Alice i rzuciła w stronę dziewczyn jakieś ubrania.
- Jasne – szepnęła Ana do zamkniętych drzwi. Dafne skończyła palić papierosa i postanowiła się szybko przebrać. Zauważyła, że w jej ślady poszła Mendoza i ku jej zdziwieniu Polka, która musiała przed chwilą wejść do pomieszczenia.
Każda z dziewczyn naciągnęła na siebie obcisłe jeansy i podkoszulkę. Stanęły naprzeciwko siebie i przez chwilę milczały.
- Musimy stąd wyjechać, tak? – zapytała Brown cicho. Dafne wzruszyła ramionami i wzięła kolejnego papierosa. Musiała się czymś zająć.
- Chyba tak – mruknęła Ana i wyciągnęła w stronę dziewczyny paczkę papierosów. Ta jednak podziękowała i usiadła na fotelu stojącym przy biurku. Mendoza wyciągnęła drugiego papierosa i stanęła przy przyjaciółce.
- Co jest? – spytała cicho, zastanawiając się, czy w ogóle coś uda jej się wyciągnąć od przyjaciółki.
- Martwię się – szepnęła. – Martwię się o niego – uściśliła. Ana wiedziała, że przyjaciółka czuje się z takim uczuciem nie swojo.
- Da sobie radę… - powiedział, mając nadzieję, że ma rację. – Wyjmij soczewki.
Dafne zaśmiała się i zgasiła kolejnego papierosa. Nie mogła zrozumieć, jak ta głupia czynność ją uspokajała.
- Dobrze się czujesz, Taylor? – zapytała Ana, zerkając na blondynkę.
- Tak. Znaczy… nic mi nie jest – odpowiedziała szybko. – Na razie jesteśmy bezpieczne.
Mówiła tak jakby sama się chciała uspokoić.
- Podobno tak – mruknęła Dafne. Wiedziała, że robi źle jednak wyciągnęła z paczki jeszcze jednego papierosa. – Odkupię ci – westchnęła wciągając dym. Jeszcze jeden, góra dwa i zupełnie odpłynie. Potrzebowała tego. Zerknęła na podjazd mając nadzieję, że zobaczy mężczyznę na którego czekała. Wciągnęła dym.
- Chyba nici z koncertu – westchnęła Ana, chcąc przerwać ciszę.
- Tak – burknęła Taylor, naprawdę zależało jej na tym koncercie, miał być drogą do nowego rynku muzycznego.
- Nie martw się – zawołała Dafne i ponownie wychyliła się przez okno. Dopaliła papierosa.
- Nawet o tym nie myśl! – krzyknęła Ana – Wariujesz jak za dużo wypalisz.
Włoszka musiała przyznać jej rację. Niechętnie odsunęła od siebie paczkę, ale wcześniej schowała sobie do kieszeni następne dwa papierosy.
- Chodźcie – do pomieszczenia wszedł Jasper. – Papierosy. – Skrzywił się.
Wszystkie trzy ochoczo ruszyły za nim. Wszystko było lepsze niż siedzenie w pokoju i palenie fajek.
- Hm… Aro wrócił? – zapytała Dafne, a Hale wyczuł, jak dziwnie dziewczyna czuje się martwiąc się o niego.
- Tak – rzucił krótko. – Wypaliły chyba z pół paczki papierosów – rzucił kiedy weszli do salonu. Ktoś skinął głową. Zrobiło się niezwykłe zamieszanie i każdy coś krzyczał i próbował zaproponować. Dziewczyny i próbowały coś z tej rozmowy zrozumieć. Taylor śledziła wzrokiem Emmetta, chłopak kłócił się z Rose, ale w tym całym zamieszaniu nie słyszała szczegółów. Ana rozglądała się po całym pomieszczeniu, zastanawiając się na co czekają. Dafne bez skrępowania śledziła ruchy Włocha, szukając oznak walki. Jednak on wyglądał na niezwykle ożywionego proponując coś Cullenom.


Godzinę później ustalili, że jednak udadzą się do Volttery i tak zaczną szukać popleczników. A przy okazji było to dość bezpieczne miejsce, tam mogli podszkolić Famme Fatal i przekazać im wszystkie potrzebne wiadomości. W wyniku dyskusji w Forks zostali Alice, Jasper, Edward, Rosalie, (stwierdziła, że nie chce pomagać w tej misji i że potrzebuje czasu) i ku zdziwieniu wszystkich Esme. Ta ostatnia wykręciła się jakąś głupią wymówką, jednak nikt nie miał zamiaru na nią naciskać. Jednym większym samochodem dojechali na lotnisko i udało im się kupić bilety na najbliższy samolot do Rzymu, tam mieli po nich wyjechać podwładni Ara.

W samolocie Carlisle usiadł obok Any i początkowo siedzieli w ciszy. Dziewczyna nerwowo uderzała paznokciami w podłokietnik.
- Nie rozumiem, dlaczego nie powiedzieliście nam całej prawdy – rzuciła nagle biorąc do ręki kubek z sokiem pomarańczowym. Musiała czymś zająć dłonie.
Cullen westchnął głośno. Obawiał się tego pytania.
- Początkowo nie sądziliśmy, że oni mogą się o was dowiedzieć. Nie przypuszczaliśmy, że jesteście dość… znanymi postaciami – mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. Dziewczyna musiała mu przytaknąć.
- A później? – wyszeptała.
- Później, kiedy już to sobie uświadomiliśmy pojawili się Quileci, a później Aro i… och uwierz mi, Ano, że mieliśmy inne rzeczy na głowie. Żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że ten ród pojawi się w Ameryce – powiedział i zerknął na dziewczynę. Mendoza skinęła głową.
- Dlaczego… dlaczego nie przekonywałeś Esme? – zapytała i po chwili uzmysłowiła sobie, że jest to aż zbyt osobiste pytanie. – Przepraszam, to nie moja sprawa.
- Nic się nie stało – westchnął cicho.

Taylor siedziała oparta o zimne ramię Emmetta. Milczała wpatrując się w widok za oknem. Lubiła oglądać chmury z góry. Towarzyszyło jej wtedy niesamowite uczucie.
- Niesamowity widok – szepnął chłopak wprost do jej ucha. Brown zadrżała czując jak powietrze z ust chłopaka łaskocze ją w ucho.
- Tak – odpowiedziała cicho – Lubię ten widok. Wydaje mi się wtedy, że wszystko jest takie… takie idealne, spokojne…
Cullen przez chwilę milczał.
- Masz rację – przyznał. Między nimi zapadła cisza. Nie ta z gatunku uciążliwych, ale tych raczej przyjemnych, które się później wspomina. Taylor dziwiła się sobie, że jest taka spokojna. Widziała, że towarzyszki jej doli są jednym wielkim kłębkiem nerwów.
- Teraz będziemy bezpieczne? – zapytała cicho, a chłopak objął ja ramieniem, pozwalając oprzeć się dziewczynie na swojej piersi.
- Tak twierdzi Volturi – mruknął niechętnie.
- Czemu go nie lubisz? – zawołała cicho. Chłopak wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć, że nie jest to odpowiednie miejsce na tego typu rozmowy.

Dafne siedziała sztywno obok Ara. Była zdenerwowana.
- Mógłbyś… mógłbyś coś mówić? – zapytała cicho, słysząc, że jej głos drży. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony. – To mnie uspokaja – dodała.
- Byłaś kiedyś w Volterze? – zapytał, jakby mimochodem. Dziewczyna pokręciła głową. – To naprawdę piękne miasto i bezpieczne – zerknął na nią wymownie. Wiedziała, dlaczego jest bezpieczne. – Może kiedy to wszystko się skończy udało by mi się pokazać ci miasto nocą – mówił po włosku i dziewczyna była mu za to wdzięczna. - Lepiej?
- Trochę. Mam ochotę na papierosa – przyznała, zanim zdążyła się ugryźć w język.
- Ile ich wypaliłaś w ciągu ostatnich kilku godzin? – zapytał świdrując ją spojrzeniem. Wzruszyła ramionami. – Śmierdzisz nimi. – Znowu wzruszyła ramionami.
- Zwykle jesteś bardziej rozmowna – stwierdził i wyciągnął rękę po jej dłoń.


Weny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chochlik dnia Wto 22:00, 19 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Wto 22:11, 19 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Och, ale rozdział!
W koncu nam się akcja posunęła tak, że mamy co pisać i nie popadniemy w rutynę.
I właśnie kocham takie momenty we wspólnych opowiadaniach.
Rozdział cudowny Very Happy

Weeny Kasiu!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Śro 23:03, 20 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Po długim locie w końcu wylądowali w Rzymie. Na lotnisku czekała na nich Jane razem z
Demetrim. Po przywitaniu wszyscy wsiedli do samochodów. Właściwie to nie był zwykły samochód tylko wielka limuzyna. Nikt nie potrafił się odezwać, tylko Aro w kółko opowiadał jak to jest w Volterze. Jakie piękne krajobrazy i piękny zamek. W końcu Dafne się odezwała:
- Mieszkasz tam sam?
- Nie. Mieszkają tam też Kajusz i Marek – moi bracia…
Przerwała mu Jane:
- A twoja ż…. – nie skończyła, bo Aro zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.
Dafne dziwnie spojrzała na Aro i kontynuowała rozmowę:
- Gdzie będziemy spać?
- Jak dojedziemy to zobaczysz. Z resztą jak zostaniesz wampirem tonie będziesz musiała spać. Dafne wzdrygnęła się na samym myśl o tym, ale Aro udał, że tego nie zauważył, więc mówił dalej:
- Cieszysz się, że wracasz w ojczyste strony?
Marcuzzi odparła:
- Voltera nie jest może moim miastem, ale … tak. Cieszę się – uśmiechnęła się lekko do Aro i spłonęła rumieńcem. On się o nią martwił!

Emmett siedział i obejmował Tylor ramieniem:
- Nie boisz się? – zagadnął.
- Coś mówiłeś? – Brown jakby otrząsnęła się z letargu
Misiowaty zaśmiał się i odgarnął zabłąkany kosmyk włosów, który znalazł się na jej twarzy:
- O czym tak myślałaś?
- Ja…A z resztą… Nie ważne – obróciła się w stronę okna.
- Taylor… Mi możesz powiedzieć.
- Wiem, ale… No myślałam o tym dlaczego Rosalie mnie tak nienawidzi i na Tobie się wyżywa.
Em zrobił niepewną minę:
- Widziałaś jak się kłóciliśmy?
Polka przygryzła lekko wargę i tylko pokiwała twierdząco głową..
- Rosalie ma taki charakter. Jest zła jak nie poświęcam jej dużo uwagi i zajmuje się kimś innym, w tym przypadku Tobą. Ja robię to, bo poprosił mnie o to Carlisle z Esme. Rose widocznie tego nie rozumie, a mi na niej zależy.
Brown spojrzała na niego niepewnie:
- Kochasz ją?- po chwili zdała sobie sprawę, że zadała trochę niewygodne pytanie i przyłożyła sobie rękę do ust – Przepraszam….Ja… Nie powinnam…
- Spokojnie Taylor. Tak, kocham Rosalie. Po mimo, że ma ten swój charakterek.

Ana siedziała spokojnie i przyglądała się swojej przyjaciółce jak rozmawia z Aro. Widziała, że Dafne coś czuje do tego wampira. Rumieniła się przy nim, a nawet czasem jąkała. Spojrzała na Carlisle’a, który siedział obok niej. Miał wyraźnie smutną minę i spoglądał nieobecnym wzrokiem w okno. Spytała się cicho:
- Dlaczego jesteś smutny?
Cullen szybko się uśmiechnął i zaczął Mendozie kłamać w żywe oczy:
- Nie jestem.
Ana pomyślała, że to może przez jej pytanie.
- Carlisle, jeżeli to przez moje głupie pytanie dotyczące Esme, to bardzo Cię przepraszam. Nie powinnam, bo to twoje prywatne sprawy.
- Nie, nie mam Ci tego za złe. Po prostu martwię się co teraz będzie. Teraz już jestem pewny, że nie obędzie się bez przemienienia was w wampiry. Przepraszam – dodał po chwili namysłu – Mogliśmy wam o tym wszystkim wcześniej powiedzieć. Ale myślałem, że oni się nie pojawią, że nie znajdą Korony i nie będą potrzebowali waszej krwi.
- To nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć? Jednakże… Będziemy musiały teraz czły czas być w Volterze?
- Tak… Będziemy was uczyć walki i postępowania ze swoimi darami, ale najpierw…
Ana dokończyła za niego:
- …zamienicie nas w wampiry.


Przepraszam, że taki krótki i mętny, ale ból głowy i brzucha to masakra! Obiecuję, że następnym razem się poprawię! Wink
Weny Cissa Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 11:07, 21 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Nie no luzik, najgorszy nie jest... Very Happy Rozdział podoba mi się, ale teraz moja kolej xD
Dzisiaj coś powinno się pojawić xD Bo jutro znowu jadę do kina na HP, wiec mogę nic jutro nie wydusić z siebie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Pią 23:41, 22 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Po jakimś czasie wszyscy wzdrygnęli się i popatrzeli na siebie. Samochód się zatrzymał, a drzwi otworzyła zakapturzona postać, która nie wyglądała przyjaźnie.
Aro uśmiechnął się szeroko i poklepał Dafne po ramieniu.
- Nie bójcie się - klasnął w dłonie, po czym wyszedł pierwszy i od razu ruszył w stronę cienia odszukując młodą pannę Marcuzzi wzrokiem.
Carlisle był już w Volterze, dlatego wielkie budowle nie zrobiły na nim żadnego wrażenie. Zerknął przelotnie na Anę, która próbowała sobie coś poukładać głowie, po czym ruszył za pozostałymi, trzymając się prawej strony drogi, gdzie był cień.
Emmett popychał Volturi, by dostać się na sam przód wyprawy. Kiedy w końcu zmierzył się z wampirem, który prowadził „grupę” zorganizowaną, postanowił z nim pogawędzić.
- Płacą ci za tę robotę? - żachnął się zacierając ręce, jakby oczekiwał jakiejś nieziemskiej propozycji. Po chwili dołączyła do niego Polka, nerwowo zerkając na zakapturzoną postać.
Misiowaty czekał jeszcze chwilę na odpowiedź, niestety się jej nie doczekał. Wampir, który szedł obok niego, dziwnie kołysał się na prawo i lewo, wydawało się, jakby wcale nie był nieziemskim stworzeniem.
Przecież wampiry utrzymują równowagę w każdych warunkach!
- On jest chyba chory - oznajmiła Taylor chwytając rękawa Emmetta.
Parę osób za nimi burknęło coś niezrozumiałego, zaś inni zaczęli się śmiać.
W takiej atmosferze dotarli do jakiegoś małego przejścia pod mostem. Następnie zanurkowali pod ziemię. Zeszli z parunastu schodów, aż dotarli do windy. Młoda wampirzyca, z długimi włosami wskazała każdemu drogę.
Kilka minut trwało dojście do długiego korytarza, gdzie rzesza wampirów rozeszła się a swoje strony.
- Jane, ubrania dla naszych gości - powiedział Aro wyginając się dziwnie w stronę sekretarki, która trzęsła się na samą myśl bliskości mecenasa.
Dafne prychnęła na chwilę, by po chwili zauważyć, że cała się trzęsie.
Ciemnowłosy wampir zignorował jej zachowanie, wiedział, że kiedy zwróci jej uwagę, dziewczyna obleje się rumieńcem, co źle wpłynie na pozostałe wampiry, które nie przywykły do towarzystwa ludzi, w normalnych warunkach.
Czekali w nerwowej atmosferze.
Ana wertowała kartki swojej książki i dowiadywała się coraz więcej. Z jej ust co chwila wyrywało się ciche westchnięcie, co rozpraszało doktora. Cullen zerkał na nią kątem oka, nie móc przeoczyć żadnego z jej gestów.
- Ubierzcie to i udajcie się do wielkiej Sali, Alec wskaże wam drogę - powiedział ktoś zza rogu, a Aro swoim śmiechem potwierdził tę instrukcję.
- Bajecznie - mruknął w stronę Dafne, która próbowała zapiąć, długą, czarną pelerynę.
Kiedy już się ubrali, Ana spojrzała na Marcuzzi i zaczęła się głośno śmiać. Taylor znieruchomiała i próbowała się dowiedzieć, dlaczego dziewczęta się śmieją.
- W tej pelerynie wyglądam jak… - zaczęła Dafne, ale to Ana skończyła jej zdanie.
- Jakbym uczęszczała do Hogwartu - skończyła Ana, ale po chwili się uciszyła, kiedy zdała sobie sprawę, że wampiry nie rozumieją jej żartu.
Taylor w końcu zrozumiała anegdotę i skinęła głową. Faktycznie, ich ubrania wyglądała jak magiczne szaty.
- Nie wiecie co to „Harry Potter”? - zapytała cicho Dafne patrząc na pozostałych, ale oni wyglądali jakby co dowiedzieli się, że odkryto Amerykę.
Ana się zmieszała. Przez całą drogą do Voltery starała się być profesjonalna i wyrafinowana, szczególnie wtedy kiedy Carlisle ją cały czas obserwował. I dopiero teraz zrobiła z siebie dziecko, ogłaszając wszem i wobec, że ona i Dafne, są największymi fankami Harry`ego Pottera.
Zapanowała cisza. Dziewczyny zwiesiły głowy i postanowiły się już nie odzywać. Zaraz po tym, Jane wróciła wręczyła Aro małe, trzy tajemnicze przedmioty.
Aro natomiast rozdzieli przedmioty pomiędzy siebie, Emmetta i Carlisle`a.
- Co to jest? - warknął misiowaty obracając srebrne coś między palcami.
- Emmett to jest - zaczął Carlisle i przełknął ślinę. Nikt nie wiedział po co to robi, ale on chciał być taki ludzki, nawet w takiej sytuacji. - To o czym rozmawialiśmy nad potokiem, kiedy opowiedziałem ci o koronie - wyjaśnił, nie chcąc mówić za wiele. Bał się, że dziewczęta mogą zacząć coś podejrzewać.
- Już wiem - krzyknął i nastała cisza.
- Myślę, że wytłumaczę Dafne co to jest i jak ma się z tym obchodzić. Weźcie dziewczyny i powiedzcie wszystko - jego kąciki ust powędrowały ku górze. - Koniec tajemnic - mruknął pod nosem, by po chwili zaśmiać się ironicznie i zniknąć z Marcuzzi za rogiem.


Emmett stał obok Taylor w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Brown przydeptywała z nogi na nogę, aż w końcu osunęła się po ścianie i usiadła na ziemi.
- Co to jest? - zapytała nie patrząc na Cullena.
Mężczyzna obrócił się do dziewczyny i uklęknął przed nią. Oparł swoje dłonie na jej kolanach i położył na jej nodze, nie wielki, lecz bogato zdobiony, srebrny pierścień.
- Wasza ochrona - szepnął nie spuszczając z oka małej obrączki.
- Możesz mówić jaśniej? - zapytała chwytając jego dłoń. Emmetta zaskoczył ten ruch, dlatego odsunął się od Taylor.
- Pierścień Zagłady, zwany przez starożytnych, pierścieniem cnoty, talizmanem, źródłem ochrony - mówił. - Nazywaj to jak chcesz - nagle się zaśmiał.
- Emmett… - powiedziała nagle. - Ja się boję - spanikowała. Wzięła pierścionek w ręce i zaczęła nerwowo powtarzać, to co już usłyszała.
- Zagłada, cnota, talizman - wymieniała, po czym bez wahania włożyła go na palec, ale Cullen szybko go wyrwał.
- Nie możesz… Musisz tego chcieć. - warknął.
- Dlaczego, chyba jest dla mnie? - zapytała lekceważąc jego słowa.
- Taylor, proszę. Nie zaczynaj - był zdenerwowany. - Wyjaśnię ci wszystko, tylko daj mi chwilę - szepnął siadając obok dziewczyny i owijając ją swoim ramieniem.

Aro zaprosił Dafne do swojej komnaty, po czym pozwolił jej usiąść na fotelu przez siebie wskazanym. Dziewczyna miała do wyboru najlepsze siedziska, trunki. Wszystko co chciała lecz ona milczała, jakby tego od niej oczekiwano.
- Rozgość się - zachęcał, po czym obnażył swoje uzębienie.
Marcuzzi dostała dreszczów, po czym automatycznie, niemalże jak robot, usiadła na wielkiej czerwonej sofie, niedaleko obrazu, który widziała w książce Any.
Ruda przyglądała się badawczo przedmiotowi, który Aro ściskał w swojej dłoni.
- To część tego wszystkiego - stwierdziła, nie zadając pytania, tak jakby to teraz ona czytała w jego myślach.
- Bardzo mądre, panno Marcuzzi - szepnął dość intrygującym głosem.
Dafne skinęła głową na dźwięk swojego nazwiska, po czym próbowała się wyluzować, zjechać trochę z oparcia, ale nie potrafiła.
- Jesteś spięta - oznajmił siadając bardzo blisko jej. - Mówiłem, że możesz się rozgościć… Moje dziecko - żachnął się biorąc dłoń Dafne w swoje objęcia.
- Mogę to zobaczyć? - zapytała, po czym Aro wskazał na pierścień. Opowiedział wszystko dokładnie, kto był jego właścicielem, jaką ma moc i dlaczego teraz należy do Włoszki.
- To średniowieczna pamiątka? - zapytała czując, że robi jej się duszno.
- Starożytna, moja kochana - wyszeptał, a Dafne zamarła słysząc jego słowa na swój temat.


Ana nie chciała się odzywać do doktora. Wiedziała, że zrobiła nie fajne wrażenie przyznając się do takiej literatury. Jej krąg znajomych, prócz Dafne, był przekonany o jej guście.
- Możesz się odezwać - odrzekł po chwili Carlisle, ale dziewczyna szepnęła coś w stylu „jasne”.
W końcu, poprowadził ją do długiego korytarza, skręcił w lewo, gdzie ich oczom ukazało się małe pomieszczenie, które było drzwiami do olbrzymiej komnaty.
Mendoza zaczęła nerwowo szukać w swojej torebce papierosów. Ostatnio była tak zdenerwowana, że tylko ten gest mógł zdziałać cuda.
Carlisle wyszeptał coś, po czym gwałtownie do niej podszedł i chwycił ją za dwa nadgarstki. Następnie z równie wielką delikatnością posadził ją na krześle i usiadł naprzeciwko niej.
- O czym myślisz? - zapytał, zbijając ją z pantałyku.
- O tym - syknęła i wskazała na jego pięść.
Cullen przez chwilę patrzył na jej dłonie, po czym jedną z nich chwycił, zmuszając tym samym żeby na niego spojrzała. Kiedy zerknęła na niego, położył pierścień na wewnętrznej stronie jej dłoni.
Ana nie zawahała się, tylko chwyciła błyskotkę i już prawie miała włożoną na palec, jednak Carlisle był szybszy, zdążył wyciągnąć pierścień i powiedział wszystko co wie o jego mocy.
- Czyli nie mogę go nosić do… - zawahała się. - Zaślubin mojej wiary? - zapytała niepewnie.
- Tak - powiedział krótko. - Podczas przemiany w wampira odbędzie się ślubowanie, gdzie mężczyzna zapieczętuje waszą ówczesną postać.



Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na rozdział.
Weeny Kasiu! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Wto 11:55, 26 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

- Albo wiesz, co? Chodź…
Emmett pomógł wstać Taylor z ziemi i z tego malutkiego, ciasnego pomieszczenia znaleźli się w wielkiej komnacie.
- Wow - to było jedyne, co zdołała wykrztusić.
Emmett zaśmiał się:
- Pomieszczenia w pałacu Volturii potrafią robić wrażenie, co?
- Yhym… Ale nie zmieniaj tematu – spojrzała na niego poważnie. – Miałeś mi wszystko wyjaśnić. Czekam….
Misiowatemu zrzedła mina i wskazał blondynce sofę:
- Usiądź. – Em zrobił to samo i znów objął Taylor ramieniem. Dziewczyna zadrżała od dotyku jego zimnych rąk, a ten się tylko uśmiechnął i obracając w dłoniach pierścień zaczął mówić:
- Więc ten pierścień to jest pamiątka, starożytna pamiątka po Femme Fatal. Po twojej poprzedniczce. – ujrzał, że Taylor chcę coś powiedzieć – Nie przerywaj, proszę Cię. Każda Femme Fatal będzie musiała wybrać sobie towarzysza, który będzie jej towarzyszył w Dniu Zaślubin.
- W Dniu Zaślubin?
- Tak… To będzie dzień kiedy zostaniecie przemienione w wampiry.
- A co ma do tego ten nasz… towarzysz? – spytała zaskoczona.
- On będzie musiał te zaślubiny przypieczętować.

Ana zadrżała.
- A te zaślubiny? Czy to konieczne?
Carlisle westchnął:
- Tak… One będę was w jakiś sposób chronić.
- To znaczy, że nasi towarzysze też będą nas chronić. – stwierdziła dziewczyna..
- Dokładnie – Carlisle posłał ku dziewczynie piękny uśmiech.
- Hmmm… A skąd mamy znaleźć tych… towarzyszy?
Cullen uśmiechnął się i pochwycił Anę za rękę.
- A myślisz po co ja tu jestem?
Ana przełknęła głośno ślinę:
- Wy macie nimi być?
- Tak…
- Zaraz, zaraz… To trochę wygląda jakby było wszystko ustalone – zaczęła znowu nerwowo przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu papierosów. Gdy wyciągnęła paczkę i już zabierała się do wyciągania papierosa, Carlisle złapał ją za rękę:
- Nie! – zabrał jej paczkę z rąk – Niszczysz sobie zdrowie.
- Daj spokój! To moje życie… wstała gwałtownie z krzesła, wyrwała Cullenowi z ręki paczkę i podeszła do okna.

Gdy Aro opowiedział wszystko Dafne, o pierścieniach, towarzyszach, zaślubinach ta jeszcze bardziej otwarła usta.
- Aro zaśmiał się ironiczni:
- Zamknij tą buzię, bo wyglądasz mało inteligentnie – dotknął jej podbródka, tym samym zamykając jej buzię – O tak lepiej.
- Dziewczyna siedziała zarumieniona, ale w końcu odzyskała głos.
- Więc tak… - dziewczyna zaczęła, a Aro patrzył na nią z zainteresowaniem – Są trzy Femme Fatal i ich towarzysze. I są pierścienie ochrony, które zapieczętują naszą przemianę w wampiry. Na nasz palec muszą włożyć je towarzysze, którzy muszą być wybrani przez nas, tak?
- Dokładnie – kiwnął głową Aro - Jesteś bardzo inteligentną kobietą Dafne… - dotknął jej szkarłatnego policzka i za chwilę się skrzywił:
- Znowu to robisz!
- Co robie? – odpowiedziała nieświadomie Włoszka.
- Masz takie czerwone policzki! Skończ…
- Ale przecież mówiłam, że ja tego specjalnie nie robię. To wszystko przez…
- Przez co?
Przecież mu nie powiem, że mnie intryguje jako mężczyzna…
- Nie, nie… Już nic… - nie spojrzała nawet Aro w oczy, a ten chwycił jej rękę i po chwili już był w jej umyśle.


Przepraszam, że tak długo… Rzeczy martwe
Weny Cissa Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Czw 10:38, 28 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Taylor zamilkła na chwile, kiedy usłyszała o zapieczętowaniu zaślubin przez towarzysza dziewczyn. Emmett podchodził do tego na większym luzie, choć dziewczynie udało się zarejestrować kilka nerwowych ruchów wampira.
- Czyli już wszystko wiem? - zapytała nagle wstając i otrzepując spódnicę.
Cullen skrzywił się.
- Mniej więcej - wykrztusił zwieszając głowę, po czym zaczął się bawić swoimi dłońmi.
On był zestresowany!
- To mniej, czy więcej? - dodała, kiedy zaczęła sobie zdawać sprawę, że tak naprawdę nic nie wiem, prócz faktu przemiany w wampira, pierścieni i zaślubin.
- W teorii wiesz praktycznie wszystko - zaczął.
- Ale praktyka to inna bajka - skończyła za niego, a Emmett zaśmiał się pierwszy raz od kilku minut.
- Nie powiedziałem ci o praktyce nic, ponieważ sam nie wiem jak to będzie wyglądało, z tego co wiem, najwięcej wiedzy posiada Aro i Carlisle na ten temat. Ale nie zapominaj, że Aro tu mieszka, a Carlisle spędził tu wiele lat swojego życia, więc mieli dostęp do materiałów, których w życiu nie widziałem na oczy - wytłumaczył spokojnie.
- Wiesz co, to nie wydaje się takie straszne - odrzekła Brown przygryzając wargę. Próbowała okłamywać siebie i Cullena, a doskonale wiedziała, że wcale nie będzie dobrze.
- Aro prosi was do wielkiej Sali - powiedział beznamiętnie Alec wchodząc do komnaty, w której znajdowali się Taylor i Emmett.
Po swoich słowach szybko opuścił pomieszczenie.
- Może teraz dowiemy się więcej? - zapytała Polka, a Em skinął głową.
- Więc ruszajmy - oznajmił i opuścili komnatę.

Aro ujął dłoń Dafne, po czym odskoczył od niej nie zmieniając swojej miny. Oddalił się o kilka kroków do tyłu i zaczął na nią patrzeć podejrzliwie.
Włoszka próbowała dopatrzeć się na jego twarzy, co się mogło stać.
- Coś się stało? - zapytała jakby nigdy nic, kiedy on zaczął przyglądać się swojej ręce.
- Wydawało mi się, że mogę cię przejrzeć - szepnął, po czym histerycznie zawołał. - Nosisz w sobie piętno poprzedniej Femme Fatal!
- To chyba normalne? - zapytała, przypominając sobie te opowieści o poprzednich kobietach, które żyły w innej epoce.
- Nie, nie, nie - powtarzał i uśmiechnął się szeroko. - To dość niezwykłe jak na warunki naszej cywilizacji - wytłumaczył nadal przyglądając się swojej dłoni.
- Naszej cywilizacji?
Marcuzzi próbowała coś wymyśli. Aro raz odskakiwał od niej, po czym uśmiechał się tajemniczo, innym zaś razem był tak blisko jej, że jej policzki płonęły. Dziewczyna nie potrafiła się dopasować do jego nastroju.
- Myślałem, że będziecie, że ty będziesz przesiąknięta dzisiejszą technika, wynalazkami… - przerwał. - A widziałem w tobie nic prócz wspomnień, które nie należą do ciebie. Chyba, że żyłaś w czasach królów, rycerzy i koni - zażartował, lecz Dafne się nie uśmiechnęła.
Włoszka kiwnęła przecząco głową, a mecenas kontynuował:
- Pozwól mi dotknąć jeszcze raz.
Ruda podeszła do niego, nie patrząc w jego oczy. Widziała, że zaczyna drżeć. Następnie podała swoją rękę mężczyźnie, który po raz kolejny starał się coś zobaczył.
Odsunął się od niej gwałtownie.
- Jane, Alec! - krzyknął. W tej chwili przyprowadzić pozostałych - warknął. - Nie możemy dłużej czekać! - syknął, kiedy Jane wydawała się rozkojarzona.


Kiedy Carlisle próbował dziewczynie wyperswadować papierosy, ta jeszcze bardziej go nie słuchała. Podeszła do okna i zapaliła, zaciągając się dymem. Po chwili odwróciła się do doktora i machnęła na niego ręką, w której trzymała papierosa.
- To wygląda tak, jakby wszystko było już ustalone z góry - rzuciła. - I wiesz co? Nie podoba mi się to, bo o ile wiem, nie zgłaszałam się do tego - żachnęła się posyłając blondynowi wściekłą minę.
- Myślę, że zanim poważnie porozmawiamy, ty się troszeczkę uspokoisz - mruknął w jej stronę.
Ana prychnęła.
- Jak jego żona - szepnęła sama do siebie i wierzyła, że tego nie słyszał.
- To, że nas nie lubisz, nie zmienia faktu, że uczestniczymy w tym razem - odrzekł.
Mendoza zaciągnęła się, po czym wyrzuciła filtr za okno.
- Carlisle - powiedziała. - Mogę ci mówić po imieniu? - zapytała łagodnie.
Doktor skinął głową.
- Gdybym była aktorką, zaczęłabym teraz grać i nawet byś nie poznał, że to nie prawdziwa ja. Gdybym była kimkolwiek, umiałabym wykorzystać swoje doświadczenie, ale nie jestem! Jestem pisarką, która chce tylko odnaleźć swoją rodzinę i dowiedzieć się kim jestem - warknęła na niego przeczesując swoje włosy palcami.
- Uspokój się - rzekł analizując jej słowa w skupieniu. - Wszystko będzie dobrze.
- O nie, nie, nie. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, szczególnie ty - syknęła. - Ja nawet nie wiem kim ty jesteś. Zjawiam się u ciebie w domu i bum, lądujemy tutaj razem i jesteś jakimś moim towarzyszem, razem z tym pierścieniem - dziewczyna wyrzucała z siebie w wszystko, kiedy do pomieszczenia weszła Jane.
- Nadszedł czas, Aro chce was widzieć w wielkiej Sali - oznajmiła i wyszła za drzwi, chcąc ich poprowadzić do celu.
- Cudownie, wszyscy coś chcą! - mruknęła wychodząc za Jane i Carlisle`em.


Kiedy wszyscy dotarli do wielkiego, wręcz olbrzymiego pomieszczenia, zrobiło się dziwnie cicho.
Ana próbowała uśmiechnąć się ironicznie do Dafne, ale jej nie wyszło i jedyne co posłała dziewczynom to grymas.
Taylor stała koło Emmetta, który zawzięcie jej coś tłumaczył. Aro trzymał się z daleka od Dafne, bał się ją dotknąć po raz kolejny, jakby miał doświadczyć jakiejś przykrej wizji. Carlisle natomiast starał się być blisko Any, która oddalała się coraz bardziej, chcąc pogłębić dystans między nimi.
- Wierzę, że to poważne - zaczął doktor patrząc na mecenasa.
- Pilne, nie wiedziałem, że piętno poprzednich wykiełkowało i dojrzało w tych kruchych ciałach - wytłumaczył Aro, a Carlisle kiwnął głową rozumiejąc doskonale o co chodzi.
- Znowu my nic nie wiemy - rzuciła Mendoza beznamiętnie, a Włoszka jej powtórowała. Brown kiwnęła głową.
- Zaraz się dowiecie, myśleliśmy, że to nie możliwe - powiedział nagle Emmett.
- Ale zanim to… Musimy przyspieszyć wszystko z czym czekaliśmy - syknął Aro, nerwowo chodząc po Sali.
- Przyspieszyć co? - zapytała Marcuzzi.
- Czytając twoje myśli, zdałem sobie sprawę, Że mamy czas do najbliższej pełni - oznajmił, a Emmett krzyknął.
Carlisle się zamyślił.
- Tylko tydzień? - zapytał smutny doktor.
- Tydzień na co? - Brown była rozkojarzona, a Dafne i Ana już wiedziały o co chodzi.
- Na przemianę i zaślubiny - powiedzieli razem mężczyźni i zapanowała paniczna cisza.



Weny Kasiu Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Sob 20:50, 30 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Pierwsza odezwała się Ana:
- Czyli...za tydzień już będziemy wampirami. – po chwili namysłu dodała – A jeżeli my tego nie chcemy?
- Ana...
- Carlisle! Już mówiłam, że to mi się wcale nie podoba!
Aro podszedł do awanturującej się dziewczyny:
- Zrobisz to, jeżeli chcesz przeżyć!
Cała reszta nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa i Aro kontynuował:
- Teraz już nie ma drugiego wyjścia. Ten drugi ród wie kim jesteście i gdybyśmy was tylko wypuścili, bez skrupułów by was złapali i użyli do rytuału!
Zapał Mendozy trochę ostygł, więc Carlisle odsunął ją od Aro i wtedy odezwała się Taylor:
- A skąd... – przerwała, a Emmett ścisnął jej rękę w ramach wsparcia i dziewczyna momentalnie nabrała pewności siebie – ... skąd macie 100 % pewność, że to trzeba zrobić wcześniej?
Ana teatralnie przewróciła oczyma, a Aro odpowiedział na pytanie Polki:
- Widziałem wspomnienia Dafne. Ale te wspomnienia nie są jej. One są jej poprzedniczki. Myślałem, że będziecie w sobie miały tą całą współczesność, a tu…
- Co tu? – żachnęła się Ana
- Tu konie, rycerze i tak dalej… XVI wiek.
Dafne cicho wyszeptała:
- To może sprawdzimy czy Ana i Taylor też mają te wspomnienia? Wtedy będziemy mieli pewność.
- Bardzo mądre Marcuzzi! – odrzekł Aro, co sprawiło, że dziewczyna się zarumieniła co nie uszło uwadze jej przyjaciółki, która stała już spokojnie obok Carlisle’a. Mecenas kontynuował – W takim razie… Mendoza…Podejdź tutaj…
Ana zrobiła krzywą minę, ale wykonała polecenie wampira, który, gdy się przy nim znalazła, pochwycił lekko jej dłoń.

Mendoza jako księżniczka…Książę…Dwór książęcy…

Aro puścił rękę dziewczyny, a ta od razu zarzuciła go pytaniem:
- I…?
Wampir zrobił krzywą minę:
- Nie musisz być bezczelna Mendoza… Widziałem to samo co u Dafne, tylko, że z małą zmianą, bo u Ciebie widziałem jak siedzisz na książęcym tronie, a u Dafne widziałem zupełnie co innego…
- Na tronie?! – wykrzyknęła ze zdziwieniem Ana.
- Na tronie - odpowiedział ze spokojem Aro – Przecież opowiadałem wam, że w legendzie twoja poprzedniczka była księżniczką, prawda?
- Tak, ale to może oznaczać… - nie dokończyła, bo Dafne przerwała jej wypowiedź:
- A co widziałeś u mnie…?
- U Ciebie… Jak pozujesz do obrazu pewnemu malarzowi, który jest zachwycony twą urodą – rzekł Aro i zlustrował Marcuzzi wzrokiem.

Czemu On to robi? Nie każe mi się rumienić, a sam się na mnie patrzy i powoduje te rumieńce!

- Brown… Jeszcze ty. Podejdź tutaj – posłał w jej stronę ironiczny uśmiech. Dziewczyna z lekkim lękiem podeszła do wampira, który wziął w swoje ręce jej drobne dłonie.

Brown śpiewa i gra na dworze książęcym Mendozy…Rycerz…

Taylor nawet nie zdążyła się odezwać, a zza jej pleców usłyszała głos.
- Co widziałeś? – to był Emmett.
Aro popatrzył na Polkę:
- Widziałem to samo co u Marcuzzi i Mendozy, tylko, że pierwsza wizja była wyjątkiem…
- No kto by pomyślał… - mruknęła pod nosem Ana.
Aro kontynuował:
- Pierwsza wizja Brown jest taka, że śpiewa i gra zabawiając ludzi na książęcym dworze.
Taylor odeszła od wampira i stanęła obok Emmett, który momentalnie objął ją ramieniem, za co posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
Nagle odezwał się Carlisle:
- To znaczy, że od jutra zaczniemy je przygotowywać?
- Tak, Cullen. Jutro – teraz już zwracał się do wszystkich – z samego rana, spotykamy się tutaj, w tej Sali i zaczniemy wasz trening.
Wszyscy kiwnęli głowami, chociaż Ana zrobiła to tak niemrawo.
- No a teraz: do łóżek! Musicie być jutro w pełni sił fizycznych i psychicznych. Swoje komnaty już znacie. Panno Marcuzzi. Pójdzie pani ze mną.
Dafne kiwnęła głową i po chwili już ich nie było.
Ana jakby dopiero zrozumiała co jest grane:
- Świetnie! Jasne! Tak jak już mówiłam: to jest już wszystko ustalone!
Carlisle podszedł do dziewczyny:
- Ana, spokojnie… - chwycił ją za ramię – Choć, pogadamy w pokoju…
Mendoza była naburmuszona, ale poszła za Cullenem. Emmett spojrzał na Taylor:
- Ty też masz jakieś zastrzeżenia czy możemy ze spokojem iść? – uśmiechnął się.
- Nie…Choć… Ty gdzie będziesz spał?
- No z tego co wiem to razem z tobą w jednym pokoju – posłał jej rozbrajający uśmiech co zamurowało kompletnie dziewczynę i taką kompletnie zbitą z tropu, misiowaty wyprowadził z Sali.


Weny Cissa Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 21:39, 30 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

Aaaww!
Super rozdział, bardzo mi się podoba.
Ja napisze coś jutro w południe, albo zacznę dzisiaj, skończę jutro po jazdach Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PannaSnape
Puchon
PostWysłany: Sob 21:42, 30 Lip 2011 Powrót do góry
Puchon


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Snape Manor ^^

Naprawdę?
A ja myślałam że napisalam totalne dno...
Nie no..dzięki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Narcissa Malfoy
Administrator
PostWysłany: Sob 21:44, 30 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 03 Gru 2010

Posty: 983
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Malfoy Manor, dokładnie ściana przy sypialni Dracona! Ah ... salon i winnica!

nie no co Ty, ten mi się bardzo podoba.
Jest kilka zdań, gdzie składnia jest jakaś taka niewyraźna, ale ogólnie treść nadrabia całość, więc jest naprawdę dobrze Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SSLYTHERIN - DARK SIDE Strona Główna -> Twórczość fanów Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare